Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 8

Po wczorajszym pauzowaniu i 8 godzinach snu obudziłem się rześki. Rozruch, śniadanie, spokojne przygotowanie się treningu.
A było do czego, w planach podjazd na Port de Tudon. W zeszłym roku nie udało mi się załapać bo akurat robiłem dzień przerwy, gdy grupa tam pojechała, więc w tym roku bardzo chciałem zaliczyć tę górkę. Całkiem nie małą górkę, która gościła peleton Giro. Podjazd na nią nie jest stromy, ale bardzo długi, bo ma 17 km. Warto się dobrze rozgrzać 😉

Dojazd z Calpe jest właśnie taką świetną rozgrzewką, bo trzeba dojechać do odległego 25 km Benidormu. Tam czeka nas seria pierwszych, lekkich podjazdów. Główna uczta zaczyna się od 40 km.

Ale, ale… żeby nie było zbyt nudno to na drodze między miastami padają dwie dętki. Najpierw flaczka łapie kolega. Snake na dziurze. Po kilku minutach sprawa załatwiona i ruszamy dalej. Nie przejeżdżamy 5 km i tym razem to ja widzę flaka w tylnym kole. Sprawdzamy oponę i znajdujemy winowajcę zajścia – mały kolec. Wyciskamy go malutkim imbusem, zakładamy nową dętkę i ruszamy żwawo, bo już straciliśmy nieco
czasu i rozgrzewki.
Postój na drodze szybkiego ruchu. Fot. Wojciech Walczak

Postój na drodze szybkiego ruchu.
Fot. Wojciech Walczak

W drodze ku podjazdom. Fot. Wojciech Walczak

W drodze ku podjazdom.
Fot. Wojciech Walczak

W Benidormie zjeżdżamy z głównej drogi i kierujemy się w góry. Widać, że nie jesteśmy jedynymi chętnymi do podjechania tej góry. Co i rusz mijamy kolarzy różnych narodowości. Umawiamy się między sobą, że spotkamy się na szczycie. Każdy ma swoje tempo podjeżdżania. Sam podjazd jest genialny, piękne widoki, miasta no i niekończący się podjazd przy skończonej ilości przełożeń 😉
Napisałem, że umówiliśmy się na szczycie, ale na szczyt nie można wjechać. Jest to teren bazy wojskowej. Pod bramą z wartownią spotykam się chłopkami i czekamy na resztę. Oprócz nas słychać także inne języki, z czego najliczniejsza jest grupa anglików.
Na szycie tłoczno. Fot. Wojciech Walczak

Na szycie tłoczno.
Fot. Wojciech Walczak

Gdy już dojeżdżają wszyscy czas na nagrodę czyli zjazd który zakończy się przerwą na kawę. Tak jak w przypadku podjazdu, każdy zjeżdża swoim tempem. Serpentyny są czadowe, można rozwinąć duuuże prędkości. A w koło przepięknie oświetlone góry i kwitnące na różowo sady. Zatrzymujemy się w barze Stop 😉

Kwitnące drzewa na zjeździe.

Kwitnące drzewa na zjeździe.

Odpoczynek w fajnej knajpie ;)) Fot. Wojciech Walczak

Odpoczynek w fajnej knajpie ;))
Fot. Wojciech Walczak

Czas na jedzenie i picie oraz zachwyty trasą. Czekało nas jeszcze 6 km podjazdu i dłuuuuugi zjazd (35 km) przez Castel de Guadalest  oraz Callosa d`en Sarrie nad brzeg morza. Znowu można było poszaleć na zjeździe i poszlifować technikę.

Piękne serpentyny. Fot. Wojciech Walczak

Piękne serpentyny.
Fot. Wojciech Walczak

Na zjazdach można było poszaleć... =) Fot. Wojciech Walczak

Na zjazdach można było poszaleć… =)
Fot. Wojciech Walczak

Trzeba tylko pamiętać, aby zabrać ze sobą kilka ciepłych ciuszków, aby się nie wyziębić. Tym bardziej, że nad morzem przywitał nas bardzo mocny wiatr. Był to 105 km i niektórzy poczuli to już w nogach. Ustawiliśmy się więc parami i zrobiliśmy pociąg. Przed samym Calpe z Kamilem i Wojtkiem urządziliśmy sobie jeszcze ściganie do tablicy i tak dojechani (wyszło 120 km) zakończyliśmy jazdę.

Byliśmy późno, baliśmy się, że niewiele dla nas zostanie, ale czekało na nas sporo jedzonka. Dobrze, że wczoraj umyłem rower, bo dzisiaj miałem siłę na zakupy, jacuzzi, masaż, a potem dobrą lekturę =) W takich chwilach doceniam skarpety kompresyjne i chłodzący żel do nóg ;))

Calpe_2014_Dzien_8_Mapa
Calpe_2014_Dzien_8_Wykresy
Calpe_2014_Dzien_8_Podsumowanie

Możliwość komentowania jest wyłączona.