Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 4

Dzisiaj miał być dzień przerwy. Czyli właściwie kluczowy dzień na zgrupowaniu. Z jednej  strony chciałoby się jeździć non-stop, ale prawda jest taka, że wtedy w okolicach 10 dni następuje zgon, po którym trzeba pauzować więcej niż jeden dzień, aby mieć znowu siłę. Mądre założenia i plany zostały przekreślone przez prognozę, która zapowiedziała na środę opady deszczu przez cały dzień.

Doszedłem zatem do wniosku, że lepiej zrobić jeszcze jeden trening, a odpocząć w środę,gdy będzie padać. Kamil podjął podobną decyzję i zaproponował trasę, którą przejechał w zeszłym roku. Spełniała wszystkie moje wymagania:
– koło 3 godzin w siodle,
– kilka podjazdów tak, aby pojechać w 3 strefie tętna,
– poza tym w miarę płaska, aby wyjeździć bazę.
Zgarnęliśmy jeszcze dwóch kolegów i ruszyliśmy w kierunku Benissy. Tam skręciliśmy do centrum i wyjechaliśmy na zachodzie miasteczka. Przed kamieniołomami skręciliśmy w lewo i boczną drogą skierowaliśmy się na podjazd do Berni.

Kolejne piękne widoki i przerwa na zdjęcia.

Kolejne piękne widoki i przerwa na zdjęcia.

Piękne widoki na podjeździe do Berni.

Piękne widoki na podjeździe do Berni.

Spokojny podjazd ciągnął się 12 km (200 metrów różnicy), aby nas nieco sponiewierać i na 3 km dać nam kolejne 200 metrów różnicy wysokości. Oj zapiekły nóżki, zapiekły. Ale w końcu o to chodzi, więc uśmiechnięci, że się nie daliśmy zjedliśmy sobie przekąski i ruszyliśmy na zjazdy.

Z Kamilem nie ma żartów,  zawsze znajdzie jeszcze trochę siły aby z nienacka zaatakować ;)

Z Kamilem nie ma żartów, zawsze znajdzie jeszcze trochę siły aby z nienacka zaatakować 😉

MyBike team ;)

MyBike team na zgrupowaniu 😉

Gładziutki, nowiutki asfalt i piękne serpentyny. Oj tak, cudnie się tam sunęło. Brakowało jedynie, aby zamknięto ruch dla aut. Wtedy byłaby to czysta poezja… Po zjeździe do Xalo, skręciliśmy na Benissę. Przejeżdżając przez nią, wpadliśmy na pomysł odnalezienia drogi przez Pedramala, aby zjechać obok naszych apartamentów. Niestety nie udało nam się jej znaleźć, ale odkryliśmy świetne miejsce na zrobienie sobie sweet-foci ze zgrupowania z Ifachem w tle. Poniżej wynik 😉

Sesja z Ifachem w tle.

Sesja z Ifachem w tle.

Po powrocie obiad, szybki prysznic i fitting. W poprzednim sezonie zmienilem szose na przelaj i mialem wrazenie, ze off-set w sztycy mi przeszkadza. Mialem racje, a dodatkowo okazuje sie, ze kiera jest za szeroka…Zostalo zatem zrobienie zapasów spozywczych. Wieczorem jacuzzi, nastepnie masaz… Taaaak, tak mozna sie szykowac do sezonu 😉 A jutro dzien wolny =)

Link do treningu: Calpe 2014 dzień 4

Mapa trasy.

Mapa trasy.

Wykresy prędkości i wysokości.

Wykresy prędkości i wysokości.

Podsumowanie treningu,

Podsumowanie treningu,

 

 

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 3

Po wczorajszym podjeździe na szczyt Col de Rates, poranne rozciąganie było jak zbawienie. Czułem każdy mięsień, który pomógł mi wczoraj
podziwiać piękne widoki ze szczytu. Skoro wczoraj był trening siłowy, to dziś należy się rozjechać. Dodatkowym motywatorem do płaskiej, spokojnej jazdy był
delikatny wiatr. Wczoraj zjadłem ewidentnie za mało na śniadanie, bo pod koniec czułem już duży głód. Zatem przed dzisiejszymi przynajmniej 4 godzinami
postanowiłem zatankować po korek. Zatem bomba owsiankowa, bruschetty i owoce. Przygotowałem sobie też 2l napoju oraz bakalie i banany na przekąske podczas jazdy.

O 11 spotykamy się na bulwarze i okazuje się, że jest około 10 osób chętnych na pokręcenie po płaskim. To super wiadomość, bo dzięki temu
podskoczy nam tempo. Ruszamy spokojnie w kierunku Morariry, skręcamy na Benissę i mkniemy dolinkami w kierunku Parcent. W Alacalali odbijamy na zachód i
kierujemy się w stronę Pedreguery, aby za La Xarą odbić na wschód w stronę Pego. Tutaj musimy nieco podjechać pod górę, ale nagrodą są piękne
serpentyny, na których bez problemu można się rozpędzić do znacznych prędkości. Ja staram się jechać spokojnie i nie przekraczać 65 km/h.

Sunąc w dół

Sunąc w dół

Po zjeździe kręcimy sobie wśród pomarańczowych gajów. Niektórzy powoli odczuwają zmęczenie, pojawiają się nieśmiałe pytania o kawę. Jesteśmy już prawie w Pego, więc postanawiamy zatrzymać się tam na przerwę. Nie przepadam za przerwami na kawę, bo trwają dosyć długo i się wyziębiam. Zanim wszyscy się zdecydują co chcą zjeść i wypić, zrobią to i zapłacą mija często godzina. Miło jest oczywiście pogrzać się w słońcu i porozmawiać, ale wolę najpierw skończyć trening. Po godzinie więc ruszamy dalej.

Jazda wśród sadów pomarańczy (dojrzałych),

Jazda wśród sadów pomarańczy (dojrzałych),

Jadąc wzdłuż sadów dojeżdżamy do Denii – miasta położonego przy charakterstycznej górze, wokół której rozciąga się park narodowy i piękny podjazd. Jednak
dzisiaj go omijamy i przejeżdżając znów przez La Xarę kierujemy się na Jesus Pobre i Gata de Gorgos. Stamtąd trasa prowadzi już jak pierwszego dnia przez Benitaxtell do Morairy. Jeszcze tylko kilka hopek, schłodzenie wzdłuż solanki i zjeżdżam na obiad. Wszystkie założenia treningowe zrobione, pogoda piękna, nogi zmęczone. Pozostaje zapisać się na masaż i zrelaksować. Podczas masażu dowiaduję się, że wieczorem mamy iść na Paelle do małego porciku.

Ruszamy tam o 20.30 i po 20-30 minutach jesteśmy na miejscu. Zamówienie złożone, winko polane. Dostajemy w ramach przystawki grzanki z pomidorem i anchua. Paella niestety zamiast podana na patelni zostaje podana na talerzu. Nie jest zła, choć w zeszłym roku w porcie była zdecydowanie lepsza. Za jakiś czas dowiem się też, że o połowę tańsza 😉 Po dłuugim oczekiwaniu dostajemy w końcu rachunek i wychodzi z niego, że trzeba się zrzucić po 25 eurasów. Smutek straszny, bo w porcie Paella jest za 11… W weekend nie popełnie błędu wybierając kanjpkę. Wracamy koło 24, więc szybko kładę się spać aby się zregenerować =)

Czuję, że nogi tego potrzebują =)

Link do treningu: Calpe 2014 – dzień 3

Trasa

Trasa

Prędkość i  wysokość

Prędkość i wysokość

Podsumowanie

Podsumowanie

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 2

Kolejny piękny słoneczny dzień. Choć dzisiaj wietrzny. Rozruch pokazał kolejne zaniedbane partie mięśni. Dwadzieścia minut ćwiczeń rozciągających potem drugie dwadzieścia rozciągania dają w kość. A to dopiero początek dnia =D

Po rozgrzewce jest czas, aby zadbać o zapas energii na trening. Każdy stara się jeść pod kątem zaplanowanego wysiłku. Moją bazą są płatki owsiane i rożne bakalie. Jeśli wiem, że będzie mocniej to dodaję miodu. Dodatkowo staram się korzystać z dostępu do świeżych owoców i wkrawam sobie mango, banany i co tam się jeszcze nawinie pod rękę.
Popularne są tez jaja choć z racji tego, że jestem na nie uczulony, to ich unikam.

Porządna porcja śniadaniowa

Porządna porcja śniadaniowa

O 11 zbiórka, nadal niezła punktualność wśród ludzi. Dowiaduje się, że zorganizowane grupy jadą dziś płaskie treningi. Niedobrze, wieje naprawdę mocno, więc jak mam się siłować na płaskim to wolę pojechać w góry. Tym bardziej, że chcę sprawdzić trasę na szczyt Col de Rates, którą opisał niedawno Szymonbike. Okazuje się, że Kamil Lenard też ma chrapkę na wspinaczkę. Ruszamy więc razem z grupą i odłączamy się przed Moraria, skręcając na Benisse. Tutaj pierwszy podjazd, na którym można się rozgrzać. Na zjeździe mija nas Szymonbike z ekipą. Suniemy standardową płaską trasą przez Senię, Lliber, Xalo, Alcanali, aby dotrzeć do Parcent. Akurat godzinka na rozkręcenie się. W Parcent zaczyna się podjazd. Zasadniczy podjazd ma 10 km i jest bardzo przyjemny. Spokojny podjazd z pięknymi ściankami. Startuje się z 220 metrów, aby wjechać na przełęcz na wysokości 645 metrów. Milo jest wspinać się i podziwiać piękne widoki tym bardziej, że rok temu podjazd wydawał się trudniejszy. Zima nie była więc przespana 😉

Spokojny podjazd pod Col de Rates.

Spokojny podjazd pod Col de Rates.

Kamil atakuje w połowie podjazdu.

Kamil atakuje w połowie podjazdu.

Dojeżdżamy do miejsca, w którym zaczyna się zjazd. Ale dzięki Szymonowi wiemy, że wystarczy skręcić w prawo, przejechać kilkaset metrów szutrem, aby wskoczyć na betonową ścieżkę prowadząca na sam szczyt.

Kawałek szutru, w dali widać już beton.

Kawałek szutru, w dali widać już beton.

Widać, że nie będzie łatwo. W 2 km wspinamy się kolejne 300 metrów. Co jakiś czas trzeba stanąć w korby, czasem zrobić węża, ale widoki są tego warte. Na szczycie wita nas piękny widok sunących na nas chmur. Ciekawe czy nas zmoczy myślimy sobie, zajadając ciastka owsiane i banany. Jeszcze trochę izotoniku, siczek nerwowy i zjazd w dół. To jedyny minus wjazdu tutaj. Jak sami widzicie ścieżka jest wąska, ręce więc nie puszczają hamulców, a zjazd to raczej staczanie się niż zjeżdżanie. No trudno się mówi. Z przełęczy będzie już super zjazd do Tarbeny, a następnie Callosa d`en San Sarria. Tam sobie odbijemy 😉

Jeden z wieelu zawijasów na podjeździe do szczytu.

Jeden z wieelu zawijasów na podjeździe do szczytu.

Takie widoki cieszą oczy podczas podjazdu na szczyt.

Takie widoki cieszą oczy podczas podjazdu na szczyt.

Ostatnia ścianka, w oddali widać już budynek obserwacyjny na szczycie.

Ostatnia ścianka, w oddali widać już budynek obserwacyjny na szczycie.

W Callosie mylę drogę, więc nadkładamy 2 km, aby wrócić z powrotem. Potem znowu zjazd do Santa Clara i następnie Altei. Tutaj dostajemy w twarz mocnym wiatrem. Nie jest lekko, bo trzeba wrócić główną drogą w sporym ruchu. W tunelu wiatr spycha mnie półtora metra w prawo. Na szczęście po wyjeździe z tuneli jesteśmy już osłonięci od wiatru i zjeżdżamy do Calpe. Pętlę zamykamy z 85 kilometrami dystansu i 1600 metrami przewyższenia.

W brzuchu gra orkiestra dęta, w takich chwilach doceniam to, że obiad już na mnie czeka =) Rower odstawiam do regulacji do mechanika, a wieczorem mam czas na książkę.

Link do treningu: Calpe 2014 – dzień 2

Trasa z drugiego dnia.

Trasa z drugiego dnia.

Wykres prędkości i wysokości.

Wykres prędkości i wysokości.

Krótkie podsumowanie.

Krótkie podsumowanie.

 

Zaszufladkowano do kategorii Inne