Pewnie każdy z nas ma coś takiego, że na koniec jakiegoś etapu w życiu chciałby zrobić coś super po raz ostatni. Tak też trochę traktowałem start w Myślenicach jako ostatni start w stanie kawalerskim i z dość bojowym nastawieniem udałem się do tej beskidzkiej miejscowości.
Już przed startem wiedziałem, że rower nie jest pierwszej świeżości i że napęd może płatać figle. Zdawałem sobie sprawę, że bedę musiał się dużo nawachlować przednią przerzutką, bo w kombinacjach 2/1 -⅔ łańcuch już spadał z blatu. Nie mniej jednak, nie zrażony wystartowałem w ten upalny poranek, wiedząc, aby nie przestrzelić na pierwszym podjeździe bo trasa raczej miała być trudniejsza kondycyjnie. Na szczycie pierwszego podjazdu byłem zadowolony z tempa jakim jechałem i pozycji którą zajmowałem. Niestety pierwszy szybszy zjazd i przekręcona strzałka w pole spowodowała, że grupa około 30 zawodników jeździła w te i we te szukając trasy. Niestety byłem w tej grupie.
Jak już się zorientowaliśmy gdzie była trasa i jak przegoniła nas grupa wielu zawodników, wziąłem się za nadrabianie strat. Szło mi to całkiem sprawnie i dość szybko doskoczyłem do dawnego kolegi klubowego Wojtka którego chciałem po raz kolejny w tym sezonie prześcignąć. I tak zaczęliśmy razem jechać.
Niestety moje zadowolenie nie trwało długo bo już na 11 km usłyszałem mocne trach/chrup i okazało się, że złamało się siodełko. Był to dla mnie koniec marzeń o pierwszej dziesiątce dystansu giga na koniec sezonu oraz koniec startu w Myślenicach. Po tym defekcie cofnąłem się do rozjazdu na dystans Mini i zostałem sklasyfikowany na tymże dystansie na bardzo odległej pozycji.
Dobry wyścig pojechał Kasia zajmując 7 miejsce w kategorii K3 i poprawiając czas przejazdu w porównaniu do zeszłego roku. Niestety na starcie poza naszą dwójką nie stanął nikt więcej reprezentujący Mybike.
Mateusz Rybak