Korona Świętokrzyska, edycja 1 – Poland Bike Nowiny 10.07.2016

W Nowinach startowałem po raz pierwszy w 2013 roku na maratonie ŚLR. Był to jeden z bardziej męczących wyścigów, ale też jedna z najpiękniejszych i najciekawszych tras. Ciekawe co na tym samym terenie przyszykuje nam warszawski Poland Bike

Adrian Socho, drużyna MyBike.pl

Tekst: Małgorzata Kloka

Sezon rowerowy przekroczył półmetek i na krótką chwilę cykl Wajsa przeniósł się w Góry Świętokrzyskie. Nowiny w zeszłym roku były drugą ulubioną trasą PolandBikersów, przegrywając w plebiscycie z Wawrem o kilkadziesiąt głosów, mimo że frekwencja na wyścigach ‘nie-mazowieckich’ jest zawsze istotnie niższa. Zapowiadał się super dzień – fajna trasa, słoneczna, ale nie upalna pogoda oraz jak zawsze mocna ekipa Mybike.pl! Po niezbyt udanym dla mnie maratonie w Płocku, mimo że tygodnie przed nim solidnie przejeździłam, do Nowin podeszłam bez napinki, z nastawieniem na fajdę z jazdy i próbę nie-pękania na zjazdach…

Wyścig ruszył o 12:35. Jako, że w Nowinach było jakieś 500 osób, sektory startowe nie bnowiny1yły przepełnione. W moim ‘topowym’ siódmym sektorze było na oko dwadzieścia kilka osób, hula wiatr normalnie i jak podjeżdżamy pod kreske, to spiker wywołuje moje imię. Hi hi hi, co jak co, ale po takie wyróżnienie warto było przyjechać do Nowin 🙂

No to ruszamy… Najpierw kawałek asfaltem, łagodny podjazd, po chwili wjeżdżamy w osiedle domków i nachylenie się trochę zwiększa. Nie mija kilka minut i… robi się korek na wjeździe do lasu… Na szczęście zator nie jest duży i już po chwili sukcesywnie zaczynamy telepać się w górę… No właśnie w górę… Góra to jest to coś, czego moja mazowiecka noga nie zaznaje na co dzień, a to niestety oznacza problemy. Pierwszych kilka kilometrów dewastuje wręcz zapasy moich sił.

Jest może trzeci albo czwarty kilometr a ja zsiadnowiny2am z roweru i zaliczam ‘walk of shame’, co nawet nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że wszystko się dzieje przed okiem obiektywu… Już mam powiedzieć coś w stylu ‘panie Zbyszku weź pan z tą pstrykawką stąd’, ale płuca nie współpracują, więc po prostu się uśmiecham i robię minę pod tytułem ‘tak, tak, to jest element taktyki…zmyłka przeciwnika’.

Mam wrażenie, że cały czas jest pod górę. Podchodzę, podjeżdżam, podchodzę, podjeżdżam. Widzę przed oczami małe czarne obłoczki, które raczej nie istnieją (no chyba, że ktoś też widział, to dajcie znać 😉 ); z przodu, z tyłu i z boku słyszę dyszenie – one jest już jak najbardziej realne… Co dziwne, ja dyszę dość umiarkowanie, ale moje nogi są z ołowiu, i choć mózg wysyła do nich sygnał – kręcić, kręcić, to na synapsach coś nie styka i niewiele z tego wychodzi. Jadę woooooolno, bardzo wolno… Mam wrażenie, że wyprzedzają mnie wszyscy i że zaraz objadą mnie kobiety w ciąży, emeryci i renciści, dzieci do lat trzech oraz zawodnicy startujący w przyszłym roku.

Niby wiem, że to Górynowiny3 Świętokrzyskie i że dla niektórych kolarzy to nawet nie do końca są prawdziwe góry, ale mam wrażenie, że wjechałam już taaaaaak wysoko, ze zaraz będzie granica wiecznego śniegu, a moja styrana już lekko podświadomość flirtuje z myślą czy bezdech to jeszcze brak kondycji czy już choroba wysokościowa…

 

I nagle wszystko się zmienia. Niby ciągle pod górę, ale jakoś rower zaczyna lepiej jechać. Trochę łapię oddech, nogi przestają boleć i wraca  pozytywne myślenie. I wtedy zaczyna się coś, po co wszyscy tu przyjechaliśmy – zaczyna się flow. Odcinek niekoniecznie tylko w dół, na którym bez większego wysiłku można utrzymać prędkość, albo przyzwoitą prędkość. Wjeżdżam na interwałową cześć trasy, która jest po prostu świetna. Potem sekcja ‘pumptrackowa’, które na początku trochę wybija z rytmu, ale dość szybko ogarniam jak trzeba ją jechać. Z każdym kilometrem jedzie mi się coraz lepiej i chyba coraz szybciej. Zaczynam doganiać tych, którzy mnie objechali albo obeszli na podjeździe. Na zjazdach daje po hamulcach, ale, jak na mnie, umiarkowanie, i, co jest mega zaskoczeniem, też doganiam. Na podjazdach trochę dyszę, ale wszyscy inni dysza, charczą i rzężą, także jest ok. Nie, nie jest ok, jest super, bo jest flow, prawdziwe MTB, czuje się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Albo z rowerami.

 

Wnowiny4 pewnym momencie na szutrowym odcinku doganiam innego zawodnika, jego tempo mi pasuje więc jadę za nim, i nagle jemu dzwoni telefon. On, o dziwo, odbiera (!!!) i słyszę coś w stylu: Niuniaaaaaa, maraton jadeee… (…) taaaak, jaaaaaaaaadddeeeeeeeee jaaadeee, jaaaddeeeee. Oddzwonieeee… „. Rozbawia mnie to na maksa.

 

W dobrym humorze dojeżdżam do podjazdu, na którego szczycie jest rozjazd mini i max. Znowu robi się wolno… bardzo wolno… uślizguje mi się koło i ląduje na tyłku… na szczęście już po chwili dokładnie w takim samym stylu spotyka się z glebą zawodnik za mną i przede mną. Jak nic jestem trendsetterka… 🙂 Podnoszę się, chwilę podchodzę, dalej jadę; wolno, ale jednak minimalnie szybciej niż cała reszta… Podbudowana, dojeżdżam do rozjazdu mini i maksa, który… jest już zamknięty… Rozczarowanie i smuteczek, bo fajnie by było sobie jeszcze trochę pojechać… Ale, taki lajf – wiem, że na pierwszych kilometrach straciłam za dużo, cudów nie ma. Skręcam w kierunku mety, ale kątem oka widzę dwóch gości za mną, którzy zjeżdżają na pętlę max. Spoglądam się pytająco na pana pilnującego rozjazdu, który krzyczy, że max zamknięty, i że tamci to przebierańcy i że jadą bez numerków…. Nie no, co za czasy! Przebierańcy na PolandBike! Ale panowie przynajmniej machają mi i krzyczą powodzenia.

nowiny5No to jadę do mety. Jest cały czas w dół. Deniwelacja jest gwałtowna, szybka i jak na moje nizinne standardy lekko dramatyczna. Trochę myślę o tym, jak tu się nie rozwalić, a trochę odliczam ile metrów dzieli mnie od arbuza w miasteczku Poland Bike. Początek maratonu wlókł się niemiłosiernie, ale końcówka jest jak pstrykniecie. Meta. Koniec. Już? Szkoda, że tak krótko, chociaż, co tu kryć, te 25 km dało mi w kość. Nowiny – już za wami tęsknie!

 

Drużnowiny6yna Mybike.pl w Nowinach zajęła czwarte miejsce. Brawa dla Krysi i Asi, które ‘pociągnęły’ generalkę. Co więcej, Asia to prawdopodobnie jedyna osoba z całego peletonu, która na każdym zdjęciu z Nowin ma taaaakiego banana na twarzy! Yeah! Tak trzymać!

 

Małgorzata Kloka, nr 1337.

[table id=8 /]