Ścigać trzeba się do końca!

Tym razem czekało nas coś nowego, pierwszy raz Poland Bike Marathon zawitał w Rembertowie. Z opisu trasy wynikało, że ma być ciekawie, bo czeka nas jazda po poligonie, czyli m.in. las, tzw. drogi czołgowe i przejazd przez rzeczkę. Mimo wszystko trasa była dla mnie pewną niewiadomą, bo tamtych terenów od strony rowerowej nie znam.

Początek maratonu to jazda po płaskim, utrudnieniami były raczej zakręty i po paru kilometrach odcinek błota, który wielu osobom sprawił niemałe kłopoty. Większość dało się objechać bokiem, ale była to jazda wolna i konieczna była uwaga, żeby obrać właściwy tor jazdy.

Rembertów 1fot. Piotr Scholl

Kolejne kilometry nadal płaskie, chociaż pojawiły się odcinki piaszczyste, ale całkiem łatwe do przejechania oraz obiecywane przez wszystkich fałdy terenu. Mój rower na dużych kołach zupełnie nie miał problemu z jazdą po takim terenie, raczej ja zastanawiałam się, ile jeszcze trzeba jechać non stop na wysokim tętnie. Przyznam, że nie przepadam za płaskimi trasami, gdzie nie ma chwili na odpoczynek, o wiele bardziej lubię zmęczyć się na podjeździe, a potem mieć parę sekund odpoczynku na zjeździe. Jak się okazało, słusznie nie byłam do końca zadowolona ze swojej jazdy, bo mniej więcej w połowie pierwszej pętli z dużą grupą z trzeciego sektora dogoniła mnie Kasia Pakulska. To podziałało na mnie motywująco, bo oznaczało, że mam minutę straty i trzeba będzie popracować zdecydowanie mocniej. Udało mi się uciec i załapać się do mocno pracującej grupy kolegów, z którymi przejechałam całkiem długi szutrowy odcinek trasy. Na tym odcinku rzeczywiście ważne było, z jaką grupą się jedzie i jak układa się współpraca. Jak widać Wojtek chyba nieźle sobie z tym radził, a przynajmniej z prowadzeniem grupy, z jego opowieści wiem, że tym razem całkiem ładnie zmieniał się z Rafałem Myszkowskim.

Wojtek Galeńskifot. Maria Lipowiecka

Ta grupa, do której ja dołączyłam jechała rzeczywiście dobrze i chyba dla mnie trochę za mocno, bo kosztowało mnie to utratę części sił i konieczność zwolnienia. W pewnym momencie usłyszałam trzask łańcucha i okazało się, że pechowo spadł on na zewnątrz przedniej zębatki. W tym momencie przemknęła obok mnie Kasia, a ja przez prawie 2 minuty próbowałam ten łańcuch wyciągnąć spod ramienia korby. Kiedy to mi się w końcu udało, minęła mnie Monika Wrona, którą goniłam potem do końca pierwszej rundy.

Prawdziwe ściganie dla mnie zaczęło się na drugiej pętli. Wreszcie zrobiło się luźniej i przyjemniej, bez nerwowych sytuacji i kolegów przeklinających za moimi plecami (nie rozumiem, o co chodzi, jak kolega jedzie 7 czy 8 w pociągu i tak się denerwuje, że musi przeklinać, zamiast na przykład wyjść na początek grupy). Kiedy dogoniłam Monikę krzyknęłam jej, że trzeba gonić Kasię, dziewczyny obie są w kategorii K2 i warto powalczyć o dobre miejsce. Dzięki współpracy z Moniką i jeszcze jednym kolegą, zaczęliśmy jechać całkiem szybko. Nawet błota wydały się mniej straszne, kiedy nie było tłumu kolarzy. Niestety tam znów mi spadł łańcuch, tym razem do środka, dzięki czemu szybciej udało mi się tą usterkę naprawić, ale moja grupka odjechała. Nie liczyłam już za bardzo na to, że jeszcze z dziewczynami powalczę, ale trzeba było jechać, najmocniej, jak potrafię. Przejeżdżając przez rzekę znów zobaczyłam Monikę, która jak się okazało, złapała gumę. Nie było nad czym się zastanawiać, odwinęłam pracowicie doklejoną do ramy dętkę i rzuciłam koleżance z drużyny, a w tym momencie wyprzedził mnie kolega razem z jadącą za nim Kasią Różycką. Pomyślałam, że  to będzie bardzo nieudany dla mnie maraton, szczególnie, kiedy próba ucieczki przed tą parą się nie udała. Kolega jednak miał trochę pecha, bo nie zauważył skrętu pod górkę i zostałyśmy we dwie na (wreszcie!!!) pagórkowatym odcinku. Nie był to łatwy odcinek, bo oprócz pagórków było sporo piasku, ale właśnie takie trasy lubimy ja i mój rower. Udało mi się uciec, a po jakimś czasie zobaczyłam Michała Żurka i Kasię Pakulską.

Michał Żurek fot. Piotr Scholl

To była moja szansa, mimo bólu i skrajnego zmęczenia, dogoniłam ich i po krótkiej jeździe na kole Michała, pojechałam dalej i dogoniłam dwóch kolegów. Przyznam, że chyba tylko siłą woli trzymałam się na ich kole. Dopiero po pewnym czasie byłam w stanie dać zmianę i jak się okazało, zyskałam na tym dodatkowo, ponieważ niedługo potem zaczęły się ostatnie pagórki, czyli to, co lubię. Świadomość goniących mnie rywalek z trzeciego sektora dodatkowo motywowała mnie do mocnej jazdy, dzięki temu, że na końcowych kilometrach towarzyszył mi mocny kolega oraz pewnie dzięki finishowej adrenalinie, udało mi się trochę nadrobić, pozostały wątpliwości, czy wystarczy to, żeby pokonać rywalki z trzeciego sektora. Tutaj widać, że czasami nie jest tak dobrze startować ze zbyt wysokiego sektora. Na szczęście udało się, wygrałam z przewagą 6 i 14 sekund. Cieszę się z tej wygranej i z tego, że tym razem tyle się dla mnie działo na maratonie, chociaż mam nadzieję, że przed kolejnym wyścigiem, coś wymyślimy na kłopoty ze spadającym łańcuchem.

Niestety ekipa MyBike.pl miała tym razem trochę pecha. Wojtek Galeński ułamał siodełko, a Monika, jak się okazało złapała potem jeszcze drugi raz gumę, podobnie jak Mimi, który również musiał 2 razy zmieniać dętkę. Był to dla wielu osób pechowy maraton, podobno z powodu jakiegoś sabotażu, tzn. gwoździ znajdujących się na trasie. Na maratonie debiut zaliczyli najmłodsi zawodnicy na dystansie Fan: Kuba Nockowski i Dominik Cichoczewski, natomiast w Mini Cross wystartowali: Marcin i Dominik Szlązak, co oznacza, że w chwili obecnej przekrój wiekowy naszej drużyny zawiera się od kategorii CC1 do M6 i nieistniejącej na Poland Bike K6.

Ania Galeńskafot. Maria Lipowiecka

Ostatecznie MyBike.pl znalazło się na 4 miejscu Open i 5 miejscu Uniwersal. Wyniki poszczególnych zawodników są następujące:

Mini Cross:
Marcin Szlązak                     czas: 00:00:31, miejsce 19 CC2
Dominik Szlązak                   czas: 00:00:31, miejsce 2 CC1

Dystans FAN:
Jakub Nockowski                  czas: 00:39:04, miejsce 68 Open, 18 C1 (DEBIUT!!!)
Dominik Cichoczewski         czas: 00:40:36, miejsce 89 Open, 19 C1 (DEBIUT!!!)
Brawo!!!

Dystans MINI:
Hubert Lis                             czas: 01:06:44, miejce 99 Open, 4 MJ
Robert Rola-Janicki              czas: 01:14:43, miejce 204 Open, 18 M5
Beata Kuchniewska             czas: 01:30:24, miejsce 52 Open, 8 K4
Bogdan Wołoszczuk            czas: 01:35:58, miejce 352 Open, 17 M6
Ania Galeńska                      czas: 01:46:19, miejsce 69 Open, 7 K5
Brawo!

Dystans MAX:
Piotr Berner                          czas: 02:09:46, miejsce 28 Open, 16 M3
Rafał Nockowski                   czas: 02:10:45, miejsce 31 Open, 18 M3
Wojtek Galeński                    czas: 02:14:47, miejsce 39 Open, 21 M3 (złamane siodełko)
Krysia Żyżyńska                    czas: 02:21:17, miejsce 1 Open, 1 K3
Michał Żurek                          czas: 02:24:19, miejsce 74 Open, 36 M3
Wojtek Wołoszczuk              czas: 02:26:15, miejsce 81 Open, 38 M3
Monika Wrona                       czas: 02:45:39, miejsce 8 Open, 4 K2 (2 kapcie)
Tomek Kuchniewski              czas: 02:46:49, miejsce 140 Open, 32 M4
Ela Kaca                                czas: 02:52:44, miejsce 9 Open, 4 K3
Piotr Szlązak                         czas: 02:54:14, miejsce 166 Open, 40 M4 (2 kapcie)
Brawo (szczególnie za wytrwałość pechowców)!

Jak po sznurku

Poland Bike Marathon Otwock, 27 kwietnia 2014r.

Przygotowania

Moje przygotowania do maratonu w Otwocku trwały jak zwykle do północy – smarowanie łańcuchów i ostanie testy nowego systemu zapobiegającemu uciekaniu powietrza z dętek. Ostatnie 5 czy nawet 6 kapci po kolei jak w zegarku, w tym jeden podwójny, bo w pożyczonym na trasie kole, zmusiły mnie do radykalnych działań, jak się okazało skutecznych: wywaliłem z obręczy01 przesuwające się w trakcie jazdy opaski, co powodowało odsłanianie otworów na nyple, które ostrymi krawędziami przecinały dętki. Następnie delikatnie zeszlifowałem krawędzie otworów i pracowicie zakleiłem każdy z nich podwójnym kawałkiem szarej taśmy 🙂

Karbonowe siodło, łyse (fabrycznie) opony, najnowsze pedały XTR i waga roweru zbliżająca się do psychologicznej bariery 10000 gramów – wszystko nie ważne, ważne, żeby wreszcie ukończyć!

Pogoda

prognozy z dnia na dzień coraz gorsze, w sobotę wieczorem Meteo.pl zapowiadało na niedzielę przelotne opady o intensywności… powyżej skali. Na całe szczęście opady te owszem pojawiły się, ale dopiero podczas tomboli, o czym jeszcze napiszę.

Maraton

Jednym słowem: błoto.

Co do samej trasy to zgodnie z obietnicą Organizatora było całkiem ciekawie – sporo podjazdów, których nie dałem rady podjechać z blatu, było też kilka krętych singli między drzewami, do tego najwyżej 500 metrów asfaltu zaraz za starem i jeden dłuższy odcinek szerokiej, bitej “lasostrady”, na którym miałem wątpliwą przyjemność przydybać na gorącym uczynku kolarza-śmieciarza. Trasa przecinała kilka strumyków i jeden szerszy strumień, znam takich, którzy próbując je przejechać zaliczyli małą kąpiel i bezpośredni kontakt z Matką Ziemią. Na otwockiej trasie nie mogło zabraknąć “kultowego” odcinka z wąską, połamaną kładką i jazdą wyczynową wzdłuż płotu z siatki.

Było tez jedno miejsce, gdzie z niewielka grupka skręciliśmy za bardzo w lewo i musieliśmy wracać jakieś 100m ale wydaje mi się, że to przez czyjeś gapiostwo, bo oprócz naszych nie było tam śladów kół, a droga była gładka jak stół i grząska jak masło – świeżo zbronowana 😉

Był mały problem z lokalizacją bufetów, podobno drugi był przy jakimś szybkim zjeździe, ja np. w cale go nie zauważyłem 🙂

Karbonowe siodło, mimo prawie dwukrotnie krótszego czasu jazdy niż w Daleszycach, dało się trochę we znaki w połączeniu z błotem, które praktycznie bez oporu przedostawało się wszędzie. W zamian za to nowa teamowa (znowu parafrazując “Dzień Świra”) – “bezuciskowa koszulka, zdrowa, bezuciskowa” sprawowała się znakomicie 🙂

Tytułowy sznurek, taki od snopowiązałki, ukrył się w jednej z najgłębszych kałuż w okolicach Otwocka. Rower zanurzył się powyżej osi i zupełnie przestał jechać. Po wydostaniu go na suchy ląd okazało się, że w tylnej przerzutce siedzi kłębek sznurka wielkości sporej pięści – wyciągając go straciłem kilkadziesiąt cennych sekund, kilka miejsc na mecie oraz pewną dozę motywacji do dalszego ścigania. Co ciekawsze okazało się, że ten sam sznurek w tej samej kałuży wkręcił się w napęd mojej osobistej Narzeczonej oraz w napęd naszego osobistego Szefa drużyny Mimiego…

02

Miasteczko

Bufet w miasteczku jak zwykle na najwyższym poziomie – pyszna kawa, obfita porcja makaronu, pomarańcze, banany i cała masa wszelkiego rodzaju ciastek, cały czas musiałem sobie po cichu cytować współpasażerkę Adasia Miauczyńskiego (“mm, ostatni…. mmm, ooostatni”).

Przyjemności gastronomiczne zbladły jednak całkowicie przy innej przyjemności cielesnej, jaką był niesamowicie gorący prysznic, którego można było zażywać do woli w budynku obok stadionu. To jest właśnie to, czego pragnie umęczone ciało kolarza, pokryte solidną warstwą błota, kurzu i potu!

Bardzo miło i wręcz rodzinnie zrobiło się podczas tomboli, kiedy deszcz tak mocno dał o sobie znać, że nasz niezastąpiony, znający każdego zawodnika z twarzy lub sylwetki, imienia, nazwiska, cech szczególnych oraz stanu cywilnego Bogdan, stłoczył wszystkich oczekujących na szczęśliwy los na scenie pod daszkiem. Wtedy właśnie na mecie pojawił się kolejny (choć nie ostatni!) zawodnik, który spędził na trasie maratonu ponad 4 godziny.

03

Wyniki (wg kolejności punktowania dla drużyny w klasyfikacji UNIWERSAL)

  • 1. Krysia Żyzyńska MAX – K3 1, open 1
  • 2. Paweł Partyka MAX – M3 6, open 10
  • 3. Bartek Błażewski MAX – M4 12, open 74
  • 4. Robert Rola-Janicki MINI – M5 17, open 202
  • 5. Wojtek Galeński MAX – M3 14, open 30
  • 5. Piotrek Mimi Szlązak MAX – M4 15, open 86
  • 5. Tomek Kuchniewski MAX – M4 22, open 112
  • 5. Beata Kuchniewska MINI – K4 9, open 39
  • 5. Bogdan Wołoszczuk MINI M6 – 14, open 283
  • 5. Dominik Szlązak MNI CROSS – CC1 4
  • 5. Marcin Szlązak MINI CROSS – CC2 10

I na koniec najlepsze: w Otwocku jako drużyna zajęliśmy 3. miejsce w klasyfikacji UNIVERSAL oraz 2. miejsce w klasyfikacji OPEN 🙂

Nowy Dwór: walka o pudło

W czasie, gdy większość ekipy zaatakowała MTBCROSS Maraton w Daleszycach, ja przyciśnięty koniecznością bycia w weekend w domu, zadowoliłem się bardziej lokalnym Nowym Dworem.

Wstaję, jest przed 7:30.Pogoda jak na zamówienie, słońce mocno świeci i zapowiada się idealna wyścigowa temperatura. Szybkie śniadanko w postaci owsianki z owocami i do pakowania.

CAM00001

Koło 10 jeszcze jeden posiłek i wyjazd. Na miejsce dotarłem około 11. Byłem mile zaskoczony, gdy okazało się, że nie ma problemów z miejscem do parkowania.

Okolica zrobiła na mnie ogromne wrażenie, niska zabudowa w czerwonej cegle rozsiana pomiędzy drzewami –  100% moje klimaty.

Po obejściu parkingu w końcu ogarnąłem lokalizację miasteczka- szybkie sprawdzenie gdzie jest pierwszy sektor i wracam do auta.

1

Jakoś tak się złożyło,że zaparkowałem obok typowych amatorów i wyciągnięcie przeze mnie trenażera wywołało swego rodzaju sensację, wzbogacony o grono obserwatorów zacząłem się rozgrzewać…

Maraton wystartował z kilkuminutowym poślizgiem. W porównaniu z prawie dwiema godzinami w Legionowie można powiedzieć, że punktualnie.

Trasa „Max „ składała się z dwóch pętli i według organizatorów liczyła około 46km, niestety nie byłem w stanie tego sprawdzić z powodu braku licznika.

Oczywiście jak to w pierwszym sektorze bywa tempo od startu było naprawdę wysokie,pierwsze kilka kilometrów po asfalcie i utwardzonych drogach odsiało czołówkę od reszty, potem wjazd do lasu i kolejne przerzedzenie ekipy, na przodzie została niewielka rozciągnięta grupka około 15 osób (w tym ja). Kilka stromych zjazdów i podjazdów przerobiło to na trzy pociągi średnio po 3-4 osoby.

730_83596765_nowy_dwor_2014_wawoz_-009

Na krótkich bardzo stromych podjazdach wyszły moje braki w mocy w stosunku do reszty – straty te musiałem nadrabiać na zjazdach. Robiła się taka szarpanka: pod górę w trupa i odstaję, w dół odpoczywam i nadrabiam.

Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o słynnej „wajsgórze”, którą jak wszyscy musiałem pokonać z buta.

Pierwsze okrążenie zaliczyłem w drugim pociągu na 5-6 lokacie, czułem się całkiem nieźle więc w głowie szykowałem się na podium Open.

Seria podjazdów na następnym okrążeniu niestety zweryfikowała moje plany, zjechałem na koniec grupy i na moje nieszczęście przede mną znalazł się gość, który kompletnie nie radził sobie na technicznych odcinkach, niestety nie miałem jak go wyprzedzić i w efekcie czego odpadliśmy z grupy…i znowu mocna szarpanka żeby ich dogonić. Dało mi  się to we znaki i w międzyczasie doszło nas 3 zawodników. Jakoś tak sobie razem jechaliśmy, a ja znowu znalazłem się na końcu pociągu,jest to najgorsza możliwa pozycja, bo najłatwiej odpaść (co też się stało). Wyszło na to,że zupełnie oderwali mnie jakieś 12-13km przed końcem. Były momenty,że miałem grupę w zasięgu wzroku, jednak każdy podjazd mnie od niej oddalał i około 7 km przed końcem byłem już zupełnie sam, nikogo z przodu ani z tyłu. Nie ma co ukrywać,było ciężko – typowa walka z samym sobą.

10004002_739891496042957_5582571818199078988_n

Na jednym z ostatnich podjazdów dorwałem gościa, który rozbawił mnie na kilka najbliższych godzin,dojeżdżamy do połowy wzniesienia i przed nami ledwo idą kompletnie zmordowane dwie dziewczynki z dystansu mini. Nagle za mną rozlega się głos:

„ej dziewczyny dajcie mi koło, proszę, bo ja walczę o o miejsce w generalce”

Wybuchnąłem śmiechem i kulturalnie odpowiedziałem: stary czy ciebie porąbało? Przecież one ledwo idą, widocznie jednak go to nie zniechęciło i zamiast utrzymać mi się na kole postanowił przekonywać je, żeby mu pomogły….

Jakoś dodało mi to sił i teraz zupełnie do oporu, co jakiś czas tylko oglądając się za siebie jechałem do mety. Finisz wyszedł jakoś bez emocji, nie miałem z kim walczyć, więc chociaż postanowiłem wyjść „pro” na zdjęciach.

10252119_739892979376142_7020736991955734045_n

Skończyło się na 11 miejscu open i 2 w kategorii.

10264806_739902922708481_1687439475089431665_n

Maraton uważam za jak najbardziej udany, aczkolwiek czuję pewien niedosyt, bo gdybym wybrał inną strategię  pozycja mogłaby być wyższa.

Dostałem jednak kilka bardzo cennych informacji zwrotnych :

-zwiększyć moc

-wykorzystywać każdą szansę do ataku, bo taka może już się nie powtórzyć

-w końcu kupić nowe buty

-kupić mostek z potężnym skosem ujemnym

Na koniec dodam, iż trasa była wyśmienita, bardzo chętnie będę odwiedzał ją treningowo, szczególnie po to, by męczyć te wszystkie podjazdy.

Relacjonował wszem i wobec uwielbiany:  Kamil Miśkiewicz

 

 

 

 

Mocny start w Legionowie: drużyna w czołówce klasyfikacji!

30 marca 2014 r. – to dzień mojego debiutu w MYBIKE.PL. W tym dniu rozpoczęliśmy sezon letnich maratonów Poland Bike. Ponieważ było bardzo słonecznie, to nie mogło zabraknąć ogromnej rzeszy uczestników. Wszystkim zawodnikom przed startem dopisywał humor. Niektórzy witali się wylewnie po zimowej przerwie.

1621673_732838140081626_1360362820_n

Pyli letnio:) Michał Żurek i jego ucieczka..:)

Na dystansie FAN (7 km) wystartowało 116 uczestników, na dystansie MINI (29 km) – 489, w tym 62 kobiety, na dystansie MAX (56 km) – 285, w tym 19 kobiet.

1454869_732866490078791_1441789677_n1978855_733338013364972_706350449_n

Ania Galeńska i Beata Kuchniewska w pięknej scenerii:)

Trasa wyścigów była bardzo zróżnicowana, co mi się bardzo podobało. Początkowa faza odbywała się po asfalcie, ale już po 2. km był wjazd do lasu na szeroką ubitą drogę. Od 10. do 16. km trasa była bardzo wąska, to trudna singlowa droga (ostry podjazd, stromy kręty zjazd). Na 18. km był rozjazd; MINI jechało w lewo, a MAX w prawo. Na 20. km zorganizowano bufet. Po 4. km od bufetu dojechaliśmy do stacji kolejowej w Choszczówce i wtedy zobaczyłem schody – najpierw w dół, później w górę. To była niezła zabawa, ponieważ trzeba było wziąć rower na ramię i szybko iść. Przed metą do pokonania była jeszcze jedna górka i ostatni 500-metrowy odcinek asfaltem.

10169374_732850390080401_1714860319_n10013642_732834993415274_1266685737_n

10150707_732904900074950_363188246_n

Trzech Muszkieterów: Tomasz Borowiecki, Michał Wielecki i Tomasz Kuchniewski

Jechałem 29-kilometrowy dystans, ale przyznam szczerze, że nie udał mi się pierwszy start w tym roku, ponieważ miałem kilka awarii roweru. Na szczęście reszta koleżanek i kolegów z teamu wykonali plan w 100 procentach. W sumie z zespołu MYBIKE.PL wystartowało 13 osób – 4 kobiety i 9 mężczyzn.

1978674_732898083408965_216329233_n

Nie zabrakło zjazdów…

Największą satysfakcją jest fakt, że w klasyfikacji OPEN zespół MYBIKE.PL zajął 3. miejsce, natomiast w klasyfikacji UNIVERSAL uplasował się na 2. pozycji!

10169237_733532796678827_1024781249_n2222210151387_733532730012167_970308550_n2222

W klasyfikacji drużynowej punktowali: Krystyna Ż. (K3), Monika W. (K2),
Rafał N. (M3), Kamil M. (M1).

1965042_732897656742341_1751983342_n10009897_698003860264645_1686007326_n

Krysia, niezła technika i finish Rafała Nockowskiego, najlepszy wynik drużyny

W klasyfikacji UNIVERSAL punktowali: Monika W. (K2) , Krystyna Ż. (K3),
Kamil M. (M1), Michał W. (M5).

LOKATY WG DYSTANSÓW (Kobiet – K , Mężczyzn – M):

MINI kobiety:

– Beata K. (K4) – 6. miejsce

– Anna G. (K5) – 5. miejsce

MINI mężczyźni:

– Hubert L. (MJ) – 13. miejsce

– Tomasz K. (M4) – 35. miejsce

– Tomasz B. (M3) – 101. miejsce

– Bogdan W. (M6) – 22. miejsce

MAX kobiety:

– Monika W. (K2)  – 1. miejsce

– Krystyna Ż. (K3) – 2. miejsce

MAX mężczyźni:

– Kamil M. (M1) – 3. miejsce

– Michał W. (M5) – 6. miejsce

– Rafał N. (M3) – 14. miejsce

– Michał Ż. (M3) – 27. miejsce

– Bartosz B. (M4) – 29. miejsce

Relacjonował Bogdan Wołoszczuk

Poland Bike Wawer 13.10.2013

Zakończenie sezonu jak to smutnie brzmi. Ale wiecie co dla mnie to nie jest koniec choć już to były ostanie zawody.  Końcem sezonu będzie zajechanie się w Świeradowie ale to będzie inna historia.

Dziś frekwencja na Poland Bike była rekordowa co niestety opóźniło start. Śmonikaciganie w Wawrze to moje ulubione miejsce blisko, singlowo trochę interwałowo. Dziś startowałem z 2 sektora w doborowym towarzystwie bo prawie wszyscy z teamu Mybike w nim byli.     Trasę jak przez mgłę pamiętałem z zeszłego sezonu, a miała być prawie nie zmieniona. Dodatkowo po raz pierwszy wrzuciłem sobie do Garmina kurs zawodów czułem się przygotowany jak nigdy a i tak to nie uchroniło mnie to przed zgubieniem trasy.

Start był szybki ale czego innego spodziewać się po 2 sektorze. W sumie jestem zadowolony bo hamując się przed jazda na Maksa wylądowałem raczej z przodu. Do tego cały czas w zasięgu wzroku był Rafał, który obecnie pomimo trudności „zaciskowych” jest najszybszy na najlżejszym rowerze co nie barektrzyma siodła. Rafał wierz mi to się zmieni albo rama się zmieni i będzie dobrze szkoda nerwów. Ogólnie do 12km, czyli rozjazdu na MINI i Max było naprawdę ciasno. Ciężko się wyprzedzało bo kosztowało to dużo wysiłku a efekt był marny. Do tego dwa razy źle rozegrałem wyprzedanie i byłem w plecy. Od 12km ęsię to co lubię, czyli pojedyncze osoby lub grupy kilku osobowe. Doganiasz wyprzedzasz zaliczone. Nie jechałem jednak tak szybko jak mi się wydawało bo dogonił mnie Wojtek i Michał. Niestety źle wybrali opcje podjazdu a ja widząc ich błędy podjechałem jakmateusz natchniony. Później był jeszcze jeden podobny podjazd i znowu to samo wybrałem optymalnie wyprzedzając z 5 osób. HR sięga Maksa ale wiesz, że robisz dobra robotę i jedziesz dalej.

Przed pierwszymi signalmi dogoniłem 4 osobowa grupę. Dobrze pamiętałem to miejsce bo rok temu wiele osób tu błądziło teraz trasa wiodła pod mostkiem i tym razem nie było jak pobłądzić a oznaczeń było tyle, że nie było wątpliwości gdzie jechać. W sumie nie byłem tak bardzo zmartwiony tym zaniae będę grzecznie jechał bo to był czas na złapanie tchu. Kogo mogłem to wyprzedziłem na moście i znowu jazda na ścieżce tyle ze po drugiej stronie Świdra. Znowu prawie na kole grzecznie jechałem nagle ostry skręt pod górę. Tu kilka słów czemu źle pojechałem skoro miałem GPS z trasą. No właśnie temu, że jak się od trasy oddalisz kilka metrów to on od razu piszczy ze zbłądziłeś.. więc go przestałem słuchać no i efekt taki że w maksymalnym powiększeniu nie mogłem znaleźć ścieżki bo oddaliłem się od niej 300m…. W każdym razie w sumie straciłem na tym około 3minut. Powiecie nie dużo ale to nie prawda bo zbłądzonych duszyczek było więcej i jazda po ścieżce razem z 30 osobami na raz jest do dupy. Dla mnie od mapy, która musiała by być włączona cały czas dla mnie ważniejszy jest HR kadencja i czas. (Krysiu pytałaś się co ja biorę ze mam powera cały czas no po prostu co 20mintu jest strzał z żelu własnej roboty bananowo daktylowego oczywiście do czasu…. Zgubienia bidonu…) Na szczęście szybko przełamałem doła spowodowanego straceniem kilku minut i znowu cisnąłem co fabryka dała. Dogoniłem wiec po raz drugi Michała i Bartka. Bardzo się ucieszyłem ze pojedziemy trochę jak prawdziwa drużyna. Na horyzoncie jeszcze wypatrzyłem Krysie. Na asfalcie wyprzedziłem wszystkich i zarządziłem drużynowa jazdę na czas pod swoim przewodnictwem. Chwilami jechaliśmy 40km/h. Asfalt był krótki ale morale wzrosło. Był moment, że Krysia coś wypadła z rytmu ale grzecznie czekaliśmy na nią bo my z Bartkiem Walczymy o wejście do 20 a Krysia o 1 miejsce. I tak sobie jechaliśmy aż na jakimś zjedzie fiknąmimiwawerłem znowu z roweru a Krysia odjechała. Bartek nie wytrzymał szaleńczego tempa. Goniłem Krysie ale już jej nie dogoniłem mnie też dopadał kryzys. Końcówka bardzo mi się w sumie podobała i na pewno pojadę ten odcinek kiedyś treningowo szczególnie, że mam szlak a jest on dodatkowo oznaczony jako trasa MTB.

Na metę wpadam po 2.24 minutach na garminie mam 2.21 minut wiec zgubienie się kosztowało mnie być może nawet 4 minuty ale tak czasami bywa. Jestem zadowolony z jazdy. Z miejsca też choć mogło być lepiej ale taki jest sport.

Finalnie umocniliśmy się na jako drużyna na 7 miejscu. A w punktacji Uniwersal 5 miejsce. Z czego jestem bardzo zadowolony. Gratulacje dla Wszystkich!