Polandbike 2 maja 2015 Legionowo

Magiczna moc teamowej koszulki

Zbiórka pod SGGW, pakujemy samochod, Renata, Szymon i ja. Pozostałych dwóch uczniów na majówce wiec do upchania w skodzie tylko dwa rowery. O wiele wygodniej jest wrzucić rowery na dach, ale mój samochód stoi akurat w warsztacie.

Słoneczko świeci piękny – dzień na ściganie. Myśli z ostatniego wyścigu (pierwszego po 4 latach przerwy) w Otwocku nie działają na mnie zbyt zachęcająco… nie chcę znów przyjechać ostatnia. Po inauguracyjnym maratonie Polandbike 2015 przekonałam się, że nie startuje z punkyu wyjścia w sensie kondycyjnym tak jak w 2007 roku kiedy zaczynałam jeżdzić. Czas sobie uświadomić, że jestem o wiele niżej. Wtedy dziwczyn w wyścigu startowało dosłownie parę, kiedy przerwalam ściganie w 2010 byo ich może 20, a teraz jest jest dla nich w wynikach osobna lista bo uczestniczek jest 70. Szok! Krótko mówiąc dziewczym jest więcej i ich pozom jest zdecydowanie wyższy niż kiedyś.

Idę grzecznie do swojego 10 sektora, trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Im jestem bliżej tym bardziej czuję dym z papierosów. Niewiarygodne! Jajaś zawodniczka przed startem postanowiła się „dotlenić”!

Patrzę jeszcze ile mam powietrza w oponach, coś w głębi duszy podpowiada mi, że za malo, ale ostatecznie pozostawiam ciśnienie pozwalające na lepszą przyczepność w trudnym terenie.

Startujemy. Nie od początku czuję, że dziś będzie mi się jechało dobrze, ale szybko się rozkręcam.

Im dalej tym lepiej. Na początek asfaltowymi uliczkami, gdzie nie bardzo mam moc żeby wyprzedzać. Kiedy wpadamy w szerokie dukty leśne mijam jakieś rywalki, jeszcze ich nie znam, nie wiem kto to jest, ale coż za radość objechać kogokolwiek! Podczas podjazdu pod wiadukt wyrażnie zdycham. Zjazd i z daleka widzę kogoś w koszulce Mybike, mówię cześć, chwilę jedziemy razem i ruszam dalej do przodu bo dziś kryzys dopadł kolegę z teamu. Pierwszy singiel to jest to co możnaby jeździć codziennie przed poranną kawą – wielka przyjemność. Niby nie zbyt wielu okazji do wyprzedzania, ale dla chcącego… Tam gdzie mogę wyprzedzam po krzakach, a tam gdzie się nie da mówię grzecznie przepraszam. Lecz wszystko co dobre szybko się kończy. Na jakimś zjeździe dobijam na korzeniu i psssssssss. Trzeba było posłuchać głosu z głębi duszy przedjustna po startem. Jadę bez licznika wiec nie wiem który to kilometr, ale wiem, że szkoda mi strasznie mojego pieczołowitego wyprzedzania. Zmieniam dentkę w 5 może 7 minut i szybko wskakuję na rower. Nie udaje mi się dogonić wszystkich, któych minęłam, ale komentarze słyszane za plecami „to ta która gumę zmieniała” działają na mnie motywująco. Na rozjeździe mini i max już nie mam wątpliwości, że jadę krótszy dystans, po wielkiej męczarni z Otwocka na dłuższej trasie. Ostatnie 10km jedziemy na zmianę z miłym zawodnikiem. Na metę wpadam z dwoma innymi zawodnikami. Czuję przyjemne zmęczenie powysiłkowe i stwierdzam, że dziś było lepiej, znacznie lepiej. Wyścig ukończyłam na 40 miejscu open wśród kobiet, 20 w K3 z czasem 1.42.10.

 

1685 Błażewski Bartosz 1968 M4 96 15 MAX MYBIKE.PL 473.15
247 Witkowski Mikołaj 1983 M3 105 43 MINI MYBIKE.PL 324.93
671 Dzięcioł Justyna 1979 K3 40 20 MINI MYBIKE.PL 297.54
50 Borowiecki Tomasz 1975 M3 276 112 MINI MYBIKE.PL 280.24
175 Rola-Janicki Robert 1961 M5 277 22 MINI MYBIKE.PL 280.24
248 Sarnecki Marek 1983 M3 359 145 MINI MYBIKE.PL

 

 

Justyna Dzięcioł