Świętokrzyskie Błotnisko w Pińczowie

Tekst: Mateusz Rybak

rybak start 2Wminioną niedzielę 17 lipca nasza drużyna pojawiła się na starcie kolejnego już maratonu organizowanego w ramach cyklu Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej. Tym razem edycja miała miejsce w Pińczowie i pośród naszych zawodników budziła trochę kontrowersji. Głównym argumentem przeciwko tej edycji była z pozoru nudna trasa rozgrywana na rundach. Dystans fan miał do pokonania 2 identyczne rundy, Masters zaś 3. Dawało to odpowiednio 50 km / 860 metrów w pionie oraz 73 km i 1260 m w pionie. Drugim argumentem marudzących kolegów była pogoda. Rano nie było wprawdzie przesadnie zimno, ale chmury i deszczowa prognoza nie podnosiła morale w zespole.

Krysia trasaStart najdłuższego dystansu przełożono o kilkanaście minut, tak aby nie doganiać za szybko dystansów fan i family, które startowały w odstępach ok 15 minutowych. Na starcie Mastersa stanęliśmy w następującym składzie: Krysia, Karol, Michał, Wojtek i ja (Mateusz). Start przebiegał dość leniwie i przez pierwsze 5 km jechaliśmy zwartą grupą, tak naprawdę do pierwszego ostrego podjazdu, gdzie się łączyliśmy z pętlą XC z poprzedniego roku. Niestety moja Adrian trasadyspozycja tego dnia była trochę osłabiona uczestniczeniem w wieczorze kawalerskim kolegi w piątek – wyborowe trunki nie działają izotonicznie, a gra w Zorbal w sobotę sprawiła, że zakwasiłem trochę mięśnie. Dlatego przez pierwsze 15 km pierwszej pętli czułem się jak drewniany Pinokio. Mięśnie nie działały jak powinny, a na zjazdach brakowało mi trochę flow. Odbiło się to trochę na mojej pozycji, bo wypadłem poza pierwszą dziesiątką.

kaska trasaObudziłem się dopiero około 15 kilometra po pierwszym bufecie, gdzie zaczynał się około 10-kilometrowy dość płaski odcinek po polach. Był to też odcinek, na którym po raz kolejny opony Bontrager XR2 zdały egzamin celująco. Padający deszcz sprawił, że musieliśmy jechać po glinianym polu, które oblepiało wszystko co się dało. To nie było żadne typowe głębokie błoto jakie sobie wyobrażamy, odcinek ten wyglądał mniej więcej tak jak na zdjęciu obok. Zawodnicy mający trochę agresywniejsze opony kończyli z zapchanymi kołami i koniecznością zatrzymania się w celu odklejenia brył błota zebranych przez podkowę widelca. Gumy od Bontragera dzięki dość rzadkiemu bieżnikowi szybko się czyściły i zapewniały dobrą przyczepność. Po płaskim odcinku nastąpił kolejny wjazd na drugą pętle, która znów rozpoczynała się od trasy XC. Przydały się tutaj poty wylewane na podjazdach i zjazdach na Kazurce, bo udało mi się odskoczyć od grupki którą minąłem na błotnym odcinku. Kolejne półtora kółka spędziłem na jechaniu swoim równym mocnym tempem, tak aby nie strzelić na pięć kilometrów przed metą.

Cel udało się osiągnąć i metę minąłem jako 10 zawodnik open i 3 w swojej kategorii. Wynik z jednej strony dobry, chociaż wiem, że zawodnicy z którymi jechałem w Kielcach dojechali około 5-8 minut przede mną. Trasę w skali 1-6 ogólnie oceniłbym na 3,5. Nudy nie było, ale szału też nie – pierwsza część trasy była super – ciężka, kręta, techniczna, ale nie niebezpieczna; druga nudna i błotnista przez co wiele osób się wycofało.

 

IMG_1052

 

kaska deko

Grazyna deko

 

Wyniki MyBike.pl

Dystans Masters:

  1. Krysia – 1 open / 1 w kategorii
  2. Mateusz – 10 open/ 3 M2
  3. Karol – 15 open / 7 M2
  4. Wojtka i Michała niestety warunki na trasie zmusiły do wycofania się z wyścigu

Dystans Fan:

  1. Kasia – 7 open / 4 K3
  2. Grażyna – 10 open 1 K4
  3. Adrian – 65 open / 22 M3

Podsumowując: jako team pojechaliśmy dobry równy wyścig. Mieliśmy 3 dekoracje i zdobyliśmy sporo punktów do klasyfikacji drużynowej.

Bike Maraton Szklarska Poręba

VI edycja Bike Maratonu – jednego z najpopularniejszych cykli maratonów MTB – odbyła się w ubiegły weekend w Szklarskiej Porębie. Zapowiadało się prawdziwe górskie ściganie – nie mogło nas więc tam zszklarska6abraknąć. Trasę w Szklarskiej pamiętałam z ubiegłego roku, jako najciekawszą z całego cyklu

                Do Szklarskiej przyjechaliśmy w 6-osobowym składzie – ja, Kasia i Monika wybrałyśmy dystans Mega – około 40km i 1500m przewyższeń, a Karol, Mateusszklarska5z i Michał – dystans Giga – 70km, 2600m przewyższeń. Od startu na trasie było bardzo ciasno – na pierwszym wymagającym zjeździe, który był fragmenteszklarska4m jednego z OSów enduro właściwie nie dało się jechać. Na szczęście kolejne podjazdy już rozciągnęły stawkę i miałam możliwość sprawdzić się na zjazdach. Większość z nich była dla mnie bardzo ciekawa i wymagała ciągłego skupienia – pierwszy raz po wypadku udało mi się odblokować i zjeżdżałam w miarę sprawnie, bez upadków. Do około 30km jechało mi się całkiem nieźle – nawet większość sztywnych podjazdów pokonywałam w siodle. Od startu jednak miałam problem ze sztycą – z czasem opadała ona coraz bardziej – podjazdy były coraz mniej komfortowe, a później zaczęły łapać mnie skurcze. Postanowiłam jedszklarska3jpgnak tak już dojechać do mety, bo majstrowanie przy mojej wykręconej śrubie przy zacisku mogło się źle skończyć.  Po około 3,5h udało mi się dojechać na metę z wielkim uśmiechem na ustach, mimo dużej straty do pierwszej dziewczyny, którą tym razem była Ola Dawidowicz.  Trasa podobnie jak w ubiegłym roku była bardzo wymagająca, ale jednocześnie tak ciekawa, że warto było dla niej spędzić trochę czasu w aucie.

Jak na mazowiecką drużynę poszło nam bardzo dobrze – zajęliśmy 8 miejsce spośród 62 startujących drużyn!szklarska2

A następnego dnia w ramach rozjazdu – pojechaliśmy do Świeradowa, żeby poczuć jeszcze trochę flow na singlach!
Agnieszka Tkaczykszklarska1

Korona Świętokrzyska, edycja 1 – Poland Bike Nowiny 10.07.2016

W Nowinach startowałem po raz pierwszy w 2013 roku na maratonie ŚLR. Był to jeden z bardziej męczących wyścigów, ale też jedna z najpiękniejszych i najciekawszych tras. Ciekawe co na tym samym terenie przyszykuje nam warszawski Poland Bike

Adrian Socho, drużyna MyBike.pl

Tekst: Małgorzata Kloka

Sezon rowerowy przekroczył półmetek i na krótką chwilę cykl Wajsa przeniósł się w Góry Świętokrzyskie. Nowiny w zeszłym roku były drugą ulubioną trasą PolandBikersów, przegrywając w plebiscycie z Wawrem o kilkadziesiąt głosów, mimo że frekwencja na wyścigach ‘nie-mazowieckich’ jest zawsze istotnie niższa. Zapowiadał się super dzień – fajna trasa, słoneczna, ale nie upalna pogoda oraz jak zawsze mocna ekipa Mybike.pl! Po niezbyt udanym dla mnie maratonie w Płocku, mimo że tygodnie przed nim solidnie przejeździłam, do Nowin podeszłam bez napinki, z nastawieniem na fajdę z jazdy i próbę nie-pękania na zjazdach…

Wyścig ruszył o 12:35. Jako, że w Nowinach było jakieś 500 osób, sektory startowe nie bnowiny1yły przepełnione. W moim ‘topowym’ siódmym sektorze było na oko dwadzieścia kilka osób, hula wiatr normalnie i jak podjeżdżamy pod kreske, to spiker wywołuje moje imię. Hi hi hi, co jak co, ale po takie wyróżnienie warto było przyjechać do Nowin 🙂

No to ruszamy… Najpierw kawałek asfaltem, łagodny podjazd, po chwili wjeżdżamy w osiedle domków i nachylenie się trochę zwiększa. Nie mija kilka minut i… robi się korek na wjeździe do lasu… Na szczęście zator nie jest duży i już po chwili sukcesywnie zaczynamy telepać się w górę… No właśnie w górę… Góra to jest to coś, czego moja mazowiecka noga nie zaznaje na co dzień, a to niestety oznacza problemy. Pierwszych kilka kilometrów dewastuje wręcz zapasy moich sił.

Jest może trzeci albo czwarty kilometr a ja zsiadnowiny2am z roweru i zaliczam ‘walk of shame’, co nawet nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że wszystko się dzieje przed okiem obiektywu… Już mam powiedzieć coś w stylu ‘panie Zbyszku weź pan z tą pstrykawką stąd’, ale płuca nie współpracują, więc po prostu się uśmiecham i robię minę pod tytułem ‘tak, tak, to jest element taktyki…zmyłka przeciwnika’.

Mam wrażenie, że cały czas jest pod górę. Podchodzę, podjeżdżam, podchodzę, podjeżdżam. Widzę przed oczami małe czarne obłoczki, które raczej nie istnieją (no chyba, że ktoś też widział, to dajcie znać 😉 ); z przodu, z tyłu i z boku słyszę dyszenie – one jest już jak najbardziej realne… Co dziwne, ja dyszę dość umiarkowanie, ale moje nogi są z ołowiu, i choć mózg wysyła do nich sygnał – kręcić, kręcić, to na synapsach coś nie styka i niewiele z tego wychodzi. Jadę woooooolno, bardzo wolno… Mam wrażenie, że wyprzedzają mnie wszyscy i że zaraz objadą mnie kobiety w ciąży, emeryci i renciści, dzieci do lat trzech oraz zawodnicy startujący w przyszłym roku.

Niby wiem, że to Górynowiny3 Świętokrzyskie i że dla niektórych kolarzy to nawet nie do końca są prawdziwe góry, ale mam wrażenie, że wjechałam już taaaaaak wysoko, ze zaraz będzie granica wiecznego śniegu, a moja styrana już lekko podświadomość flirtuje z myślą czy bezdech to jeszcze brak kondycji czy już choroba wysokościowa…

 

I nagle wszystko się zmienia. Niby ciągle pod górę, ale jakoś rower zaczyna lepiej jechać. Trochę łapię oddech, nogi przestają boleć i wraca  pozytywne myślenie. I wtedy zaczyna się coś, po co wszyscy tu przyjechaliśmy – zaczyna się flow. Odcinek niekoniecznie tylko w dół, na którym bez większego wysiłku można utrzymać prędkość, albo przyzwoitą prędkość. Wjeżdżam na interwałową cześć trasy, która jest po prostu świetna. Potem sekcja ‘pumptrackowa’, które na początku trochę wybija z rytmu, ale dość szybko ogarniam jak trzeba ją jechać. Z każdym kilometrem jedzie mi się coraz lepiej i chyba coraz szybciej. Zaczynam doganiać tych, którzy mnie objechali albo obeszli na podjeździe. Na zjazdach daje po hamulcach, ale, jak na mnie, umiarkowanie, i, co jest mega zaskoczeniem, też doganiam. Na podjazdach trochę dyszę, ale wszyscy inni dysza, charczą i rzężą, także jest ok. Nie, nie jest ok, jest super, bo jest flow, prawdziwe MTB, czuje się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Albo z rowerami.

 

Wnowiny4 pewnym momencie na szutrowym odcinku doganiam innego zawodnika, jego tempo mi pasuje więc jadę za nim, i nagle jemu dzwoni telefon. On, o dziwo, odbiera (!!!) i słyszę coś w stylu: Niuniaaaaaa, maraton jadeee… (…) taaaak, jaaaaaaaaadddeeeeeeeee jaaadeee, jaaaddeeeee. Oddzwonieeee… „. Rozbawia mnie to na maksa.

 

W dobrym humorze dojeżdżam do podjazdu, na którego szczycie jest rozjazd mini i max. Znowu robi się wolno… bardzo wolno… uślizguje mi się koło i ląduje na tyłku… na szczęście już po chwili dokładnie w takim samym stylu spotyka się z glebą zawodnik za mną i przede mną. Jak nic jestem trendsetterka… 🙂 Podnoszę się, chwilę podchodzę, dalej jadę; wolno, ale jednak minimalnie szybciej niż cała reszta… Podbudowana, dojeżdżam do rozjazdu mini i maksa, który… jest już zamknięty… Rozczarowanie i smuteczek, bo fajnie by było sobie jeszcze trochę pojechać… Ale, taki lajf – wiem, że na pierwszych kilometrach straciłam za dużo, cudów nie ma. Skręcam w kierunku mety, ale kątem oka widzę dwóch gości za mną, którzy zjeżdżają na pętlę max. Spoglądam się pytająco na pana pilnującego rozjazdu, który krzyczy, że max zamknięty, i że tamci to przebierańcy i że jadą bez numerków…. Nie no, co za czasy! Przebierańcy na PolandBike! Ale panowie przynajmniej machają mi i krzyczą powodzenia.

nowiny5No to jadę do mety. Jest cały czas w dół. Deniwelacja jest gwałtowna, szybka i jak na moje nizinne standardy lekko dramatyczna. Trochę myślę o tym, jak tu się nie rozwalić, a trochę odliczam ile metrów dzieli mnie od arbuza w miasteczku Poland Bike. Początek maratonu wlókł się niemiłosiernie, ale końcówka jest jak pstrykniecie. Meta. Koniec. Już? Szkoda, że tak krótko, chociaż, co tu kryć, te 25 km dało mi w kość. Nowiny – już za wami tęsknie!

 

Drużnowiny6yna Mybike.pl w Nowinach zajęła czwarte miejsce. Brawa dla Krysi i Asi, które ‘pociągnęły’ generalkę. Co więcej, Asia to prawdopodobnie jedyna osoba z całego peletonu, która na każdym zdjęciu z Nowin ma taaaakiego banana na twarzy! Yeah! Tak trzymać!

 

Małgorzata Kloka, nr 1337.

[table id=8 /]

Pętla Beskidzka ‘16

Beskidy, szosa, góry – moje ulubione połączenie – nie mogło mnie, więc zabraknąć na najważniejszym wyścigu szosowym „Pętla Beskidzka” organizowana przez Road Maraton w Wiśle. W tym roku odbyła się już 10-ta jubileuszowa edycja tej imprezy.

Do wyboru były trzy trasy: wyścig na rundach (4-5rund po 17,5km i ~500m przewyższeń)  155km (~3000m przewyższeń na 2 rundach) oraz 230km (~4500m przewyższeń na 3rundach). Nie przepadam za długimi dystansami, ale w tym przypadku trasa 155km była bardzo malownicza i polecana przez wszystkich znajomych, dlatego miałam ochotę siępetla1 z nią zmierzyć. Niestety moje życie prywatne w ostatnim czasie tak się ułożyło, że nie czułam się na siłach, aby wystartować – postanowiłam, więc wybrać się na wycieczkę J
Wystartowałam chwilkę przed peletonem, aby móc dopingować znajomych na pierwszym wymagającym podjeździe pod Zameczek (Przełęcz Szyrcula z Malinki 5km i 300m przewyższeń). Miejscami było naprawdę stromo, więc peleton od razu się rozerwał i każdy pojechał swoje, a ja podłączyłam się pod jedną z grupek i aż do Milówki jechałam trasą pętli. Co ciekawe kilka osób zwróciło mi uwagę, że rower – testowy Trek Slique – ładnie zgrywa się z moim strojem J

W Milówce postanowiłam odbić z trasy na Rajcze, a dalej moim celem była mała wioska, w której chętnie spędzam wakacje – Soblówka J. Po krótkim postoju na ulubionym szczycie postanowiłam wrócić na trasę pętli, w nogach miałam już ponad 80km, ale jechało mi się wbrew obawom bardzo dobrze. Po w miarę spokojnym dojeździe dpetla2o Szczyrku wiedziałam już, co mnie czeka – przełęcz Salmopolska. Podjazd do łatwych nie należał – 10km o średnim nachyleniu 4,3%, ale momentami było oczywiście dużo stromiej. Po przyjemnym zjeździe wiedziałam, że to nie koniec wspinaczki na dziś – została jeszcze Kubalonka (8km o średnim nachyleniu 4%). Jechało mi się bardzo dobrze, więc postanowiłam wrócić do Istebnej (tam mieliśmy nocleg) przez Zameczek J Uff to koniec podjazdów, jak na tak upalny dzień wyszedł mi całkiem dobry trening (140km i ~2000m przewyższeń). W przyszłym roku na pewno stanę już na linii startu w Wiśle – polecam – piękne widoki, prawdziwe górskie ściganie!

Tekst: Agnieszka Tkaczuk

Poland Bike Płock 3.07.2016

Na początku lipca nasza drużyna wybrała się na kolejny maraton z cyklu meta_sławomirPoland Bike. Tym razem organizator tego powszechnego cyklu zaprosił wszystkich kolarzy do Płocka – jednego z najstarszych miast tego regionu. Teren wydawałoby się płaski, ale umiejscowienie na skarpie doliny Wisły pozwoliło urozmaicić trasę. Pogoda i wszechobecne zmęcfoto-plockzenie (połowa sezonu ) zwiastowało niezły i wymagający wyścig. Górki w Płocku były niczym takie 'mazowieckie góry’, które postawiły kropkę nad „i” podkręcając wysiłki podczas naszych Poland Bike’owych niedzielnych zmagań!

Wracając do pogody: mimo wcześniejszej niepewności ostatecznie okazało się, że była FENOMENALNA! Nocne i poranne opady dobrze zrobiły temu terenowi. Błota było niewiele. A wszystko przejezdne:)

Start był mocny! Najpierw asfalt, ale zaraz podjazd. Trzeba było na prawdę dawać z siebie wszystko bjazday utrzymać się tego 'najlepszego’ i nie pozwolić uciec czołówce. Potem to już teren mieszany: trochę piasku, trochę żwiru, trochę błotka, najwięcej jednak zapewniających całkiem dojoanna_podbrą trakcję ubitych dróg i ścieżek. Najlepsze oczywiście były podjazdy i zjazdy! Nachylenie niektórych sięgało nawet 10%, a wbrew pozorom niektóre z nich były całkiem długie, podkręcające tętno i przepalające nogi. Mistrzostwo Mazowsza – taka fajna trasa. Ja jechałam trasę w Płocku po raz pierwszy i teraz, już wiedząc co nas czeka, z miłą chęcią wrócę w te okolice.

krysia_pod Nie rozpisując się za bardzo jak mi się jechało itp. napiszę tylko, że całkiem fajnie, a forma u mnie powoli idzie w górę i wszystkie elementy na trasie odpowiadały mojemu przygotowaniu fizyczno – psychicznemu. Trzeba pamiętać, że nogi same nie pojadą. Dużą rolę w osiągnięciu sukcesu odgrywa nastawienie.

Wynik zespołu trochę gorszy niż zwykle bo uplasowaliśmy się na 4 miejscu, ale w generalce nadal zajmujemy naszą trzecią pozycję, więc na razie nie musimy się martwić. Natomiast wyniki indywidualne były na dobrym poziomie. Gratulacje dla wszystkich startującym koleżanek i kolegów. Szczególne brawa dla Krysi, która w Płocku na dystansie Max zajęła 3 miejsce OPEN!!! Super! W następny weekend Poland Bike szykuje start w górach Świętokrzyskich- Nowiny. Płock to była świetna rozgrzewka przed tymi zmaganiami. Oby wyniki były jeszcze lepsze.
Dobrej regeneracji! I do zobaczenia na kolejnych startach!

wyniki

Tekst: Joanna Kur