„GDY EMOCJE JUŻ OPADNĄ… JAK PO JEDNYM KÓŁKU KURZ”- chciałoby się zaśpiewać na rozpoczęcie tej relacji z Unior Mazovia 24h.
Pomysł na wystartowanie zapadł w bliżej nieokreślonych warunkach. Zarówno ja (Maja) jak i Konrad wspominamy to inaczej. Ja w zasadzie rzuciłam hasło w eter, znajomi myśleli że żartuję, a Konrad chyba wziął to na serio 😛 A było tak –
Tydzień wcześniej na maratonie w Supraślu Konradowi zabrakło 9 sekund do podium. Gdy to usłyszałam powiedziałam: „Wystartuj ze mną na 24h w MIXie to staniemy na podium”. Może zarozumiałe, ale wiadomo że przy odpowiednio włożonym wysiłku była to najprawdziwsza prawda 😀
Okazało się że 24h jest już za tydzień. Tego się nie spodziewałam. Rozmawialiśmy z Konradem w tygodniu, szukaliśmy jakiegoś znaku żeby startować bądź też nie.
W czwartek uznaliśmy że objedziemy trasę wg mapki udostępnionej na stronie Mazovi. Niestety kurs z Garmina nie wystarczył i objazd pokładał się z rzeczywistą trasą może w połowie. Nasze wrażenia z objazdu: to chyba niemożliwe żeby było tyle piachu… Myślałam że udało mi się nas obydwoje zniechęcić tym objazdem – okazało się że nie. Czekaliśmy na ewentualny, dosłowny grom z jasnego nieba, bo obydwoje uznaliśmy że jak na damy przystało: w deszczu ścigać się nie będziemy 😉
Nadszedł piątek i nagle zdałam sobie sprawę że chyba sobie zbagatelizowałam sprawę, bo logistycznie nie jestem przygotowana do startu, a jeśli chce się choć trochę przyjemności z tego wyścigu, a na pewno jeśli chce się uchować zdrowia, bezpieczeństwa i względnego stanu używalności przez kolejne dni po maratonie – przygotowanie i zaplecze kulinarno/mechaniczne musi chodzić jak w zegarku szwajcarskim. Tutaj na pomoc ruszyła Jola (jedna z osób które myślały że żartuję mówiąc o starcie;). Pogoda w sobotę i niedzielę zapowiadała się wyśmienicie, a nawet za. Najważniejsze że żadnych opadów nie było w zapowiedzi.
Rozbiliśmy się z namiotem KONA z Mybike’a i dwoma flagami obok Michała Wieleckiego, dość daleko od startu/mety, ale za to w chwilowym cieniu. Mimo początkowych wątpliwości, wybór panów okazał się jak najbardziej trafny, podczas całej rywalizacji mięliśmy względną ciszę, a podczas finiszu każdego kółka mięliśmy widok na wjeżdżających co dawało możliwość względnej komunikacji. Konrad pożyczył również Superfly 100 AL Elite z Mybike’a w razie w. Przed startem Jola objechała trasę, bo spodziewała się że potem może nie mieć takiej możliwości. Po powrocie powiedziała tylko: „Pamiętajcie: piasek – to tylko stan umysłu”. Taaaaak. Ale jak sobie to wmawiać przez dobę?
Dżentelmeńskim gestem Konrad wystawił mnie na pierwszą zmianę. Czekał mnie bieg do roweru (chyba najdłuższy jak dotąd w Mazovi 24). Stanęliśmy w rzędzie, przywitałam się grzecznie z konkurencją, m.in. z Jarkiem Zielińskim i nagle ktoś krzyknął
START! POOOOOSZLI! – bo ja niekoniecznie. Bieg w butach SPD z diabelnie twardą podeszwą i kilkoma gadgetami w tylnej kieszonce nie ułatwiał mi zadania. Kiedy doczłapałam do roweru, wpięłam Garmina i wystartowałam. Początek po asfalcie by zaraz wjechać w pierwszą „sekcję piachu”. Ciężko było to przejechać, ale na szerokich 29’ i niskim ciśnieniu udało mi się jako jednej z nielicznych przejechać. Za chwilę wśród kolejnych bluzgów kolejna sekcja piachu na łące. Wjazd do lasu. W lesie fajny singielek i sekcja piachu w lesie. Za zakrętem leśna ścieżka i ostry zjazd w dół oznaczony trupią czachą. Kilka skrętów w lesie i wyjazd na asfalt. Skręt w prawo na łąkę (wyjątkowo bez sekcji piachu;), skręt w lewo, łąka, skręt między działkami w prawo na piachu i uklepana droga obok jeziora Klucz, zakręt w prawo i proooosta. Przejazd przez matę kontrolną i dalej wśród łąk chyba najbardziej monotonny odcinek (jednocześnie mój ulubiony, gdyby nie pokrzywy po obu stronach obnażające moją głupią decyzję o wyrównywaniu opalenizny na dłoniach;). Jadę dość szybko bo z Michałem Wieleckim który startuje w kategorii solo. Ciśnie mi na ambicję, jednocześnie wypruwając ze mnie flaki, zastanawiam się czy to mądra taktyka, no ale zaraz przecież sobie odpocznę 😛 Po łąkowych, pokrzywowych doznaniach, wyskakujemy na szeroką szutrówkę, gdzie rzeczywiście można pocisnąć, potem polna, (jeszcze nie) piaszczysta łąka) i łąka z dziurami które wytelepały mnie aż mi ręce zdrętwiały (po asfalcie nie odblokowałam amortyzatora-za gapowe się płaci, postanawiam na następnym kółku nie cfaniaczyć i obiecuję sobie że na pewno założę rękawiczki). Trasa już znana z objazdu, wiem że już niedługo start-meta. Konrad już czeka, dobrze pomyślana sekcja zmian (z daleka widać nadjeżdżającego, jest spora i ma kilka zakrętów, więc nie wpada się na metę na pełnej prędkości) i jestem na mecie. Pętla ok. 14,6 km, średni czas pokonania okrążenia: 35-40 i wzwyż minut. Co kółko postanowiliśmy pisać wrażenia:
1 – Maja. „Bieg mnie tak wykończył że nie mogłam wpiąć się w SPD. Generalnie piach i trzęsie bardzo… Chyba spuszczę powietrze z opon. Mam mieszane uczucia co do 2 kółek.”
Picie, arbuzik, nóżki do góry i relaksik przez ok. 30 min. GORĄC. Konrad walczy na trasie. Dojechał, ruszam ja. Tak tylko przez kolejne 23h…
2 – Konrad. „Początek denerwujący, potem już szybko i przyjemnie. Próbuję 29 cali na następnym kółku, a potem proponuję 2 kółka zrobić”.
3 – M „Znowu jechałam z Michałem Wieleckim, wykończy mnie w takim tempie. Są wyniki. Jesteśmy po 2 kółkach na 1 miejscu, ale o sekundy. Spróbuję teraz 2 kółka zrobić.”
4 – K „Na 29 fullu jest super wygodnie, ale wyprostowana pozycja nie pasuje do mojego image’u sprintera:) Następne 2 kółka jadę na 29 cali.” – i tak już zostało do końca 🙂
5 – M „Skończyło mi się picie. Uratowaliście mi życie”
6 – M „Całkiem spoko, jakoś tak przyjemnie, bez szarpania, wybierałam optymalny tor jazdy po piachu 😉 Ale mam wrażenie że jest go coraz więcej, jakoś przestałam czuć telepanie”.
Zawodnicy zaczęli rozjeżdżać piach i sytuacja zaczynała być coraz gorsza na trasie. Jechanie 2 kółek pod rząd dało nam możliwość zjedzenia obiadu, oczywiście w menu – kluchy 🙂
7 – K „Fajnie, przyjemnie.”
8 – K „2 kółka pod rząd w takiej temperaturze to chyba za dużo. Następne 2 kółka mogę zrobić w nocy”.
9 – M „Ale mnie wytelepało,, ciężko tak po godzinie wracać na piach i dziurska. Jadę jak zoombi, na autopilocie. Mam wrażenie że popełniam coraz więcej błędów.”
10 – K „Zaczynają boleć plecy i ręce, nie jest najgorzej na fullu. Piach chyba dowożą wywrotkami”.
11 – M „Piach, piach, piach i telepanie. Odblokowałam amortyzator na maksa i to chyba mnie uratowało. Nic nie widać jak słońce daje po oczach.”
Słońce zachodzi a jedziemy w środkowej części dystansu na zachód.
12 – K „Chłód, chłód, przyjemnie. Upał się kończy i jedzie się przyjemnie. W nocy będzie super przyjemnie :)”
13 – Amok, pogodziłam się ze swoim losem, kręcę prawa-lewa i jadę do przodu byle do końca 😛 Odblokowany amortyzator pomaga. Zmęczona…”.
14 – K … brak komenatrza
15 – M „Pierwsze kółko po ciemku, świtełka świecą (a raczej nie świecą) ch..owo. Zaliczam glebę, bolało… całkiem fajnie jechało się oprócz tego że nic nie widziałam.
16 –K „Po ciemku trudniej pokonywać piach bo wszystko zlewa się w całość i nie widać gdzie twardo.”
17 – M „128 km, 14 stopni. Miałam zgona z głoda, pod koniec się ogarnęłam. Ja mam inne piaszczyste przemyślenia: jak nie widzę piachu to tak jakby go nie było. Niestety teraz mam dobre lampki ;)”.
18 – K … brak komentarza
19 – M … brak komentarza, jadę 2 kółka żeby Konrad mógł się zdrzemnąć.
20 – M … brak komentarza
21.22.23- K … brak komentarza.
Konrad miał jechać 2 kółka, ale zmarznięta, mokra i zaspana po 1 kółku poprosiłam poprzez mojego brata (który w międzyczasie przybył z odsieczą) czy Konrad nie pojechałby trzech bo umieram (głównie z zimna, wilgoci i zmęczenia), Konrad zgadza się i jedzie dalej spokojnie swoje.
24, 25– M „Zaczyna świtać”
Ledwo wygrzebuję się ze śpiwora, wszystko jest wilgotne/mokre, zimne i nieprzyjazne. Szczególnie opcja wracania na trasę w tych ciuchach. Ale miałam prawie 2h przerwy – pora się otrząsnąć i walczyć dalej.
26 – K „Tyłek boli, ręce bolą, jadę chyba silną wolą (lub: Ręce bolą, tyłek boli jadę chyba siłą woli). Te rymowanie wymyśliłem na ostatnim okrążeniu”
27 – M „Ja wolę nie myśleć co z moim tyłkiem się dzieje… Smaruję sudocremem. Myślałam o 2 kółkach, bo po przerwie bardzo ciężko mi się zebrać do kupy.”
W tym momencie największym problemem jest wychłodzenie organizmu, noc i poranek jest chłodny i wilgotny, tak jak nasze wszystkie ubrania które nie chcą w żaden sposób wyschnąć. Brat podejmuje próbę wysuszenia i ogrzania moich ubrań w samochodzie pod nawiewem.
28 – K „ Nadspodziewanie przyjemnie, ale tyłek daje o sobie znać. Robi się coraz cieplej i znów będzie gorąc :(„
Niespodziewanie do głowy przychodzi mi szatański plan: a może zrobić 2 kółka, namówić Konrada żeby zrobił też2 i tym zakończyć naszą rywalizację w Mazovii 24? Wyniki cały czas sprawdzamy on-line i mimo początkowego deptania nam konkurencji po piętach, mięliśmy 6-7 kółek przewagi, mogliśmy pozwolić sobie na komfort zakończenia rywalizacji przed czasem 🙂 Konrad się zgadza, a ja już nie mogę się doczekać kiedy wezmę prysznic i ubiorę się w suche ubrania.
29, 30 – M „ Jest ciepło, obawiam się Twojej decyzji ze względu na narastającą temperaturę. Wiem że zdążylibyśmy zrobić jeszcze jedno kółko, ale ja już zrobiłam pożegnanie z Afryką:)”
31, 32 – K …brak komentarza.
Witamy z Jolą Konrada na mecie z puszką zimnej coca-coli z napisem: „Mistrz” 🙂 Jesteśmy pierwsi, choć to jeszcze nie koniec zawodów. Pozostała jeszcze ponad godzina. Dla nas zawody się skończyły, ale nie dla Michała Wieleckiego który zażarcie walczy z konkurentami. Do ostatniego kółka, ostatniej chwili nie było wiadomo jak rywalizacja się skończy. Jak w dobrym filmie grozy napięcie narasta wraz z czasem. Na przedostatnim okrążeniu Michałowi gdzieś na trasie wybucha opona. Na ratunek rusza jego znajomy, pożyczając mu swój rower. Ostatnie, zwycięskie kółko, Michał robi na pożyczonym rowerze. Wszyscy są pod wrażeniem, a załoga Mybike pęka z dumy że ma takiego twardziela na pokładzie 🙂
Prysznic i dekoracje.
Zwijamy obóz by jak najszybciej zebrać się do domu. Pod podium bierzemy flagę Mybike. Jest bardzo gorąco, cienia brak, podziękowania dłużą się w nieskończoność. Ale już za chwilę będzie nam dane wejść na 1 miejsce podium 🙂 Dostajemy pudło słodyczy Nutrenda dla sportowców a potem Cezary Zamana goni nas z pucharkami 🙂 Wspólne zdjęcie, prysznic ze szlaucha straży pożarnej i pora jechać do domów…
Po co jechać maraton 24h? Na pewno nie dla celów treningowych (choć o dziwo wydaje mi się że takie odczuwam:), na pewno nie dla zdrowia czy przyjemności (bywa przyjemnie, ale bywa też paskudnie i ciężko). Wg mnie jest to niesamowity sprawdzian charakteru, próba sił z własnymi słabościami i niezwykła satysfakcja z dokonania takiego wyczynu. Pisząc to odczuwam pewne zmieszanie. Już 3 raz z rzędu jadę w Duo (z partnerem), a warunki klimatyczne nam sprzyjają (chłód, wilgoć czy chwilowe oberwanie chmury to nic, w porównaniu z tym co przeżywali uczestnicy 24h dwa lata temu, gdzie startował m.in. Tomasz Piotrowski wygrywając solo w swojej kategorii wiekowej mimo deszczu przez cały czas trwania zawodów), mam świetne wsparcie ze strony przyjaciół, rodziny czy choćby partnera z którym jadę. Co byłoby na solo? Przemknęło mi to kilka razy przez myśl. Może kiedyś, może nawet w tym życiu 🙂 W każdym razie Mazovia 24h na pewno nie jest dla mięczaków 😀
PORADNIK długodystansowca:
– bierz wszystkie ciuchy rowerowe (i nie tylko) jakie masz, przygotuj się na każdą opcję pogody
– rower przygotuj perfekcyjnie, weź ze sobą smary, klucze, dętki, spinki, pompki i jakiekolwiek części masz w domu (choćby drugi rower jak my, czy stare koła jak ja w razie rozszczelnienia tubelessów). Podczas maratonu jednemu z zawodników startujących na solo zepsuł się zacisk rury podsiodłowej, próbowaliśmy ratować, niestety średnica nie była odpowiednia :/ Zawsze pozostaje sposób „na dętkę”.
– zadbaj o ustawienie roweru – bikefitting albo może troszkę mniej agresywna pozycja na rowerze, taka w jakiej czujesz się komfortowo, gdzie punkty styczności z rowerem rozłożone są optymalnie, czyli nie siedzisz tylko na pupie albo nie opierasz się na gripach – można sprawić sobie ogromny ból i długotrwałe problemy nawet przy drobnych zaniedbaniach. Do tego dobre gripy (ja miałam Gripy doskonałe. a jednak nie obyło się bez konsekwencji, być może również z powodu pracy), siodełko (ostatnio testuję szersze siodło dające podparcie dla moich guzów kulszowych Specialized Jett Womens 155), buty (szeeeeroki wachlarz i upodobania, byle wygodne).
– Podstawą jazdy w nocy jest dobre oświetlenie, przemyśl to dobrze, przetestuj wcześniej przed zawodami, weź zapasowe baterie. Będzie jechało się szybciej, bardziej komfortowo i bezpieczniej.
– pij, jedz, pij (mądrze i dobrze)– nawet jeśli nie czujesz głodu czy pragnienia, przy takich długotrwałych wysiłkach nasz organizm potrzebuje stałej dostawy minerałów, energii i nawadniania, a kiedy poczujesz pragnienie – jest już za późno.
– zadbaj o dobry wypoczynek – leżak z opcją nóg do góry to był strzał w dziesiątkę, nie mówiąc o pomocnej koleżance która czasami wręcz wpychała i wlewała nam pokarmy i napoje do ust, opatulała nóżki niczym mama kiedy była taka potrzeba, budziła, cuciła kiedy przyszła pora na zmianę.
– higiena – chodzi głównie o zachowanie we względnej suchości punktów styku z rowerem, w szczególności tego o której sporo w naszej relacji 😉 Zmiana spodenek, smarowanie nawet na kilka dni przed (są specjalne preparaty dla kolarzy choć niektórzy jak o goleniu nóg wstydzą się o tym mówić). Chodzi również o rękawiczki i obuwie. Lepiej zawczasu pomyśleć i zadbać niż potem borykać się z konsekwencjami zaniedbań.
To punkty które przyszły mi na szybko na myśl. Na pewno pojawi się więcej 🙂
Wyniki:
1. Miejsce: Maja + Konrad DUOmix: 32 okrążenia – 480 km (2 miejsce: AirBike-27 okrążeń, 3 miejsce: Wieliszew Heron Team Karolik: 25 okrążeń)
1. Michał: Michał Wielecki Solo: 29 okrążeń – 405 km (2 miejsce: Wojciech Łuszcz: 28 okrążeń)
Najszybsze okrążenie: Cezary Zamana: 31:15
Konrad Gręda: 33:40
Michał Wielecki: 33:52
Maja Busma: 34:52