Twierdza Modlin zdobyta 24.04.16

Na starcie około 1000 zawodników, w tym liczna 20 osobowa ekipa MYBIKE.PL.
Prognozy pogody nie były zachęcające. Zapowiadali deszcz i silny wiatr. Na szczęście deszczu nie było, a zza kłębiących się chmur wyglądało słońce.
W tym roku organizator zdecydował się zmienić miejsce startu na plac w środku Twierdzy Modlin. Zdecydowanie ciekawiej i wynw2godniej pomiędzy zabytkowymi fortyfikacjami.
Dzięki tej zmianie trasa była moim zdaniem dużo ciekawsza niż w tamtym roku. Dystans mini 25km, max 50 km.
Trasa wiodła pomiędzy zabudowaniami twierdzy, odkrytymi polami, gdzie wiatr się dawał we znaki. Trochę leśnymi wąwozami. Później wjechaliśmy na serię wymagających wzniesień, po których dotarliśmy nad Wisłę. Ścieżka nad rzeką doprowadziła nas z powrotem do murów Modlina. I znów kilka podjazdów, przejazd w okolicach mety. Dystans mini kończył swoje zmagania, a my pojechaliśmy na drugą rundę. I tu niespodzianka, początek i końcówka drugiej rundy zostały zmienione. Między innymi dodany singiel po koronie fortyfikacji oraz na koniec Wajsgóra.
Mnie się podobało. Po niezbyt udanym starcie w Otwocku, tu czułem się znacznie lepiej. Minusem na pewno był ogrom rozbitego szkła na trasie zawodów.
nw1
Drużynowo zajęliśmy 5 miejsce.
Wszyscy zawodnicy awansowali lub utrzymali swoje sektory.
Gratulacje dla całej ekipy.   wynikinw

Poland Bike Otwock 02.04.16

Edycja Poland Bike 2016 wystartowała. Pogoda wręcz idealna, ciepły wiosenny dzień i mało śladów po ostatnich opadach. Piękna aura i dobra otwocka  trasa na rozpoczęcie sezonu. Na starcie stanęło 1100 zawodników i oczywiście nie mogło zabraknąć ekipy mybike.pl. Stawiliśmy się w bardzo licznym składzie 24 zawodniczek/zawodników dzięki czemu walczyliśmy w wielu kategoriach. Przed startem odbyła się sesja zdjęciowa prezentująca team w nowych strojach.  Dzięki zmienionym kolorom staliśmy się widoczni i rozpoznawalni z daleka.

team

Trasa ciekawa i urozmaicona wydobywająca maksimum możliwości  z otwockich lasów. Start tradycyjnie odbywał się ze stadionu OKS. Początek bardzo szybki i szeroki. Najpierw asfalt przechodzący tuż za zakrętem 90 stopni w leśną ubitą drogę. Znając bardzo dobrze ten fragment trasy wiedziałem, że trzeba jechać maksymalnie szybko bo tu odbywa się wstępna selekcja. Wiele zależy od dobrej pozycji na pierwszym podjeździe. Jest to wąski singiel na który wjeżdża się w zakręcie, po piachu gdzie zawsze sporo osób zakopuje się przez co jest potem tłoczno i ciężko się wyprzedza.   Na szczęście udało mi się wywalczyć pozycję wśród zawodników z podobnym tempem i przejeżdżam singiel bez straty czasu.  Czuję brak rozgrzewki oraz mało treningów na dużym tętnie w zimę. Nogi maja siłę jechać dalej i nawet szybciej ale z trudem łapany oddech nie pozwala na większe tempo. Dodatkowo trasa jak na Mazowsze dość trudna. Parę ciekawych podjazdów, część po piachu, leśne ścieżki dające w kość czasem jakaś pułapka w postaci koleiny. Większość  trasy jechałem na resztkach sił. Cały czas jednak, aż do końca miałem się z kim ścigać co było rewelacyjną motywacją pozwalającą utrzymać mi tempo. Dodatkowo ustawiłem w garminie virtual partnera z moją  średnią prędkością z zeszłego roku. Na ostatnich kilometrach widok przewagi półtorej minuty dodał mi sił i pędziłem dalej walcząc już nie tylko z innymi zawodnikami ale o lepszy czas i utrzymanie sektora. Jednak po przejrzeniu wyników okazuje się, że mimo iż udało mi się poprawiać mój czas o 3 min to tegoroczny zwycięzca miał rewelacyjny wynik i rozgromił konkurencję na trasie MINI przez co przeważająca większość osób w tym ja straciła sektor.

Udany debiut w barwach mybike.pl  miała Agnieszka Tkaczyk i wywalczyła medal za drugie miejsce w kategorii  K2. Natomiast nasza drużyna w klasyfikacji generalnej zajęła 5 miejsce.

Nasze wyniki:

Nr Nazwisko Imię Rocz. Kat. M. open M. kat. Dystans Team Punkty
2100 Berner Piotr 1982 M3 20 13 MAX MYBIKE.PL 571.49
129 Tkaczyk Agnieszka 1992 K2 5 2 MAX MYBIKE.PL 560.78
618 Żyżyńska-Galeńska Krystyna 1983 K3 8 6 MAX MYBIKE.PL 544.21
916 Korajczyk Daniel 1994 M2 62 11 MAX MYBIKE.PL 518.99
73 Socho Adrian 1980 M3 128 68 MAX MYBIKE.PL 472.85
1666 Nowotka Michał 1980 M3 141 76 MAX MYBIKE.PL 461.93
1008 Kuźma Katarzyna 1985 K3 17 11 MAX MYBIKE.PL 458.14
990 Zduniak Karol 1984 M3 150 79 MAX MYBIKE.PL 457.89
170 Szlązak Piotr 1973 M4 158 33 MAX MYBIKE.PL 444.89
337 Kuchniewski Tomasz 1966 M4 182 42 MAX MYBIKE.PL 425.79
525 Dzięcioł Justyna 1979 K3 27 17 MINI MYBIKE.PL 342.49
338 Kuchniewska Beata 1966 K4 21 4 MAX MYBIKE.PL 333.69
247 Witkowski Mikołaj 1983 M3 119 51 MINI MYBIKE.PL 314.09
1337 Kloka Małgorzata 1985 K3 47 28 MINI MYBIKE.PL 307.52
691 Sawicki Karol 1976 M3 233 102 MINI MYBIKE.PL 290.21
2650 Dziedziejko Jeremi 2000 MJ 277 5 MINI MYBIKE.PL 282.62
211 Buczyński Piotr 1973 M4 288 72 MINI MYBIKE.PL 280.25
1959 Lemieszek Sławomir 1959 M5 300 31 MINI MYBIKE.PL 277.06
176 Rola-Janicki Robert 1961 M5 356 37 MINI MYBIKE.PL 264.12
778 Czapski Andrzej 1975 M4 382 91 MINI MYBIKE.PL 257.22
2750 Oktaba Szymon 2000 MJ 441 10 MINI MYBIKE.PL 239.51
227 Lewiński Tomasz 2002 C4 35 12 FAN MYBIKE.PL 152.64
598 Szlązak Marcin 2009 C1 78 13 FAN MYBIKE.PL 112.37
703 Marek Sarnecki 1983 M3 DNF DNF DNF MYBIKE.PL 0

 

Polandbike Wawer FINAŁ

O lesie wawerski, rowerowa miłości ty moja

Ile Cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto się tu ścigał.

Dziś piękność Twą w całej Twej ozdobie,

Widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.

Często wracam myślą od Twych tras zielonych

Szeroko od Anina do Otwocka rozciągnionych.

Te pagórki te ścieżki, których masz bez mała

Gdzie za każdym zakrętem dzięcielina pała.

Te techniczne single nad Świdrem nad Mienią

Wnet każdego kolarza w twardziela zamienią.

Chociaż gór tu nie masz, gdy maraton rusza   

Raduje się zawsze ma kolarska dusza.

Kiedy brać z Mazowsza siada na rowery,     

Niech się pochowają wszystkie SLRy.

Jedna myśl niemiła stawia mnie do pionu,

Że to już ostatni maraton sezonu……………………;)

 

No dobra koniec tej grafomanii, przejdźmy do konkretów. Faktycznie bardzo lubię lasy MPK, nie tylko dla tego, że mieszkam w okolicy i mogę tam jeździć, na co dzień. Uważam, że z punktu widzenia MTB jest to najlepsze, co Mazowsze może nam zaoferować. Ktoś się nie zgodzi OK nie ma sprawy. Chętnie poznam inne równie ciekawe tereny. Moim zdaniem nie było w tej edycji PolandBike lepszej trasy, no może ta z Otwocka na początku sezonu, ale to też przecież MPK.

Co można powiedzieć na pewno o tym maratonie? Że było zimno. Garmin pokazał średnio niecałe 5°C. Mieszkając nie dalej jak 500 metrów od miasteczka PolandBike pojawiłem się w sektorzebp4 na 15 minut przed startem, a i tak zmarzłem porządnie. Z podziwem patrzyłem na uczestników w krótkich spodenkach – twardziele.

W sektorach widzę kilka zielonych koszulek. Niektórzy maskują teamowe stroje pod czymś cieplejszym, ale rozpoznaję znajome twarze. Na starcie niemal 750 zawodników, co zwarzywszy pogodę można uznać za wynik więcej niż przyzwoity.

1, 2,3………………….pooooszli. Na oczątku jak zwykle szeroko i szybko, nawet bardzo, bo wszyscy byli zmarznięci. Jechałem w czubie sektora i na dłuższych prostych widzieliśmy uciekający sektor szósty, co tyko dodawało mobilizacji. Na mniej więcej piątym kilometrze zauważyłem człowieka dającego z daleka sygnały żeby go mijać z prawej. Na dojeździe zobaczyłem leżącego na ziemi zawodnika, rower i kilku innych próbujących mu pomóc. Sprawbp2a wyglądała na kolizję po startową, jakie zdarzają się dość często, ale okazała się być daleko bardziej poważna.

Tymczasem zakończyła się szeroka droga i zaczęły się ścieżki. Wyprzedzanie w takich warunkach nie jest proste, ale znajomość terenu pozwoliła mi ominąć kilka razy zatory na nielicznych podjazdach, gdzie tworzyły się prawdziwe kolejki, a zdarzało się, że ktoś zsiadał, a za nim cała reszta. Zadowolony z siebie leciałem w kierunku rozjazdu MINI/MAX na trzynastym kilometrze pamiętając, że organizator wyznaczył limit czasu 45 min na dotarcie do tego punktu. Po drodze kilkukrotnie widzę ludzi zbierających się z pobocza po niegroźnej wywrotce na piachu lub naprawiających rowery. Nikt nie wygląda na potrzebującego pomocy. Wskakują na rowery i wracają na trasę, co samo w sobie jest niebezpieczne, bo natężenie ruchu duże i tempo solidne.

Nareszcie jest rozjazd. Jak zwykle robi się prawie pusto. Zostaje kilku zawodników z przodu i ktoś z tyłu. Kończy się szarżowanie i wyprzedzanie w niebezpiecznych miejscach. Nie ma takiej potrzeby miejsca jest dość, a każdy zaczyna liczyć i rozkładać siły.

Na dwudziestym kilometrze dogania mnie Ela z obstawą. Trzy zawodniczki idą jak burza. Widać, że napędza je rywalizacja. Wsiadam do tego pociągu i tak we czwórkę dojeżdżamy nad Świder. Cudowny singiel tuż nad rzeką, kręty wąski i nieprzewidywalny. W pewnym momencie Ela sprytnie nurkuje pod konarem zwisającym tuż nad ścieżką. Ja jadąc tuż za nią i nie chcąc być gorszy próbuję zrobić to samo ignorując własne rozmiary i większy rower. Skutek jest takpb3i, że zaliczam solidnego dzwona w kask, który o mało nie ściąga mnie z roweru. Jeszcze kilometr dalej huczy mi w głowie.

Tymczasem dojeżdżamy do bufetu na dwudziestym piątym kilometrze. Łapię banana i próbuję gonić Elę. To najtrudniejszy odcinek trasy. Długa kilkukilometrowa prosta szutrówka w odkrytym terenie. Nieźle wieje. W tej temperaturze to spora różnica, zaczynam marznąć i zwalniać. A Ela zaczyna się oddalać.

Nareszcie koniec męczarni. Kolejny singiel nad Świdrem przynosi ulgę od wiatru, a i widoki daleko bardziej przyjemne. Jeszcze tylko kawałek asfaltu, trochę po płytach, krzyżówka z drogą nr 721 i znów jesteśmy w lesie.

Wspominałem o najtrudniejszym odcinku? Teraz czas na najgorszy. Przez dłuższą chwilę jedziemy przecinką przeciwpożarową równolegle dziesięć metrów od drogi 721. Jest na niej nieprawdopodobny syf. Butelki, kanistry po oleju, reklamówki, puszki, nawet prezerwatywy – zużyte. W pewnej chwili dochodzi mnie delikatny zapach świeżego szamba. To dobry znak. Dojeżdżamy do oczyszczalni zaraz zacznie się najlepszy fragment trasy. Singiel nad Mienią. Kto nie był i nie widział musi przyjechać i zobaczyć. Cud miód i malina.

W pewnej chwili widzę Elę jadącą w moim tzn. w przeciwnym kierunku. Przez chwilę myślę, że to z troski o moją skromną osobę, ale nie. Ela nie jest pewna czy nie zgubiła trasy. Rzeczywiście na dłuższym odcinku nie ma ani jednej strzałki. Znam trasę, więc pamiętam, że zaraz będzie przeprawa przez most na zwalonym drzewie, a mostu raczej nie da się przeoczyć. Jedziemy, więc pewnie dalej. Tuż za przeprawą Ela postanawia porzucić mnie po raz drugi. Ach te kobiety, kto za nimi nadąży?

Ostatnie dwadzieścia kilometrów to prawdziwa perełka MPK. Najpierw wspinaczka na niezbyt strome, ale długie wzniesienie z ruinami bunkrów na szczycie, potem ostry zjazd i dalej w kierunku singli w okolicach lotniska Góraszka. Gdy tam dojeżdżam niemal nie poznaję miejsca, w którym niedawno jeszcze byłem. Wszystko totalnie zryte. Jak po galopadzie. Po singlu ani śladu.

Teraz w głowie już tylko jedna myśl jak najszybciej do mety. Trasa łagodnieje, ale i tak kilkukrotnie trzeba jeszcze zdobywać mniejsze lub większe wzniesienia lub przeprawiać się przez łachy piachu. Niemal ostatkiem sił na finiszu udaje mi się wyprzedzić jeszcze dwie osoby. Ale rozpoczpb1ąłem finisz trochę za wcześnie. Tuż przed metą oddaję jedną lokatę. Zabrakło sił.

Wynik 2,42 Garmin pokazał niecałe 50 km. Do awansu do szóstego sektora zabrakło trzech punktów. Niby niewiele, ale to ostatni maraton. W 2016 trzeba będzie zaczynać od nowa. Mimo to jestem zadowolony. Trasa była super, a kondycja pozwoliła się nią nacieszyć i podziwiać widoki, a nie walczyć o przeżycie.

Wspominałem o wypadku na piątym kilometrze. Znam to miejsce bardzo dobrze. To ścieżka przy wyschniętym stawie Czarniak. Rosną ram trzy solidne brzozy. Można je ominąć z prawej lub lewej strony. Z lewej piach z prawej twardo. Zaraz dalej ścieżka się zwęża na jeden rower. Pierwszy sektor wpadł tam rozpędzony. Poszkodowany twierdził, że ktoś zepchnął go z trasy. Nie zmieścił się. Uderzył na pełnej prędkości w jedną ze stojących brzóz. Na filmie zamieszczonym na forum nie widać zdarzenia, ale widać jak mijają go kolejni zawodnicy lecą 30 km/h. Dopiero po chwili ktoś się zatrzymuje i rozpoczyna się akcja ratunkowa. Karetka dociera podobno dopiero po 45 min. Gość ląduje na Szaserów. Złamana łopatka, kilka żeber i coś z kręgosłupem. Podobno doświadczony zawodnik. Na forum PolandBike jatka.

Oj smutno się zakończył ten sezon.

Piotr „Buczek” Buczyński

Wyniki Mybike team Wawer

Nr Nazwisko Imię Rocz. Kat. M. open M. kat. Dystans Team   Czas Punkty
2923 Żyżyńska-Galeńska Krystyna 1983 K3 7 4 MAX MYBIKE.PL     2:27:15 547.44
1839 Kaca Elżbieta 1983 K3 13 8 MAX MYBIKE.PL     2:40:36 501.93
523 Kuchniewski Tomasz 1966 M4 144 30 MAX MYBIKE.PL     2:27:29 463.10
89 Buczyński Piotr 1973 M4 197 49 MAX MYBIKE.PL     2:42:50 419.45
671 Dzięcioł Justyna 1979 K3 21 12 MINI MYBIKE.PL     1:26:33 336.61
247 Witkowski Mikołaj 1983 M3 106 38 MINI MYBIKE.PL     1:11:52 325.32
441 Czapski Andrzej 1975 M3 245 105 MINI MYBIKE.PL     1:19:54 292.62
522 Kuchniewska Beata 1966 K4 57 8 MINI MYBIKE.PL     1:39:39 292.36
691 Sawicki Karol 1976 M3 263 113 MINI MYBIKE.PL     1:21:19 287.52
248 Sarnecki Marek 1983 M3 369 163 MINI MYBIKE.PL     1:33:07 251.08
785 Galeńska Anna 1946 K5 74 7 MINI MYBIKE.PL     2:06:02 231.16
355 Wołoszczuk Bogdan 1950 M6 401 19 MINI MYBIKE.PL     1:45:37 221.37

 

Stężyca – czyli wertepy i piaskownica

Decyzja żeby jechać do Stężycy została podjęta w ostatniej chwili w sobotę dlatego w niedziele czekał nas rano szybki kurs do Intersportu po żele energetyczne. W między czasie zdążyłem jeszcze złapać gumę. Załatwiliśmy te sprawy w rekordowym tempie i obraliśmy kierunek na Stężycę gotowi do ścigania się.

Start/ meta zlokalizowany był przyośrodku rekreacyjno-wypoczynkowym Wyspa Wisła. Początek trasy odbywał się po asfalcie i dał chwilę na rozciągnięcie się sektora. Następnie wpadało się szybko na polną drogę i przez jakiś czas nic nie było widać. Tumany kurzu wylatujące spod kół dały wrażenie jakby jechało się we mgle. Przy prędkości 27-30 km/h widziałem tylko tylne koło zawodnika przede mną – niesamowite wrażenie. Po chwili zaczęło mi się ciężko oddychać bo wszechobecny pył dostał się do gardła. Stopniowo chmura pyłu zmniejszyła się natomiast zwiększyła się ilość piachu. Jechało się strasznie nierówno, a ogromne znaczenie miała droga jaką się obrało. Czasem warto było omijać piach z lewej, potem z prawej a czasem przez sam środek prz

stezyca_Mikolaj

elatywało się najszybciej. Co chwila się ktoś zakopywał tamując ruch i nagle wyprzedzało Cię po drugiej stronie piachu kilku zawodników ale potem sami grzęźli i tak kilkukrotnie zanim się nie przerzedziło na trasie. Oprócz piachu czekały na nas kolejne przeszkody czyli nierówne łąki na których trzęsło niesamowicie oraz grząskie igliwie. Przejeżdżając po nim kilkukrotnie patrzyłem czy nie złapałem gumy bo rower się w nim dosłownie zapadał. Ciekawym elementem trasy była wąska ścieżka wśród choinek, którą trzeba było jechać pochylonym tuż nad rowerem bo inaczej co chwila dostawało się gałązką po głowie. Końcówka trasy była bardzo szybka po chodniku z kostki brukowej z dodatkową atrakcją w postaci góry. Podjazd pod nią był krótki ale stromy i w tym miejscumożna było jeszcze powalczyć z innymi zawodnikami. Po objeździe trasy wiedziałem co mnie czeka dlatego zablokowałem amortyzator, dałem dosyć ciężkie przełożenie, stanąłem na pedałach i ostatkiem tchu cisnąłem z całych sił. Na szczycie góry niespodzianka – mnóstwo kibiców i niesamowity doping. Największy i najgłośniejszy ze wszystkich zawodów na jakich byłem. Słyszę „dawaj, dawaj zyskałeś jakieś 10m” do zawodników z którymi zacząłem podjazd. Doping dodał mi mnóstwo energii i do mety jakieś pół kilometra jechałem z całych sił dzięki czemu udało się uzyskać przewagę nad nimi około 30 sekund. Marek po zawodach opowiadał, że jeden z kibiców nawet biegł przy nim pod górę zaciekle dopingując do ostatniej chwili.

stezyca_Beata

Podsumowują trasa była męcząca przez dużą ilość piachu i łąki z wertepami ale dzięki temu był to świetny trening wytrzymałościowy i techniczny jak w przyszłości na zawodach pokonywać takie trudności.

Po wyścigu wyglądało się

jak górnik. Na całym ciele do potu przykleił się pył, piach i wszystko inne co udało się zebrać po drodze.

Nasze wyniki:

 

Nr Nazwisko Imię Rocz. Kat. M. open M. kat. Dystans Team Punkty
523 Kuchniewski Tomasz

1966

M4

77

22

MAX

MYBIKE.PL 482.43
522 Kuchniewska Beata

1966

K4

8

2

MAX

MYBIKE.PL 346.88
247 Witkowski Mikołaj

1983

M3

63

20

MINI

MYBIKE.PL 322.55
248 Sarnecki Marek

1983

M3

164

61

MINI

MYBIKE.PL 242.83

Płaskie góry czyli Nadarzyn Poland Bike.

Płaskie góry czyli Nadarzyn Poland Bike. 

Na SLR w Sandomierzu zrozumiałem, że tak jak żeglarze dzielą się na pełnomorskich i śródlądowych, czyli szuwarowo – bagiennych tak i kolarze dzielą się na górskich i nizinnych. Lekcja pokory, którą wtedy odebrałem uświadomiła mi, że jestem zdecydowanie szuwarowo– bagienny. Z tego też powodu, być może jako jeden z niewielu nie narzekałem gdy Poland Bike w Nadarzynie z góry okrzyknięto najłatwiejszym maratonem w sezonie. Zawsze to jakaś odmiana. Zresztą lubię cykl Waisa, być może z sentymentu bo właśnie w nim wystartowałem po raz pierwszy.

Ale do rzeczy.

Start i meta były pięknie położone w pałacowym parku w Młochowie. Wszystkie okoliczne drogi zastawione samochodami i pełno rozgrzewających się zawodników. Niedziela, piękna pogoda, blisko Warszawy nic dziwnego, że na starcie zameldowało się blisko osiemset osób, a dokładnie 776.

W sektorze ósmym Justyna, Karol i ja w sektorach z przodu i z tyłu jeszcze kilka zielonych koszulek. Chyba miało nas być więcej? Jestem zdecydowany jechać dystans MAX, ale nigdy nie wiadomo co się wydarzy po trasie więc zostawiam sobie w głowie furtkę na wcześniejszy zjazd do mety.

1…2…3 START.

Poland Bike Marathon Nadarzyn 2015 ruszył. Sektory startują co jedną minutę. Mam wrażenie, że zawsze startowały co dwie minuty. Sugestia jest oczywista, będzie szybko. I rzeczywiście pierwsze kilka kilometrów to najpierw asfalt, potem szuter, a na koniec polna droga. Kurzy się niemiłosiernie. Tuż przed wjazdem do lasu pierwsze wąskie gardło, lekko zakręcony „podjazd” z kilkoma korzeniami i wystającym pieńkiem. Niby nic, ale peleton staje zsiada z rowerów i kilkanaście metrów „z buta”. Wtedy dopada nas awangarda dziesiątego sektora. Konsekwencja jednominutowych odstępów między sektorami. Robi się ciasno.

Następny odcinek to bardzo wąski i zakrzaczony singiel. Niektórzy na upartego próbują jednak wyprzedzać, lewa moja, prawa wolna, trzeba uważać, żeby nie dostać z liścia. Kolejne kilometry to naprzemiennie wąskie leśnie ścieżki, szutrówki i krótkie odcinki asfaltowe. Płasko. Ale lekko nie jest.

Wtedy rozlegają się strzały. Naprawdę blisko i to nie pojedyncze tylko z broni powtarzalnej. OK widziałem po drodze myśliwskie ambony, ale to już przesada. Ktoś, w peletonie, żartuje, że zaczął się sezon polowań na rowerzystów, i że najpierw będą ci w czerwonych koszulkach. To jawna sugestia w kierunku gościa, który go właśnie wyprzedził. Pocieszam się, że Mybike ma zielone koszulki. To zwiększa szanse na przeżycie w lesie.

Ukształtowanie trasy powoduje, że tempo jest solidne. Nie ma chwili wytchnienia. Nasuwa mi się sugestia, że to jak pływanie kajakiem po jeziorze. Trzeba wiosłować cały czas. Prąd nie niesie, nie ma z górki. Chwili odpoczynku. Zdecydowanie najgorsze są powtarzające się sekcje z uciążliwymi muldami. Ni to kretowiska, ni „dzikowiska”. Komuś spadł łańcuch, ktoś łata dętkę, dwóch zawodników wygrzebuje się z rowu po kolizji.

W sekundę miga mi koszulka Mybike na poboczu, ale kolega z teamu nie wygląda na potrzebującego pomocy więc lecę dalej. Na szerokiej szutrowej drodze wysypanej drobnymi kamyczkami osiągam swoją prędkość maksymalną w tym wyścigu. Niestety nie doceniłem, zacieśniającego się zakrętu w prawo co skutkuje najpierw uślizgiem tylnego koła potem przedniego, a na koniec zwiedzaniem pobocza. Uff utrzymałem się w siodle, a w niedalekiej perspektywie były już trzciny i błotnisty staw. Na drugim kółku byłem w tym miejscu zdecydowanie ostrożniejszy.

Na uwagę zasługuje sekcja w żwirowni, kilka stromych zjazdów i jeden podjazd, wszystko na luźnym piasku o konsystencji mąki. Niby nic wielkiego, ale zawsze jakaś atrakcja.

Cały czas jest dość ciasno. Rozjazd MINI i MAX dopiero na 25 kilometrze. MINI prosto MAX w prawo. Robi się luźno, wręcz pusto. Tylko 239 zawodników pojechało drugą rundę.

Szybko przeliczyłem czas okrążenia i wyszło, że zmieszczę się w 2.05h no może 2.10h. Nieźle więc napieram dalej. Optymista. Organizatorzy zadbali, żeby drugie okrążenie dystansu MAX nie było nudne. Na początek naprawdę wąski i mocno pofałdowany singiel. Co chwila na drzewach tabliczki UWAGA, UWAGA. Nie wierzę, że ktoś z kierownicą powyżej 70 cm mógł tędy przejechać swobodnie. Singiel urywa się gwałtownie tuż za kolejną czerwoną tabliczką. Bardzo stromy zjazd, właściwie uskok. Chwytam rower pod pachę i w dwóch skokach jestem na dole. Miejsce jest nieprawdopodobnie zryte. Ktoś próbował nawet tędy zjechać, ślady lądowanie są widoczne na dole. Kolej na powtórkę ze żwirowni tym razem bardziej rozbudowaną. Potem już do mety.

W międzyczasie rozwiązuje się zagadka kanonady, która towarzyszy nam przez cały czas. Przez chwilę trasa prowadzi wzdłuż betonowego muru za którym jest strzelnica. Co za ulga.

Od dłuższego czasu jadę sam. Niby ktoś jest z przodu i słyszę kogoś z tyłu, ale generalnie tempo mi spada. Kiedy mijam tabliczkę z napisem 10 km, zjadam i wypijam to co mi zostało i próbuję się zmobilizować. Okrążenia miały być dwa, ale trzy razy mijam pomalowany na pomarańczowo kamień i trzy razy przeskakuję przez to samo drzewo. Tuż przed metą dość trudna, kręta sekcja w jakimś parowie. Młode drzewka na skraju ścieżki mają pozdzieraną korę na wysokości kierownicy roweru. Każde. Widać, że przetoczyło się tędy kilkuset zawodników.

Wreszcie finisz. Niby szybki, ale wcale nie najłatwiejszy. Dość wąskie żwirkowe alejki w parku, nad jeziorkiem. Pięknie, ale nad stawem siedzą ludzie i łowią ryby, dzieci spacerują na poboczu, a w newralgicznych miejscach stoją solidne żeliwne ławki. Oczami wyobraźni widzę siebie „wmontowanego” w jedną z nich. Albo w śmietnik. To ogranicza prędkość. Dopiero ostatnia prosta pozwala na redukcję o kilka tarcz i wyciśniecie z siebie ostatnich sił. Wynik 2.22h Garmin pokazał 48,75 km. W sumie jestem zadowolony ze startu. Pojechałem MAXa i awansowałem o dwa sektory.

Mniej więcej na 35 kilometrze miałem lekki kryzys. Niby pedałowałem, ale rower nie jechał. Wtedy pojawił się ON. Starszy Pan, na rowerze z bagażnikiem, lampką z przodu i dzwonkiem. Na nogach zwykłe sportowe buty. Siwa broda na oko 60+. Zaczął mnie wyprzedzać, walczyłem, ale mu się udało. Zaczął się oddalać, walczyłem, ale i tak zniknął mi za kolejnym zakrętem. Pan Andrzej, Wieliszew Heron Team, nr 575, rocznik 1949. Mój czas gorszy o 42 sekundy. Panie Andrzeju jeżeli przeczyta Pan kiedyś te słowa SZACUNEK, RESPECT i CHAPEAUX BAS. Za dwadzieścia lat chcę być taki jak Pan.

Piotr „Buczek” Buczyński

 

 

Wyniki Mybike Team Nadarzyn:

Nr Nazwisko Imię Rocz. Kat. M. open M. kat. Dystans Team Czas Punkty
181 Berner Piotr 1982 M3 26 13 MAX MYBIKE.PL 1:47:07 562.66
523 Kuchniewski Tomasz 1966 M4 135 34 MAX MYBIKE.PL 2:04:43 483.26
89 Buczyński Piotr 1973 M4 202 54 MAX MYBIKE.PL 2:22:45 422.21
522 Kuchniewska Beata 1966 K4 27 7 MAX MYBIKE.PL 2:46:51 420.14
671 Dzięcioł Justyna 1979 K3 21 11 MINI MYBIKE.PL 1:18:17 344.22
175 Rola-Janicki Robert 1961 M5 288 23 MINI MYBIKE.PL 1:18:27 292.76
691 Sawicki Karol 1976 M3 321 129 MINI MYBIKE.PL 1:20:16 286.13
248 Sarnecki Marek 1983 M3 394 167 MINI MYBIKE.PL 1:28:15 260.25