Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 0

Nadszedł marzec. A skoro marzec to czas na zgrupowanie.
Od kilku lat cieszą się one rosnącą popularnością, szczególnie te w południowych krajach Europy.
Trzeba sobie od razu powiedzieć czym dla kolarza amatora jest taki wyjazd. Przede wszystkim budujemy na nim bazę, która jest zazwyczaj nieosiągalna w warunkach polskich. Choć w tym roku pogoda spłatała miłego figla, to nadal w na południu jest milej 😉 Równie ważnym aspektem jest także możliwość regeneracji, nieosiągalna dla niektórych w warunkach domowych. Rzadko kiedy mamy możliwość przespać 8 czy 9 godzin, wstać na poranny rozruch, zjeść śniadanie, odpocząć, ruszyć na trening. Wrócić z niego, zjeść obiad i do wieczora regenerować się podczas masaży, basenów czy
spacerów. Nie mówiąc już o tym, że cały czas jesteśmy w towarzystwie osób, które chcą rozmawiać o swojej pasji. Można też rozwinąć swoją
wiedzę dzięki obecności trenerów, fizjoterapeutów oraz mechaników. To właśnie te dodatkowe rzeczy są dla mnie głównym argumentem przemawiającym za wyjazdem na zgrupowanie. W tym roku wybrałem się ponownie do Calpe z Arturem Miazgą z TrainWithWatts.
Symbol Calpe - Penon de Ifach.

Symbol Calpe – Penon de Ifach.

Podróż zaczęła się o 4 rano. Najpierw musieliśmy dotrzeć do Krakowa. Tam spotkaliśmy znajomych z Białegostoku, którzy ruszyli dzień wcześniej. Na lotnisku spotykamy pozostałą cześć towarzystwa. W tym roku grupa jest prawie dwa razy większa niż rok temu i jest 28 osób. Triathlonowcy, szosowcy, górale także jest z kim pogadać i poznać inne dyscypliny. Przelatujemy nad ośnieżonymi Alpami, Gardą, a już za chwilę lecimy nad Balearami. Zbliżając się do lotniska przelatujemy nad Penon De Ifach, czyli znakiem rozpoznawczym Calpe.

Penon de Ifach z lotu ptaka.

Penon de Ifach z lotu ptaka.

Na miejscu czeka na nas Artur. Rowery zostały wysłane kilka dni wcześniej tak, aby czekały na nas na miejscu i nie zostały zmasakrowane przez obsługę lotniska.
Z Alicante do Calpe jest nieco ponad godzina drogi, ale w miłym
towarzystwie czas mija bardzo szybko. Rozlokowanie się w apartamentach (mieszkamy po 4 osoby), kolacja, a następnie spotkanie organizacyjne. Potem szybko zakupy (sklepy są czynne do 21:15), sprawdzenie rowerów przed kolejnym dniem i padamy zmęczeni do łóżek.
Już o 8 pierwszy rozruch… =)))

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Po letargu

Przyroda robi kolarzy w konia. Ci, którzy liczyli na dłuższe zimowanie, biegówki, dopiero co zaczęli szybkie randki z trenażerem, i patrzą badawczo- rozpoznawczym wzrokiem na kłęby mazi niewinnie nazywanej tłuszczem, muszą zmierzyć się z faktem, że jest coraz cieplej. Wszystkiemu ponoć są winni Azjaci, ich anomalie pogodowe zapowiadają wyjątkowo gorący rok. My Polacy meteopaci (przynajmniej ja odkąd jeżdżę na rowerze notorycznie przeglądam ICM i nie potrafię tego zwalczyć) wiemy o czym mowa, żyjemy prognozami pogody. Kolarze też, więc czas na konfrontację ze swoim zaniedbanym przyjacielem i w teren.

My, ekipa Mybike.pl w ramach treningowych stawiliśmy się na zimowym maratonie Mazovii w Jabłonnie. To znaczy ja, Krysia Żyżyńska, Monika Wrona, Michał Żurek, Ania Galeńska. Skład pokazuje, że w naszej drużynie niezłomne są kobiety i błoto im nie straszne.

cov_6206_anna_jablonna

Fot. Zbyszek Kowalski

O proszę, Ania dzielnie jedzie!

A może w nas kobietach jest po prostu więcej romantycznego podejścia wobec własnych rowerów – uważamy, że wszystko zniosą a żaden serwis im nie straszny? Panowie odwrotnie – chłodna kalkulacja kosztów wygrywa. Z perspektywy czasu, tzn. kilkanaście godzin po maratonie nie jestem w stanie ocenić, czy rzężenie w napędzie to poważna sprawa. Nie chcę o tym myśleć. Jak większość kobiet, pomyślę o sprawach technicznych jutro:D

_jablonna_monika i michal

Fot. Zbyszek Kowalski

Monika i Michał w doskonałej formie po.

Trasa maratonu w warunkach letnich byłaby przejażdżką z zamkniętymi oczami. Aura przedwiośnia sprawiła, że płaska trasa (z kilkoma rachitycznymi podjazdami) to była droga z rozmokłym śniegiem, czasem błotem. Równo trzeba było trzymać tor jazdy. Żadnego asfaltu, tylko las. Dwa razy ta sama pętla. Szybko, o ile opanowało się podstawy balansowania w rozmiękłym podłożu i posiadało znośne opony. Trudno było wyprzedzać. Często był jeden optymalny ślad i naiwni ci, którzy chcieli kombinować bokami. W tym naiwna ja. Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka. Nie tym razem jednak… Kilka razy zagrałam na wyrywną i ze skwaśniałą miną trzeba było się wycofać, a spotkanie ironicznego uśmiechu na twarzy potencjalnie wymijanego to był nóż w plecy. Tam gdzie się dało, rwałam jednak do przodu. Opony z przodu Nobby Nick a z tyłu Bontrager dodały mi skrzydeł i co istotne pewności siebie. Dzięki przedniej trzymałam się stabilnie podłoża.

Przedzieranie się z 7 sektora to było wyzwanie. Czułam się jak Tom Cruise z teledysku Mission Impossible. Co chwila się zastanawiałam czy nie mam w polu widzenia dziewczyn, które trzeba by było szczególnie gonić. Natura pełna jest kamuflażu! Krągłe nogi jednego chłopaka zaliczyłam do damskich i dzięki temu spory kawał drogi pojechałam ponad normę:) Dziękuję!

DSC07475_jablonna_pudlo

Aut. Bogusław Lipowiecki

Dzięki tej pomyłce byłam druga, a podium mi się trafia rzadko.

Taktyka na maraton była prosta, jechać od początku jak szybko się da, żeby nikt nie blokował mnie na leśnych ścieżkach. Trzymać miarowy i równy rytm pedałowania i unikać dzięki temu wywrotek. Pięknie to sobie w głowie ułożyłam, nawet uwierzyłam. Plany są piękne, a wyszło jak zawsze. Ambitny kolega, wymijając mnie już na pierwszych km, zaczepił o moją nieszczęsną, długą kierownicę. Wylądowałam w smolistej, ogromnej kałuży. Ale to nie są wybory Miss….na szczęście. Bo potwór z bagien to był przy mnie Harrison Ford.

cov_6917_jablonna bloto

Aut. Zbyszek Kowalski

Zostało to uwiecznione po maratonie, jak czekałyśmy z Krysią na torby z rzeczami.

Chłopak za mną miał świetny refleks, więc nie przejechał po mnie. Oby tak dalej z refleksem u kolarzy! Szybko się otrząsnęłam. Od czasów złotego medalu Justyny uzyskanego ze złamaną stopą, trudno z twarzą pokerzysty mamić znajomych, że to i tamto, były przyczyny obiektywne, które zahamowały mój pęd na maratonie;-)

DSC07424 finish jablonnaDSC07413jablonna finish krysia

Aut. Bogusław Lipowiecki

Ja i Krysia wynurzamy się z bagien na metę.

Ale na szczęście nikt z nas nie zaliczył słabości, daliśmy radę: 4 miejsca na pudle i świetny czas Michała, który objechał mnie i Krysię o 10 minut.

DSC07456_jablonna pudlo _Ania

Fot. Bogusław Lipowiecki

Ania już jest przyzwyczajona do pudła, widać po minie.

Monika Wrona, 1 miejsce na dystansie fit (21 km) w open i kat. K2, 01:07:06

Anna Galeńska, 2 miejsce na dystansie fit (21 km), kat. K5, 02:40:00

Michał Żurek, 01:54:00, (20 miejsce w kategorii M2), czas zwycięzcy 01:33:46

Elżbieta Kaca, 2 miejsce na dystansie mega (35 km), open, 02:03:43, czas zwycięzcy 02:02:51

Krysia Żyżyńska, 3 miejsce na dystansie mega (35 km), open, 02:04:07

Ciąg dalszy 9 marca w Pomiechówku!

pozdrawiam! Ela Kaca

cov_6957_jablonna_bloto2

Poland Bike Wawer 13.10.2013

Zakończenie sezonu jak to smutnie brzmi. Ale wiecie co dla mnie to nie jest koniec choć już to były ostanie zawody.  Końcem sezonu będzie zajechanie się w Świeradowie ale to będzie inna historia.

Dziś frekwencja na Poland Bike była rekordowa co niestety opóźniło start. Śmonikaciganie w Wawrze to moje ulubione miejsce blisko, singlowo trochę interwałowo. Dziś startowałem z 2 sektora w doborowym towarzystwie bo prawie wszyscy z teamu Mybike w nim byli.     Trasę jak przez mgłę pamiętałem z zeszłego sezonu, a miała być prawie nie zmieniona. Dodatkowo po raz pierwszy wrzuciłem sobie do Garmina kurs zawodów czułem się przygotowany jak nigdy a i tak to nie uchroniło mnie to przed zgubieniem trasy.

Start był szybki ale czego innego spodziewać się po 2 sektorze. W sumie jestem zadowolony bo hamując się przed jazda na Maksa wylądowałem raczej z przodu. Do tego cały czas w zasięgu wzroku był Rafał, który obecnie pomimo trudności „zaciskowych” jest najszybszy na najlżejszym rowerze co nie barektrzyma siodła. Rafał wierz mi to się zmieni albo rama się zmieni i będzie dobrze szkoda nerwów. Ogólnie do 12km, czyli rozjazdu na MINI i Max było naprawdę ciasno. Ciężko się wyprzedzało bo kosztowało to dużo wysiłku a efekt był marny. Do tego dwa razy źle rozegrałem wyprzedanie i byłem w plecy. Od 12km ęsię to co lubię, czyli pojedyncze osoby lub grupy kilku osobowe. Doganiasz wyprzedzasz zaliczone. Nie jechałem jednak tak szybko jak mi się wydawało bo dogonił mnie Wojtek i Michał. Niestety źle wybrali opcje podjazdu a ja widząc ich błędy podjechałem jakmateusz natchniony. Później był jeszcze jeden podobny podjazd i znowu to samo wybrałem optymalnie wyprzedzając z 5 osób. HR sięga Maksa ale wiesz, że robisz dobra robotę i jedziesz dalej.

Przed pierwszymi signalmi dogoniłem 4 osobowa grupę. Dobrze pamiętałem to miejsce bo rok temu wiele osób tu błądziło teraz trasa wiodła pod mostkiem i tym razem nie było jak pobłądzić a oznaczeń było tyle, że nie było wątpliwości gdzie jechać. W sumie nie byłem tak bardzo zmartwiony tym zaniae będę grzecznie jechał bo to był czas na złapanie tchu. Kogo mogłem to wyprzedziłem na moście i znowu jazda na ścieżce tyle ze po drugiej stronie Świdra. Znowu prawie na kole grzecznie jechałem nagle ostry skręt pod górę. Tu kilka słów czemu źle pojechałem skoro miałem GPS z trasą. No właśnie temu, że jak się od trasy oddalisz kilka metrów to on od razu piszczy ze zbłądziłeś.. więc go przestałem słuchać no i efekt taki że w maksymalnym powiększeniu nie mogłem znaleźć ścieżki bo oddaliłem się od niej 300m…. W każdym razie w sumie straciłem na tym około 3minut. Powiecie nie dużo ale to nie prawda bo zbłądzonych duszyczek było więcej i jazda po ścieżce razem z 30 osobami na raz jest do dupy. Dla mnie od mapy, która musiała by być włączona cały czas dla mnie ważniejszy jest HR kadencja i czas. (Krysiu pytałaś się co ja biorę ze mam powera cały czas no po prostu co 20mintu jest strzał z żelu własnej roboty bananowo daktylowego oczywiście do czasu…. Zgubienia bidonu…) Na szczęście szybko przełamałem doła spowodowanego straceniem kilku minut i znowu cisnąłem co fabryka dała. Dogoniłem wiec po raz drugi Michała i Bartka. Bardzo się ucieszyłem ze pojedziemy trochę jak prawdziwa drużyna. Na horyzoncie jeszcze wypatrzyłem Krysie. Na asfalcie wyprzedziłem wszystkich i zarządziłem drużynowa jazdę na czas pod swoim przewodnictwem. Chwilami jechaliśmy 40km/h. Asfalt był krótki ale morale wzrosło. Był moment, że Krysia coś wypadła z rytmu ale grzecznie czekaliśmy na nią bo my z Bartkiem Walczymy o wejście do 20 a Krysia o 1 miejsce. I tak sobie jechaliśmy aż na jakimś zjedzie fiknąmimiwawerłem znowu z roweru a Krysia odjechała. Bartek nie wytrzymał szaleńczego tempa. Goniłem Krysie ale już jej nie dogoniłem mnie też dopadał kryzys. Końcówka bardzo mi się w sumie podobała i na pewno pojadę ten odcinek kiedyś treningowo szczególnie, że mam szlak a jest on dodatkowo oznaczony jako trasa MTB.

Na metę wpadam po 2.24 minutach na garminie mam 2.21 minut wiec zgubienie się kosztowało mnie być może nawet 4 minuty ale tak czasami bywa. Jestem zadowolony z jazdy. Z miejsca też choć mogło być lepiej ale taki jest sport.

Finalnie umocniliśmy się na jako drużyna na 7 miejscu. A w punktacji Uniwersal 5 miejsce. Z czego jestem bardzo zadowolony. Gratulacje dla Wszystkich!

Finał Merida Mazovia MTB Marathon 2013 – Płock 06.10.2013

Przygotowania

Chciałabym napisać, że solidnie przygotowywałam się do startu w finałowej edycji Mazovii, ale to mocno rozminęłabym się z prawdą. Jeśli ufać temu, co twierdzi Endomondo (roboczo nazwijmy go moim dziennikiem treningowym), to – nie licząc testów Treka orgaznizowanych przez MYBIKE.PL i lansu na Fat Bike w Berlinie – nie trenowałam dobre 4 tygodnie. Tydzień przed startem dałam się za to namówić na trening Cross Fit, ale ten raczej spowodował potworne zakwasy i ból czworogłowego, niż w pomógł w podniesieniu formy. Aha, trenowałam też umiejętność utrzymywania równowagi na rowerze w warunkach podwyższonego stężenia płynów wyskokowych we krwi, ale ta zdolność nie przydała mi się na maratonie… no, może dopiero w trakcie dekoracji.

trek-superfly-8-2014xlPróbując ratować sytuację wypożyczyłam ze sklepu MYBIKE.PL rower testowy – Trek Superfly 8 z kolekcji na nadchodzący rok 2014 we wściekle czerwonym kolorze. Wiadomo, że jak czerwony to musi być szybki. No i te 29 cali… Świetnie spisywał się już na testach organizowanych przez sklep we wrześniu. Chciałam go teraz sprawdzić w warunkach bojowych.

Chwila przed startem

Ostatnia edycja Mazovii odbywała się w Płocku. Startowaliśmy z Orlen Areny. Wyjątkowo tym razem udało nam się dojechać na miejsce chwilę wcześniej, tak więc mieliśmy czas na rozgrzewkę. Nie wierzyłam, że dam radę zrobić dobry czas (patrz: Przygotowania), toteż rozgrzewałam się bardzo ostrożnie (czytaj: bez większego zaangażowania). Przyjechałam tu tylko po pucharek i nagrodę za 2. miejsce w generalce. Ale na owej rozgrzewce, pedałując od niechcenia zauważyłam, że Michał dziwnie zostawał w tyle. Pomyślałam, że na niego „trening” z ostatnich tygodni też nie wpłynął najlepiej, później okazało się jednak, że to nie była wina braku treningu, a sprzętu na którym jechałam.

Start

Wykorzystując swój niewątpliwy urok osobisty ustawiłam się na początku 4. sektora przepraszając stojących tam już od dłuższego czasu zawodników. Panowie nie protestowali. Przynajmniej nie na głos. Ruszyliśmy. O dziwo bez problemu utrzymywałam się po starcie w czołówce sektora, przez moment zastanawiałam się nawet nad dogonieniem wcześniejszego sektora. Po wychyleniu się zza pleców jadącego przede mną kolegi doszłam do wniosku, że to idiotyczny pomysł. Przy moim braku przygotowania nawet superszybki wściekle czerwony Superfly nie byłby w stanie pomóc mi w tym pościgu.

plock-127

Chciałabym napisać coś o wymagających heroicznego wysiłku podjazdach, przeprawach przez rwące potoki, ekstremalnych zjazdach po mokrych kamieniach wielkości telewizora, ale nie napiszę. Płock nie różnił się specjalnie od pozostałych edycji Mazovii w pobliżu Warszawy. Płasko, szybko i ciasno, koło przy kole… asfalt, szuter, autostrada. Pamiętam tylko jeden ciekawy, ale niestety krótki odcinek bardzo krętego singla. 500 metrów przed metą był też niespodziewany morderczy podjazd. To co w nim najlepsze było ukryte za zakrętem – pod koniec nachylenie mocno szło w górę. Pod sam koniec wyścigu była to dla większości jadących bolesna niespodzianka.

To już koniec?

DSC07050Po dojechaniu na metę odebrałam koszulkę finisher’a i czekałam na team-owców jadących dystans MEGA. Niestety nasz czarny koń wśród kobiet – Krysia – złapała 3 km przed metą kapcia. Straciła tym samym szansę na pokonanie gościa specjalnego finału – Gunn-Rithy Dahle Flesja. Michał też miał pecha. 12 km przed metą rozciął oponę, resztę trasy przejechał w tempie emeryckim, bojąc się przedziurawienia zapasowej dętki.

Epilog: jak spisał się Trek Superfly 8?

Superfly dosłownie leciał po trasie – zarówno po asfalcie, jak i na trudnych podjazdach, czy tym bardziej zjazdach. Mimo, że byłam sceptycznie nastawiona do pozycji, jaką trzeba przyjąć przy jego mega szerokiej kierownicy, okazała się ona później bardzo komfortowa. Nie odczuwałam bólu kręgosłupa jaki często zdarza mi się w przypadku mojego roweru. Stabilniejsze trzymanie przydało mi się także w chwili, gdy na pierwszych kilometrach po starcie, przy znacznej prędkości jeden z zawodników za bardzo zbliżył się do mnie i lekko mnie zaczepił swoją kierownicą. Podejrzewam, że gdybym jechała na swoim Kellysie, mogłoby się to skończyć groźną wywrotką. Miałam również podobne odczucia wobec wagi roweru jak Konrad testujący Superfly’a 5. Mimo, iż mój sprzęt również nie należał do najlżejszych, w trakcie jazdy nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z tym związanego. Nie wiem jaką sztuczkę z geometrią zastosowali konstruktorzy Treka, ale miałam wrażenie, że jadę na rowerze dobre 2 kilogramy lżejszym niż w rzeczywistości. Ogólnie rower spisał się świetnie – do tego stopnia, że wystartowałam na nim tydzień później na Poland Bike w Wawrze zajmując 2. miejsce w K2 na dystansie MAX  i po kolejnym tygodniu wciąż nie mogę się z nim rozstać… 🙂

WYNIKI edycji w Płocku:

DYSTANS MEGA -54 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:40:54

Błażewski Bartosz – open 88/340 MM4 22/107 czas 01:58:23

Galeński Wojeciech – open 92/340 MM3 34/118 czas 01:58:41

Mazurek Piotr – open 97/340 MM2 17/40 czas 01:59:02

Wołoszczuk Wojciech – open 138/340 MM3 53/118 czas 02:04:17

Żyżyńska Krysia – open 18/… MK3 3/29 czas 02:11:59

Żurek Michał – open 246/340 MM3 86/118 czas 02:18:33

 DYSTANS FIT -32 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:18:35

Maja Busma – open 1/66 FK2 1/12 czas 01:18:35

Wrona Monika – open 3/66 FK2 3/12 czas 01:21:07

Galeńska Anna – open 65/66 FK6 3/3 czas 02:32:07

KLASYFIKACJA GENERALNA

Zawodnicy drużyny MYBIKE.PL często pojawiali się na podium klasyfikacji generalnej. KrysiaRekordzistką była Krysia Żyżyńska, która zajęła 2. miejsce w klasyfikacji generalnej K3 na dystansie MEGA oraz 1. Miejsce w Superklasyfikacji kobiet (dla przypomnienia, w tym roku wygrała również klasyfikację generalną kobiet na dystansie GIGA – brawo!).Dekorowana była także nieobecna w Płocku Ela Kaca, która zajęła 10 miejsce w K3 dystansu MEGA. Oblegane przez MYBIKE.PL było też podium dystansu FIT kategorii K2 – 1. miejsce zajęła Maja Busma, a drugie ja. Płock301Na podium dystansu FIT dzielnie reprezentowała nas też Ania Galeńska zajmując 2. miejsce w klasyfikacji generalnej kategorii K6.

Drużynowo zajęliśmy 11. miejsce. W tym roku niewiele zabrakowało nam do dekorowanej pozycji, dwie przedziurawione w Płocku dętki odebrały nam szanse na stanięcie drużynowo na podium. Może w przyszłym roku będziemy mieli więcej szczęścia.

Poniżej szczegółowe wyniki klasyfikacji generalnej cyklu Mazovia MTB Marathon 2013.

DYSTANS MEGA

Żyżyńska Krysia – 2/64 K3

Kaca Ela – 10/64 K3

Miśkiewicz Kamil – 53/87 M1 (1 start)

Mazurek Piotr – 18/241 M2

Sanaluta Marek – 19/241 M2

Żurek Michał – 29/637 M3

Wołoszczuk Wojciech – 36/637 M3

Galeński Wojciech – 58/637 M3 (7 startów)

Czapski Andrzej – 141/637 M3 (4 starty)

Błażewski Bartosz – 63/386 M4 (7 startów)

Szlązak Piotr – 108/386 M4 (5 startów)

Kuchniewski Tomasz – 209/386 M4 (2 starty)

Wielecki Michał – 62/94 M5 (1 start)

 DYSTANS FIT

Busma Maja – 1/87 K2

Wrona Monika – 2/87 K2

Galeńska Anna – 2/6 K6

Kuchniewska Beata – 18/75 K4 (5 startów)

FINAŁ MTBCROSS Maraton Kielce 06.10.2013

Sezon 2013 ze względów zdrowotnych jest stracony – startuje dla czystego FANU. A FAN daje mi w tym roku MTBCROSS Maraton. Więc po Sobkowie z niecierpliwością czekałem na finał cyklu w Kielcach. Niestety w tygodniu obaj synowie byli chorzy i czym bliżej startu tym i moje zdrowie było coraz to gorsze.
PA050005

Wyjazd skoro świt, zbieram Pajacyka i tu okazuje się że przy słowie „cześć” nie mam zupełnie głosu, lekka konsternacja i szybkie kalkulacja czy nie wrócić do domu czyli odpuścić coś, na co czekałem miesiąc??? Dobra jedziemy. 7 rano w samochodzie -termometr wskazuje 0 stopni… polska złota jesień….

Do Kielc dojeżdżamy bez problemów, na miejscu robi się trochę cieplej czyli jakieś 6 stopni. Na szczęście świeci słonko więc jest szansa, że z każdą minutą będzie coraz cieplej. Na parkingu spotykamy Majkę, Jolę i Konrada, który coś wspomina, że nie zabrał plecaka, dętki i pompki, a startuje na semislikach i na testowym Treku. Samo miejsce do startu wymarzone – hala, ciepło, mnóstwo toalet i już działający bufet. Start jak zwykle honorowy- bardzo mi się to nie podoba bo jest dożo bardziej  niebezpieczniej niż przy starcie ostrym -gdzie stawka od razu się rozciąga. Start. Ciągła szarpanina i hamowanie a czym dalej od samochodu tym gorzej. Maja, Jola, Marek, Pajac zostają trochę z tyłu a ja cały asfalt jadę z Konradem ;już w tym momencie wiem, że start w dniu dzisiejszym był błędem: cieknie z nosa, kaszlę i zaczynają mnie kłuć zatoki. Plan w głowie pozostaje jeden- nie zajechać się na maxa bo skończę w łóżku – więc zakładam spokojniejszą jazdę na słabszym tętnie niż zazwyczaj – hmm tylko jak utrzymać małe tętno na podjazdach. Gdzieś na szutrach Konrad zostaje z tyłu. Pierwsze km są płaskie, musimy dotrzeć do gór poza miastem. Samopoczucie coraz gorsze a na pierwszej górce umieram. Na zjeździe źle wybieram drogę i ląduję w piachu hamując. Obok mnie przelatuje z pięciu zawodników z Konradem na czele. Jadę na końcu grupy -chyba 10osobowej, którą prowadzi Konrad. Myślę, że mimo wszystko nie jest źle skoro się utrzymuje. Nagle mamy niespodziewaną atrakcje czyli jazdę po kamieniach z nasypów kolejowych, które tworzą metrowe pagórki i przez 3-5 minut nic innego nie robimy tylko śmigamy góra dół po luźnych kamieniach. Tu Konrad odjeżdża a ja zostaje na końcu ekipy bo niektórzy nie radzą sobie z ta atrakcją. Na szczęście koniec kamieni, wjeżdżamy w las i tu zaczyna się esencja wyścigu. Podjazd, zjazd, podejście i następny zjazd a na dole widzę Konrada- stoi z przebitym tylnym kołem więc szybciutko staję, zamieniamy ze dwa zdanie, daję mu swoją zapasową ultralekką dętkę i prowizoryczną pompkę. Zostawiam go i gonię za ekipą. Jesteśmy pewnie w połowie trasy i gnamy sobie jakimś szczytem pasma górskiego. Znów jestem zauroczony- patrzę w prawo i w lewo- super widoki, właśnie po to warto się wybrać w świętokrzyskie. Na którymś zjeździe błagam w myślach aby zjazd się zaraz skończył ponieważ nie mogę już utrzymać kierownicy- tu wychodzi brak jeżdżenia w tym roku w terenie. Meta to znów okolice Kielc- na górkach widać fantastyczną panoramę miasta. Znów przez głowę przelatuje myśl, czemu w Warszawie nie mamy chociaż jednego takiego wzniesienia. Ostatnie 10km bez większych atrakcji poza tym, że ciągle pod górkę więc udaje mi się dogonić jeszcze kilku zawodników a ostatnie 5 km pokonuje z jakąś dziewczyną, która odpada na ostatnim km.

1381442_700212993341532_1538532183_n

Dojeżdżam do mety , jestem cały mokry więc szybko do samochodu przebrać się w suche, ciepłe ciuchy. Jest godzina 13,30 i 13 stopni ciepła- przynajmniej pogoda nas oszczędziła. Prycham, kaszlę i ledwo co mówię ale mimo wszystko jestem zadowolony z tego, że przyjechałem do Kielc. Na tę chwilę plan jest taki aby za rok MTBCROSS Maraton był moim głównym cyklem. Zamierzam olać nudne mazowieckie imprezy lub startować w nich czysto treningowo. Postawić na jakość a nie na ilość. Zobaczymy co nam życie pokaże bo plany i w tym roku były ambitne a skończyło się szpitalem i praktycznie 4 miesięczną przerwą od startów.

1383428_700161550013343_492623103_n

Wyniki Kielce 2013:
MASTER:
czas zwycięzcy ( 03:03:08) 89 starujących
04:06:36 Wojtek G. 22m-M3, 53m-OPEN
04:19:29 Krysia 1m-K2, 1(65)m-OPEN
04:59:12 Tomek K. 12m-M4, 82m-OPEN

FAN
czas zwycięzcy ( 02:05:05) 243 startujących
02:36:26 Rafał 17m-M3, 53m-OPEN
02:43:56 Maja 2m-K2, 2(82)m-OPEN
02:46:12 Marek 35m-M2, 92m-OPEN
03:01:01 Paweł I. 48m-M3, 147m-OPEN
DNF Konrad

Family
czas zwycięzcy ( 01:06:33) 96 startujących
01:34:26 Beata 4m-K4, 16(76)m-OPEN

RAFAŁ

1381606_700299013332930_1288126798_n