Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 7

Choć niektórym może się to wydać dziwne to dzisiaj kolejny dzień przerwy. Zdecydowałem się na taki krok, aby mieć siłę na dwa dni szaleństwa w górach. W związku z tym dzisiaj największym wyzwaniem było wstać na poranny rozruch.
Potem spokojne leniwe śniadanie a na promenadzie znalezienie osób chętnych na kawkę/czekoladę/co tam kto sobie wymyśli.
Tym razem pojechaliśmy na koniec Morairy. Jest to miejsce, do którego jeździliśmy w zeszłym roku. Mikroskopijny bulwar nad brzegiem morza i małe stoliki tworzą bardzo fajny klimat. Podelektowaliśmy się słońcem, spiliśmy gorące napoje i wróciliśmy nieśpiesznym tempem do Calpe. Po wczorajszej maskarze pogodowej głównym zadaniem było przygotowanie roweru do zabawy w górach. Nie ma nic gorszego niż trzeszczący napęd. Rower został dokładnie wymyty i nasmarowany. Dzięki temu, że mamy wielki taras z odpływami, a do mycia używam biodegradowalnych środków, to nie musiałem tego robić na ulicy. Po wszystkim taras był w sumie bardziej czysty niż przed myciem 😉
Zresztą oceńcie sami:

Z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku, spędziłem resztę dnia czytając sobie książkę i dobrze się leniąc. Grunt to zebrać siły na kolejne dni przygody!

Calpe_2014_Dzien_7_Mapa

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 6

Do trzech razy sztuka…Od trzech dni codziennie wieczorem w prognozach była informacja, że ma lać. Na rozruchu widzieliśmy czarne chmury zasłaniające szczyty pobliskich gór. A wiatr dawał do zrozumienia,  że dziś nie będzie lekko. Podczas śniadania lunęło, w związku z czym zbiórka na promenadzie została przełożona na 12. Tyle wystarczyło, aby przeczekać najgorsze.

Cieszyłem się, że wczoraj nie wyczochrałem sobie roweru. Po
dzisiejszej jeździe będzie to obowiązkowa rzecz. Pozostała kwestia wyboru trasy. Nie ma się co oszukiwać, że pchanie się w góry w taką pogodę jest szaleństwem.
Nie zdziwiłem się więc, gdy okazało się, że na długi i płaski trening
jedzie przynajmniej połowa zgrupowania. Dołączyli do nas znajomi z zeszłorocznego zgrupowania i tak ruszyliśmy w stronę Morairy.

Dzisiaj grupa była liczna jak rzadko kiedy. Fot. Adam Ptasiński

Dzisiaj grupa była liczna jak rzadko kiedy. Fot. Adam Ptasiński

Celem miało być znowu Pego. Jechaliśmy tam nieco inną trasą niż ostatnio – Benitacell, Xabię, La Xarę. Krajobraz dzisiaj nie bardzo się nadawał do podziwiania. Zdecydowanie bardziej trzeba się było skupić na mokrej drodze i podmuchach wiatru.

Krajobrazy nie rozpieszczały... Fot. Adam Ptasiński

Krajobrazy nie rozpieszczały… Fot. Adam Ptasiński

Za Setlą dowiedziałem się, że jednak jedziemy nieco dalej – do Olivy. Ponieważ bardzo potrzebowałem pit-stopu dałem o tym znać Kubie, który prowadził grupę. Bardzo miłe z jego strony, że zatrzymał się ze mną, aby potem dociągnąć mnie do grupy. Pomimo przelotnych deszczy i mokrej szosy sprawnie doszliśmy
grupę.
Kilka razy złapała nas też mżawka. Fot. Adam Ptasiński

Kilka razy złapała nas też mżawka. Fot. Adam Ptasiński

Pomogły też nam na pewno barany i owce prowadzone przez pasterzy ulicą. Gdy dotarliśmy do grupy podjechało do nas auto z wyluzowanymi ludźmi, którzy chcieli nas poczęstować ziołem. Jakoś nie daliśmy się przekonać, co niespecjalnie zasmuciło towarzystwo. Po kilku kilometrach dojechaliśmy do przedmieść Olivy, w której zatrzymaliśmy się na przerwę. Było mi już bardzo zimno i czekałem na chwilę, aby się ubrać w dodatkowe warstwy. Knajpa pomimo miłych polskich akcentów –

reklamy Żywca i tabliczek z polskimi napisami – okazała się
rozczarowaniem. Nie mieli gorącej czekolady, na którą bardzo liczyłem. Osoby, które zamówiły tostady (grzanki z jasnego pieczywa z oliwą i szynką), dostali po jednej zamiast po dwie. Generalnie chyba obsługa nie poradziła sobie z najazdem polskich kolarzy.

Na asfalcie było sporo kałuż które niespecjalnie umilały trening ;) Fot. Adam Ptasiński

Na asfalcie było sporo kałuż które niespecjalnie umilały trening 😉 Fot. Adam Ptasiński

Przez zamieszanie przerwa zajęła nieco więcej czasu niż zakładaliśmy, więc ruszyliśmy z kopyta z powrotem.  Wychłodziłem się na tyle, że założyłem jeszcze wiatrówkę. Dopiero po 30 minutach się rozgrzałem i mogłem ją zdjąć. Na początku tempo było idealne –  jechałem w tlenie. Niestety po tym jak minęliśmy Denię zaczęło się podbijanie tempa i w końcu za Gata de Gorgos odłączyłem się od grupy, aby zrealizować zaplanowany trening. Tym bardziej, że przestało już wiać i

mogłem sobie pozwolić na jazdę samemu. Co więcej pogoda zdecydowanie się poprawiła i ostatnia godzina treningu minęła szybko i przyjemnie.
Gdzieś tam na przedzie świeci chyba słońce ;) Fot. Adam Ptasiński

Gdzieś tam na przedzie świeci chyba słońce 😉 Fot. Adam Ptasiński

Dzisiaj wykręciłem 120 km i niespełna 900 m przewyższenia.

Po powrocie porozciągałem się, a następnie skoczyłem na przepyszny obiad. Dzisiaj był stek z łososia z ziemniaczanymi łódkami i sałatka. Ledwo dokończyłem porcję. Później jacuzzi i masaż. Wieczorem wpadli na wino znajomi z poprzedniego roku, więc nadrobiliśmy zaległości z zeszłego sezonu i snuliśmy plany na ten nadchodzący.

Calpe_2014_Dzien_6_Mapa
Calpe_2014_Dzien_6_Wykresy
Calpe_2014_Dzien_6_Podsumowanie

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 5

Jako że dzisiaj dzień odpoczynku, to nie wstałem na rozruch tylko postanowiłem dodać sobie bonusowa godzinę snu. Razem wyszło ich prawie 10. Zacnie =)

Spokojne śniadanie, zbieramy się o 11 i spokojnie, lekko kręcąc ruszamy na słodkości do Morairy. Tam siadamy w portowej cukierni i rozpoczynamy dzień dziecka. Każdy folguje sobie i zamawia obok kawy ( ja tam wole czekoladę =)) słodkości. Są lody, ciasta i inne frykasy. Boję się o gardło, więc wybieram ciacho z bitą śmietaną. Schowani przed wiatrem, który dzisiaj daje w kość, grzejemy się w słońcu i pochłaniamy rzeczy, których na co dzień unikamy.

Słodka nagroda =)

Słodka nagroda =)

Walczę dzielnie z ogromnym ciastkiem, reszta czeka na lodziki. Fot. Maciek Prajel

Walczę dzielnie z ogromnym ciastkiem, reszta czeka na lodziki. Fot. Maciek Prajel

Widok na port. Fot. Maciek Prajel

Widok na port. Fot. Maciek Prajel

Widok na port. Fot. Maciek Prajel

Widok na port. Fot. Maciek Prajel

 

Właśnie w takie dni idealnie czyści się napęd, rower, apartament =) To także dobry moment, aby wybrać sie na kilkugodzinny spacer na szczyt góry, którą codziennie oglądamy – Penon de Ifach. Na jej szczycie mieszka kocia rodzina. Spacer jest wymagający, szczególnie w wietrzne dni. Warto wziąć ze sobą kurtkę, dobre buty i coś dla kotów na górze. Z góry przy dobrej widoczności rozpościera sie świetny widok na okolicę.

Po powrocie można sobie pozwolić na lenistwo w słońcu na tarasie, który świetnie chroni przed wiatrem. Zjeść coś lekkiego, a potem oglądać symultanicznie Paryż – Nicea i Tireno Adriatico =)

Trzeba być na bieżąco ;)

Trzeba być na bieżąco 😉

Jest też czas, aby zrobić pranie, napisać zaległe podsumowania i

zastanowić się jak dopasować założenia treningowe do pogody.

Dzisiaj nie zamieszczam wykresów, bo nie ma to sensu =)

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 4

Dzisiaj miał być dzień przerwy. Czyli właściwie kluczowy dzień na zgrupowaniu. Z jednej  strony chciałoby się jeździć non-stop, ale prawda jest taka, że wtedy w okolicach 10 dni następuje zgon, po którym trzeba pauzować więcej niż jeden dzień, aby mieć znowu siłę. Mądre założenia i plany zostały przekreślone przez prognozę, która zapowiedziała na środę opady deszczu przez cały dzień.

Doszedłem zatem do wniosku, że lepiej zrobić jeszcze jeden trening, a odpocząć w środę,gdy będzie padać. Kamil podjął podobną decyzję i zaproponował trasę, którą przejechał w zeszłym roku. Spełniała wszystkie moje wymagania:
– koło 3 godzin w siodle,
– kilka podjazdów tak, aby pojechać w 3 strefie tętna,
– poza tym w miarę płaska, aby wyjeździć bazę.
Zgarnęliśmy jeszcze dwóch kolegów i ruszyliśmy w kierunku Benissy. Tam skręciliśmy do centrum i wyjechaliśmy na zachodzie miasteczka. Przed kamieniołomami skręciliśmy w lewo i boczną drogą skierowaliśmy się na podjazd do Berni.

Kolejne piękne widoki i przerwa na zdjęcia.

Kolejne piękne widoki i przerwa na zdjęcia.

Piękne widoki na podjeździe do Berni.

Piękne widoki na podjeździe do Berni.

Spokojny podjazd ciągnął się 12 km (200 metrów różnicy), aby nas nieco sponiewierać i na 3 km dać nam kolejne 200 metrów różnicy wysokości. Oj zapiekły nóżki, zapiekły. Ale w końcu o to chodzi, więc uśmiechnięci, że się nie daliśmy zjedliśmy sobie przekąski i ruszyliśmy na zjazdy.

Z Kamilem nie ma żartów,  zawsze znajdzie jeszcze trochę siły aby z nienacka zaatakować ;)

Z Kamilem nie ma żartów, zawsze znajdzie jeszcze trochę siły aby z nienacka zaatakować 😉

MyBike team ;)

MyBike team na zgrupowaniu 😉

Gładziutki, nowiutki asfalt i piękne serpentyny. Oj tak, cudnie się tam sunęło. Brakowało jedynie, aby zamknięto ruch dla aut. Wtedy byłaby to czysta poezja… Po zjeździe do Xalo, skręciliśmy na Benissę. Przejeżdżając przez nią, wpadliśmy na pomysł odnalezienia drogi przez Pedramala, aby zjechać obok naszych apartamentów. Niestety nie udało nam się jej znaleźć, ale odkryliśmy świetne miejsce na zrobienie sobie sweet-foci ze zgrupowania z Ifachem w tle. Poniżej wynik 😉

Sesja z Ifachem w tle.

Sesja z Ifachem w tle.

Po powrocie obiad, szybki prysznic i fitting. W poprzednim sezonie zmienilem szose na przelaj i mialem wrazenie, ze off-set w sztycy mi przeszkadza. Mialem racje, a dodatkowo okazuje sie, ze kiera jest za szeroka…Zostalo zatem zrobienie zapasów spozywczych. Wieczorem jacuzzi, nastepnie masaz… Taaaak, tak mozna sie szykowac do sezonu 😉 A jutro dzien wolny =)

Link do treningu: Calpe 2014 dzień 4

Mapa trasy.

Mapa trasy.

Wykresy prędkości i wysokości.

Wykresy prędkości i wysokości.

Podsumowanie treningu,

Podsumowanie treningu,

 

 

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 3

Po wczorajszym podjeździe na szczyt Col de Rates, poranne rozciąganie było jak zbawienie. Czułem każdy mięsień, który pomógł mi wczoraj
podziwiać piękne widoki ze szczytu. Skoro wczoraj był trening siłowy, to dziś należy się rozjechać. Dodatkowym motywatorem do płaskiej, spokojnej jazdy był
delikatny wiatr. Wczoraj zjadłem ewidentnie za mało na śniadanie, bo pod koniec czułem już duży głód. Zatem przed dzisiejszymi przynajmniej 4 godzinami
postanowiłem zatankować po korek. Zatem bomba owsiankowa, bruschetty i owoce. Przygotowałem sobie też 2l napoju oraz bakalie i banany na przekąske podczas jazdy.

O 11 spotykamy się na bulwarze i okazuje się, że jest około 10 osób chętnych na pokręcenie po płaskim. To super wiadomość, bo dzięki temu
podskoczy nam tempo. Ruszamy spokojnie w kierunku Morariry, skręcamy na Benissę i mkniemy dolinkami w kierunku Parcent. W Alacalali odbijamy na zachód i
kierujemy się w stronę Pedreguery, aby za La Xarą odbić na wschód w stronę Pego. Tutaj musimy nieco podjechać pod górę, ale nagrodą są piękne
serpentyny, na których bez problemu można się rozpędzić do znacznych prędkości. Ja staram się jechać spokojnie i nie przekraczać 65 km/h.

Sunąc w dół

Sunąc w dół

Po zjeździe kręcimy sobie wśród pomarańczowych gajów. Niektórzy powoli odczuwają zmęczenie, pojawiają się nieśmiałe pytania o kawę. Jesteśmy już prawie w Pego, więc postanawiamy zatrzymać się tam na przerwę. Nie przepadam za przerwami na kawę, bo trwają dosyć długo i się wyziębiam. Zanim wszyscy się zdecydują co chcą zjeść i wypić, zrobią to i zapłacą mija często godzina. Miło jest oczywiście pogrzać się w słońcu i porozmawiać, ale wolę najpierw skończyć trening. Po godzinie więc ruszamy dalej.

Jazda wśród sadów pomarańczy (dojrzałych),

Jazda wśród sadów pomarańczy (dojrzałych),

Jadąc wzdłuż sadów dojeżdżamy do Denii – miasta położonego przy charakterstycznej górze, wokół której rozciąga się park narodowy i piękny podjazd. Jednak
dzisiaj go omijamy i przejeżdżając znów przez La Xarę kierujemy się na Jesus Pobre i Gata de Gorgos. Stamtąd trasa prowadzi już jak pierwszego dnia przez Benitaxtell do Morairy. Jeszcze tylko kilka hopek, schłodzenie wzdłuż solanki i zjeżdżam na obiad. Wszystkie założenia treningowe zrobione, pogoda piękna, nogi zmęczone. Pozostaje zapisać się na masaż i zrelaksować. Podczas masażu dowiaduję się, że wieczorem mamy iść na Paelle do małego porciku.

Ruszamy tam o 20.30 i po 20-30 minutach jesteśmy na miejscu. Zamówienie złożone, winko polane. Dostajemy w ramach przystawki grzanki z pomidorem i anchua. Paella niestety zamiast podana na patelni zostaje podana na talerzu. Nie jest zła, choć w zeszłym roku w porcie była zdecydowanie lepsza. Za jakiś czas dowiem się też, że o połowę tańsza 😉 Po dłuugim oczekiwaniu dostajemy w końcu rachunek i wychodzi z niego, że trzeba się zrzucić po 25 eurasów. Smutek straszny, bo w porcie Paella jest za 11… W weekend nie popełnie błędu wybierając kanjpkę. Wracamy koło 24, więc szybko kładę się spać aby się zregenerować =)

Czuję, że nogi tego potrzebują =)

Link do treningu: Calpe 2014 – dzień 3

Trasa

Trasa

Prędkość i  wysokość

Prędkość i wysokość

Podsumowanie

Podsumowanie

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Inne