Nowy Dwór 22 września Mazovia MTB

Jak ten czas leci końcówka sezonu zbliża się wielkimi krokami. Mi osobiście bardzo chodzi po głowie spróbować jeździć na Fatbike ale to będzie chyba inna relacja.

Na samym początku bo być może nie uda się niektórym doczytać do końca chciałbym pogratulować Krysi za pierwsze bez dyskusyjne miejsce w MEGA OPEN. BRAWO!!!

Do Nowego Dworu zjechało prawie 900 osób i był jedne z liczniej obstawionych edycji. Ja od kolegów słyszałem, że będzie płasko szybko i malownicze widoki. No cóż może widoki były ładne ale krysia na starcienie miałem czasu się rozglądać bo jadąc wałami pilnowałem żeby grupa mi nie uciekła.  To był mój pierwszy start z 3 sektora. Postanowiłem ruszyć bez przeginania bo przecież każdy powinien znaleźć swoje tempo. Ruszyłem razem z Wojtkiem naszym nowym kolegą. On zapowiedział ostrą przepychankę do przodu. Tak też się stało już po pierwszym wirażu mi odjechał ale nie chciałem się z nikim zderzyć. Spokojnie jechałem więc w grupie. Dopiero wjazd na wał nas ustawił w wężyk.

Bardzo żałowałem że nie pojechałem dołem wału gdzie było co prawda po nie równych płytach ale widać było że jedzie się szybciej. Myślę, że ta decyzja nie twojtek na starcieylko mnie kosztowała z minutę… w plecy.

Droga zamieniła się na szutrówkę na której zobaczyłem naszego kolegę Marka po kraksie na poboczu.

Strzeliła mu opona i dwie osoby po nim przejechały ups…  Później trasa wiodła po mokrych łąkach aż wreszcie po krótkim asfalcie wpadliśmy do lasu. Trasa zrobiła się kręta ale były momenty do wyprzedania.  Po  40 minutach czułem się już rozgrzany więc jechałem szybciej wyprzedzając co chwile pierwszych słabnących. W ten sposób wyprzedziłem Wojtka który na jakimś za krecie zapomniał się że trzeba cisnąć do przodu. I to był już jedyny team owiec jakiego widziałem na trasie. Reszta stawki czyli Wojtek G. i Krysia byli poza moim za możliwościami. W lesie zaliczyłem przygodę tzn ktoś z grzybiarzy przestawił znak a ja wraz z 30 osobowym peletonem pojechaliśmy nie w ta stronę. Od razu miałem wątpliwości ale gdy na kole siedzi Ci tyle chłopa to człowiek się nie rozgląda do tego nikt z nich też nie skręcił… W sumie 1km w plecy i kolejne pewnie z 2minuty straty. Byłem bardzo zły że się po prostu nie zatrzymałem bo wtedy była by to mniejsza strata czasu. Ale cóż uczymy się na błędach. W pierwszej chwili siadła mi psycha od tego błądzenia ale gdy wjechałem do lasu a tam zaczęły się ścieżki tzn.,  trasa zaczęła biec po trasie leśnej MTB odzyskałem wigor. Kręta wąska ścieżka to jest to co bardzo lubię.

Jedziesz na „Maksa” a i tak się nie meczysz bo jedziesz za wolno bo szybciej się nie da. Były oczywiście chwile, że można było się zmęczyć na jakimś podjeździe ale umówmy się podjazdy były bardzo krótkie a jedyna trudność to piach. Ponieważ fantazja mnie nie opuszczała na jednym takim pagórku z ostrzeżeniem ze jest nie bezpiecznie. Zlekceważyłem to. Mogania na podiumłem nabrać trochę podejrzeń, że chyba nie da się zjechać bo dwie osoby przed mną gdy zobaczyły zjazd zeskoczyły z rowerów.  Ja za to wierząc w to, że dam rade skoczyłem ze skarpy razem z rowerem w sam środek piaskownicy z okrzykiem UWAGA  JADE. Widok musiał być przedni bo koło wbiło się piach a ja zrobiłem salto przez lewe ramie z jedną wypiętą noga. Pozbierałem się błyskawicznie. Ja cały rower też. Tylko bidonu brakuje od teraz jestem zdany na bufety. Dyskomfort ale tragedii nie ma. To nie był koniec lasu było jeszcze sporo ciekawych miejsc. Jedno które zapamiętałem to podjazd z duża ilością piasku i dość stromy. W 10 osobowej grupie której akurat jechałem nikt oprócz mnie nie podjechał a do tego nikt mnie nie zablokował. Po prostu bajka. Po leśnych duktach na, których w sumie natłukliśmy prawie 300m różnicy wzniesień co na nasze warunki jest już wyczynem nie lada. Zaczęły się znowu łąki przeplatane krótkimi odcinkami asfaltowymi. Na tych łąkach był moment, że opadłem z sił na szczęście ostatni bufet pozwolił znowu mocniej naciskać na pedały. Zacząłem doganiać i wyprzedzać a to jak nic dodaje kolejnych sił. Jak bardzo byłem zadowolony gdy wypatrując mety zobaczyłem znajomy lasek i wiedziałem że to finisz. Nie zapomniane wrażenia zapewnił wiatr w twarz przed samą metą. Mi udało się dogonić jeszcze kilka osób ale na stadionie już bez fajerwerków wyprzedziłem ostatnie dwie osoby by osunąć się z roweru.

 

To była moja ostania mazovia bo do Płocka nie dam rady już pojechać. Za tydzień chyba największe wyzwanie dla mnie w tym roku czyli maraton bez roweru trzymajcie kciuki. I do zobaczenia w Kielcach i Wawrze.

Szybko, szybciej … Rawa Mazowiecka by Mazovia MTB

O ile na start w ŚLR w Sobkowie nie mogłem się doczekać, o tyle na start w Rawie Mazowieckiej z Mazovią MTB miałem średnią ochotę. Pogoda zapowiadała się średnia, trasa jeszcze mniej ciekawie i tylko dzięki miłemu towarzystwu Mai i Joli udało mi się jakoś przełamać …
Już w czasie jazdy samochodem zastanawialiśmy się jak szybka będzie trasa i czy zwycięzcy FITa uda się zejść poniżej 1 godziny. Trasę znaliśmy z lat poprzednich i specjalnie na tę okazję założyliśmy w korbach większe blaty 😉

IMG_4305
Jak na połowę września przystało, Rawa Mazowiecka przywitała nas dosyć mocną mżawką i niską temperaturą. Wręcz nie chciało się wysiadać z samochodu i przebierać w rowerowe ciuchy. Ale w końcu miał to być dla nas ważny start – Maja miała walczyć o punkty do wygrania generalki, a ja po raz pierwszy miałem zaszczyt wystartować z sektora nr. 2.
Ze względu na niską temperaturę postanowiłem rozgrzewać się do ostatniej chwili i do sektora wjechałem minutę przed startem. Musiałem stanąć na końcu stawki, co jak się później okazało miało spore znaczenie. IMG_4315
Start odbył się punktualnie. Tempo na początku nie wydawało się zbyt mocne, ale mimo to stawka się rozciągnęła i przód sektora odjechał. Próbowałem przebijać się do przodu, ale opornie to szło. Na moje szczęście rozjazd fit / mega był dosyć wcześnie i tłum na trasie znacząco się przerzedził.
Pierwsze kilometry jechałem w grupie, ale trzeba było gonić początek sektora. Podkręciłem tempo i udało mi się doskoczyć do szybszej grupki 4-5 zawodników. Razem jechaliśmy przez następne kilkanaście kilometrów. Jakieś 200-300m przed sobą zobaczyliśmy następną grupę 5 zawodników – plan był prosty – trzeba ich dojść. Wskoczyłem więc na zmianę i mocno przycisnąłem. Razem ze mną pojechało 2 zawodników, a 3 zostało … Po niezbyt długim pościgu udało nam się ich dojść, ale byłem tak wypruty, że nie wytrzymałem tempa grupy i odpadłem … 220
Przez ostatnie kilometry miałem ich w zasięgu 20-30m i wiedziałem, że muszę ich dojść zanim wjedziemy na rundę wokół zalewu. Nad zalewem w Rawie zawsze jak startowałem wiał silny wiatr i samotna jazda była bardzo trudna. Na szczęście udało mi się dojechać do grupy i razem przejechaliśmy przez miasto i park. Na rundę wokół zalewu wjeżdżałem jako ostatni, czyli ósmy. Potrzebowałem chwili odpoczynku przed decydującym atakiem … IMG_4348
Po zjeździe z szerokiej ścieżki do lasu byłem na 6. pozycji, ale nie było szansy na wyprzedzanie. Dopiero wyjazd z wąskiej ścieżki na ostatnią prostą dawał możliwość wyprzedzania. Walka na ostatnich metrach była naprawdę ostra – udało mi się wyprzedzić jednego zawodnika, a kolejny był w moim zasięgu … niestety zajechał mi drogę i musiałem odpuścić żeby nie doszło do kraksy. Ostatecznie na metę wpadłem jako piąty z naszej grupy 8 zawodników. Czas – 1:01:06, a do pudła zabrakło zaledwie 52 sekund … A poniżej zapis mojego tętna z tego godzinnego sprintu.tętno

Wyścig w Rawie był na tyle krótki, że pozostawił w nas pewien niedosyt. Na szczęście mogliśmy zrobić małą dogrywkę w McDonaldzie … dogrywka

Poland Bike Płock 8 września

Mój pierwszy raz w barwach Mybike.pl

8-go września organizatorzy Poland Bike Maraton, zaprosili nas uczestników do Płocka. Dla mnie był to wyjątkowy start ponieważ pierwszy raz startowałem w barwach Mybike.pl. plockNerwowe chwile przeżywałem już dzień wcześniej próbując ustawić hamulce w wysłużonym Ghoscie (ten zabieg wykonałem w 95% – nadal jednak coś leciutko obcierało).

Przed startem na parkingu pierwsze miłe spotkanie z zawodnikami Mybike.pl (Rafałem, Bartkiem i Pawłem). Szybka wymiana zdań o hamulcach i słynnym zacisku 31,8 do sztycy 27,2. Wspólna rozgrzewka oraz zapoznanie z pierwszymi i ostatnimi kilometrami wyznaczonej trasy. Ustawienie w sektorach i znowu razem J. Kilka zdjęć do albumu w nowych barwach (fajne z nas chłopaki J). Wreszcie start, zakręty w mieście i szybki zjazd szerokim asfaltem. Garmin wskazywał 55,7 km/h. Później pierwsza selekcja, górka dość stroma gdzie część zawodników miała sblog3pore problemy nie tylko z kondycją, słychać było również skrzypienie i terkotanie przerzutek. Następnie wjechaliśmy w malownicze rejony Płocka, z których utkwią mi w pamięci wąwozy (w górę i w dół)  oraz niezliczona ilość podjazdów i zjazdów. Na końcu trasy najpierw był dość trudny technicznie zjazd ze skarpy pomiędzy drzewami z lekko śliską nawierzchnią, gdzie mój rower lekko „potańczył”, żeby w końcu wyjechać na teren nabrzeża wiślanego z pięknym widokiem na rozświetlone Wzgórze Tumskie z Katedrą i Zamkiem Książąt Mazowieckich. Skarpa na którą trzeba było wjechać miała dwie niespodzianki, pierwsza to betonowa poprzeczna rynna odprowadzająca wodę ze wzgórza, na której rowerzyści jadący przede mną zostawili powietrze ze swoich opon, druga to „sekcja schodków”, która po przejechaniu prawie 50 km nieźle dawała w kość. Jeszcze tylko ostry zakręt w lewo i prosta do mety na samym rynku Płocka.

WYNIKI POLAND BIKE blog2PŁOCK 2013
max (czas zwycięzcy: 01:44:14)
01:56:57 Wojtek G. M3-22m, OPEN-35m
01:57:40 Rafał M3-24m, OPEN-39m
02:03:48 Krysia K2-2m, OPEN-4m
02:06:39 Andrzej M3-36m, OPEN-81m
02:06:40 Paweł M3-37m, OPEN-82m
02:11:00 Kamil M1-6m, OPEN-99m DEFEKT
02:11:01 Wojtek W. M3-45m, OPEN-100m
02:20:03 Tomek K. M4-27m, OPEN-125m
02:32:39 Tomek B. M3-64m, OPEN-144m
DNF SZYDŁO- DEFEKT
mini (czas zwyciężcy: 01:10:30)
01:59:23 Beata K4-9m, OPEN-31m
02:27:01 Ania K5-4m, OPEN-44m

 blog4

Po kilku łykach izotonika i paru kęsach arbuza zabrałem się za poznawanie pozostałych Mybikowców. I tak poznałem Krysię, Anię, Wojtka, Beatę, Tomka K … i kurcze nie pamiętam imion L ale to nadrobię. Wszyscy byliście do mnie bardzo przyjaźnie nastawieni i za to bardzo dziękuję !!!.

Mój pierwszy raz w barwach Mybike.pl uważam za udany,

P.S.

Mam w zespole całkiem mocną konkurencję i muszę ciężko pracować, aby wam dorównać.blog5

Wiele demonów w Sobkowie. Epilog.

„Demony nasze historie opowiadają. Nie ma siły. Każdy robak swój byt niepojęty łagodzi, jak umie.” napisał Jerzy Pilch w swojej nowej powieści.

Mój demon mi podpowiedział,  żeby jechać po imprezie na ostatni już dla mnie w tym sezonie maraton ŚLR w Sobkowie. I zapewne z tego bardzo się w trakcie cieszył, ba.. śmiał z rozpuku.

W głowie stworzyłam swój własny autorski obraz trasy, zupełnie bagatelizując zapowiedzi z forum. To znaczy 900 m przewyższeń i 78 km, czyli moja wyobraźnia wskazywała na lekkie pagórki, które bezrefleksyjnie będę machać jeden za drugim. Demon uśmiechnął się do mnie jednak kilka razy. Chyba postanowił udowodnić, że nie jestem mistrzem dobrej miny do złej gry a moje sztuki kamuflażu łatwo rozłożyć na czynniki pierwsze:)

Uśmiech numer jeden:

Pobudka, która przyszła szybciej niż myślałam. Ostry podjazd na samym początku  i nerwowe młynkowanie. A potem single leśne, z dużą liczbą skrętów. Mój kompan na kołach 29 ciągle mi pokazuje rogi na skrętach i to przyjaźń obarczona na razie dużym ładunkiem zupełnie niepotrzebnych emocji. Za to jak już wyjdziemy na prostą, idzie nam całkiem zgrabnie. No właśnie na pięknym, długim zjeździe w lesie szło nawet zbyt dobrze, bo przy dużej prędkości nie zauważyłam (rzeczywiście sprawdziłam kilka dni później u okulisty, że wada wzroku się trochę posunęła) ogromnej szarej łachy piachu – zakończyło się to pięknym lotem przez kierownicę, w trakcie którego, z pełną świadomością zastanawiałam się, czy w Kielcach długo się czeka na ostrym dyżurze. Ale piasek miękki jest i tyle:) I mogę zostać uczciwie mianowaną Adamem Małyszem kolarstwa górskiego.

Uśmiech numer dwa:

Niewinne pagórki, okalające okolice Sobkowa – myślałam, jak zaczęłam wjeżdżać w tę część trasy. Cicha woda brzegi rwie. Ostre podmuchy wiatru i haszcze, w których lekko przedarta ścieżka wskazywała którędy jechać, nie pozwoliły mi na beztroskę i oddanie się refleksyjnemu trybowi jazdy. Z determinacją posapującego tura, rytmicznie przemierzałam kolejne wzniesienia wyczekując zacisza.

Uśmiech numer trzy:

Po serii pięknych sfingowanych uśmiechów do mijających mnie fotoreporterów dotarłam do dziury w ziemi, zwanej opuszczonym kamieniołomem. Zejście do tej czeluści otchłani, potem single wewnątrz odcisnęły piętno w mojej głowie – podążanie po krętej niekończącej się ścieżce w środku zamkniętej przestrzeni sprawiło, że czułam się jakby ktoś grał mną jak w grze komputerowej. Potem było jeszcze ciekawiej – przeszłam poziom wyżej i nastąpiła zmiana planszy. Zostałam wrzucona do krainy rodem z Tolkiena – najpierw wspinanie się pięknym zamszałym podjazdem  a potem zjazd bardzo wąskim wąwozem wsród walających się obok, starych drzew. Z bardzo szeroką kierownicą manewrowałam jak umiałam, żeby nie dodawać uśmiechów na twarzy kolegów – którzy bardzo wypytywali po maratonie jak mi poszedł zjazd wąwozikiem. Pot na czole się lał strumieniami, oczy pulsowały ale ani razu nie wypadłam z trasy.

 

Koniec końców, wydaje mi się, że mój demon przegrał ze mną. Bo nawet raźnie mi się jechało. Pozostali znajomi z MYBIKE.PL też byli na wygranych pozycjach. Więcej z relacji pozostałych członków drużyny we wpisie Konrada poniżej.

ŚLR to najlepszy cykl mtb w okolicach Warszawy. Bardzo dziękuję organizatorom za zapał i energię włożoną w przygotowania i pozdrowienia dla wszystkich wesołych kolarek i kolarzy, których miałam okazję poznać w tym sezonie!:)

 

 

Znowu pod górę … Sobków ŚLR 01.09.2013

Nie pamiętam kiedy tak bardzo czekałem na 1. dzień września. Oczywiście powodem nie był pierwszy dzień szkoły, ale siódmy maraton z cyklu ŚLR. Impreza po raz pierwszy odbywała się w Sobkowie i mimo przeczesania zasobów internetu nie znalazłem zbyt wielu informacji o tamtejszej trasie – to miała być niespodzianka (jak się potem okazało bardzo miła).

2013-09-01_sobków_profil_fanProfil Master Sobków
W liczbach trasy zapowiadały się dosyć przyzwoicie: FAN 52km / 700m w górę, a MASTER 78km / 970m w górę. Ale kto zna trasy ŚLR, ten zawsze spodziewa się na trasie jakichś ekstrasów. Oczywiście w Sobkowie były i takie, ale o tym trochę poźniej …
Jak zwykle eksperci pogodowi wszystkich stacji telewizyjnych i kanałów radiowych zapowiadali na dzień startu solidne opady. I jak zwykle ich prognozy można było sobie wsadzić między koronki blatu … Pogoda okazała się dobra do ścigania – lekko chłodno i pochmurno, czasami wiatr wiał w plecy, a czasami w twarz :).

trójca
Z teamu MYBIKE.PL na starcie zameldowała się 5 zawodników:
Ela Kaca i Tomek Kuchniewski – tradycyjnie na Mastersa
Maja Busma, Konrad Gręda i Rafał Nockowski – dystans Fan
Reszta ekipy MYBIKE.PL startowała w nieodległym Skarżysku-Kamiennej w cyklu Mazovia MTB.

ela
Wyścig miał rozpocząć się z boiska piłkarskiego położonego tuż u podnóża solidnego wzniesienia. Konieczna więc była solidna rozgrzewka przed startem – każdy przeprowadził ją na swój sposób -ja na przykład złapałem kapcia 10 minut przed startem i w ramach rozgrzewki wymieniłem dętkę w przednim kole 🙂
Tradycyjnie najpierw startował dystans Master – wsród nich nasi Ela i Tomek. tomek

Po 20 minutach startował dystans Fan. Kategoria ta była mocno obstawiona i na pierwszym podjeździe zrobił się solidny korek. Na pierwszym podjeździe było dosyć stromo i ślisko, Rafał i Maja jakoś przecisnęli się do przodu i zniknęli mi z pola widzenia. Trzeba ich było gonić … Pierwszy zjazd był bardzo szybki, co pozwoliło mi wyprzedzić wielu zawodników i … dogonić Rafał, który z powodu przebicia opony zaliczył mocną wywrotkę już na 3km trasy. Przejeżdżając zapytałem czy wszystko OK, a w jego słowach dało się usłyszeć sportową złość – cytuję: „Jedź, kur..a, jedź !!!”. Uskrzydlony tymi słowami jechałem i jechałem.

1263881_565026530199692_1069846855_o
Trasa wyjechała na otwarte przestrzenie Wzgórz Sobkowskich. Zaczęły się dosyć płaskie, ale długie podjazdy i zjazdy. Tempo jazdy było bardzo solidne, na tyle, że pozwoliło mi dogonić Maję. Chwilę jechaliśmy razem, ale czułem, że mogę szybciej więc powoli odjechałem z niewielką grupą zawodników.
Niestety na 10km miałem solidny kryzys, zwany potocznie bombą – tętno najpierw spadło do 130, a potem wystrzeliło do 230 ud/min. Nie mogłem nabrać powietrza do płuc i brakowało mi sił do jazdy. W sumie stałem ok. 2 minut. W tym czasie wyprzedziło mnie około 30 zawodników – w tym Maja, która przejeżdżając rzuciła mi spojrzenie z dawką politowania 😉  – coś w stylu „i po co się tak było wygłupiać na początku wyścigu chłopczyku ??”. Gdy tylko ochłonąłem, postanowiłem, że muszę chociaż treningowo dojechać do mety. Jednak już po kilku minutach odzyskałem siły i dobre samopoczucie, co pozwoliło mi się włączyć do wyścigu na 99% możliwości. 1% niestety zabierały mi obite tydzień wcześniej żebra …
Trasa płynnie przenosiła się z otwartych przestrzeni do sosnowych lasów. Nie był zbyt wielu trudnych technicznie odcinków. Było za to szybko pod góre i jeszcze szybciej w dół. Czasami trzeba się było zmagać z solidnym wmordewindem 😉 Ale widoki wszystko to rekompensowały.
Po kolejnych kilkunastu kilometrach trasy udało mi się znowu wypatrzeć zielone łydki Mai 😉 Wtedy poczułem, że naprawdę wróciłem do gry … Po kolejnym kilometrze udało mi się ponownie wyprzedzić Maję i utrzymać wysokie tempo.

7848_682065335156298_1878810982_n
Po kilkunastu minutach na naszej trasie pojawił się nieczynny kamieniołom. Trasa zjeżdżała na jego dno stromym zjazdem i wiła się wśród zarośli. To była chyba najładniejsza sceneria, w której ścigaliśmy się w cyklu ŚLR. Przy wyjeździe z kamieniołomu czekał na nas bufet – złapałem tylko kubek izo i dalej ogień. Teraz trasa wspinała się do góry i prowadziła wzdłuż urwiska kamieniołomu – w dole można było podziwiać zmagania innych zawodników – coś pięknego.

1237594_681856701843828_45201153_n
Ale to nie był jeszcze koniec atrakcji. Po niecałym kilometrze trasa wjeżdżała do wąskiego i krętego wąwozu. Najpierw jechaliśmy w dół – szybkie i ciasne zakręty, fajne podłoże i lekki półmrok tworzyły super atmosferę. Następnie trasa zawracała i takim samym wąwozem wjeżdżaliśmy pod górę. Końcówka podjazdu była bardzo piaszczysta i stroma – trzeba było wbiegać z rowerami. Łydki trochę zapiekły po takim solidnym podbiegu …
Kolejną strakcją na trasie okazał się dosyć stromy, trawersujący zjazd. Ze względu na trawaiste podłoże trzeba było ostrożnie operować hamulcami lub nie używać ich wcale …  Było kilka niegroźnych wywrotek, ale ogólnie wszyscy dawali radę.
Ostatnie kilometry trasy to szybka jazda po sosnowych lasach. Trochę podjazdów i zjazdów, ale raczej płasko i spokojnie. Przez 1km jechalismy wzdłuż malowniczej rzeki Nidy, a potem wyjeżdżaliśmy na krótki asfaltowy odcinek. Organizator namalował na nim krótki, wszystko mówiący komunikat – „meta 3 km”. Od tego momentu było wiadomo, że trzeba cisnąć na maksa.
Na ostatnim kilometrze trasy czekał na nas dosyć stromy podjazd. Potem było już tylko w dół, ale po strasznych dziurach. Nie wiem jak inni, ale ja miałem spore problemy z rozpędzeniem się powyżej 30km/h.

meta
Do mety dojechałem samotnie … zaraz za mną na metę wjechał Rafał. Miło było go zobaczyć na mecie, gdyż obawiałem się, że awaria i kraksa na początku wyścigu odbiorą mu chęć dalszej jazdy. Jednak pokazał charakter i wykręcił najlepszy czas netto z naszej trójki startującej na dystansie Fan. Zaraz za Rafałem na horyzoncie pojawiła się Maja – zaciekle goniła zawodnika uciekającego przed nią. Gdyby trasa liczyła 50m więcej, to spokojnie by go objechała …

1236717_682081988487966_1867590012_n

Na mecie na gorąco wymieniliśmy między sobą wrażenia, podjedlismy małe conieco z bufetu i pojechaliśmy do naszej kwatery przebrać się. Potem musielismy szybciutko wracać na dekorację – Maja zajęła 2. miejsce w swojej kategorii.

Przy ciepłym bufecie spotkaliśmy zmęczonego i głodnego Tomka. Pogadaliśmy trochę i  udaliśmy się na dekorację. Zaraz po dekoracji Fan, na metę wjechała jak zawsze uśmiechnięta Ela. Wymieniliśmy wrażenia z wyścigu i niestety trzeba było się zbierać w drogę powrotną do Warszawy …

meta2

Podsumowując – kolejna impreza ŚLR okazała się bardzo udana – trasa każdemu się podobała i każdy z nas stoczył na trasie walkę ze swoimi słabościami. Następny start już 5. października w Kielcach.
A oto nasze wyniki w liczbach:
Masters (78km / 971m – czas zwycięzcy: 03:13:44)
05:02:54 Tomek K. M4-9m, OPEN -58m
05:25:30 Ela K. M2-4m, OPEN-60m
Fan (52km / 700m – czas zwycięzcy: 02:17:30)
02:43:54 Konrad M2-24m, OPEN-60m
02:44:43 Rafał M3-18m, OPEN-64m
02:46:15 Maja M3-2m, OPEN-69m
Drużynowo zdobyliśmy 1218pkt i zajmujemy 7. miejsce w generalce na 90 teamów !!!