Rozpoczęcie sezonu 2015

Po zimowej przerwie cyklu Poland Bike Marathon, można było spodziewać się że pierwsza impreza oczekiwana przez  fanów dwóch kółek będzie wyjątkowym eventem.   Zacząłem zbierać informację poprzez forum PB, już w lutym gdzie zaglądałem w poszukiwaniu szczegółów dotyczących sezonu 2015 oraz imprezy otwarcia.  Obserowanany na początku marca “mały ruch” na forum sugerował zupełną odwrotność tego  co wydarzyło się 29 marca na stadionie OKS Start Otwock.

Na miejscu startu pojawiłem się odpowiednio wcześniej żeby zabezpieczyć dogodne miejsce parkingu oraz załatwienie wszystkich formalności w tym odebrania numeru startowego. Już na samym początku spotkałem zawodników którzy przyjechali  z dalszych części naszego pięknego kraju a dokładniej z Suwałk. Pomyślałem, że impreza PBM musi mieć coś wyjątkowego skoro ludzie z Suwalszczyzny posiadającej magiczne zakątki idalne do wyprawy MTB przyjażdżają na  Mazowsze żeby się ścigać. Z upływem czasu pojawiało się coraz więcej samochodów  z rejestracjami z różnych zakątków Polski oraz mnóstwo wspaniałych wypucowanych maszyn MTB. Zaplanowano start na godzinę 12:30 wydawał się porą idealną patrząc na prognozę pogody z dnia poprzedzającego która wyświetlała +14 stopni i słoneczną pogodę. Jak się później okazało zarówno  pogoda jak i  organizatorzy spłatali figla. Silne powiewy zimnego wiatru zaskoczyły wielu uczestników i wymusiły dozbrojenie się w ubrania. Mój przygotowany set okazał się niewystarczający i zmusił mnie to ubrania zapasowej bluzy założonej na  wyjątkowy set mybike.pl – wyciągnąłem z tego lekcję na przyszłość. Planowana godzina startu nie mała szans się sprawdzić, jeszcze przed godziną dwunastą kolejka do biura była długa na prawie 100 metrów. Zapewne ku uciesze organizatora i dezaprobacie większości startujących, pierwszego sektor ruszył o 13:00.

Trasa okazała się wyjątkowo sucha jak na te porę roku i poza kilkoma kałużami obok torfowisk nie było to typowo wiosenne oblicze lasu jak chociażby PB w Rembertów 2014. Trasa maratonu przebiegała niemal identycznie jak w zeszłym roku prowadząc szlakami i duktami  leśnymi Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Teren i mocno pofałdowany i pagórkowaty prowadzący częściowo przez wilkie wydmy.

Najlepsze wyniki na mini zeszły pniżej jednej godziny tj. Pepla Daniel  z czasem 0:59:07. Na dystansie max najlepszy okazałą się Jasiński Arkadiusz z czasem 2:16:33.

Team mybike.pl pokazał się w składzie piętnastu osób. Najlepszym wynik w teamie zanotował Paweł Partyk (2:23:49 Max) a wśród koleżanek Kaca Elżbieta (3:18:26 Max). Team zajął dziewiąte miejsce.  Dało się słyszeć opinię startujących o braku formy z racji początku sezonu i chyba jest w tym dużo racji ponieważ wielu maxowiczów na pierwszy start wybrało krótszą trasę.  Swój start  (numer 961) uznaję za udany , przede wszystkim z racji tego że bawiłem się dobrze i nie miałem żadnych przygód po drodze.

Reasumując, mój pierwszy start w barwach mybike.pl w akompaniamencie rekordowej liczby  1200 uczestników, dobrej atmosfery i niezłej pogoda sprawia, że rozpoczęcie sezonu w Otwocku zaliczam jako udany start.

Karol Sawicki

Rowerowy odpoczynek na Fuertaventurze

Sezon, sezon i po sezonie… taaa. Wylądowałem na Wyspach Kanaryjskich, mianowicie Fuerteventurze. Nie obyłoby się bez zabrania ze sobą roweru, taka okazja często się nie zdarza. Pogoda jak na tę porę roku idealna do jazdy, 20 parę stopni w dzień i ok. 15 w nocy. Moim miejscem wypadowym jest miejscowość Corrallejo.

KubaOklaFuerta14

Pierwszy dzień to raczej kręcenie się po okolicy i zobaczenie z czym ma się do czynienia. W sumie to jest miło, trochę wieje, trochę trzęsie tyłek przez drogę wyjeżdżoną przez surferów i innych miłośników sportów wodnych, ale nie ma co narzekać, bo jeżeli tylko jest tak ciepło to biorę w ciemno.

KubaOklaFuerta4

Na następny dzień postanawiam zaatakować góry… w końcu na mapce widnieje postać samego „Rekina z Mesyny” promującego wyspę jako idealne miejsce do treningów.

KubaOklaFuerta18
Mój cel to mała wioska pośrodku wyspy Ajuy. Kieruję się w kierunku na La Olive, teren robi się trochę pagórkowaty. Ogólnie klimat wyspy wulkanicznej jest taki, że nie do końca jest miejsce, które przyciąga wzrok ze względu na brak bujnej roślinności, gdzieniegdzie palma, krzaczki, trawa. Przejeżdżam przez miejscowość, w której niewiele się dzieje. Droga jest dość ruchliwa, ale kierowcy omijają mnie z dużym zapasem. W końcu większość z nich jest na wakacjach i nigdzie się nie spieszy. Do 30 km jechałem w dolinie między dwoma górami wulkanicznymi, po tym zaczyna robić się zdecydowanie ciekawiej.

KubaOklaFuerta10

Droga powoli zaczyna się wznosić, wreszcie. Podjazd od tej ma jakieś 6km ze średnim nachyleniem ok 6%, max było 12%. Nic mnie nie goni, nie muszę się zaginać – to nie wyścig, więc oglądam przyjemne widoki. Szybki zjazd do dawnej stolicy wyspy Betancuria, nad którą góruje szczyt z taką sama nazwą. W dolinie roślinność króluje nad pustynnym klimatem. Wspinam się jeszcze przez chwilę i zjazd, który powoduje u mnie ciarki, betonowe bloki, które stoją po to, aby ochronić przed przepaścią. Zjazd jest niebezpieczny, ale niesamowity, kilka patelni (zakrętów) powoduje wytracenie prędkości.

KubaOklaFuerta22

Przejeżdżam przez bardzo urokliwą wioskę Pajare i udaje się do Ajuy. Droga wiedzie w dół w kierunku oceanu, z którego wiejący wiatr daje się we znaki. W dawnej wiosce rybackiej są tłumy turystów zwiedzających klify. Nic mnie tu nie zatrzymuje i postanawiam wrócić. Początkowo miałem objechać góry, ale szybko modyfikuję ten plan. Jadę tam ponownie, nie mogę sobie odmówić tych widoków i kilku zakrętów zapierających dech.

KubaOklaFuerta20

Wlokę się już niemiłosiernie, to znak na odpoczynek, który robię w Betancurii. Kawa pozwala na pokonanie ostatniego podjazdu. W kierunku północnym, wszystko rozłożone jest na raty i nie ma takiego ciągłego podjazdu, wszystkiego po trochu. Moja podróż kończy się w Casillias del Angel. W sumie nie było tak źle – 114 km i 2000 m przewyższenia. W trakcie zjazdu dostrzegam, że jednak nie wjechałem na najwyżej położony punkt.

 

Dwa dni później ponawiam podróż w takim samym początkowym kierunku, ale w pewnym momencie odbijam z La Oliva w kierunku stolicy wyspy i zjeżdżam na mniej uczęszczaną drogę. Warto zjeżdżać z głównych dróg.

KubaOklaFuerta15

Niestety tego dnia pogoda jest najgorsza z całego wyjazdu, a pomimo rękawków i kamizelki chłód i bardzo mocny wiatr powoli dają się we znaki. Niestety muszę skrócić swoją „wycieczkę” i zjeżdżam do głównej drogi prowadzącej do Puerto del Rosario. Wiatr wiał tak mocno, że Garmin pokazywał na zjeździe, że podjeżdżam. Trudno nic straconego. Trochę ponad 70 km zrobione.

KubaOklaFuerta5

Wypogodziło się, ale wieje mimo wszystko dość mocno, wyruszam na Puerto del Rosario główną drogą poprowadzoną przy oceanie. Na samym początku zostaje konkretnie potraktowany piaskiem z wydm parku naturalnego Corrallejo. Po niecałych 7 km moje nogi i napęd zaczynają skrzypieć od wszędobylskiego piasku. Niestety nie dałem rady ogarnąć fajnych fot, bo walczyłem z kierownicą i nie w myśli mi to było. Dojechałem do obwodnicy stolicy i udaję się w kierunku Antigua, znowu zaczynam podjazd, ale tym razem moim celem nie jest Berancuria czy Ajuy, chce zobaczyć najwyższy punkt widokowy, mieszczące się tam muzeum geologiczne.

KubaOklaFuerta6

 

Droga na sam szczyt jest momentami bardzo stroma i 16% powoduje u mnie wężykowanie. Na szczycie widok jest niesamowity, widać ocean z dwóch stron wyspy. Szybki zjazd i powrót. Upatrzyłem sobie jeszcze Coffebreak w trakcie drogi powrotnej w wiosce Villaverde z widokiem na Lanzarote, ale dopadła mnie sjesta i zamknięte drzwi, co w sumie nie zdarzyło mi się w ciągu całego tygodnia. Ostatecznie docieram do Crorralejo gdzie ląduje w cukierni 😀

KubaOklaFuerta21

Co do bardziej praktycznych rzeczy. Warto założyć grubsze oponki typu 700x25c. Na wyspie można wypożyczyć szosówkę albo mtb, ale z dostępnością tych pierwszych bywa różnie. Główne trasy mają czasami obok ścieżkę rowerową, ale nią nie jeździłem. Lepiej wziąć trochę ciepłych rzeczy zwłaszcza w takim okresie zimowym. Siła wiatru na wyspie najmniejsza jest w okresie listopad-styczeń. Z Corralejo codziennie jest prom na Lanzarote, gdzie również można pośmigać rowerem. Przeprawa trwa ok. 40 min.

KubaOklaFuerta1

KubaOklaFuerta2

 

KubaOklaFuerta8

KubaOklaFuerta9

 

KubaOklaFuerta11

 

KubaOklaFuerta16

KubaOklaFuerta17

Autor tekstu i zdjęć : Jakub Okła

Zaszufladkowano do kategorii Inne

Tour de Warsaw TDW300

 

Amatorski Tour de Warsaw oczami kolarza z grupy 7

18 października, 6 rano, 300 km, 15 godzin, 10 grup, 62 osoby

 

tdw1Fot. Artur Majewski

Październikowa sobota. Godzina piąta rano. Sklep rowerowy Mybike. Cisza, spokój, ulice puste, jeden kolarz na miejscu. Chwila skupienia, czas na ostateczne przemyślenie trasy, zweryfikowanie swoich możliwości. W kieszeniach pełno – batony, dwie dętki, łyżki, pompka, telefon, pieniądze w foliowej torebce.

Niepostrzeżenie mija godzina. W miejscu startu pod sklepem Mybike już ponad 70 osób. Nie wszyscy jadą. Jedni tworzą biuro zawodów, inni przyjechali zrobić zdjęcia. Rejestracja trwa. To pierwsza tak duża impreza organizowana przez Michała – Cyklistę w Warszawie. Zaczerpnął wzory z najlepszych, sprawdzonych źródeł. Efekt? Profesjonalne numery startowe, rejestracja zawodników, jazda w kilkuosobowych grupach, wyposażenie w rejestratory GPS mające na celu lokalizowanie poszczególnych grup na trasie.

Nadchodzi godzina 6. Sześćdziesiąt dwie osoby gotowe do startu. Zespoły ruszają kolejno w odstępach czasowych. Jedni jadą na wschód, inni na zachód, po to aby pokonać taki sam dystans w pętli dookoła Warszawy.

Trasa wyznaczona przez Cyklistę początkowo palcem na mapie, z czasem sprawdzona i przejechana była bardzo trudna do zapamiętania. Zespoły nie posiadające nawigacji rowerowej zmuszone zostały do dodatkowej walki, nie tylko z dystansem, ale i z przebiegiem samej trasy. Niekiedy trudne i niespodziewane zakręty potrafiły spłatać figla nawet tym dobrze zorientowanym i zaopatrzonym zawodnikom.

Pierwszy postój zaplanowany na setnym kilometrze trwał najdłużej. Wypita cola, zjedzony baton. W sumie piętnaście minut na rozprostowanie kości sprawiło, że dalsza jazda przychodziła coraz łatwiej. Następne trzy postoje były spontaniczne i zależały już tylko od ilości wody w bidonach.

Fot. Andrzej Wierustdw2

W połowie trasy zaczęło się mijanie z grupami jadącymi w przeciwnym kierunku. Pierwsza, grupa Pana Tadzia z Olsh. To oni byli największą konkurencją dla mnie, dla mojego zespołu numer 7. Prowadziliśmy z nimi największą, ale i nieoficjalną, niepisaną walkę o pierwsze miejsce. Na metę przyjechali zaledwie kilkanaście minut przed nami – wygrali w tym niespełna jedenastogodzinnym wyścigu. Kolejne mijane grupy, to same znajome twarze. Dzięki nim przypominałem sobie, że są jeszcze inni, którzy jak ja zmagają się z tym dystansem. Szybkie podniesienie ręki w trakcie jazdy, skinienie głową. Takie pozdrowienie dawało więcej siły do jazdy niż niejeden baton czy napój energetyczny.

Cyklista wprowadził także elementy mniej praktyczne. Zatrzymywanie peletonu przy znakach drogowych w celu zrobienia zdjęcia, podczas gdy walczysz z samym sobą na 250. kilometrze wydawało się wtedy jednym z najgorszych pomysłów. Jednak teraz, siedząc przed komputerem, kilka dni po, gdy emocje zaczęły opadać, bezcenne jest zobaczenie tego, jak pozostali radzili sobie na drodze. Warto wspomnieć także o oznaczeniu samej trasy. Kilka mało widocznych, wymalowanych znaków na asfalcie, które można było zauważyć jedynie w większych miejscowościach, gdzie droga wydawała się być prosta i dobrze znana stanowiły słaby punkt. Wszystko to rekompensuje fakt, że udział w imprezie był całkowicie darmowy, wolny od opłaty wpisowej.

Jednak największe znaczenie miały szczegóły. Wafelek w biurze zawodów, gorąca herbata, krzesełko w ciepłym pomieszczeniu sklepu Mybike, swobodny dostęp do toalety, konieczność intensywnej rozgrzewki po każdym postoju, aż w końcu niesamowity klimat panujący po wyścigu w klubokawiarni Resort i możliwość cieszenia się z innymi własnym sukcesem, podczas gdy w powietrzu unosił się wątpliwy zapach zmęczonych kolarzy, aromat piwa i poczucie wygranej.

tdw3

Fot. Ewelina Fordubińska

 

Pokonanie dystansu trzystu kilometrów nie wymaga ode mnie i według mnie długich przygotowań. Wystarczy rower, spodenki z dobrą pieluchą i stosunkowo regularne jeżdżenie, resztę zrobi głowa i odpowiednie myślenie. Mimo drobnych niedociągnięć, które przecież zdarzają się zawsze, oraz niskiego budżetu przeznaczonego na organizację z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Tour de Warsaw zasługuje na miano najlepszej, amatorskiej imprezy organizowanej na Mazowszu.

 

Poland Bike XC na Kopie Cwila

Z wielkim entuzjazmem przyjęłam informację, że Grzegorz Wajs organizuje zawody XC i to w samej Warszawie. Od jakiegoś czasu chciałam sprawdzić się w zawodach w tej formule. Po cichu liczyłam, że znajdzie się tam kilka trudniejszych technicznie elementów. Monika_podjazd

Dzień przed zawodami postanowiłam przejechać trasę na podstawie mapki umieszczonej na stronie organizatora. Trochę rozczarowałam się, ponieważ według niej jedynym trudnym momentem był przejazd przez strumyk i podjechanie niewielkiego nasypu. Nie zniechęciło mnie to jednak do startu.

wojtek_w!

Wiedziałam, że największą trudnością będzie tu wysokie tempo i być może tłok na trasie. Na wszelki wypadek dopompowałam koła, żeby nie uszkodzić obręczy na którymś z krawężników lub w trakcie przejazdu przez kanałek. Jak się później okazało, był to bardzo dobry krok. Wiele osób nie ukończyło wyścigu z powodu pzebitej dętki.

Bartek_Wojtek!

Bojąc się tłoku na pierwszym podjeździe, doszłam do wniosku, że ważne będzie wypracowanie jak najwyższej pozycji na samym początku, tak aby uniknąć zablokowania przez wolniejszych kolegów na trudnych odcinkach. Ustawiłam się mniej więcej w 1/3 sektora i przycisnęłam na początku tak mocno, jak tylko byłam w stanie. Pozwoliło mi to na wypracowanie po pierwszym okrążeniu 41-sekundowej przewagi nad Krysią, która jechała na drugiej pozycji.

Krysia_zjazd

Kolejne okrążenie pojechałam już spokojniej, ale wciąż mając ponad 30-sekundową przewagę. Na trzecim okrążeniu Krysia niestety złapała snake’a, o czym dowiedziałam się jadąc 5. okrążenie. Wiedziałam już, że jadę niezagrożona na pierwsze miejsce. Chociaż przed startem bałam się, że zmęczony błotnistym sezonem napęd może w każdej chwili zawieść, szczęśliwie dowiozłam do mety zwycięstwo wśród kobiet. Szkoda, że Krysia nie miała tyle szczęścia, bo na ostatnich rundach mogłaby nawiązać się między nami mocna rywalizacja. 🙂

Podsumowując, formuła amatorskiego wyścigu XC bardzo mi sie podobała. Mimo, iż trasa była krótka i praktycznie nie miała technicznych utrudnień, można było się na niej porządnie zmęczyć. Ściganie się na rundach było ciekawym doświadczeniem.

Poniżej wyniki dziewczyn:

xc_wyniki_k

i naszych chłopaków:

xc_wyniki_m

 

UpHill DownHill II edycja

W tym roku pogoda dopisała, więc się zapowiadało, że padną rekordy i zostaną przełamane bariery prędkości maksymalnych. Stan asfaltu się nie zmienił i mamy nadzieje, że to się w przyszłości również nie zmieni. Tak jak i w zeszłym roku zawody również przybrały charakter miedzy narodowy gdyż na konkurencje uphill zapisał się pan Abbas z Iranu. Co prawda tego nie planował, ale spodobała mu się formuła ścigania pod górę.

cypriantata

 

 

Dziewczyny z Mybike zorganizowały kategorie kobiet. Choć Ula Lubońska była nie do pokonania i ogólnie była trochę zdezorientowana formuła zawodów, to dziękujemy jej za cierpliwość i wyrozumiałość. Brak szosy nie stanowił problemu, gdyż można było ją za darmo wypożyczyć na czas podejmowanych prób. Tak zresztą drugi raz z rzędu zrobił zwycięzca męskich konkurencji Tomek Szala.

testowki

cerbel wojtek

Do dyspozycji było 12 rowerów Treka z nowej kolekcji 2015. Rowery te dostępne są do testów cały rok w sklepie w Al.Niepodległości 119. Pewną ciekawostką był też rower Treka SpeedConcept 2.0 Najszybszy rower w kolekcji Treka, ale ze względu na duża odpowiedzialność i braku hamulców w pozycji aero tylko jedna osoba zdecydowała się spróbować swoich sił. W czasie zawodów można było też sprawdzić jak działa nowy kask Aero w kolekcji POC Cerbel. Kask ten został wyróżniony na ostatnich targach Eurobike. Wszyscy testerzy byli zachwyceni jego wagą, dopasowaniem i walorami aerodynamicznymi.W czasie zawodów można było przymierzyć też pozostałe modele kasków i sprawdzić w którym kolorze modelu Octal wygląda się najlepiej.

pockaski

 

W czasie imprezy do walki zagrzewała nas muzyka od Redbull oraz znany spiker imprez rowerowych Mateusz „RUDY”. W konkurencji DownHill, która rozgrywana była jako pierwsza, na początku jedynie Tomek Szala przekroczył magiczne 70km/h. Pozostałe osoby raczej się rozkręcały i zazwyczaj to w 3 próbie padała najlepsza prędkość maksymalna. Wszystkie pomiary odbywały się za pomocą Garmina 500.

WP_20140906_001

 

W tym roku tylko 4 osoby przekroczyły magiczne 70km/h, ale i tak najszybszy był:
1. Tomek Szala 72.1km/h
2. Jakub Okła 71.4 km/h
3. Piotr Szlazak 71.1 km/h
4. Jakub Wójcik
Wśród dziewczyn lepsza okazała się Krysia Ż. przed Ula Luboińska. Jestem pewien że za rok dziewczyny poprawia czasy bo nie czuły się zbyt oswojone z tak dużymi prędkościami.

krysia

JakubOkla

W konkurencji UpHill w tym roku odbyło się losowanie i eliminacje. A zwody miały przebieg pucharowy. Czyli uczestnicy zostali podzieleni na 4 grupy z każdej grupy awansowały dwie osoby. I tak aż została wyłoniona grupa finałowa. W której znaleźli się Tomek Szala, Jakub Okła, Paweł Partyka i Jakub Wójcik. Zawodnicy mieli różne taktyki na wygraną ale chyba jedyną słuszną był ogień od początku. Były próby jazdy na kole. Próby sprintów lub po prostu odjechania konkurencji tak aby już nie próbowała nas dojść. W finale do ostanich metrów nie było wiadomo kto będzie pierwszy na mecie, ale Tomek okazał się mocniejszy od Jakuba Okły.

jakub2 ula nabiera predkosci eliminacje
Wśród dziewczyn odbyły się eliminacje a później finał. Dziewczyn była trójka, bo doszła jeszcze Ela  Kaca, która opuściła jazdę na prędkość. Eliminacje tak naprawdę były tylko rozgrzewka bo Ula która je wygrała zgodziła się aby finał decydował o wszystkim. Tak też się stało. Tylko wynik się nie zmienił.
1. Ula Luboińska
2. Krysia żyrzyńska-Galeńska
3. Ela Kaca

ela krysia elawalczy do konca

Za rok również spotkamy się na Agrykoli w pierwszą sobotę września. Organizator  zapewniał że nie będzie wpisowego i będą dużo cenniejsze nagrody. Więc jeśli Cię w tym roku nie było, to za rok nie możesz opuścić tej nie typowej imprezy.

zamyslony mimi

 

autor: Piotr Szlązak