Highway to Sky to 1600m przewyższenia i 28km wspinaczki na przełęcz Sustenpass w Szwajcarskich Alpach. W tym roku zadebiutowałem w skróconej wersji tego wyścigu (tylko 24.1km i 1300m w pinonie) ze względu na zalegający jeszcze śnieg na znajdujacej się na ponado 2200mnpm przełęczy.
Wyścig rozgrywany jest jako jazda indywidualna na czas. Zapisałem się już na niego i opłaciłem (55CHF=około 210zł) dawno temu i z niecierpliwością czekałem na podanie godziny startu. Ciekawo stką jest to że na większość wyścig w Szwajcarii można zapisać się tylko do kilku dni przed zawodami przez Internet. Często nie ma możliwości „dopisania się” w dniu zawodów, więc trzeba dobrze planować swój kalendarz startów. Na pewno ułatwia to znacznie organizatorom organizację wyścigu, a z perspektywy zawodników usprawniania wydawanie pakietów startowych. Na ten wyścig nie było wymagane posiadanie licencji kolarskiej. W opłacie startowej organizator zapewnia transport plecaka lub torby z ciepłymi ubraniami w okolice mety, po to żeby nie przemarznąć na zjeździe po zakończeniu wyścigu.
Ponieważ przy zapisach podałem bardzo ambitny czas 1h:20 na przejchanie całej trasy aż do przełęczy zostałem ustawiony jako startujący 7 od końca dokładnie o 10:26 i 40 sek (zawodnicy są puszczanie na trasę w 20 sekundowych odstępach).
Z trenerem uzgodniliśmy że przed startem zrobię ok 45min rozgrzewkę na trenażerze, dlatego planowałem przyjechać na start parę minut przed 9:00, czyli tuż przed startem pierwszego zawodnika.
Miejscowość startowa Innertkirchen nie jest duża więc nie było żadnych problemów ze znaleziem parkingu przy biurze zawodów. Mimo to służby kierowały w wyznaczone do parkowania miejsce i do tego pomagały znaleźć wolne miejsce na parkingu (do tej pory na żadnych zawodach nie miałem problemu z parkowaniem. Ilość miejsc do parkowania zawsze wydaje się odpowiednia i nikt nie musi parkować „na dziko”). Po zaparkowaniu udałem się do biura zawodów. Pakiet startowy zawiera tylko baton i żel energetyczny firmy Nutrixxon oraz numery startowe na kierownicę i na plecy. Szybkie rozpakowanie roweru i trenażera i o 9:26 rozpoczynam rozgrzewkę czyli dokładnie 1h przed startem.
Wszystko pracuje jak należy, w między czasie podchodzi do mnie znajomy Polak, który mieszka już w Szwajcarii ponad 30 lat. Krótka wymiana uwag co do trasy i rozgrzewki i kolega idzie „grzać nogę” na podjeździe. Po chwili podchodzi do mnie Szwajcar (co jest o tyle dziwne, że sterotypowo Szwajcarzy są raczej zamknięci) i mówi że wyglądam bardzo profesjonalnie na trenażerze. Odpowiadam mu, że tak naprawdę to pierwszy raz „grzeję się” w ten sposób (zapomniałem dodać, że to dopiero moja druga „czasówka” w życiu).
Rozgrzewkę kończę 15minut przed startem. Ruszam na oddalony o 1km punkt startu. Zawodnicy w kolejności numerów wchodzą do strefy startowej. Ważne żeby być tam na 4min przed startem, aby uniknąć dyskwalifikacji. Przede mną o 20sek startuje poźniejsza zwyciężczyni kategorii kobiet Lisa Berger, której mimo starań nie udało mi się dogonić. Komentator, przedstawia kolejnego statującego z przeczytaniem nazwy zespołu nie ma problemów, ale z nazwiskiem były drobne problemy J (podpowiadam, mu że pochodzę z Polski dlatego tak „dziwnie” się nazywam). Po starcie po 100m droga od razu zakręca na przełęcz Sustenpass. Ponieważ przełęcz jest zamknięta ruch samochodowy jest na niej bardzo nie wielki.
Przed startem założyliśmy, że zacznę w rejonie 300-320W i jak będę się dobrze czuł to spróbuję wejść w rejony 340-350W. Wiem że pierwsza połowa podjazdu jest łatwiejsza: tylko 5.3% średniego nachylenia. Druga połowa trasy to już 6.5% bez żadnych wypłaszczeń.
Ponieważ startuję wsród teoretycznie najlepszych zawodników, już po około 5minutach jestem dogoniony przez zawodnika, który startował 40sek po mnie. Jest to Hubert Schwab, były zawodowiec (Hubert_Schwab), który zajmie ostatecznie drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Po kolejnych 5 minutach mijają mnie dwaj kolejni zawodnicy jadący razem (drafting jest tu dozwolony). Staram się do nich podczepić, ale gdy na Garminie wskazania mocy to 400-410W wiem, że długo tak nie wytrzymam a jeszcze sporo podjazdu przede mną. Zwalniam aby jechać zgodnie z założeniami przed wyścigiem. Czuję się dobrze przez co średnia moc z pierwszych 12minut to 321W. Jednakże, czy nie za mocno zacząłem? Z rytmu wybijają mnie wypłaszczenia 1-2%, gdzie trudniej utrzymać mi dobrą moc bez odczuwalnego zwiększenia bólu w nogach.
Przez kolejne minuty nikt mnie dogania. Po około 30minutach na długiej prostej wiedzę zawodniczkę, która wystartowała przede mną. Obliczyłem, że tracę do niej około 30sek (na mecie moja strata to 1min 38sek). Trasa robi się co raz sztywniejsza, pot co raz bardziej leje się z czuła mimo, że z wysokością powinno być coraz chłodniej. Wskazania średniej mocy co raz bardziej spadają. Po 40 minutach średnia moc to już „tylko” 311W. Przed jedynym na trasie bufetem na 13km doganiam pierwszego zawodnika. Bufet został zlokalizowany na ostatniej wypłaszczeniu 1-2%. Staram się usiąść rywalowi na koło chwilę odpocząć i potem przyśpieszyć, żeby nie miał szans złapać mojego koła. Przez to nie mam czasu zobaczyć co jest na bufecie J Po moim przyśpieszeniu, szwajcarski zawodnik jednak dogania mnie i dojeżdzamy razem do końca wypłaszczenia. Gdy zaczyna się stromszy odcinek 7-8% wchodzę na minutę na 330-360W co pozwala zostawić rywala z tyłu.
Od tego momentu do końca podjazdu nie ma już wypłaszczeń. Widoki coraz ładniejsze w tym przejazdy przez spektakularne tunele. Co ciekawe oprócz zawodników startujacych w wyścigu sporo osób podjeżdza ten podjazd rekreacyjnie. Za każdym razem gdy doganiam jakiegoś kolarza, mam nadzieję, żee to jakiś konkurent w rywalizacji, jednakże zazwyczaj są to turyści.
W końcu po ponad godzinie jazdy widzę schronisko. od którego wiem, że do mety zostanie jeszcze około 600m. Na poboczach leży bardzo dużo śniegu, ale pogoda wciąż dopisuje i jest 15C. Końcówka bardzo stroma i pod wiatr. Mimo bliskości mety nie mam z czego dokręcić.
W końcu ostatnia „patelnia” i finiszuję do mety z czasem 1:19.29 (Wyniki)
Na mecie czekają na mnie banany, Izo i CocaCola. Dość skromnie jak na 55CHF (podobno w schronisku poniżej podają też bulion). Po krótkiej sesji fotograficznej w specjalnie przygotowanym automatycznym stanowisku fotograficznym i po uzupełnieniu zapasów węglowodanów zjeżdzam niżej gdzie przy trasie pozostawiono plecaki uczestników z rzeczami do ubrania na zjazd. Po krotkiej chwili ruszam z kolegą 24km w dół ćwiczyć technikę zjażdzenia. J
Podsumowując, była to fajna impreza, w której na pewno będę chciał wziąć udział za roku. Mam nadzieje, że warunki śniegowe pozwolą rozegrać następną edycję aż do szczytu przełęczy.