Gdy piszę te słowa, po raz pierwszy od trzech lat zawiał do nas w grudniu śnieg =)
Wcześniej, było to w sumie standardem, że trenażery wyciągało się w listopadzie bo pogoda uniemożliwiała bezpieczne treningi na szosie.
Bo umówmy się, trenażery służą właściwie do dwóch celów:
w sezonie, do robienia siły gdy w okolicy nie mamy żadnej górki
poza sezonem, do tłuczenia bazy i akcentów gdy za oknem śnieg i błoto śniegowe.
Jednocześnie własnie wtedy gdy nadeszła rewolucja w trenowaniu na trenażerze, pogoda w Polsce umożliwiła jazdę przez cały rok.
Osobiście używam Tacxa Flow. Gdy go kupowałem, istniała opcja dokupienia ramy w którą montowało się przednie koło. Po podłączeniu do komputera umożliwiało to jazdę w protoplaście zwifta. Problem był tylko taki, że trzeba było ustawiać cały trening na kompie. Nie dało się po prostu usiąść i zrobić treningu który siedział w Garminie.
Dodatkowo dochodziły koszty licencji itd. Patrząc na to z perspektywy czasu widać, że to rozwiązanie pojawiło się za szybko.
Gdy dostałem do testów Elite Drivo, bardzo byłem ciekaw jak urządzenia poszły do przodu w ciągu 4 lat. Okazało się, że całkiem sporo się zadziało.
Samo pudło robi już wrażenie. Waży koło 25kg i jest spore. Wcale nie łatwo było je przenosić. Fajna sprawa, że po wyjęciu potrzeba tylko zamocować odpowiedni zestaw dla swojej kasety, wpinamy i fru. To co mi się bardzo podoba to brak tylnego koła. Dodatkowo wszystkie pomiary i nadajniki są w urządzniu więc nie trzeba się babrać z przewodami (oprócz tego zasilającego).
Wcześniej zainstalowałem appkę na tableta, ale postanowiłem poszaleć i korzystałem z opcji komputerowej. Tutaj mała uwaga, po zainstalowaniu nadajnika ANT+ program Elite wymagał aby wyłączyć oprogramowanie Garmina. Następnie przechodzimy kalibrowanie sprzętu. Możemy wybrac opcję treningu, lub odpalenia płyty z nagraną trasą. Bardziej jednak interesujące było dla mnie sprawdzenie jak trenażer oferuje z zyskującym coraz większą popularność Zwiftem.
Stworzyłem szybko darmowe konto, podłączyłem czujnik tętna oraz Elite Drivo, wybrałem trasę i hej przed siebie. Na początku trochę spięć bo okazało się, że wybrałem zły profil trenażera przez co obciążenie nie było przenoszone bezpośrednio. Po paru minutach wszystko grało i zacząłęm się rozkręcać.
Super sprawą jest ilość osób w serwisie Zwift. Rzeczywiście pomaga to złapać motywację, i pozwala poczuć się jak na niedzielnej rundzie. Podejrzewam, że dodanie Skype’a pozwoli miło spędzić trening w tlenie i nadgonić zaległości ze znajomymi 😉
Trenażer bardzo fajnie regulował moc, przy mocnych podjazdach odczułem dużą przewagę rozwiązania bez koła. Na moim Flowle gdy staje w korbach wyczuwalny jest poślizg opony na rolce, tutaj nic takiego nie miało miejsca dzięki czemu jechało się o wiele przyjemniej. Z drugiej strony przy zjazdach, lub gdy po prostu chciałem wyhamować, nie było takiej możliwości… Trzeba się przyzwyczaić.
Super sprawą jest to, że bardzo łatwo i szybko można urządzenie złożyć i schować. Kłania się tutaj minimalizm kabli i przemyślana konstrukcja.
To co zwróciło moją, a może nawet bardziej mojej rodziny sprawą jest hałas generowany przez ten trenażer. Otóż, o ile na pewno słychać i czuć różnice w porównaniu do magnetyków, to już w porównaniu do Flowa jest już gorzej. To moje jedyne rozczarowanie, spodziewałem się cichszej pracy. W końcu jeśli mamy korzystać z takiego urządzenia w domu, to nie może ono przeszkadzać nie tylko domownikom ale i sąsiadom. Wydaje mi się (choć nie miałem możliwości tego sprawdzić dokładnie), że różnica będzie odczuwalna przy większych obciążeniach mocy. No ale jednak większość treningu w zimie to tlen…
Dochodzimy tutaj do podsumowania. Elite Drivo to świetne urządzenie, dające nam ogrom możliwości treningowych. Wbudowany pomiar mocy, nadajnik bluetooth, wi-fi i ANT+ pozwala podłączyć każdy gadżet treningowy a także komunikację z komputerem i serwisami oferującymi ściganie się z innymi. Kwestią newralgiczną pozostaje cena. Prawie 5 tysięcy to dużo. Bardzo dużo. Dla mnie za dużo jak na to czego potrzebuje. No ale konkurencja ma jeszcze drożej…
Mam nadzieję, że sytuacja będzie wyglądał jak z pomiarem mocy. Świetne narzędzie, które do niedawna kosztowało kosmiczne pieniądze i dostępne było dla prosów. Teraz z roku na rok kosztuje co raz mniej i już za chwilę powinno być dostępne dla dużej części kolarzy.
Jeśli więc możecie sobie pozwolić na taki wydatek to piszcie szybko list do Świętego Mikołaja 😉 powinien jeszcze zdążyć. Nie będziecie żałować. Jeśli natomiast ktoś zamierza robić głodówkę, przez najbliższe miesiące aby nabyć Drivo, to proponuję poczekać =)