Poland Bike Płock 8 września

Mój pierwszy raz w barwach Mybike.pl

8-go września organizatorzy Poland Bike Maraton, zaprosili nas uczestników do Płocka. Dla mnie był to wyjątkowy start ponieważ pierwszy raz startowałem w barwach Mybike.pl. plockNerwowe chwile przeżywałem już dzień wcześniej próbując ustawić hamulce w wysłużonym Ghoscie (ten zabieg wykonałem w 95% – nadal jednak coś leciutko obcierało).

Przed startem na parkingu pierwsze miłe spotkanie z zawodnikami Mybike.pl (Rafałem, Bartkiem i Pawłem). Szybka wymiana zdań o hamulcach i słynnym zacisku 31,8 do sztycy 27,2. Wspólna rozgrzewka oraz zapoznanie z pierwszymi i ostatnimi kilometrami wyznaczonej trasy. Ustawienie w sektorach i znowu razem J. Kilka zdjęć do albumu w nowych barwach (fajne z nas chłopaki J). Wreszcie start, zakręty w mieście i szybki zjazd szerokim asfaltem. Garmin wskazywał 55,7 km/h. Później pierwsza selekcja, górka dość stroma gdzie część zawodników miała sblog3pore problemy nie tylko z kondycją, słychać było również skrzypienie i terkotanie przerzutek. Następnie wjechaliśmy w malownicze rejony Płocka, z których utkwią mi w pamięci wąwozy (w górę i w dół)  oraz niezliczona ilość podjazdów i zjazdów. Na końcu trasy najpierw był dość trudny technicznie zjazd ze skarpy pomiędzy drzewami z lekko śliską nawierzchnią, gdzie mój rower lekko „potańczył”, żeby w końcu wyjechać na teren nabrzeża wiślanego z pięknym widokiem na rozświetlone Wzgórze Tumskie z Katedrą i Zamkiem Książąt Mazowieckich. Skarpa na którą trzeba było wjechać miała dwie niespodzianki, pierwsza to betonowa poprzeczna rynna odprowadzająca wodę ze wzgórza, na której rowerzyści jadący przede mną zostawili powietrze ze swoich opon, druga to „sekcja schodków”, która po przejechaniu prawie 50 km nieźle dawała w kość. Jeszcze tylko ostry zakręt w lewo i prosta do mety na samym rynku Płocka.

WYNIKI POLAND BIKE blog2PŁOCK 2013
max (czas zwycięzcy: 01:44:14)
01:56:57 Wojtek G. M3-22m, OPEN-35m
01:57:40 Rafał M3-24m, OPEN-39m
02:03:48 Krysia K2-2m, OPEN-4m
02:06:39 Andrzej M3-36m, OPEN-81m
02:06:40 Paweł M3-37m, OPEN-82m
02:11:00 Kamil M1-6m, OPEN-99m DEFEKT
02:11:01 Wojtek W. M3-45m, OPEN-100m
02:20:03 Tomek K. M4-27m, OPEN-125m
02:32:39 Tomek B. M3-64m, OPEN-144m
DNF SZYDŁO- DEFEKT
mini (czas zwyciężcy: 01:10:30)
01:59:23 Beata K4-9m, OPEN-31m
02:27:01 Ania K5-4m, OPEN-44m

 blog4

Po kilku łykach izotonika i paru kęsach arbuza zabrałem się za poznawanie pozostałych Mybikowców. I tak poznałem Krysię, Anię, Wojtka, Beatę, Tomka K … i kurcze nie pamiętam imion L ale to nadrobię. Wszyscy byliście do mnie bardzo przyjaźnie nastawieni i za to bardzo dziękuję !!!.

Mój pierwszy raz w barwach Mybike.pl uważam za udany,

P.S.

Mam w zespole całkiem mocną konkurencję i muszę ciężko pracować, aby wam dorównać.blog5

KOZIENICE 11SIERPNIA POLAND BIKE MARATON

Kozienice 11 sierpień

Przed zawodami martwiłem się trochę pogodą. W sumie deszcz mi nie przeszkadza wolę jednak jeździć po piasku niż po błocie. Na szczęście pogoda nie zawiodła. A te kilka kropel co spadło przydało się dla ochłody.

W zapowiedziach było wiadomo, że będzie to szybki maraton. Choć prawie 500 metrów przewyższenia nie oznacza że był to płaski maraton. W sumie potwierdziło się u mnie średnia 26km/h. U najlepszego z nas, Kamila 29.1km/h (respekt) na dystansie 63km.

Start był usytuowany na całkiem nowym stadionie lekkoatletycznym w samy centrum Kozienic. Nie było problemów z trafieniem. Na tą edycje przyciągnąłem całą rodzinę tzn swoją drugą połowę Katarzynę oraz naszych chłopaków Marcina (4lata) i Dominika (2lata), aby także się pościągali. Szkoda, że Wajs tak to wymyślił, że Ojciec nie może dopingować swoich synów ale jak wiadomo nie każdemu da się dogodzić. Z filmu i opowieści widać ze obcykanie rodzice popychają swoje pociechy aby nabrały prędkości. A te dzieciaki, które same ruszają nie maja już szans nikogo dogonić na 300m… ale przecież chodzi o zabawę. Tylko, obiecałem chłopakom, że każdy dostanie nagrodę. A ta w losowaniu przypadła tylko Marcinowi. Dominik był najmłodszym chłopcem i budził duże zainteresowanie innych. Marcin trochę zginął w tłumie ale ja jako ojciec uważam, że ma najszybsze buty (pomagaj pedałować).

Wracając do wyścigu dzisiaj startowałem z 4 sektora co nie jest satysfakcjonującym miejscem (zawody z sektora ukończyłem na 2 pozycji i powiem szczerze nie kojarzę tego pierwszego…. nawet nie wiem kiedy mi odjechał). W zapowiedziach było 4 km asfaltu nim nie wjedziemy w puszcze. Ruszyłem wiec ostro na bramie wyjazdowej stadionu byłem 4. Później nikt nie podjął próby grupowej ucieczki więc ruszyłem sam. Doprowadziło to do lekkiego zajechania się. Niby miało być pod górę ale ja tego nie zauważyłem. Widziałem za to dużo piachu więc skupiłem się na wybieraniu optymalnej linii jazdy. Nie było to łatwe. Na tym odcinku nikogo nie wyprzedziłem i nikt mnie nie dogonił, czyli niby ok. Trasa trochę mi się pomieszała w głowie ale po lesie chyba znowu zaczęły się szutry. Dogoniłem jakiś peleton i początkowo próbowałem w nim jechać ale szybko zauważyłem, że jedzie za wolno. Podjąłem więc ucieczkę krzycząc do mijanych zawodników „kto na koło zaprasza”. Dwie osoby podjęły wyzwanie. Niestety do zmiany leadera, czyli mnie nie było już tak łatwo namówić. Gdy sobie trochę odpocząłem „bujając” się z nie współpracującymi kolegami. Podjąłem kolejny sprint 40km/h ogon odpadł ja dogoniłem kolejną grupę. Tym razem na hasło na koło wskoczyły 3 osoby. Po minucie poprosiłem o zmianę i ją dostałem. Uff jadę 35km/h i sobie odpoczywam super. W takim mniej więcej składzie minęliśmy rozjazd i pierwszy Buffet. Chwile później dogoniłem Krysie, która zamulała z jakimś peletonem. Wyprzedziłem ją krzycząc, że się obija i trzeba jechać. Byłem tak rozpędzony, że nie wskoczyła mi bezpośrednio na koło. Nie mniej niż po 5 minutach gdy znowu zaczęła się jazda po piachu wyprzedziła mnie jak jakieś małe dziecko. Muszę przyznać, że się trochę zajechałem i nie dałem rady dotrzymać jej tempa. Widziałem jak dogoniła następna grupę i się jej trzymała ale ja już ich nie dogoniłem. Dogoniłem Krysie na asfalcie ale kosztowało mnie to dużo energii. Asfalt się szybko skończył, w lesie znowu piach. Później jeszcze więcej piachu. Wybór toru jazdy był bardzo ważny. Przez dłuższy czas jechałem sam aż dogoniłem dwóch zawodników na 26” kołach (29er są zdecydowanie lepsze na piach). Nie było ich jak wyprzedzić ale się tym nie przejmowałem grzecznie jechałem i odpoczywałem. Aż korzystając z okazji wyprzedziłem i zostawiłem. Jazda samemu ma sporo zalet. Linie przejazdu wybiera się samemu i ponosi się też samemu konsekwencje tej decyzji. Nikt Ci nie kurzy w twarz. Nikt Cie nie blokuje. Nie mniej łatwo zamulić i zacząć jechać za wolno. Mnie niby ktoś dogonił ale nie miałem zmienika tylko ogon. Na tym odcinku chyba straciłem najwięcej. Minęła połowa trasy i zaczęły się podjazdy. Wszystkie było w porządku tzn nie były za długie i nigdzie tętno nie skoczyło z min na HR max. Zjazdy za to były czystą przyjemnością. Trochę może krótkie bo po 20-40sek ale jakie przyjemne. Na podjazdach i zjazdach zgubiłem ogon. Choć był to sympatyczny ogon bo cały czas mnie zagadywał i mówił, że dobrze jadę a on zabłądzi bo miał jecha

Mini a jedzie Max i nie wie czy dojedzie. Dogoniłem kolejnych zawodników. Bardzo lubię kogoś dogonić, choć czasami trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Pamiętam ze kolega był z Piaseczna i z nim jechało się super. Do czasu aż mi powiedział, że zmiany nie da bo jestem za szybki. Szkoda bo współpraca trwała prawie 10km i była wzorowa. Nie było wyboru ruszyłem szukać nowego kompana. I na dłużej już nikogo nie znalazłem. Były chyba jeszcze dwie osoby ale to były epizody, tak krótkie ze nawet nie pamiętam z jakiego teamu. Przed meta znowu dużo piachu i motywacja, bo widzę dwóch zawodników. Gonie ich ale prawie się nie zbliżam. Z dwóch robi się trzech bo oni dobrze jadą i też kogoś doganiają. Na stadion wpadamy w 4 ja na 3 pozycji. Do mety 400m cisnę na maxsa. Na trybunach dostrzegam swojego syna z żona. Dodaje mi to skrzydeł. Na metę wjeżdżam pierwszy.

Fajne uczucie satysfakcji. Obraz robi się czarno biały ze zmęcznia. Na mecie wita mnie jeszcze Wojtek i Krysia. Krysia przejawia oznaki zmęczenia, czyli nie dołożyła mi tak dużo a Wojtek już całkowicie zrelaksowany. Czyli nie nawiązałem bezpośredniej walki. Nie mnie okazało się, że najlepszy czas wykręcił Kamil, który już 20minut na nas czeka. Widać świeża krew więcej może.

Na otarcie „łez” w wynikach dostrzegam, że objechałem Andrzeja. Zawsze coś następnym razem będzie jeszcze lepiej. A Krysia jak się okazało przyjechała 2 w open a 1 w kategorii więc dobrzej cisnęła.

Do zobaczenia w Gołdapi. Piotrek „MIMI”

 

Międzyrzec Podlaski 04.08.2013

Międzyrzec  Podlaski – debiut Poland Bike.

Jest to małe miasto nad jeziorkami , przy jednym z nich znajduje się całoroczny stok narciarski gdzie znajdowało się miasteczko ze startem i metą.

W tą niedzielę nasz team podzielił się na różne cykle. Ja z Beatą pojechaliśmy do Międzyrzeca Podlaskiego na maraton PB. Jak się okazało byli jeszcze oprócz nas: Paweł Zamilski, Paweł Inglot, Andrzej Czapski, Tomek Borowiecki.

Trasa maratonu liczyła mini 27 km , max 54 km. Była to dość szybka trasa , łatwa technicznie, do przejechania dla każdego.

Było sporo szutru , trochę piaskownicy do przejechania ( co mniej wprawieni do przejścia ), trochę odcinków trawiastych, kilka singielków no  i najważniejsze na koniec dwa małe pagórki ( max połowa trasy) ale w miarę strome. Dla obydwóch dystansów przed metą był mały techniczny zjazd z kawałka stoku narciarskiego. Nie każdy dał radę zjechać.

Trudność sprawiał duży upał , tu gratuluje ” Czapie” maxa . Ja się nie zdecydowałem. Po maratonie można było pochlapać się w jeziorku – woda super szczególnie w taki upalny dzień.

Oto wypocone wyniki tych co startowali :

Kobiety;

Beata Kuchniewska    MINI    01;35;16       28 open     6 K4

Mężczyzni;

Paweł Inglot     MINI    01;11;36      68 open     22 M3

Tomek Kuchniewski    MINI    01;13;19     78 open     15 M4

Paweł Zamilski     MINI     01;13;29     79 open    26 M3

Tomek Borowiecki     MINI    01;21;19    135 open    52 M3

Andrzej Czapski    MAX    02;20;44   33  open    14 M3

7.07.2013 czyli LOTTO Poland Bike Maraton – Góra Kalwaria

7.07.2013
czyli LOTTO Poland Bike Maraton – Góra Kalwaria według KRZYŚKA

Ściganie blisko Warszawy i ładna pogoda zapewniły frekwencje sięgającą blisko 650 uczestników. Miło i przyjemnie jak przystało na wakacyjny wyścig, dlatego nasza drużyna również stawiła się w dość solidnym składzie.

Trasa płaska jak stół, lecz miała kilka malowniczych smaczków. Przewagę mieli zwolennicy jazdy na rowerach górskich z „dużymi kołami”. Początek wyścigu poprowadzony po asfalcie co pozwoliło na rozciągniecie stawki. Na pierwszych zwężeniu w terenie zrobiło się trochę niebezpiecznie i niestety nasz zawodnik Michał Wielecki uczestniczył w małej kraksie, ale jak przystało na prawdziwego mężczyznę ukończył maraton.

 Nie brakowało kurzu, leśnych single tracków oraz długich prostych.. Techniką mogliśmy wykazać się dopiero na odcinku prowadzącym po skarpie. Kilka małych podjazdów i wąskich zjazdów po trawie. Kolejny odcinek prowadził wzdłuż wałów Wisły, gdzie oznakowanie trasy trochę kulało. Mało ciekawy fragment trasy wynagrodził nam podjazd od strony fosy i przejazd przez Zamek Książąt Mazowieckich w Czersku. Szybki asfaltowy zjazd i odcinek wzdłuż sadów doprowadził nas w okolice startu. Wisienkę na torcie stanowił brukowy podjazd tuż przed metą. Po przekroczeniu mety czekała na nas kurtyna wodna przygotowana przez strażaków.

 Do wyboru mieliśmy dwa dystanse: MINI – 34 km i nieco dłuższy lecz niewiele trudniejszy MAX – 54 km.

 MINI KOBIETY (czas zwyciężczyni: 01:26:46)

Nr

Nazwisko Imię

Czas

Kat.

M. open

M. kat.

Dystans

436

Kuchniewska Beata

02:03:37

K4

40

4

MINI

271

Galeńska Anna

02:22:15

K5

44

5

MINI

MAX KOBIETY (czas zwyciężczyni: 01:58:51)

Nr

Nazwisko Imię

Czas

Kat.

M. open

M. kat.

Dystans

18

Żyżyńska Krystyna

02:10:44

K2

3

2

MAX

 MINI MĘŻCZYŹNI (czas zwycięzcy: 01:09:32 )

Nr

Nazwisko Imię

Czas

Kat.

M. open

M. kat.

Dystans

319

Gręda Konrad

01:18:31

M3

33

10

MINI

745

Paulanis Cyprian

01:21:53

M2

63

17

MINI

383

Inglot Paweł

01:24:20

M3

86

23

MINI

50

Borowiecki Tomasz

01:39:47

M3

204

69

MINI

 

MAX MĘŻCZYŹNI (czas zwycięzcy: 01:49:24)

Nr

Nazwisko Imię

Czas

Kat.

M. open

M. kat.

Dystans

607

Galeński Wojciech

02:04:23

M3

32

11

MAX

404

Rurka Krzysztof

02:07:03

M2

40

16

MAX

422

Czapski Andrzej

02:12:16

M3

55

21

MAX

48

Wielecki Michał

02:15:20

M5

65

4

MAX

435

Kuchniewski Tomasz

02:23:51

M4

104

23

MAX

637

Zamilski Paweł

02:25:43

M3

116

47

MAX

 

MYBIKE.PL

DRUŻYNOWO: 6 miejsce

PUNKTY: 2086.1

 Do zobaczenia na kolejnym maratonie!

Pozdrawiam,
Krzysiek

POLAND BIKE MARATHON – Legionowo, 2013-05-26

574613_471153406293718_1280711636_n

Tym razem już zacząłem na poważnie rozważać pomysł wyjazdu na maraton z cyklu MTBCross w ramach ŚLR, który miał się odbyć w Nowinach, jednak po kolejnej wizycie na wadze wybór padł jednak na niedzielny maraton z cyklu Poland Bike Marathon w Legionowie. Z informacji uzyskanych na forum wynikało, że wszyscy z teamu MYBIKE poza kontuzjowanymi wybierają się do Nowin, więc tylko ja i mama Wojtka – Ania mieliśmy reprezentować zielone barwy teamu. Dwa dni przed zawodami bezustannie padał deszcz, co zaczęło budzić moje obawy o stan trasy oraz o samą pogodę w czasie wyścigu. Jednak moje obawy były bezpodstawne i niedziela przywitała nas pięknym słońcem, dlatego postanowiliśmy w Legionowie stawić się całą rodziną.

Z opisu trasy wynikało że wcale tak łatwo nie będzie, ponieważ zapowiadana suma przewyższeń miał wynosić 300 m. co jak na mazowieckie warunki to bardzo dobry wynik. Moje obawy budziła też moja forma, ponieważ w tygodniu poprzedzającym start przejechałem sporo kilometrów i miałem obawy czy oby nie przesadziłem i czy zdołam się zregenerować siły do niedzieli.
Postanowiliśmy wcześniej wyjechać, aby mieć możliwość zapisania starszej córki Weroniki na jej pierwszy w życiu maraton na dystansie mini cross. Po dojechaniu na miejsce sprawny wyładunek bagażu – 2 małe osóbki, jedna do wózka, druga na rowerek (kask już kazała sobie założyć w domu więc była przygotowana:)), szybkie załatwienie zgłoszenia mojego i Werki, powrót do samochodu szybka zmiana garderoby na „zieloną”, korekta ciśnienia w oponach na 2,1 i krótka ale intensywna rozgrzewka na drodze wzdłuż torów.

Start z sektora 4 (czyli ten w którym spotyka się sporo osób z brzuszkami), sporo znajomych twarzy, zwłaszcza z ostatniej gonitwy po „górach” Piaseczna i nawet propozycja od jednego z kolegów z grupy BDC wspólnej jazdy, z którym wspólnie przejechaliśmy na Mazovii ostatnie 20 km z znakomitym skutkiem. Atmosfera w miasteczku jak również organizacja startu sektorów jak zwykle bardzo dobra, nawet w celu utrzymania kolejności startu poszczególnych sektorów zamiast tradycyjnych taśm wykorzystano łańcuch co dosyć skutecznie powstrzymywało zawodników przed przedwczesnym przemieszczaniem się. Jednak zaraz po starcie na pierwszych 2-3 km rozjazdówki po asfaltowych ulicach tracimy kontakt ze sobą i juz tak pozostaje do mety. Pierwsze kilometry jadę bardzo spokojnie, ponieważ jednak odczuwam skutki treningów, a do tego pomimo słońca jest dosyć chłodno mięśnie potrzebują więcej czasu aby się rozgrzać, co w moim przypadku jest bardzo ważne.
Po zjechaniu z asfaltu wjeżdżamy w las i kierujemy się w kierunki Choszczówki, szeroka droga, ale ze spora ilością kałuż które bez problemu można omijać. Na 7 kilometrze pierwsza wspinaczka, czyli przejazd wiaduktem nad torami następnie wskakujemy do lasu, seria singli przebiegających przez pagórkowaty teren, który zmusza do wysiłku interwałowego, tętno dochodzące do 170 i oczywiście pospieszne rozsuwanie zamka w koszulce kolarskiej w celu poprawienia wentylacji i obniżenia temperatury „silnika”. Dla mnie to bardzo trudny technicznie odcinek ze względu na moje gabaryty, duże koła w rowerze i rozmiar ramy, co ogranicza moje możliwości manewrowe, pogarsza hamowanie a do tego wszystkiego ze względu na szerokość kierownicy nie mieszczę się w dwóch bramkach utworzonych przez rosnące blisko siebie drzewa. Jednak pomimo tych ograniczeń dosyć sprawnie pokonują ten odcinek i nie odpadam od grupy, ale przerzutki i manetki są rozgrzane do czerwoności. Na 16 kilometrze rozjazd dystansów min i max i ku mojemu zdziwieniu większość osób z grupy, z którą jechałem skręca w lewo, czyli na mini. Krótki asfaltowy odcinek, czas na żela i sporą dawkę isotonica i dalej powtórka z rozrywki czyli single na przemian z piaszczystymi drogami, która są jednak zagęszczone przez opady deszczu i nie ma problemu z ich pokonaniem. Na trasie jest spora ilość kibiców ponieważ trasa przebiega przez dosyć gęsto zamieszkane tereny. Niestety w tej części trasy zabrakło znaków ostrzegawczych w niebezpiecznych miejscach. W mojej ocenie każde miejsce z korzeniem, dołem bądź inną „atrakcją” powinno być oznakowane sprayem lub tabliczką z !!! a dzisiaj z kilkoma zawodnikami przelecieliśmy kilka cm od głębokiego dołu schowanego w trawie… jeżeli ktoś tam wpadł to współczuję. Po kilku kilometrach ostry zakręt w prawo i długi odcinek drogi wzdłuż torów w kierunku Nieporętu, następnie zawrotka o 180 stopni pod wiaduktem kolejowym prawie przy samym jeziorze Zegrzyńskim (aż się chciało odwiedzić znajomych w porcie
) i ponowna podróż wzdłuż torów, ale już w kierunku Legionowa. Po przejechaniu ok. 40 km dochodzę do wniosku, że może nie będzie tak źle z moją formą i mocniej naciskam na pedały mijając kolejnych przeciwników, którzy mają chęć usiąść mi na kole jednak bardzo szybko odpadają. Jeszcze kilku kilometrowa sekcja singli przez dosyć gęsto zarośnięty las i dopadam do drogi asfaltowej wiodącej, gdzie po prawej stronie znajdowało się przejście podziemne po kolejnymi torami tego dnia, szybki bieg w dół i górę schodów, zostawiam tory po prawej stronie wjeżdżając w las, gdzie po pewnym czasie widzę tabliczkę 5 km do mety, od tego momentu daję już wszystko z siebie, nie oszczędzając się, droga jest dosyć szeroka, jednak sporą trudność sprawiają sekcje kałuż, których ominięcie „suchą stopą” jest raczej niemożliwe. Ostatnie 2 km to znowu single, po drodze mijam stado dzików, co podświadomie zmusza mnie do jeszcze mocniejszego naciśnięcia na pedały. Ku mojemu zdziwieniu mam jeszcze siły na ostry finisz, czyli jednak miałem jeszcze rezerwę i mogłem przycisnąć już ok. 35 kilometra.

Kończę rywalizację w dobrym humorze, jestem z siebie zadowolony, zwłaszcza porównując mój wynik z niedawnym maratonem w Otwocku, który miał podobna skalę trudności, spadek masy oraz poprawa wydolności i mocy jest znaczna. Krótki rozjazd po wyścigu, powrót do miasteczka gdzie atmosfera jest znakomita a imprezę prowadził niezawodny Pan Bogdan. Niestety humor popsuła mi długa kolejka do myjek, ponieważ aż 3 z 4 padły i było czynne tylko jedno stanowisko, jednak czas w kolejce umilają nam przedstawiciele firm promujących nowe preparaty do mycia rowerów stosując ja na naszych maszynach, co praktycznie załatwiło sprawę odtłuszczenia ich z wszelkich zanieczyszczeń i pozostało tylko dobrze opłukać rower. W kolejce sporo osób narzekało na kiepskie oznakowanie trasy, jednak ja na szczęście tym razem nie miałem z tym problemów, co mi się niestety niejednokrotnie zdarzało na poprzednich zawodach. Szybkie pakowanie sprzętu, rower na dach i błyskawiczny powrót do domu, gdzie zgodnie z zaleceniami profesjonalistów z naszego teamu przyjmują zimne piwo.

Porównując oba mazowieckie cykle maratonów, dochodzę do wniosku że cykl Poland Bike Marathon stawia na przemyślany dobór tras, które są bardzo urozmaicone, przez co dają namiastkę typowych maratonów MTB ponieważ są trudne technicznie i maja sporo przewyższeń. Biorąc to pod uwagę skłaniam się do częstszego startowania w tym cyklu kosztem Mazovii, tym bardziej że następne zawody już za 2 tygodnie w Wąchocku który jest położony na północy Gór Świętokrzyskich, czyli zapowiada się naprawdę ciekawy wyścig z dużą ilością przewyższeń i jak znam organizatorów z bardzo malowniczą i trudną technicznie trasą. Myślą że to będzie dla mnie pierwszy poważny test w tym sezonie , do którego będę starał się dobrze przygotować.

 ANDRZEJ CZAPSKI

Wynik:

422 Czapski Andrzej

1975

M3

68

31

MAX

MYBIKE.PL 479.11
271 Galeńska Anna

1946

K5

48

3

MINI

MYBIKE.PL 267.26