Trek Crockett 5 disc – coś na zimę.

Wszystko zaczęło się od tego,że potrzebowałem roweru do  jesienno- zimowych treningów,  takiego do którego będzie można zamonotować błotniki i przyjemnie nabijać kilometry. W momencie podejmowanie decyzji posiadałem jeszcze typową szosówkę ze średniej półki i dobrego górala fullsuspension.

Miała być przełajówka. Był wybór- kupić używkę za połowę ceny tego roweru i w większości dostać sprzęt już trochę zajeżdżony,na nieco przestarzałym osprzęcie i hamulcach Cantilever,których szczerze nienawidzę,nawet bardziej niż v-brejków,.Natomiast z drugiej strony  miałem wypasioną nówkę na Shimano 105 z tarczówkami i dożywotnią gwarancją na ramę. Ostatecznie wybrałem tę lepszą opcję,z czego się bardzo cieszę:

corcetPierwsze wrażenie:

Jako,że nie pozwoliłbym komuś innemu złożyć swojego roweru,odebrałem go „do samodzielnego montażu”- w pudełku. Trek naprawdę dobrze się spisuje pakując swoje rowery (swoją drogą trochę ich już złożyłem). W środku wszystko było porządnie pozabezpieczane foliami i gąbkami. Niecała godzina,kubek herbaty i rower był gotowy, jeszcze tylko chwila na dopasowanie błotników i można było jeździć.

Przy wzroście 177cm wybrałem rozmiar 52,niby trochę mało- w pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać czy aby nie przegiąłem,jednak kilka rundek po pokoju a potem przejażdżka na podwórku uświadomiły mi,że była to bardzo dobra decyzja.

Rower jest krótki,nawet bardzo,dodatkowo stromy kąt główki sprawiają,że można nim swobodnie manewrować  nawet w mocno „zawiłym” terenie.

Rama jest naprawdę sztywna,podczas interwałów na maksymalnym przełożeniu czuć jedynie  delikatne uginanie,które spowodowane jest raczej właściwościami kół,co do których ostatecznie mam parę zastrzeżeń.

Na uwagę zasługuje wewnętrzne prowadzenie linek. Bardzo fajna rzecz,szczególnie podczas noszenia roweru,co w przełaju zdarza się dość często.

Osprzęt Shimano 105 bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Zmiana biegów jest szybka i precyzyjna stąd też nie widzę sensu inwestowania w wyższe grupy,które działają absolutnie tak samo. Po przejechaniu ponad 3500km działa tak jak w dniu kiedy złożyłem rower.

Jedyną rzeczą wymienioną w napędzie jest kaseta,której stopniowanie (12-28) zwyczajnie mi nie pasowało. Zastąpiłem ją 12-25

Producent wyposażył rower w opony o szerokości 32mm,dla mnie zupełnie wystarczające. Z resztą, chcąc się ścigać, nie mam co myśleć o dużo szerszych –  limit UCI to 33mm

Po przesiadce z amortyzowanego górala jazda po lesie była swego rodzaju wyzwaniem. Już nie mogłem pedałować na maksa jadąc prosto przed siebie, doszedł też element techniki jazdy. Na początku trochę mnie to denerwowało,w końcu byłem wolniejszy niż wcześniej,jednak wystarczył niecały miesiąc,żeby przyzwyczaić się do nowego stylu jazdy i czerpać z niego same korzyści.

W seryjnej konfiguracji, z najtańszymi pedałami Shimano Trek waży około 9,3kg.Według mnie jest to naprawdę niewiele,biorąc pod uwagę,że rowery profesjonalistów są jedynie około kilograma lżejsze.

Waga samej ramy(aluminium) jest imponująco niska 1240g przy naprawdę sporych przekrojach rur i wysokiej sztywności.

Niewątpliwie zaletą jest  możliwość zrobienia z Treka typowej szosówki. Właściwie nie do końca typowej, bo w Polsce mało kto jeszcze słyszał o hamulcach tarczowych w rowerach szosowych…. W każdym razie wystarczy na seryjne obręcze założyć odpowiednie opony. Standardowy slick 23mm jak najbardziej się do tego nada. Co ciekawe, w ramie bez problemu mieszczą się również koła 26” z oponami do 2,2.

Oczywiście,żeby nie było tak pięknie trzeba też coś skrytykować,taki zwyczaj w naszym kraju. Tym razem padło na koła. Mam co do nich mieszane odczucia. Jest to standardowa konstrukcja ze średniej półki, na wyścigi trochę za ciężkie a na treningi zdecydowanie za lekkie. Stąd też mam w planach wymianę ich na 2 komplety. Jeden typowo wyścigowy a drugi możliwie najgorszy i najcięższy – na treningi.

Jest jeszcze jedna rzecz, standardowe siodło to straszna kanapa i w związku moim tyłkiem przyzwyczajonym do wyścigowych desek musiałem je wymienić 🙂

Zaszufladkowano do kategorii Rowery

Niesamowite historie których nie znacie.

Gdy dwa dni temu przyszła nie zapowiedziana paczka z Treka. Nie zwróciłem na to uwagi. Chłopaki ze sklepu podali mi jeden egzemplarz niby katalogu. Nie zaglądając do środka wziąłem do domu i tam gdy dzieciaki poszły spać zacząłem czytać. I wiecie co to nie jest katalog to zbiór super ciekawych historii. Historii tak ciekawych że nie mogłem gazetatrekasię oderwać . Do tego zdjęcia dotyczące bohaterów tych opowieści.  A bohaterowie to Ci których znamy jak Jens czy Cancellara ale także tych których podziwiamy być może nawet bardziej tylko ich nie znamy z imienia i nazwiska. To historie konstruktorów inżynierów i zwykłych mieszkańców Waterlo w Wisconsin w USA. Ale nie tylko. Nie będę wam streszczał tego co się znajduje na 160stronach tej nie zwykłej publikacji. Bo to odebrało by wam przyjemność jej odkrywania. Ale żeby być rzetelnym zamieszczam spis treści by was bardziej zaintrygować i zainteresować.

04 Tylko Jens 14 Rzeczy uwielbiane 22 Trek Suspension Labs 34 Dzień dobry, Waterloo 36 Robić swoje 52 Notatki Kreatorki gustów 56 Wspaniały dzień 66 Kobiety z zimowej krainy 68 Powrót Króla 83 Dekonstrukcja Domane 84 Droga przez błoto 92 Chwała „sprintowi do znaku” 94 #notbad 108 Długa droga z Afryki 116 Keith Bontrager, podstawowe zasady

Publikacja jest darmowa wystarczy odwiedzić nasz sklep lub wysłać wiadomość na facebooku z adresem do wysyłki. Liczba ograniczona 50szt

trenujzdrowo

I Seminarium Naukowe dotyczące kolarstwa 15-16 listopada „Trenuj zdrowo i skutecznie”

Słowem wstępu muszę napisać, że rzeczywiście o tym było to seminarium. Czyli o efektywnym trenowaniu i zagrożeniach dla zdrowia z tytułu uprawiania kolarstwa. Przed seminarium, zastanawiałem się kim będą uczestnicy. Ogólnie można powiedzieć,  że byli miłośnicy kolarstwa choć nie tylko osoby czynnie uprawiające kolarstwo, ale także trenerzy osobiści lub osoby do takiego tytułu predysponujący. Było też sporo osób związanych z  partnerami lub patroni medialni seminarium.  Zapewne moje wrażenia będzie można porównać z jakimiś publikacjami. Moim celem zresztą nie jest szczegółowa relacja, lecz przekazanie „złotych myśli”, które jako team możemy wykorzystać.

Osobiście najbardziej byłem zainteresowany zagadnieniem wykorzystania mierników mocy jako narzędzia treningowego.

Wszystkie materiały udostępnię zainteresowanym osobom z teamu . Choć trzeba powiedzieć, że niejednokrotnie to były tylko hasła do dyskusji. Na ta chwile nie ma też prezentacji o pomiarze mocy, ale myślę ze to przeoczenie organizatorów.

Zapewne też niektórzy zastanawiają się czy maja czego żałować bo w sumie nie było tanio. Ale cena jest pojęciem względnym i ja osobiście uważam, że na naszym poziomie niewiele da się wprowadzić w życie z tego co usłyszałem. Ale z drugiej strony poznanie warsztatu pracy naszego najlepszego trenera MTB Marka Galińskiego oraz profesora Tomasza Gabrysia jest bezcenne. Uświadomienie sobie jak ważny w życiu kolarza jest ortopeda też by się nie odbyło bez tego seminarium.

Pokrótce omówię poszczególne wykłady zamieszczając rzeczy, które sobie zapisałem w notkach lub zapamiętałem, więc wydaja mi się ważne lub ciekawe.

Pierwszy wykład pominę bo był on wykładem wprowadzającym. Aby wdrożyć się w temat i żeby nie odchodzić od tematu tłumacząc podstawowe rzeczy. Ja osobiście poczułem się jak za dawnych lat na AWFie.

Trening z pomiarem mocy (Marek Galiński i Michał Krawczyk)

Tym wykładem byłem najbardziej zainteresowany, choć w kilku zdaniach trudno to wszystko opisać. Warto wspomnieć, że już w styczniu ukaże się książka „Trening z pomiarem mocy”. Będzie to tłumaczenie i wykład, który był streszczeniem tej książki. Pomiar mocy zawodowym grupom towarzyszy od przynajmniej 2001 roku. Obecnie jest to zjawisko powszechne i od kilku lat „dostępne” także dla amatorów (tycha raczej tych bogatych). W naszym sklepie od dwóch tygodni są pedały z pomiarem mocy – Garmin Vecotr. Na tę chwilę jest to najbardziej uniwersalne i najdokładniejsze narzędzie do wyznaczania celów treningowych. Michał Krawczyk jest też importerem Power Tapa czyli jednej z alternatyw dla Garmina. Warto powiedzieć, że pomiar mocy w trenażerach jest praktycznie powszechny i od tego każdy z nas powinien zacząć. Dzięki czemu sam może ocenić czy jest wstanie wykorzystać to narzędzie, a w przyszłości gdy ten gażet zrobi się bardziej dostępny czy warto wzbogacić swoje liczniki o ten parametr.

Aby wiedzieć dlaczego warto korzystać z pomiaru mocy jako środka treningowego, trzeba zrozumieć jedno zdanie, które mówi wszystko:

NASZE TĘTNO JEST ODPOWIEDZIĄ ORGANIZMU NA WYSIŁEK JAKI MU ZADALIŚMY, A POMIAR MOCY JEST FAKTYCZNĄ SIŁĄ JAKĄ WKŁADAMY W PRACĘ NA ROWERZE.

Co daje to w praktyce – poprawienie techniki pedałowania poprzez wykluczenie szarpania. Doskonale widać to na wykresie z pracy. W konsekwencji poprawia się efektywność pedałowania i wydatku energetycznego, co sprawia, że możemy pedałować mocniej i dłużej. Ponadto trenując w sposób systematyczny z pomiarem mocy jesteśmy wstanie lepiej ocenić swoje siły i efektywniej je rozłożyć na cały wyścig. BO WYGRYWA TEN, KTÓRY LEPIEJ ROZKŁADA SIŁY NA CAŁY WYŚCIG.

Dla nas amatorów jest to cecha szczególna, że na trasie jadąc na maksa doznajemy „zgonu” a tak nie musi być bo dzięki wykorzystaniu pomiaru mocy lepiej ocenimy swoje możliwości. Oczywiście to nie jest tak, że kupimy sobie cudowne pedały, które na ta chwile są tylko w wersji dla szosy i od razu zaczniemy lepiej jeździć. Trzeba też sobie zdawać sprawę, że pomiar mocy z trenażerów nie jest tak dokładny, ale nie mniej warto z tego zacząć korzystać. Tym bardziej, że właśnie zaczął się okresy gdy trenażer wraca do łask. Dla wielu osób podobno jest to strasznie nudne. Ale nie ma co ukrywać, że niektórzy trenerzy to w ogóle by chcieli żebwydolnosc wtyrzymaloscy trenować na trenażerach także latem, bo to jest łatwe narzędzie i dokładnie widać ile się wypracowało, a w peletonie można się czasami mocno obijać. A nawinięte km na koło bardzo często sa km pustymi i nie dającymi żadnych efektów treningowych. Choć oczywiście ścigamy się przed wszystkim dla przyjemności to z drugiej strony niektórzy z nas prawie w ogóle nie trenują i tym bardziej trzeba myśleć o maksymalnie efektywnym treningu.

Na koniec chciałbym aby każdy z nas wyznaczył swoje FTP (średnia moc pracy wykonana przez godzinę pracy na rowerze)  po czym przeliczmy to na KG masy ciała. Co dam nam obraz jakie są nasze możliwości.

Przygotowania polskich kolarzy MTB do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. (Marek Galiński, Maja Włoszczowska, Tomasz Gabryś, Urszula Szmatlan-Gabryś)

Ten wykład pokazał jak wysoki poziom prezentuje Marek Galiński jako trener i jak wielka to dla nas strata gdy teraz pracuje w Rosji. Choć równocześnie trzeba wykazać zrozumienie tej decyzji. Ta sytuacjalondynprzygotowanie daje też przykład tego co dzieje się w polskim sporcie. Polski Związek Kolaraski nie jest odosobniony w swoich działaniach gdy patrzy się na to co dzieje się Polskim Związku Snowboardu czy Triatlonu. Patrząc na to jako amator z boku gdy widzi się jak małymi kwotami dysponują związki i jak mało robią dla zawodników zarówno tych z najwyższej półki oraz tych młodych. Jak widzi się jakimi metodami pracuje wielu trenerów, którzy utknęli w swoim warsztacie pracy w latach 80-90 to chyba pozostaje tylko się załamać.  Ten wykład oczywiście tylko miedzy słowami o tym był. Bo przede wszystkim pokazał jak w rzeczywistości to wyglądało. Na wykresach też widzieliśmy porównanie dwóch naszych zawodniczek, które pojechały na olimpiadę.  I tu muszę powiedzieć, że zupełnie na nowo spojrzałem na wynik Oli Dawidowicz gdy zobaczyłem ze wykonała 100% planu i swoich możliwości oraz to, że zabrakło jej 2minty 28sek do złota. Warto wspomnieć, że profesor Gabryś prognozując jej czas pomylił się o 2sek. (http://www.olympic.org/olympic-results/london-2012/mountain-bike/cross-country-w)

To było bardzo ciekawe. Załączam także film video co prawda nie ten, który był na wykładzie ale bardzo podobny. Bo choć trasa była udostępniona dla zawodników tylko dwa dni przed olimpiadą, to została ona skopiowana później w warunkach polskich zarówno na trenażerze jak i w rzeczywistości, tak aby łatwiej dziewczyny mogły się przełamać wykonując trudne techniczne przejazdy po kamieniach.

Trening w warunkach Hipoksji (Tomasz Gabryś, Urszula Szmatlan-Gabryś, Marek Galiński)

To był wykład, który będzie trudny do zastosowania przez amatora. No chyba, że jest to amator, który podporządkował całkowicie swoje życie pod reżim treningowy. Bo kto z nas znajdzie dwa razy do roku czas aby sobie zafundować takie zgrupowanie na wysokości. Nie ta liga.

W każdym razie to co trzeba zapamiętać – Jesteś z nizin to nie pchaj się na zawody, które odbywają się na wysokościach tzn powyżej 2000m bo nic tam nie zdziałasz i tylko się sfrustrujesz.

Warto też wiedzieć, że taki trening tak ze mieszka się na 2200 a trenuje na wysokości 1000m lub niżej.

Na pocieszenie jest też tak, że po powrocie na niziny nawet osoba wytrenowana ma po kilku dniach doła wydolnościowego z tytułu powrotu na niźininy.

Dlaczego jesteśmy kontuzjowani? Andrzej Mioduszewski

To chyba będzie najkrótsze podsumowanie. Przecenienie swoich możliwości zarówno w aspekcie techniki jazdy jak i możliwości własnego organizmu. Do tego można dołożyć przetrenowanie lub zlekceważenie pierwszych objawów  tego, że coś się źle dzieje w naszym organizmie. Czyli w sumie to sami sobie jesteśmy winni… Dla mnie osobiście to było dość jednostronne ale taki jest opis sytuacji z punktu wiedzenia lekarza sportowego.  Prezentacji do tego wykładu na razie brak.

To był ostatni wykład w piątek. Później zawiązała się dyskusja na różne tematy i w wielu przypadkach na pytania nie było oczywistych odpowiedzi, a z drugiej strony były też pytania banalne lub tak szczegółowe że nic nie wniosły do tematu. Nie mniej trzeba powiedzieć, że ta godzinna dyskusja była bardzo praktyczna, bo takie były zadawane w jej trakcie pytania.

Ocena Stanu przygotowania, czyli jak korzystać z badań diagnostycznych. (Michał Garnys, Tomasz Gabryś, Marek Galiński)

Tutaj muszę powiedzieć, że organizatorom powinęła się noga, bo miało być pięknie czyli na przykładzie badań prowadzonych na sali w czasie prezentacji. Niestety posypał się sprzęt i badań nie było, a prelekcję przełożono. Następnie prezentację poprowadzili Jarosław Ukleja (znany trener i były zawodnik) oraz Michał Podlaski – obecny mistrz Polski.Była to raczej prelekcja o treningu mistrzów (brak prezentacji bo to chyba miała być pogadanka niż prezentacja). Początkowo nawet zapowiadało się ciekawie, ale Michał mało mówił. A pan Jarek opowiadał przypowiastki o błędach młodych zawodników i ich rodzicach. Ale to wszystko trochę kupy się nie trzymało. Dodam też, że pan Jarek nie jest zwolennikiem przełajów uważając to za stratę czasu oraz wrogiem jazdy w chłodne dni, nie wspominając o bez sensownym wg niego tłuczeniu km czyli uprawianiu turystyki szosowej. Wydaje mi się też, że było to na tyle improwizowane, że okazało trochę stratą czasu. Podsumowując –  trener Ukleja to ciekawa osoba z sukcesami i niech tak zostanie.

Wracając do planowania treningu (jest prezentacja do obejrzenia) nie usłyszeliśmy nic nowego lub czegoś czego nie było napisane w wielu publikacjach. Więc od razu przejdę do podsumowania prawd oczywistych. Plan treningowy to proces zmienny i inwidualny. Każdy okres ma jakiś cel, a celem głównym jest wysoka forma nplan treningowya jakiś najważniejszych zawodach. Nasza forma nawet jak będziemy ciężko trenować jest jak sinusoida więc nie da się być w super dyspozycji cały sezon. Przedstawiony plan treningowy przykładowy jest ciężki do naśladowania ze względu na duża liczbę godzin. Nie mniej musi mieć charakter ogólnorozwojowy. Bieganie czy pływalnia, a zimą narty biegowe to super uzupełnienie. Siłowania i ćwiczenie szybkości i siły też są wpisane w kalendarz. Ale to pewnie już wszyscy wiedza. Ciekawostką była dla mnie jazda na rowerze jako swoiste ćwiczenie uzupełniające.

Tzn po 1h na basenie siadamy na rower i pedałujemy sobie jeszcze 30minut na rozluźnienie.

Ciekawy jest też  fakt, że wiele treningów na rowerze odbywa się na skrajnej kadencji. Tzn, że są ćwiczenia z kadencja 50 lub 130 i to z różnymi obciążeniami. Bo o tym, że optymalną kadencją na MTB jest 90 nie trzeba nikomu przypominać.

Oczywiście badania okresowe. Odpowiednia dieta to też jest wszystko o czym wiemy. Nie mniej pocieszające jest to, że nie sama objętość się liczy ale też jakość tych treningów, a nade wszystko systematyczność i realizacja planów. Jak ustawiać te wszystkie obciążenia i czym się kierować jest w tabelkach w materiałach z prelekcji. Ja dostrzegłem szanse zrobienia postępów u siebie nie trenując więcej niż 8h tygodniowo choć niestety moje dojazdy do pracy to za mało aby była to jednostka treningowa. Widzę też, że spróbowanie się z Triathlonem w ¼ dystansu też jest możliwe bez utraty zdrowia.

Na deser został temat, który myślałem ze mnie nie zainteresuje, a okazał się najciekawszą i najlepiej przeprowadzoną prelekcją.

Biomedyczne zagadnienia treningu w kolarstwie-urazowość w sportach rowerowych (Krzysztof Ficek)

Pan Krzysztof to ortmotorycznoscopeda, który wyprowadził Maje Włoszczowska na prostą po kontuzji z przed Londynu. Rzeczy do zapamiętania to, że rozgrzewka ma mieć charakter nie tylko kardiologiczny ale też dynamicznego strechingu, a po zawodach czy ciężkim treningu trzeba się rozciągać  statycznie, a najlepiej korzystać z metody rolowania mięśni. Film w tym linku najlepiej przedstawia te ćwiczenia.

 

Oprócz całej masy zagrożeń ortopedycznych (nie zdawałem sobie sprawy że jest ich tak dużo) są jeszcze bakterie, które możemy złapać np. hodując je sobie w cewce moczowej które się tam zagnieżdżają w wyniku wielo godzinnego ucisku (ja naszczęście nie siedzę tak długo na rowerze).

Czy wreście poprzez złe odżywiania i jedzenie żywności przetworzonej w tym zbóż. Szczególnie zmieniamy skład śluzu w żołądku i w konsekwencji przyswajamy mniej potrzebnych nam substancji potrzebnych do szybkiego odzyskania równowagi energetycznej po wysiłku. Oczywiście były też omówione zwykłe urazy kolarskie i podane statystki. Pan Krzysztof doradzał jakie ćwiczenia wykonywać gdy mrowi nas w palcach co robić gdy bolą nas kolana i jakie sa tego przyczyny (podobno bolą prawie wszystkich co naprawdę trenują) No ja byłem w szoku jaka fajna i ciekawą była to prezentacja (w załączniku jest prezentacja, ale jest tam tylko kilka zdjęć nie oddających tego co się działo na Sali).

Na koniec tej prezentacji muszę przypomnieć dla tych co nie zdają sobie sprawy to, że ludzkie ciało to zbiór nie zwykle skomplikowanych ruchomych stawów połączonych w pasmo biomechaniczne za pomocą mięśni i stawów. I to że jeśli boli nas np. biodro to może to się brać z jakiś problemów i kompensacji w stawie skokowym. Słuchajcie, co prawda mamy już w teamie fizioteraputę (choć zupełnie nie wiem czemu nie zachęcam nas do aktywnej regeneracji) to powiniśmy już dzisiaj zacząć szukać ortopedy, któremu tak jak nam chce się jeździć na rowerze.

To było I seminarium i na pewno będą następne. Mam nadzieje, że też uda się zebrać ciekawych ludzi i omówić ważne dla kolarzy tematy.

 

 

 

 

Moja pierwsza jazda rowerem szosowym

Koniec sezonu za mną, został tylko jeden wyścig XC – dla przyjemności, a więc przyszedł czas na inne ciekawe zajęcia, na przykład testowanie rowerów. Nie jeździłam do tej pory rowerem szosowym, ale ze względu na dość dużą odległość do pracy (32 km) pomyślałam, że przyszedł czas spróbować. Do tej pory przez całe lato starałam się przynajmniej raz w tygodniu przyjechać do pracy rowerem, jednak czas dojazdu przy idealnych warunkach wynoszący 1h19min, a przy niekorzystnym wietrze nawet 1h25min nie był zbyt konkurencyjny wobec samochodu (ok. 45 minut). Do testu dostałam super lekki karbonowy TREK DOMANE 5.2.

DSC_0031

Pierwsze wrażenie – jest rzeczywiście lekki, waga z pedałami to 7,8 kg, czyli o wiele mniej, niż mój (górski) rower wyścigowy. Z takim rowerem to można wszędzie iść, wnieść go do mieszkania na 3 piętro, albo po dowolnych schodach. Tylko czy mój kręgosłup wytrzyma to pochylenie – już przy pierwszym krótkim przejeździe czułam lekki ból w środkowej części pleców. Być może jednak rozmiar ramy 50 (męska), to trochę za dużo, bo kobiety mają proporcjonalnie krótszy tułów, a dłuższe nogi. Przesunięcie siodełka nieco do przodu pomogło, chociaż przydałoby się jeszcze nieco je podwyższyć – no właśnie – długość nóg u kobiet jest inna.

Droga do pracy – 32 km, kierunek na południowy zachód

Mój rekord na tej trasie rowerem górskim, wyścigowym, to 1h15min, ale przy prawie bezwietrznej pogodzie i w czasie, kiedy byłam w środku sezonu wyścigów, czyli w najlepszej formie. Ostatnio jesienią przy wiatrach z kierunków zachodnich i północnozachodnich, było już znacznie gorzej, nawet 1h23. No więc sprawdziłam pogodę na dzisiaj – ma być ładnie, słonecznie i ciepło, jest tylko jeden problem: wiatr z kierunku SSW, czyli dokładnie z takiego, w jakim jadę. Łatwo nie będzie, ale spróbujemy, w końcu dużo już pięknej jesieni nam nie zostało. Moja trasa zaczyna się od podjazdu pod skarpę ulicą Idzikowskiego –  i to tam poczułam prawdziwą różnicę, jechało się naprawdę lekko. Dalej ul. Puławską po równym asfalcie, ale pod wiatr osiągałam naprawdę dobre prędkości, z maksymalną (podkręślę – pod wiatr) – 37.3 km/h. Niestety po skręcie w mniejsze ulice nie było już tak wygodnie, bo jednak nierówny asfalt trochę utrudnia jazdę, chociaż nie było tak źle, jak się obawiałam. Karbonowa rama chyba jednak trochę amortyzuje. Tylko, że z czasem wiatr był coraz silniejszy, na odcinkach na południe było to coraz bardziej odczuwalne, a na odcinku ul. Słonecznej, jadąc na zachód, bałam się, że zostanę zdmuchnięta. Jazda Aleją Krakowską byłaby na pewno przyjemniejsza, gdyby nie wiatr. Mimo wszystko udało mi się osiągnąć jeden z najlepszych czasów na tym dystansie: 1h18min. Tutaj można zobaczyć zapis mojej trasy.

Mimo moich problemów z kręgosłupem, jazda rowerem szosowym naprawdę mi się spodobała. Na pewno spróbuję jeszcze raz się przejechać przy korzystniejszych warunkach, a być może spróbowałabym porównać ten rower z innym, o mniejszej ramie. Przede wszystkim jestem wdzięczna MyBike.pl za to, że miałam okazję przetestować jazdę rowerem szosowym, i to jakim :).

Powrót

Nie zdecydowałam się na przejechanie całej trasy rowerem tylko z jednego powodu: o tej porze, po zmianie czasu na zimowy szybko robi się ciemno, a jazda po nieoświetlonej drodze, tuż obok pędzących ciężarówek i innych samochodów, do przyjemnych nie należy. Już pierwszy odcinek dojazdu do autobusu pokazał, jakie możliwości daje ten rower przy jeździe z wiatrem. Jazdę do domu zaczęłam w Magdalence, oczywiście w większości bocznymi drogami, aż do Warszawy, dalej Puławską i Idzikowskiego w dół. Prędkości mówią same za siebie. Na odcinku 22 km prędkość średnia ponad 30 km, na Puławskiej prędkości ok. 40 km/h (i więcej), w dół Idzikowskiego prędkość maksymalna 51,11 km/h. Najważniejsze, że podczas jazdy po asfalcie czuję, jakbym płynęła, a nie jechała. Jazda po kostce też nie stanowi dużego problemu, może tylko nierówny asfalt pełen dziur sprawiał mi kłopot. Na pewno da się jeszcze więcej wycisnąć z tego roweru, jak ktoś potrafi. Ja na razie mimo wszystko jechałam trochę asekuracyjnie, w paru miejscach mogłam się bardziej rozpędzić, ale jeszcze trochę się bałam. Zdecydowanie zachęcam wszystkich, którzy mają do pracy ponad 20 km. Zachęcam też do testowania rowerów w sklepie MyBike.pl, bo warto. Przy okazji podzielę się jedną obserwacją: jadący z przeciwka, ciemną ulicą rowerzysta bez lampek, za to w wielkiej odblaskowej kamizelce naprawdę nie jest widoczny. Warto mieć lampki. I odblaski.

Trek Lexa Blue /2014, czyli coś w nieco bardziej przystępnej cenie

DSC_0038

Jazda rowerem Trek Domane 5.2 naprawdę nastawiła mnie pozytywnie do rowerów szosowych. Po nim trudno mi będzie myśleć o dojazdach do pracy rowerem górskim. Jest lekko, szybko i wygodnie, pytanie tylko, czy to samo będzie w przypadku tańszych modeli. Chciałam również upewnić się, który rozmiar ramy jest dla mnie odpowiedni, bo jednak po długiej jeździe mój kręgosłup nieco to odczuł. Tym razem do testowania dostałam rower Trek Lexa Blue/2014, w rozmiarze 47 cm. Waga tego roweru to 10 kg, w więc ponad 2 kg więcej, niż karbonowy Trek Domane, ale nadal sporo mniej, niż mój rower górski. Mimo większej wagi, nadal jazda tym rowerem była przyjemna, lekka, a noszenie go po schodach niezbyt uciążliwe. Tym razem nie jestem w stanie ocenić, jaki wpływ na szybkość jazdy miał wybór tego roweru, bo przede wszystkim trzeba było się zmagać z jeszcze silniejszym wiatrem (16,7 km/h zamiast 6,7 km/h), z kierunku SSW. Na pewno przekonałam się na własnej skórze, że jednak rama 50 cm jest dla mnie lepsza. Wiem już, że warto mieć rower szosowy, bo jazda na nim po asfalcie jest o wiele wygodniejsza i mimo niekorzystnych warunków, maksymalne prędkości osiągane na tym rowerze sugerują, że naprawdę jest szybciej.