ŚLR Łagów 2014 na kołach Bontrager XXX

Na stracie ŚLR w Łagowie pojwiła się silna reprezentacja MYBIKE.PL. Zapowiadała się więc ciekawa rywalizacja, również w ramach teamu.

Profile tras:

2642-08-14_Łagów_profil_master

Profil master

2660-08-14_Łagów_profil_fan

Profil fan

Na dystansie master organizatorzy przewidywali prawie 1713m przewyższenia w pionie na 71 km dystansie, zaś na Fan “jedynie” 1263m na 49 km. Pamiętając ostatni start w Łącznej, gdzie 80km jechaliśmy prawie 7 godzin i biorąc pod uwagę padający kilka dni przed maratonem deszcz, spodziewałam się, że w Łagowie spędzę kilka długich godzin na trasie. Aby choć trochę zmniejszyć swoje cierpienie, zdecydowałam się ulepszyć swoją maszynę zakładając super lekkie koła Bontrager XXX dostępne do testowania w sklepie MYBIKE.PL. Jak się szybko okazało, był to strzał w dziesiątkę.

Zaraz po starcie za samochodem bezpieczeństwa zaczęłam powoli wyprzedzać. Michał i Krysia, czyli osoby z którymi mam zazwyczaj szanse na podobny wynik zostal w tyle. Kamil Miśkiewicz bardzo szybko zniknął mi z zasięgu wzroku, Wojtek też wyrwał szybko do przodu. Po kilku kilomatrach zaczął się drugi, ale łagodny podjazd. W sam raz na rozgrzewkę.

kuba_lakaDo pierwszego bufetu (na 19. km) jechało mi się bardzo dobrze, nie odczuwałam żadnego wysiłku. Sprawdziłam na własnej skórze, że lekkie koła rzeczywiście bardzo pomagają. Trasa okazała się być powtórką z Łącznej – błoto, błoto i jeszcze raz błoto – aha i podjazdy. Wymęczające tym bardziej, że mokre błoto uniemożliwiało często podjechanie górek, które w normalnych warunkach nie stanowiłyby najmniejszego problemu. Po wymęczających podjazdach przychodziła pora na zjazdy, czyli to co lubie najbardziej. I tu się również nie zawiodłam. Były zarówno szybkie single, dające możliwość manewrowania między drzewami z prędkością ponad 30km/h, ale nie brakowało też trudnych technicznie, typowych raczej dla Golonki niż ŚLRa zjazdów po kamienistych strumieniach. Pikanterii tym ostatnim dodawała wszechobecna wilgoć. Oba typy zjazdów wymagały dużego skupienia, drobny błąd mógł oznaczać wywrotkę i poważną kontuzję.

maja_lakaPo dotarciu na drugi bufet, czyli na 40. kilometrze spotkałam Wojtka. Po kilku kilometrach wspólnej jazdy (a właściwe częściej podchodzenia) zgubiłam go na którymś zjeździe i dalej jechałam sama, co chwilę pytając mijających mnie zawodników z czołówki Fana o to, jak daleko jest ktoś z mojej drużyny. Spodziewałam sie, że Michał dogoni mnie na ostatnich kilometrach, jednak tak się nie stało. Na metę dojechałam jako druga z naszej drużyny.

To był perwszy maraton, podczas którego modliłam sie po cichu o choćby kawałek asfaltu. Bardziej doświadczeni startowo koledzy twierdzili również, że dotychczas nie jechali tak ciężkiego maratonu. Błoto zniszczyło psychicznie nas wszystkich. W Łagowie okazało się, że nie trzeba jechać w wysokie góry, żeby spróbować prawdziwego MTB. Z przyjemnością wrócę tam za rok.

Nasza drużyna bardzo dobrze zaprezentowała się w Łagowie. Zajęlśmy drużynowo 2. miejsce, utrzymując tym samym 1. miejsce w klasyfikacji generalnej. Na podium stanęli:

– Kamil Miśkiewicz – 2. miejsce w M1 (15. open) na dystansie Master z czasem 05:07:06 (czas zwycięzcy open: 04:17:20)

– Monika Wrona – 2. miejsce w K2 (3. open) na dystansie Master z czasem 05:58:43

– Krysia Żyżyńska-Galeńska – 2. miejsce w K3 (4. open) na dystansie Master z czasem 06:24:50

– Kuba Okła – 2. miejsce w M1 (11. open) na dystansie Fan z czasem 03:22:14

– Maja Busma – 2. miejsce w K2 (2. Open) na dystansie Fan z czasem 04:40:47

– Beata Kuchniewska – 3. miejsce w K4 (16. open) na dystansie Family z czasem 01:27:20

krysia

Poza podium:

– Michał Żurek – 10. miejsce w M2 (46. open) z czasem 06:06:52

– Wojtek Galeński – 15. miejsce w M3 (50. open) na dystansie Master z czasem 06:24:39

– Konrad Gręda – 9. miejsce w M3 (28. open) na dystansie Fan z czasem 03:42:40

– Marek Sanaluta – 31. miejsce w M2 (116. open) na dystansie Fan z czasem 04:49:01

– Piotr Mazurek – 33. miejsce w M2 (122. open) na dystansie Fan z czasem 04:52:05

– Tomek Kuchniewski – 30. miejsce w M4 (176. open) na dystansie Fan zczasem 05:41:48

– Bartek Błażewski – defekt

Tatry Tour 2014

Na Tatry Tour wybrałem się z kolegami z SSC oraz rodzicami, którzy nas wspomagali na trasie. Chcę im za to podziękować.

tatry t1Wiedziałem, co mnie czeka. To jest jeden z tych wyścigów, na które czekam cały rok.

Tempo od początku było bardzo mocne. W ciągu ostatnich dwóch wyścigów, w których brałem udział, cały peleton dojeżdżał aż do Liptovskiego.

Tym razem nie. Dwie „hopy”, a ja już zostaję w drugiej grupie. Niezbyt się tym martwię, bo jest zjazd, który ciśniemy niemal na maxa. Przed końcem zjazdu dojeżdżamy do peletonu i im bliżej Liptovskiego tym liczba osób w peletonie się powiększa. Atmosfera się trochę rozluźnia. Postanawiam więc dołożyć do pieca to, co sobie wcześniej zapakowałem do kieszonek.
Oszczędzam siły, bo zaraz będzie decydujący podjazd pod Huty. To tu wszystko się zaczyna, wychodzą te ciasteczka jedzone po treningu 😛 34 stopnie nie ułatwiają zadania… Proszę o wodę z ‘samochodu technicznego’. Kręcę swoje. Szybki zjazd do Zuberca. Tworzy się grupa, a współpraca nawet się układa. Mijamy dość szybko Sucha Hore, wcześniej  był tatry t2bufet. Przy takiej temperaturze należy pamiętać o częstym piciu, którego na szczęście mi nie brakuje. Nogi są coraz słabsze, ale nie odpuszczam.

ZĄB i oberwanie chmury. To już standard, że na tym wyścigu pada. Podjazd jadę jeszcze z grupą, ale ostatecznie zostaję. Deszcz, a w zasadzie ściana wody trochę mnie orzeźwia. Na zjazd próbuję założyć kamizelkę, ale się nie udaje. To nie zmienia faktu, że i tak jestem cały mokry. tatry t3
Podjazd pod Bukowinę jadę już sam. Całe szczęście, że jest jeszcze ciepło, a woda z nieba już nie leci.
Mozolnie się wtaczam, dłuży mi się. Nie chce mi się patrzeć nawet na prędkość czy tętno. Samochód powoli znika za zakrętami.
Zjazd z Bukowiny do Łysej Polany to mój ulubiony z całego wyścigu. Są tam 3 patelnie które trzeba ściąć, modląc się, żeby zza zakrętu nie wyłonił się samochód lub co gorsze autobus. Tym razem było mokro więc i prędkość jest trochę niższa, ale frajda zawsze duża.
Przed Łysą Polaną dostaję drugą porcję deszczu, tym razem z gratisem w postaci gradu. Uderzenia powodują u mnie uśmiech na twarzy. Jedynie co przychodzitatry t4 mi do głowy, to że ludzie myślą o mnie jak muszę być nieźle popier.. . żeby jechać w taką ‘apokalipsę’.

Co ciekawe dwa dni wcześniej padało i wychodziłem na treningi z taką  myślą o wyścigu. Z resztą zasada Velominati mówi, że tylko nieźli skurwiele trenują w deszczu, albo w złych warunkach. Czasem zdarza mi się więc jeździć w deszczu. A co, lubię się dowartościować 😛

Reszta wyścigu to już z górki: bufet, podjazd, meta. Ale nie tak od razu. Deszcz zaczął lać po raz trzeci na ok 170 km. Tym razem nie widać było nawet drugiej strony drogi. Jezdnia powoli zamienia się w rzekę. Jedyne pocieszenie, że jest podjazd i nie marznę. Wreszcie ostatni 12 kilometrowy podjazd. Asfalt jest suchy – po tej stronie Tatr nie padało. Za każdym razem kiedy się tędy jedzie to wydaje się, że go nie będzie. Ale jest i trzyma się całkiem dobrze… W tym momencie już jadę na 110% do mety. Finisz pod Grand Hotel i koniec, koniec na ten rok.

 

A tak było naptatry t5rawdę…

To jest wyścig, który polecam wielu osobom. Owszem łatwy nie jest, ale zupełnie inny od Pętli Beskidzkiej. Przyjemniejszy, jeżeli wyścig można uznać za coś, co jest przyjemne. Organizacja jest zawsze na bardzo wysokim poziomie. Pozytywne  jest to, że jeśli utworzy się duża grupa, często pojawia się samochód organizatora albo motocykl, który prowadzi.

Pozostaje teraz tylko usiąść i powspominać co się działo na trasie, czy w samochodzie. Czas poprawiłem w stosunku do ubiegłego roku, ale nieznacznie 5h 47min 30sec.

Krótki filmik z podróży i przejażdżki następnego dnia. Dzięki Marcinowi, który nas ciągnął przez 100 km, daliśmy radę 😛

 

 

Wszystkie materiały foto/wideo zawdzięczam Michałowi Gałczyńskiemu i są jego prawną własnością.

 

 

To na co wszyscy czekali czyli Nowiny

W dzień dziecka, zapaleńcy ścigania się na rowerach górskich mieli otrzymać nie lada prezent. Trasa mająca zaliczać się do śmietanki tras na Świętokrzyskiej Lidze Rowerowej. Trasa, która mogłaby konkurować z prawdziwie górskimi maratonami. Już na starcie w Sandomierzu słychać było szepty o Nowinach…Gdy pojawiły się profile tras bardzo się ucieszyłem. Rzeczywiście wyglądało na to, że czeka nas świetny maraton. Trasa Master miała liczyć 74 km z 1826 metrami przewyższeń, trasa FAN to 43 km i 1140 metrów przewyższenia. Natomiast trasa Family, licząca 18 km miała mieć 324 m przewyższenia. Poniżej profile tras.

Nowiny dystants Family

Nowiny dystans Family

Nowiny dystans Fan

Nowiny dystans Fan

Nowiny dystans Master

Nowiny dystans Master

Na liście startowej znalazło się 8 zawodników z naszej drużyny. 6 na dystansie Master oraz dwójka na dystansie Fan. Tydzień przed wyścigiem był bardzo mokry, co potęgowało emocje związane z trasą. Pogoda nie dopisywała, gdy ruszałem z Warszawy. Zbliżając się do Nowin widzieliśmy przechodzące w okolicy deszcze. Kultowy maraton zapowiadał się jeszcze bardziej kultowo. Na miejscu byliśmy sporo przed czasem, więc mieliśmy czas na spokojne przygotowanie siebie oraz rowerów.

Nowiny 2014, uśmiechnięty Konrad
Rozgrzewka, siczek nerwowy i do sektorów. Wiatr był bardzo zimny, więc bluzę zdjąłem w ostatniej chwili, mając nadzieję, że nie będzie jednak potrzebna na trasie.

3,2,1… Poszli, na początku bardzo fajny podjazd.
Nowiny 2014, Michał na pierwszym podjeździe. Fot. Karol Wołczyk

Nowiny 2014, Michał na pierwszym podjeździe. Fot. Karol Wołczyk

Co prawda na krótszym dystansie poniosło ludzi bez wyobraźni. Co jak co, ale przecież wyścig w Nowinach wchodzi w skład pucharu świata, więc jest o co walczyć… Efektem ułańskiej fantazji była kałuża krwi i hospitalizowana osoba. Żałosne, że ludzie nie potrafią zrozumieć o co chodzi w amatorskim ściganiu. Wracając jednak do trasy – na początku nie było za dużo błota.
Nowiny 2014 - za rzeczką, opodal krzaczka

Nowiny 2014 – za rzeczką, opodal krzaczka. Fot. Karol Wołczyk.

Podjazdy bardzo przyjemne, zjazdy również. Dopiero później zrobiło się mniej ciekawie i pojawiło się błoto na podjazdach utrudniające bardzo jazdę. Szkoda, bo błoto na podjazdach i zjazdach niespecjalnie uatrakcyjnia jazdę, spowalniając ją jedynie. Niemniej najfajniejsze techniczne momenty nie były obłocone.
Nowiny 2014 - Z górki.. Fot. Nasportoworowerowo

Nowiny 2014 – Z górki.. Fot. Nasportoworowerowo

Wyścig nie był dla mnie najlepszy z powodu obluzowanego bloku w pedale. Skutkowało to tym, że co 10 kilometrów musiałem stanąć i wkręcić sobie blok. Straciłem na to dużo czasu. Co więcej w dwóch miejscach „uprzejmi ludzie” pozrywali oznakowanie trasy przez co błądziłem z grupką ludzi w poszukiwaniu trasy.
Nowiny 2014 - Ładowanie energii. Fot. Karol Wołczyk

Nowiny 2014 – Ładowanie energii. Fot. Karol Wołczyk

Niestety nie tylko dla mnie wyścig był pechowy. Z jazdy zrezygnował Paweł Partyka. Michał razem ze mną zgubił trasę, a Monika zaliczyła  upadek. Niemniej poza Pawłem wszyscy ukończyli swoje dystanse.
Nowiny 2014 szybka zmiana gumy

Nowiny 2014 szybka zmiana gumy

Wyścig okazał się bardzo fajny i mam nadzieję, że za rok będę mógł się zmierzyć z tą trasą raz jeszcze, zakładając bardziej terenowe opony, oraz nakładając podwójną warstwę Loctite na śruby bloków ;))

Dla drużyny punktowali Monika, Radek, Przemek oraz Kuba.
FAN
M. Open   M.Kat.      Zawodnik              Czas
9             3             OKŁA JAKUB         02:15:49
125         42            GRĘDA KONRAD    03:01:10
Czas zwycięzcy na dystansie Fan 02:04:17.

MASTER
M. Open   M.Kat.      Zawodnik                           Czas
26            10           JUREK RADEK                     04:52:05
47            10           KIESIO PRZEMYSŁAW          05:12:52
52            12           ŻUREK MICHAŁ                   05:17:53
56            2             WRONA MONIKA                05:26:44
77            3             KACA ELŻBIETA                  07:06:06
Czas zwycięzcy na dystansie Master 03:58:00.
Teraz prawie miesiąc odpoczynku i ścigamy się w Łącznej. Do zobaczenia !

Poland Bike Wąchock 2014

Wybierając się do Wąchocka miałam z tyłu głowy opowieści o ubiegłorocznym potopie w trakcie wyścigu. Na szczęście pogoda nie zapowiadała powtórki tych wrażeń. Byłam bardzo ciekawa jakiego typu trasę uda się poprowadzić organizatorom. Góry śwętokrzyskie mają spory potencjał, jednak przy zapowiadanych 500m przewyższeń na 48 km nie spodziewałam się zbyt wiele. Mapa_wąchock Wąchock przywitał nas ponad 30-stopniowym upałem, przez który odczuwałam na początku znaczny spadek siły i ochoty do ścigania w ogóle. W sektorze stanęłam obok Krysi i po chwili wystartowaliśmy. Ze względu na charakter trasy organizator wydłużył przerwy między startami poszczególnych sektorów do 2 minut, co zaowocowało brakiem korków i w miarę płynną jazdą. Zaraz po starcie rozpoczął się pierwszy, długi jak na Poland Bike podjazd, który ładnie rozciągnął stawkę. Szybko udało mi się odjechać Krysi, a na siódmym kilometrze dogoniłam końcówkę wcześniejszego sektora. Czułam się bezpiecznie, ponieważ miałam świadomość, że przede mną nie ma żadnej konkurentki.DSC_0410 Organizatorzy Poland Bike nie rozczarowali mnie jeśli chodzi o trudność trasy. Wąchock dostarczył nam wszystkich smaczków, jakie są w stanie zaoferować Góry Świętokrzyskie. Były długie podjazdy po bruku, błotniste kałuże, leśne strumyki, piaszczyste ścieżki, ale nie brakowało też krętych singli i szybkich, technicznych zjazdów, które wynagradzały mniej przyjemne odcinki. Bardzo lubię takie trasy, więc mimo bardzo wysokiej temperatury jechało mi się bardzo dobrze i ostatecznie linię mety przekroczyłam jako pierwsza ze stosunkowo dużą przewagą nad pozostałymi dziewczynami. Kamil_podium To była ciekawa i stosunkowo trudna trasa jak na maraton mazowieckiego cyklu. Organizatorzy Poland Bike idą w dobrym kierunku. Jeśli będę miała okazję wystartować w Wąchocku w przyszłym roku, to z pewnością się tam wybiorę. Krysia_podium   monik Nasza drużyna zaprezentowała się na Poland Bike najlepiej od początku sezonu. W obu klasyfikacjach drużynowych zajęliśmy 1. Miejsce. Wyniki poniżej.

klasyfikacja_drużynowa_openklasyfikacja_drużynowa_uniw

Po co kupować rower górski?

Świeradów-Zdrój, 1 maja 2014r.

Rowery górskie są nadal bardzo modne, wytrzymują ekstremalną jazdę po polskich chodnikach, dzięki najnowszej technologii lakierniczej świetnie wyglądają, a pełna amortyzacja sprawia, że są bardzo komfortowe. Raczej nie jestem ekspertem od języka polskiego, ale intuicja podpowiada mi, że to, co powyżej napisałem jest odpowiedzią na pytanie “Dlaczego kupić rower górski?”. Jeśli chcesz wiedzieć “po co”, to wybierz się w prawdziwy teren, na przykład na genialnie przygotowaną trasę w okolicach Świeradowa i Novego Mesta na granicy Polsko-Czeskiej.

Generalnie na trasie większość spotkanych osób to typowi wycieczkowicze, głównie Czesi – Polacy i Niemcy stanowili drugą połowę kolarzy. Poza turystami sporą grupę stanowili zjazdowcy, dla których trasa była wręcz idealnie dostosowana, jedynie męczyli się na asfaltowych łącznikach, które miały dość spore nachylenie.
Jak już jestem przy opisie trasy, to odniosę się do tytułu mojej relacji. Wyjątkowo duży wybór zróżnicowanych nawierzchni (asfalt, szuter, drobny, ubijany żwir, zbita ziemia, korzenie, kamienie i płytkie, mokre błoto oraz kałuże a także drewniane pomosty) ukształtowanie terenu oraz samej ścieżki (większe pagórki oraz niewielkie hopki usypane między drzewami) i na koniec długość całej trasy, pozwalają doskonalić technikę oraz wytrzymałość.
Zostawiając samochód na (darmowym) parkingu zlokalizowanym w miejscu dawnego przejścia granicznego mamy świetny punkt wypadowy n a kilka pętli – my zrobiliśmy najpierw rozgrzewkową, 17-kilometrową rundkę po czym ruszyliśmy na właściwy podbój Sudetów. Na całym terenie mamy do wyboru kilka pętli, każda ma swój indywidualny charakter. Po drodze jest sporo schronisk i innych przybytków, w których zgłodniały i spragniony i/lub zmoknięty rowerzysta może zaspokoić kilka podstawowych potrzeb.

Na „Singltreku pod Smrkem” wreszcie dotarło do mnie, jakie znaczenie ma odpowiednie ciśnienie powierza w kołach, choć nadal pozostanę wierny prawie zupełnie gładkim, ale za to lekkim oponom Bontragera.
Dla mnie największą atrakcją trasy były proste odcinki z małą hopką, które pozwalały poszybować razem z rowerem kilka metrów przed siebie i elegancko wylądować na cztery łapy (dwa koła).
Trudno ukryć satysfakcję z faktu, że przez całe 78 kilometrów jazdy wyprzedziła nas na zjeździe jedna osoba, na typowo zjazdowym fullu. Stało się to mniej więcej w tym momencie, kiedy… najpierw Krysia a potem Mimi zaliczyli glebę 🙂 Oprócz dwóch przyziemień mieliśmy też 3 kapcie i tylko dwa dobre zapasy – ostania guma trafiła się Mimiemu, który niestety wracając piechotą pomylił drogę i wkurzony znalazł się w środku lasu, na szczęście jacyś dobrzy ludzie podwieźli go do naszej “bazy”. Następnym razem (następny raz będzie na pewno, na pewno na dłużej niż na jeden dzień!) trzeba się lepiej przygotować na tę okoliczność.

swieradow5

Tutaj możecie obejrzeć film Mimiego, a tutaj link do oficjalnej strony.