Korona Świętokrzyska, edycja 1 – Poland Bike Nowiny 10.07.2016

W Nowinach startowałem po raz pierwszy w 2013 roku na maratonie ŚLR. Był to jeden z bardziej męczących wyścigów, ale też jedna z najpiękniejszych i najciekawszych tras. Ciekawe co na tym samym terenie przyszykuje nam warszawski Poland Bike

Adrian Socho, drużyna MyBike.pl

Tekst: Małgorzata Kloka

Sezon rowerowy przekroczył półmetek i na krótką chwilę cykl Wajsa przeniósł się w Góry Świętokrzyskie. Nowiny w zeszłym roku były drugą ulubioną trasą PolandBikersów, przegrywając w plebiscycie z Wawrem o kilkadziesiąt głosów, mimo że frekwencja na wyścigach ‘nie-mazowieckich’ jest zawsze istotnie niższa. Zapowiadał się super dzień – fajna trasa, słoneczna, ale nie upalna pogoda oraz jak zawsze mocna ekipa Mybike.pl! Po niezbyt udanym dla mnie maratonie w Płocku, mimo że tygodnie przed nim solidnie przejeździłam, do Nowin podeszłam bez napinki, z nastawieniem na fajdę z jazdy i próbę nie-pękania na zjazdach…

Wyścig ruszył o 12:35. Jako, że w Nowinach było jakieś 500 osób, sektory startowe nie bnowiny1yły przepełnione. W moim ‘topowym’ siódmym sektorze było na oko dwadzieścia kilka osób, hula wiatr normalnie i jak podjeżdżamy pod kreske, to spiker wywołuje moje imię. Hi hi hi, co jak co, ale po takie wyróżnienie warto było przyjechać do Nowin 🙂

No to ruszamy… Najpierw kawałek asfaltem, łagodny podjazd, po chwili wjeżdżamy w osiedle domków i nachylenie się trochę zwiększa. Nie mija kilka minut i… robi się korek na wjeździe do lasu… Na szczęście zator nie jest duży i już po chwili sukcesywnie zaczynamy telepać się w górę… No właśnie w górę… Góra to jest to coś, czego moja mazowiecka noga nie zaznaje na co dzień, a to niestety oznacza problemy. Pierwszych kilka kilometrów dewastuje wręcz zapasy moich sił.

Jest może trzeci albo czwarty kilometr a ja zsiadnowiny2am z roweru i zaliczam ‘walk of shame’, co nawet nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że wszystko się dzieje przed okiem obiektywu… Już mam powiedzieć coś w stylu ‘panie Zbyszku weź pan z tą pstrykawką stąd’, ale płuca nie współpracują, więc po prostu się uśmiecham i robię minę pod tytułem ‘tak, tak, to jest element taktyki…zmyłka przeciwnika’.

Mam wrażenie, że cały czas jest pod górę. Podchodzę, podjeżdżam, podchodzę, podjeżdżam. Widzę przed oczami małe czarne obłoczki, które raczej nie istnieją (no chyba, że ktoś też widział, to dajcie znać 😉 ); z przodu, z tyłu i z boku słyszę dyszenie – one jest już jak najbardziej realne… Co dziwne, ja dyszę dość umiarkowanie, ale moje nogi są z ołowiu, i choć mózg wysyła do nich sygnał – kręcić, kręcić, to na synapsach coś nie styka i niewiele z tego wychodzi. Jadę woooooolno, bardzo wolno… Mam wrażenie, że wyprzedzają mnie wszyscy i że zaraz objadą mnie kobiety w ciąży, emeryci i renciści, dzieci do lat trzech oraz zawodnicy startujący w przyszłym roku.

Niby wiem, że to Górynowiny3 Świętokrzyskie i że dla niektórych kolarzy to nawet nie do końca są prawdziwe góry, ale mam wrażenie, że wjechałam już taaaaaak wysoko, ze zaraz będzie granica wiecznego śniegu, a moja styrana już lekko podświadomość flirtuje z myślą czy bezdech to jeszcze brak kondycji czy już choroba wysokościowa…

 

I nagle wszystko się zmienia. Niby ciągle pod górę, ale jakoś rower zaczyna lepiej jechać. Trochę łapię oddech, nogi przestają boleć i wraca  pozytywne myślenie. I wtedy zaczyna się coś, po co wszyscy tu przyjechaliśmy – zaczyna się flow. Odcinek niekoniecznie tylko w dół, na którym bez większego wysiłku można utrzymać prędkość, albo przyzwoitą prędkość. Wjeżdżam na interwałową cześć trasy, która jest po prostu świetna. Potem sekcja ‘pumptrackowa’, które na początku trochę wybija z rytmu, ale dość szybko ogarniam jak trzeba ją jechać. Z każdym kilometrem jedzie mi się coraz lepiej i chyba coraz szybciej. Zaczynam doganiać tych, którzy mnie objechali albo obeszli na podjeździe. Na zjazdach daje po hamulcach, ale, jak na mnie, umiarkowanie, i, co jest mega zaskoczeniem, też doganiam. Na podjazdach trochę dyszę, ale wszyscy inni dysza, charczą i rzężą, także jest ok. Nie, nie jest ok, jest super, bo jest flow, prawdziwe MTB, czuje się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Albo z rowerami.

 

Wnowiny4 pewnym momencie na szutrowym odcinku doganiam innego zawodnika, jego tempo mi pasuje więc jadę za nim, i nagle jemu dzwoni telefon. On, o dziwo, odbiera (!!!) i słyszę coś w stylu: Niuniaaaaaa, maraton jadeee… (…) taaaak, jaaaaaaaaadddeeeeeeeee jaaadeee, jaaaddeeeee. Oddzwonieeee… „. Rozbawia mnie to na maksa.

 

W dobrym humorze dojeżdżam do podjazdu, na którego szczycie jest rozjazd mini i max. Znowu robi się wolno… bardzo wolno… uślizguje mi się koło i ląduje na tyłku… na szczęście już po chwili dokładnie w takim samym stylu spotyka się z glebą zawodnik za mną i przede mną. Jak nic jestem trendsetterka… 🙂 Podnoszę się, chwilę podchodzę, dalej jadę; wolno, ale jednak minimalnie szybciej niż cała reszta… Podbudowana, dojeżdżam do rozjazdu mini i maksa, który… jest już zamknięty… Rozczarowanie i smuteczek, bo fajnie by było sobie jeszcze trochę pojechać… Ale, taki lajf – wiem, że na pierwszych kilometrach straciłam za dużo, cudów nie ma. Skręcam w kierunku mety, ale kątem oka widzę dwóch gości za mną, którzy zjeżdżają na pętlę max. Spoglądam się pytająco na pana pilnującego rozjazdu, który krzyczy, że max zamknięty, i że tamci to przebierańcy i że jadą bez numerków…. Nie no, co za czasy! Przebierańcy na PolandBike! Ale panowie przynajmniej machają mi i krzyczą powodzenia.

nowiny5No to jadę do mety. Jest cały czas w dół. Deniwelacja jest gwałtowna, szybka i jak na moje nizinne standardy lekko dramatyczna. Trochę myślę o tym, jak tu się nie rozwalić, a trochę odliczam ile metrów dzieli mnie od arbuza w miasteczku Poland Bike. Początek maratonu wlókł się niemiłosiernie, ale końcówka jest jak pstrykniecie. Meta. Koniec. Już? Szkoda, że tak krótko, chociaż, co tu kryć, te 25 km dało mi w kość. Nowiny – już za wami tęsknie!

 

Drużnowiny6yna Mybike.pl w Nowinach zajęła czwarte miejsce. Brawa dla Krysi i Asi, które ‘pociągnęły’ generalkę. Co więcej, Asia to prawdopodobnie jedyna osoba z całego peletonu, która na każdym zdjęciu z Nowin ma taaaakiego banana na twarzy! Yeah! Tak trzymać!

 

Małgorzata Kloka, nr 1337.

[table id=8 /]

Poland Bike Płock 3.07.2016

Na początku lipca nasza drużyna wybrała się na kolejny maraton z cyklu meta_sławomirPoland Bike. Tym razem organizator tego powszechnego cyklu zaprosił wszystkich kolarzy do Płocka – jednego z najstarszych miast tego regionu. Teren wydawałoby się płaski, ale umiejscowienie na skarpie doliny Wisły pozwoliło urozmaicić trasę. Pogoda i wszechobecne zmęcfoto-plockzenie (połowa sezonu ) zwiastowało niezły i wymagający wyścig. Górki w Płocku były niczym takie 'mazowieckie góry’, które postawiły kropkę nad „i” podkręcając wysiłki podczas naszych Poland Bike’owych niedzielnych zmagań!

Wracając do pogody: mimo wcześniejszej niepewności ostatecznie okazało się, że była FENOMENALNA! Nocne i poranne opady dobrze zrobiły temu terenowi. Błota było niewiele. A wszystko przejezdne:)

Start był mocny! Najpierw asfalt, ale zaraz podjazd. Trzeba było na prawdę dawać z siebie wszystko bjazday utrzymać się tego 'najlepszego’ i nie pozwolić uciec czołówce. Potem to już teren mieszany: trochę piasku, trochę żwiru, trochę błotka, najwięcej jednak zapewniających całkiem dojoanna_podbrą trakcję ubitych dróg i ścieżek. Najlepsze oczywiście były podjazdy i zjazdy! Nachylenie niektórych sięgało nawet 10%, a wbrew pozorom niektóre z nich były całkiem długie, podkręcające tętno i przepalające nogi. Mistrzostwo Mazowsza – taka fajna trasa. Ja jechałam trasę w Płocku po raz pierwszy i teraz, już wiedząc co nas czeka, z miłą chęcią wrócę w te okolice.

krysia_pod Nie rozpisując się za bardzo jak mi się jechało itp. napiszę tylko, że całkiem fajnie, a forma u mnie powoli idzie w górę i wszystkie elementy na trasie odpowiadały mojemu przygotowaniu fizyczno – psychicznemu. Trzeba pamiętać, że nogi same nie pojadą. Dużą rolę w osiągnięciu sukcesu odgrywa nastawienie.

Wynik zespołu trochę gorszy niż zwykle bo uplasowaliśmy się na 4 miejscu, ale w generalce nadal zajmujemy naszą trzecią pozycję, więc na razie nie musimy się martwić. Natomiast wyniki indywidualne były na dobrym poziomie. Gratulacje dla wszystkich startującym koleżanek i kolegów. Szczególne brawa dla Krysi, która w Płocku na dystansie Max zajęła 3 miejsce OPEN!!! Super! W następny weekend Poland Bike szykuje start w górach Świętokrzyskich- Nowiny. Płock to była świetna rozgrzewka przed tymi zmaganiami. Oby wyniki były jeszcze lepsze.
Dobrej regeneracji! I do zobaczenia na kolejnych startach!

wyniki

Tekst: Joanna Kur

 

 

EKSPERYMENT Polandbike Góra Kalwaria 2016

gk_2

Tekst: Piotr Buczyński

Mogę tylko pozazdrościć zawodnikom, którzy przed każdym startem nie mają dylematu Mini czy Max. Ja już dwa dni wcześniej w nocy spać nie mogę zastanawiając się na tym poważnym dylematem. Niekiedy decyzja zapada już w trakcie wyścigu w zależności od aktualnej kondycji zawodnika lub warunków na trasie. Niektóre starty traktuję jednak priorytetowo i takim wyścigiem jest dla mnie na przykład Wawer, gdzie zawsze jadę Max. To w końcu moja dzielnica, mój las i moja trasa.

 

Na dystansie Max pojechałem pierwszy raz w Radzyminie 2015. Podobno najłatwiejszy maraton w sezonie. Marne 48 km. Awansowałem o dwa sektory. Cieszyłem się jak dziecko i wypinałem pierś po ordery. W Płocku znów pojechałem Mini i spadłem z szóstego do siódmego sektora. To tylko ugruntowało mój pogląd. Żeby awansować trzeba jeździć Max. I tak męczyłem się przez cały sezon. Jasienica 63 km, Konstancin 62 km Wawer 51 km. Wypruwałem się na długich dystansach, a szósty sektor pozostawał nadal nieosiągalny. Teraz to wiem byłem za słaby.

Zimą nudząc się niemiłosiernie przeanalizowałem wyniki maratonów i ku mojemu zdziwieniu zauważyłem, że duża część pierwszych dwóch sektorów jeździ tylko Mini. Po prostu się wyspecjalizowali. Dają całą parę na nogę. Jadą najkrótszy dystans i nie traktują tego jako ujmy na honorze. Pamiętajcie, że to według ich rezultatów kalkulowane są nasze punkty.

Hhmm pomyślałem a gdyby tak……………….poeksperymentować. Już pierwszy start wg nowej reguły przyniósł zaskakujące rezultaty. Kozienice dystans Mini. Żadnego oszczędzania sił, cała para na pedały, gonimy poprzedni sektor, wyprzedzamy, zawsze wyprzedzamy i jest……..awans o dwa sektory. Piątka odczarowana. Trochę na wyrost. Trzeba będzie powalczyć żeby się utrzymać.

Eksperymentu ciąg dalszy wypadł w Górze Kalwarii. Niedziela, piękna pogoda, blisko Warszawy. W sektorach pełno. W sumie ponad 800 osób plus blisko dwie setki dzieciaków. Pierwszy raz ludzie nie mieszczą się w sektorach. Trzeba ich wpuszczać w miarę jak się przesuwamy do przodu. Max 52 km Mini 33 km. Trasa ponoć łatwa, choć nikt jej nie widział bo sporo się zmieniło od zeszłorocznej edycji. Jadę oczywiście Mini. Trzeba być konsekwentnym.

1,2,3……………………… i pooooszli! Na początek kilka kilometrów po asfalcie, potem szuter. Staram się trzymać w czubie sektora, ale w piątce goście są mocni. Daję nawet jakąś zmianę na pierwszej pozycji, ale kosztuje mnie to dużo sił. Co za idiota ze mnie. Trzeba było się trzymać grzecznie na końcu ogona i oszczędzać siły. Niemniej tniemy do przodu jak szaleni, a czwartego sektora nie widać. Zjeżdżamy w jakieś pola. Mulda, muldę muldą pogania. Z lewej łąka z prawej nasyp kolejowy. To dopiero początek, a ja już nie nadążam za czołówką. Oj przyjdzie zaraz po debiucie w piątym znowu oddać sektor.

Wreszcie wjeżdżamy do lasu. Zaczynają się fajne ścieżki, ale trzeba uważać, wszędzie pieńki i wystające kikuty gałęzi. Można się nadziać, a kurzy się niemiłosiernie.

Nagle STOP. Korek. Kilkanaście osób z przodu staje i zsiada z rowerów. Zsiadam i ja jest chwila na złapanie oddechu po gonitwie po polach. Rozglądam się SZOK. Takiego zatoru jeszcze nie widziałem, na żadnej edycji. Co najmniej dwa sektory stoją w kolejce, żeby sforsować głęboki zarośnięty parów, a z tyłu ciągle nadjeżdżają nowi.

13442482_1195980100452827_986099194962467370_o_1

Zniecierpliwieni kolarze zaczynają w kilku miejscach jednocześnie forsować parów poza wyznaczonym przebiegiem trasy. Nie ma na co czekać, trzeba się pchać. Przez krzaczory prawie nic nie widać, ale dzieją się dantejskie sceny. Ktoś szarpie rower zaklinowany między krzakami, ktoś się obsunął z rowerem na stromym zboczu, jeszcze inny się wpycha z boku. Masakra. Szkoda gadać.

Jeszcze dziesięć kilometrów dalej wyprzedzają mnie wściekli zawodnicy z czwartego sektora, którzy utknęli w tym miejscu i w konsekwencji sporo stracili.

Na trasie sporo się dzieje. Leśnie ścieżki, powalone przez ostatnią burzę drzewa, piaszczyste drogi, szutrówki, i oczywiście łąki. A na łące jak na łące – mulda na muldzie i muldą pogania.

Na szesnastym kilometrze bufet. Woda ma wzięcie większe niż zwykle. Na siedemnastym kilometrze zawracamy na wiadukcie kolejowym w kierunku Góry Kalwarii. I teraz dopiero zaczynają się schody.

Niby nic wielkiego, ale odmiennie niż zwykle najcięższe dopiero przed nami. Gdzieś na dwudziestym kilometrze wypadamy na asfalt. Dłuższy płaski odcinek pozwala się nieco zregenerować. Za chwilę będziemy zaliczać podjazd pod wiadukt na drodze krajowej nr 79 z Piaseczna, potem kilkukrotnie pokonywać skarpę wiślaną w górę i w dół a na deser znany dobrze prawie wszystkim kilkusetmetrowy brukowany podjazd na rynek w Górze Kalwarii ul. Świętego Antoniego.

Na początek wiadukt, najpierw, asfalt potem trylinka, płyty, kocie łby, zakrzaczona ścieżka i spacer pod górę w kolejce oczekujących.

Teraz około kilometra, po świeżo wysypanym drobnym grysie. Rower prawie nie jedzie, tracę resztkę sił. Wreszcie koniec męki. Przecinamy drogę 724 z Konstancina i  na łeb na szyję zjeżdżamy skarpą wiślaną.

Ten zjazd jeszcze długo będzie mi się śnił po nocach. Wg opisu trasy był utwardzony gruzem budowlanym „…..całkowicie zespolonym z podłożem….” Akurat. Po przejechaniu kilkuset zawodników wszystko zryte. Niewielkie luźne kamienie, gdzieniegdzie wystaje coś większego. To tylko kilkaset metrów, ale jest bardzo niebezpiecznie, na dużej prędkości każde dotkniecie hamulca lub zbyt gwałtowny ruch kierownicą to gwarantowane lądowanie w rowie.

Jesteśmy nad Wisłą. Jakaś grobla, muldy i  znowu zsiadamy, stromy wąski podjazd z wysokimi burtami. Kilkadziesiąt metrów z buta. Chwila oddechu przed ostatnimi dwoma podjazdami. Pomiędzy nimi zaplanowana jest sekcja XC. Co to ma być? Nie mam pojęcia.

Pierwszy podjazd zaczyna się szutrem, potem jest gruz, kocie łby, a na końcu płyty. Ledwo, żywy docieram na szczyt. Chciałem odpocząć na zjeździe, ale nic z tego. Sekcja XC jest naprawdę wymagająca. Zjazd zakosami po skarpie wiślanej w terenie rzekłbym „dziewiczym”. Ot wykoszona trawa i tyle. Kilka naprawdę stromych i ostrych zakrętów kończy się kilkoma słabo widocznymi „hopkami”. Duża prędkość, chwila nieuwagi i lądowanie w krzakach gwarantowane. Uffff jestem na dole. Jeszcze tyko spotkanie ze Św. Antonim i meta.

gk_1

Na zakończenie organizator zafundował nam jeszcze około kilometra atrakcji w postaci głębokich, wypełnionych nie do końca ładnie pachnącym błotem kolein, szybki odcinek „płytowy”, muldowy odcinek łąkowy i niemiłosiernie dziurawy odcinek szutrowy. A na zakończenie kilkaset metrów stromego podjazdu po bruku. Meta. Nareszcie. Garmin pokazał 29,7 km i 165 m przewyższenia.

Podsumowując edycję Polandbike w Górze Kalwarii, o samej trasie nie można napisać nic złego. Była urozmaicona i wcale nie taka łatwa technicznie. Niby płasko, ale parę górek się znalazło. Zwłaszcza na finał. Niby szybko, ale ostatnie suche tygodnie zrobiły swoje. Piach i suche igliwie zasysały opony niemiłosiernie. Były też miejsca niebezpieczne, jak wspomniany już zjazd z wiślanej skarpy, odcinek XC, liczne na strasie wyrwy zamaskowane w trawie na poboczu.

gk_0

Eksperyment się……………….udał. Piąty sektor obroniony. W Płocku też pojadę Mini. Do trzech razy sztuka. Ale czy o to właśnie chodzi? Czy chęć awansu sektorowego nie przysłania mi czasem przyjemności z rywalizacji na dłuższym dystansie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Docelowo chcę się pozbyć tego dylematu. I jeździć tylko Max, bez względu na aktualną kondycję, pogodę czy warunki na trasie. Czego i Wam wszystkim życzę.

W sumie w drużynie Mybike wystartowało nas 21 osób. Niezły wynik! Stanęliśmy też na drugim miejscu podium w klasyfikacji teamów. Gratulacje dla wszystkich

Jak ulał pasuje tu stary dowcip z taaaaką brodą.

W nieznanym sobie mieście turysta chcąc zwiedzić wymieniony w przewodniku obiekt zagaduje przypadkowo spotkanego staruszka „ Czy nie wie Pan jak trafić do filharmonii. Ależ oczywiście, że wiem trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć”

Powodzenia

Piotr „Buczek” Buczyński

[table id=6 /]

Poland Bike Radzymin – Przyciągająca Rywalizacja

….Trasa mimo że krótka 46 km na maxie to przez piach, nierówne łąki i wiatr dała mi nieźle w kość. Zmordowałem się bardziej niż w Legionowie na 65 km ale warto było….

Mikołaj Witkowski, drużyna Mybike.pl

…Co mogę powiedzieć o tej trasie? Hmmm. Momentami czułem się, jak w drodze na plażę gdzieś w Jastarni. Piasek, prawie wydmy, potem piasek, trochę piasku przemieszanego ze ściółką i jeszcze trochę piasku. To tego trochę ubitych dróg, szczypta asfaltu i malownicze widoczki w dorzeczu Bugu i w okolicach Zalewu Zegrzyńskiego…

Maciej Demiańczuk, drużyna Mybike.pl

(blog biketata.pl)

 

Tekst: Justyna Dzięcioł

Co jest w tych wyścigach takiego, że startuje w nich aż tyle osób? W sektorach startowych, zaczynając od najszybszego sektora pierwszego po ostatni sektor dziesiąty spotkać można zarówno tych którzy pieczołowicie przygotowują się do sezonu startowego planując treningi dużo wcześniej i nawijają tysiące kilometrów w celu osiągnięcia formy, przez takich, co wsiadają na rower sporadycznie, do tych co są na wyścigu pierwszy raz. Walka o każdą sekundę i o każdą pozycję jest widoczna wśród zawodników na każdym poziomie kondycyjnym i na każdym kilometrze trasy. Chęć przeskoczenia chociaż o jedno miejsce w peletonie jest czymś, czego doświadczył każdy zawodnik i zawodniczka.

Nie inaczej jest w naszej drużynie. Nasze grono obejmuje zarówno stałych bywalców podiów, zawodników którzy zawsze zdobywają punkty dla drużyny, oraz osoby o bardziej spokojnym podejściu. Wszystkich nas połączyły zmagania z nietrywialną trasą w Radzyminie. Okazało się, że ta płaska, krótka (45 km dystansu MAX) i pozornie łatwa trasa ma w zanadrzu pewien ostry pazur – wyjątkowe nagromadzenie krótszych i dłuższych piaskowych odcinków, które bezlitośnie wysysały siły i redukowały prędkość rozpędzonych zawodników. Gdzieś w środku dystansu trafił się dłuższy odcinek na otwartym terenie, który został wykorzystany przez władców wiatru w okrutny sposób – najbardziej cierpieli ci zawodnicy, którzy zaprzepaścili szansę schowania się za plecami innych. Pod koniec tego męczącego fragmentu była jednak nagroda – przejazd wąskim mostkiem przez mały kanałek, czy ktokolwiek widział, żeby ktoś tam przenosił rower?

Łatwo w Radzyminie nie było, mimo niskiej sumy przewyższeń trasa odsłoniła ewentualne niedobory formy. Wielu zawodników z innych drużyn nagle spostrzegło, że wielkim wyczynem będzie w ogóle dojechanie do mety bez znacznego spadku w sektorze startowym. U nas zatriumfowała Krysia Żyżyńska-Galeńska – co prawda przyzwyczailiśmy się do jej dobrych lokat a ze zgromadzonych pucharków mogłaby pewnie postawić całą ściankę działową w mieszkaniu, ale tutaj chyba przeszła samą siebie i przejechała metę jako pierwsza z pań dystansu MAX.

 

Radzymin 2016

1662 Żyżyńska-Galeńska Krystyna 1983 K3 1 1 MAX MYBIKE.PL 600.00
916 Korajczyk Daniel 1994 M2 36 8 MAX MYBIKE.PL 543.89
990 Zduniak Karol 1984 M3 78 39 MAX MYBIKE.PL 511.90
1367 Błażewski Bartosz 1968 M4 103 21 MAX MYBIKE.PL 497.79

 

Wiele starań i wysiłku dla drużyny włożyli także inni zawodnicy. Zdobyliśmy mniej punktów, ale cośmy naprodukowali endorfin to nasze 🙂

 

Radzymin 2016

73 Socho Adrian 1980 M3 109 52 MAX MYBIKE.PL 495.81
1337 Kloka Małgorzata 1985 K3 20 10 MAX MYBIKE.PL 476.11
778 Czapski Andrzej 1975 M4 151 43 MAX MYBIKE.PL 470.19
337 Kuchniewski Tomasz 1966 M4 178 51 MAX MYBIKE.PL 458.67
247 Witkowski Mikołaj 1983 M3 182 77 MAX MYBIKE.PL 455.89
691 Sawicki Karol 1976 M3 213 91 MAX MYBIKE.PL 435.34
2169 Czerniakowska Grażyna 1967 K4 23 5 MAX MYBIKE.PL 430.96
211 Buczyński Piotr 1973 M4 231 71 MAX MYBIKE.PL 416.99
1807 Demiańczuk Maciej 1979 M3 235 101 MAX MYBIKE.PL 414.27
338 Kuchniewska Beata 1966 K4 25 7 MAX MYBIKE.PL 402.16
1145 Siemiaszko Dariusz 1976 M3 12 7 MINI MYBIKE.PL 394.49
525 Dzięcioł Justyna 1979 K3 19 14 MINI MYBIKE.PL 358.72
2650 Dziedziejko Jeremi 2000 MJ 155 6 MINI MYBIKE.PL 318.79
2680 Pasiuk Krzysztof 1975 M4 175 39 MINI MYBIKE.PL 313.72
1959 Lemieszek Sławomir 1959 M5 210 19 MINI MYBIKE.PL 308.09
176 Rola-Janicki Robert 1961 M5 308 24 MINI MYBIKE.PL 276.89
50 Borowiecki Tomasz 1975 M4 310 67 MINI MYBIKE.PL 276.57
1298 Okniński Jakub 2001 MJ 318 10 MINI MYBIKE.PL 271.02
2750 Oktaba Szymon 2000 MJ 355 12 MINI MYBIKE.PL 231.80
1167 Wołoszczuk Bogdan 1950 M6 361 22 MINI MYBIKE.PL 207.31
227 Lewiński Tomasz 2002 C4 27 11 FAN MYBIKE.PL 164.68
212 Buczyńska Alicja 2006 D2 30 10 FAN MYBIKE.PL 115.72
189 Buczyński Adam 2011 CC2 11 CROS MYBIKE.PL

Jeśli chodzi o trasę to zróżnicowana na tyle ile pozwala organizatorowi Mazowsze. Było trochę radzymińskiego asfaltu, leśne ścieżki, czasem korzenie i szutrówki. Zresztą nie do końca ważne gdzie się ścigamy, ale ważne że zgodnie zasadami fair – play i imię dobrego imienia Mybike. Już za dwa tygodnie kolejne zmagania w ramach Poland Bike Maraton, gdzie odwiedzimy podwarszawski Nadarzyn.

Justyna Dzięcioł

Majówka z PolandBike

Po całkowicie nieudanym starcie w Otwocku, gdzie totalnie mnie odcięło, zawody w Legionowie miały zweryfikować czy była to tylko chwilowa niedyspozycja, czy jednak brak przepracowanej zimy.

13124583_1162781630420606_1534147800319045298_n    Do Legionowa mam sentyment, 2 lata temu na tej trasie były to moje pierwsze zawody po powrocie do kraju. Z ostatnich lat pamiętałem trasę w Legionowie, jako miłą, przyjemną i malowniczą. W tym roku organizator zapowiedział, że część trasy zostanie poprowadzona w przeciwnym kierunku niż w latach ubiegłych.

Przed startem na krótkiej rozgrzewce, spotykam członków zespoły w charakterystycznych strojach, która rozmowa, życzenie sobie powodzenia i oczekiwanie na start w sektorze.

Start zawodów jak zawsze 13100903_1163144900384279_4860333312859661930_nzlokalizowany był na Placu Kościuszki, początek trasy przebiegał po osiedlowych uliczkach, jednak po przejechaniu wiaduktu nad torami zaczęły się zmiany trasie.

Zmiany okazały się być na plus, a organizator wyciągnął chyba wszystko co możliwe było do uzyskania z tego terenu. Były sztywne podjazdy, malownicze single w brzozowym gaju, parę krótkich ale technicznych zjazdów, kilka przejazdów przez piach i długa finałowa prosta na której kibice bili brawo każdemu dojeżdżającemu do mety. Czyli esencja jeśli chodzi o MTB w wykonaniu Mazowieckim.

Moja forma pozostawia wiele do życzenia, rzekłbym ze jest porównywalna do tej jaką miałem zaczynając swoją przygodę ze ściganiem się w Czechach. Po przekroczeniu linii met13103374_1163133310385438_4322753859514641658_ny czułem się zmęczony bardziej, niż po swoich pierwszych zawodach w czeskiej Pradze. Dla Porównania w Legionowie wg. Garmina na dystansie 35km przewyższeń było tylko albo i aż 100m, na moich pierwszych zawodach było wg danych organizatora 35km i 500m przewyższeń. Więc zdecydowanie najeżą się gratulacje i podziękowania dla organizatora za wytyczenie takiej 13087799_1163153397050096_5844324151491013581_ntrasy. Za rok na pewno wrócę na tą trasę, jest parę rachunków do wyrównania J

Po zawodach było miło jeszcze spotkać zawodników z Teamu porozmawiać we wspólnym gronie i wymienić się wrażeniami z imprezy.

MyBike drużynowo zajął 3 miejsce w klasyfikacji Teamówwyniki legionowo,

A punktowali następujący zawodnicy:

Zdjecia w relacji pochodzą z fanpaga PolandBike i są autorstwa Zbigniewa Świderskiego

 

Marek S.