20.07.2013 Enduro trophy Zawoja

W sobotę, gdy reszta teamu przetaczała krew przed maratonem w Zagnańsku, a Paweł Inglot testował nowe pastylki, które będą uznane za doping w 2035 roku, postanowiłem wybrać się w góry na endurotrophy.pl, którego trzecia tegoroczna edycja organizowana była w Zawoi.

Enduro to jednodniowe zawody, składające się z etapów zjazdowych i podjazdowych, na których liczony jest czas, oraz odcinków dojazdowych, którymi przemieszcza się z odcinka na odcinek. Czas z odcinków dojazdowych nie jest liczony do klasyfikacji, aczkolwiek trzeba zmieścić się w limicie czasowym.

Z W-wy wyjechałem w piątek wieczorem. Atmosfera w samochodzie była wspaniała, ponieważ jechałem sam, a podróż minęła szybko. Prowadziłem bardzo ciekawe rozmowy o ostatnio przeczytanych książkach, najnowszych sztukach teatralnych oraz repertuarze w operze narodowej.

W Zawoi zameldowałem się około godziny 23, szybko znalazłem ciche, ciemne miejsce, gdzie zaparkowałem swój jednodniowy hotel i udałem się do jego tylnej części celem  wypoczęcia przed nadchodzącymi zawodami.

WP_000215

Nad ranem zastanawiałem się dlaczego nikt nie niepokoił mnie przez całą noc. W końcu to noc z piątku na sobotę, istniało więc duże prawdopodobieństwo napotkania podchmielonych górali. Cóż, okazało się, że zaparkowałem pod cmentarzem. Czy miałem to odebrać jako przedsmak tego, co będzie mnie czekać na OS-ach?

No dobra, jadę do biura zawodów, pobieram numer, ubieram się, zakładam ochraniacze i w górę.

_MG_8081IMG_0250

Opis organiazatora:

Startujemy spod kolejki na Mosorny Groń, jedziemy kawałek asfaltem w kierunku Przełęczy Krowiarki i skręcamy w lewo by wspiąć się na stok narciarski z Mosornego Gronia. Następnie przejeżdżamy pod stokiem i dalej ścieżką w poprzek stoku aż do żółtego szlaku. Kawałek wyżej rozpocznie się pierwszy Odcinek Specjalny.

OS1 – PODJAZD – żółtym szlakiem na szczyt Mosornego Gronia. Podjazd raczej mało wymagający i do podjechania w całości, całkiem stroma ścianka pod koniec, będzie gdzie wyprzedzać.

Moje doznania:

Cieżki dla tych, którzy jechali zjazdówkami. Dla mnie ciężki podwójnie, ponieważ przed wyjazdem wymieniłem sobie klocki hamulcowe w tylnym kole. W Warszawie wszystko było ok, w górach coś się popsuło i jechałem z zaciśniętym hamulcem. Tętno 180 i stoję w miejscu. Na mecie ktoś pyta:

-Który jechał na hamulcu?

– Ja!

– Buhahahaha!

– (no to ładnie się przedstawiłem…)

Miejsce: 89.

img_4386p1120296

Opis organiazatora:

OS2 – ZJAZD – kultowy zjazd znany już z zeszłego sezonu rozpoczynający się traską DH, następnie przecinamy stok narciarski i dalej zasuwamy głęboko w las aż do żółtego szlaku by po chwili z niego zjechać w piękny leśny singlowy odcinek aż do szlabanu pod koniec żółtego szlaku. Następnie już do końca jedziemy żółtym szlakiem i finiszujemy przy rzece.

Moje doznania:

Jazda po odcinku DH bez wcześniejszej znajomości trasy to ciężkie przeżycie. Najtrudniejszy  OS ze wszystkich. Żyję. Najważniejsze, że hamulec się dotarł a tarcza zmieniła kolor na fioletowy.

Miejsce: 90.

IMG_7531IMG_4491

Opis organiazatora:

Teraz czeka Was mozolny powrót na Mosorny Groń – początkowo przyjemnym singlem a następnie żółtym szlakiem na szczyt gdzie będzie nas Was czekał kolejny zjazd.

OS3 – ZJAZD – w tym sezonie niestety bez objętej już programem Natura 2000 kultowej rynny z Hali Śmietanowej a tylko z Mosornego Gronia by następnie wbić się na również znany Wam z poprzedniego sezonu niesamowity niebieski szlak – znajdziecie tam zarówno Beskidzką Rąbankę jak i bardzo klimatyczne single oraz niespodziewane zwroty akcji  a w sporej ilości wystąpi to w mrocznym klimacie gęstego lasu.

Moje doznania:

Przed startem do tego odcinka trzeba było wgramolić się z powrotem na Mosorny Groń. Tragedia. To nie był odcinek dojazdowy a dochodzeniowy. Właściwie najbardziej dające w kość były odcinki dojazdowe a nie same OS-y.

Najłatwiejszy OS zjazdowy. Gdyby nie to, że podjeżdżając  zablokowałem sobie amortyzatory (żeby było łatwiej) i nie odblokowałem ich już do zakończenia Os-u. Cymbał ze mnie.

Miejsce: 104.

_MG_8402img_0338

 

Opis organiazatora:

OS4 – TRAWERS – ten OS wielu z Wam da mocno w kość, będziecie mieli się gdzie  zmęczyć a wszystko to w bardzo zróżnicowanej scenerii i po każdej nawierzchni –  znajdziecie tam leśne singielki, Beskidzką Rąbankę, strumyk oraz łąki z owcami. Będzie  co robić a tempo jazdy czołówki będzie bardzo duże.

Od Mety trawersu czeka Was ok. 10 minut podjazd na start ostatniego OS’u.

Moje doznania:

Po zakończeniu OS 3 organizator zaplanował godzinną przerwę, którą wykorzystałem na reanimację roweru. Zastanawiałem się nad wycofaniem z zawodów, ale moja niespotykana inteligencja i zmysł inżynierski pozwolił na doprowadzenie roweru do jako takiej używalności.

Pedał SPD wpinał się z jednej strony, a złamana przerzutka radośnie zmieniała przełożenia. OK! Jedziemy!

Miejsce: 38.

_mg_8960

OS5 – ZJAZD – to nasza wisienka na torcie tej edycji czyli niesamowicie malowniczy zjazd  łąkami w górnej jego części oraz z fenomenalnym technicznym singlem w dolnej  części – tego zjazdu długo nie zapomnicie .

Moje doznania:

Z wpiętym jednym butem zsunąłem się na metę zawodów.

Miejsce: 103.

dsc05343

Uffff!!! To koniec. Ręce trzęsły mi się ze zmęczenia do wieczora. Dobrze, że w samochodzie mam automatyczną skrzynię bo nie byłbym w stanie zmieniać biegów. Powrót przez Kraków do Kielc. W Kielcach makaron, „stejk” i nad ranem maraton w Zagnańsku.

Dziękuję:

Rafałowi N. (plecak, pompka, baniak z wodą, pokrowiec na telefon);

Rafał W. (ochraniacze na nogi);

Adam M. (opony);

Piotr S. (kamera, filmu jeszcze nie obrobiłem :().

_mg_8385

 

 

28.07.2013 Mazovia MTB Supraśl

Prolog

Do sektora startowego wszedłem w kiepskim nastroju. Dzień wcześniej w Białymstoku poznałem rodziców mojej dziewczyny Moniki, takim wydarzeniom z reguły towarzyszy alkohol, nie inaczej było tym razem. Moje złe samopoczucie potęgował upał. Nie mniej jednak – jako że był to mój pierwszy start w barwach mybike.pl – chciałem wyprzedzić co najmniej jednego faceta z teamu jadącego dystans Mega, jestem w końcu ambitny 🙂

77456_663363333693165_96428442_o

1. Masakra

Startujemy, ustawiłem się na końcu 4. sektora (z kolegą z teamu, to chyba był Bartek). Nie lubię od razu wyprzedzać ponieważ na początku wszyscy jadą na 100%, wolę jechać swoim tempem i poczekać aż towarzystwo się zmęczy. Widzę jednak, że tuż po starcie Bartek sprytnie przebija się na początek stawki, a ja zostałem na końcu, cisnę więc na maxa starając się odrobić stratę. Nie mam łatwo na asfalcie (opony 2.2 z dość agresywnym bieżnikiem plus stosunkowo niskie ciśnienie (1.8 bar)), uffff nareszcie zjeżdżamy z asfaltu do lasu, wyprzedziłem 1/3 sektora, patrzę na pulsometr – 98%. W poczuciu, że dalej będzie już tylko łatwiej, ciągnę solidny łyk izotonika. Ale gorąco. Odprężam się, zwalniam i próbuję przypomnieć sobie objawy udaru cieplnego. Tak na wszelki wypadek.

2. Wycieczka po lesie

Postanowiłem odpocząć przed zapowiadanymi podjazdami. Jechałem dość luźno podziwiając piękno przyrody, jednak co jakiś czas musiałem kogoś wyprzedzić. Szczególnie denerwował mnie jakiś facet, który notorycznie hamował na zjazdach. W końcu ledwo go wyprzedzam (brak miejsca) i… nie zauważam zakrętu, wyhamowuję, zawracam. Chyba jednak trzeba będzie trochę przycisnąć. Jadąc w ten sposób nie dogonię nikogo z teamu. Biorę głęboki wdech, solidny łyk izotonika i przyśpieszam. Podejmuję też decyzję – więcej nie piję przed wyścigiem.

1004882_663261327036699_1218776274_n

3. Szef

Napieram. Ktoś siedzi mi na kole. Wpadam w piach, przednie koło ucieka, rower gwałtowanie zmienia tor jazdy. Klient z tyłu zawadza o mnie i upada. Nic mu chyba nie jest, bo klnie. Na wszelki wypadek nie oglądam się – nie moja wina 🙂 Pulsometr 92%, a oddycham nosem, dziwne… Zastanawiam się, jak powinienem był przygotować się do wyścigu? Czy browar odkwasza? Rozważania te przerywa szef teamu – Mimi. Dogonił mnie z 5. sektora. Nieźle, myślę. Jadę przecież dość szybko, szef szybciej – pewnie jadł dużo warzyw i wołowiny dzień przed. Nie wsiadam mu na koło, jadę swoim, szybkim jak na mnie tempem. Spotykamy się przed premią Auto Land, wyprzedzam go. Za chwilę na podjeździe on mnie. Znika. Niedługo potem podjazd o stosunkowo niewielkim nachyleniu po szerokim, ubitym szutrze. Wszyscy jadą jakoś wolno. Wyprzedzam kilkanaście osób, w tym szefa. Więcej się nie spotkamy, pojechał przez pomyłkę Giga. Szkoda.

4. Wyścig

Złe samopoczucie związane z wizytą u rodziców Moniki minęło, musiałem wypocić truciznę z organizmu. Jadę szybko bez większego zmęczenia, uważam żeby nie jechać za szybko. Po co się zakwaszać. Ciągle wyprzedzam, w tym Bartka. Jak mnie nie dogoni, to zrealizuję swój plan 🙂 Kilka fajnych podjazdów i zjazdów, kolejna osoba z mybike.pl – Piotr Mazurek. Pozdrawiam i wyprzedzam. Jednak startowanie z końca sektora to nie był dobry pomysł, wyprzedzanie tych wszystkich ludzi pochłania mi masę czasu. Nie zawsze jest miejsce. Po tym manewrze zaczyna się to co najbardziej lubię: jadę sam. Pusto, nikogo w zasięgu wzroku. Nie muszę uważać, więc katuję rower na maxa. Wtem trzask, coś zablokowało korbę.

5. Mechanik

Zjeżdżam na bok, coś wpadło w przerzutkę i skrzywiło ją tak, że łańcuch wpadł pomiędzy kasetę a szprychy. Nie mogę go wyciągnąć, próbuję z całej siły. Kręcę kołem tam i z powrotem… i nic. Czas leci. Odwracam rower do góry nogami, usiłuję zdjąć koło, w końcu się udaje. Wyminęło mnie sporo osób, szkoda. Wsiadam na rower, przerzutka nie działa zbyt dobrze. Siada mi motywacja, nie mogę się rozpędzić. Na najbliższym podjeździe okazuje się, że nie wchodzą 3 największe zębatki na kasecie. No to pod górę może być ciężko, wydaje mi się że mam przerąbane. Pozwalam sobie na duży łyk izotnika. Byle do mety.

6. Na maxa

Dziwne, ale doganiam i wyprzedzam jakichś ludzi, po postoju jedzie mi się gorzej i mam wrażenie, że wolniej. Podjazdy to masakra. Biorąc je z twardego biegu muszę zachować kadencję żeby nogi wytrzymały. Po każdym z podjazdów nie wiem jak się nazywam. Na jednym z nich biorę z lewej cały pociąg, w tym Bartka który musiał mnie minąć kiedy naprawiałem rower. Bartek krzyczy coś do mnie ale za bardzo nie kojarzę co. Zanim wyjadę z lasu na utwardzoną drogę za późno zauważam strzałkę w lewo i po ostrym hamowaniu ląduję w trawie. Nic to, za chwilę zjazd po piachu gdzie jakiś typ sprowadza rower (!) i koniec lasu. Wydaje mi się, że do mety niedaleko więc zaczynam napierać NA MAXA. Zmieniam się z jakimś kolesiem z 3. sektora, finiszujemy razem (pozdro).534896_663259800370185_406724135_n

Epilog

Na mecie źle się czułem, byłem zmęczony jakbym przejechał 2 maratony. Swój ambitny cel zrealizowałem. Wśród mężczyzn jadących Mega z 4. sektora byłem 3. na około 29 startujących:

http://www.mazoviamtb.pl/wyniki.php?kat=MMOpen&race=10&pokaz_sek=4

To wyjaśnia całe to wyprzedzanie. Myślę że oprócz naprawy roweru najwięcej czasu poszło mi na jazdę za kimś i szukanie okazji do wyprzedzania. Szkoda, że nie awansowałem do 3. sektora, jechałoby się łatwiej. Było fajnie, rozwalonego roweru mi nie szkoda, dowiózł mnie do mety 🙂