Finał Merida Mazovia MTB Marathon 2013 – Płock 06.10.2013

Przygotowania

Chciałabym napisać, że solidnie przygotowywałam się do startu w finałowej edycji Mazovii, ale to mocno rozminęłabym się z prawdą. Jeśli ufać temu, co twierdzi Endomondo (roboczo nazwijmy go moim dziennikiem treningowym), to – nie licząc testów Treka orgaznizowanych przez MYBIKE.PL i lansu na Fat Bike w Berlinie – nie trenowałam dobre 4 tygodnie. Tydzień przed startem dałam się za to namówić na trening Cross Fit, ale ten raczej spowodował potworne zakwasy i ból czworogłowego, niż w pomógł w podniesieniu formy. Aha, trenowałam też umiejętność utrzymywania równowagi na rowerze w warunkach podwyższonego stężenia płynów wyskokowych we krwi, ale ta zdolność nie przydała mi się na maratonie… no, może dopiero w trakcie dekoracji.

trek-superfly-8-2014xlPróbując ratować sytuację wypożyczyłam ze sklepu MYBIKE.PL rower testowy – Trek Superfly 8 z kolekcji na nadchodzący rok 2014 we wściekle czerwonym kolorze. Wiadomo, że jak czerwony to musi być szybki. No i te 29 cali… Świetnie spisywał się już na testach organizowanych przez sklep we wrześniu. Chciałam go teraz sprawdzić w warunkach bojowych.

Chwila przed startem

Ostatnia edycja Mazovii odbywała się w Płocku. Startowaliśmy z Orlen Areny. Wyjątkowo tym razem udało nam się dojechać na miejsce chwilę wcześniej, tak więc mieliśmy czas na rozgrzewkę. Nie wierzyłam, że dam radę zrobić dobry czas (patrz: Przygotowania), toteż rozgrzewałam się bardzo ostrożnie (czytaj: bez większego zaangażowania). Przyjechałam tu tylko po pucharek i nagrodę za 2. miejsce w generalce. Ale na owej rozgrzewce, pedałując od niechcenia zauważyłam, że Michał dziwnie zostawał w tyle. Pomyślałam, że na niego „trening” z ostatnich tygodni też nie wpłynął najlepiej, później okazało się jednak, że to nie była wina braku treningu, a sprzętu na którym jechałam.

Start

Wykorzystując swój niewątpliwy urok osobisty ustawiłam się na początku 4. sektora przepraszając stojących tam już od dłuższego czasu zawodników. Panowie nie protestowali. Przynajmniej nie na głos. Ruszyliśmy. O dziwo bez problemu utrzymywałam się po starcie w czołówce sektora, przez moment zastanawiałam się nawet nad dogonieniem wcześniejszego sektora. Po wychyleniu się zza pleców jadącego przede mną kolegi doszłam do wniosku, że to idiotyczny pomysł. Przy moim braku przygotowania nawet superszybki wściekle czerwony Superfly nie byłby w stanie pomóc mi w tym pościgu.

plock-127

Chciałabym napisać coś o wymagających heroicznego wysiłku podjazdach, przeprawach przez rwące potoki, ekstremalnych zjazdach po mokrych kamieniach wielkości telewizora, ale nie napiszę. Płock nie różnił się specjalnie od pozostałych edycji Mazovii w pobliżu Warszawy. Płasko, szybko i ciasno, koło przy kole… asfalt, szuter, autostrada. Pamiętam tylko jeden ciekawy, ale niestety krótki odcinek bardzo krętego singla. 500 metrów przed metą był też niespodziewany morderczy podjazd. To co w nim najlepsze było ukryte za zakrętem – pod koniec nachylenie mocno szło w górę. Pod sam koniec wyścigu była to dla większości jadących bolesna niespodzianka.

To już koniec?

DSC07050Po dojechaniu na metę odebrałam koszulkę finisher’a i czekałam na team-owców jadących dystans MEGA. Niestety nasz czarny koń wśród kobiet – Krysia – złapała 3 km przed metą kapcia. Straciła tym samym szansę na pokonanie gościa specjalnego finału – Gunn-Rithy Dahle Flesja. Michał też miał pecha. 12 km przed metą rozciął oponę, resztę trasy przejechał w tempie emeryckim, bojąc się przedziurawienia zapasowej dętki.

Epilog: jak spisał się Trek Superfly 8?

Superfly dosłownie leciał po trasie – zarówno po asfalcie, jak i na trudnych podjazdach, czy tym bardziej zjazdach. Mimo, że byłam sceptycznie nastawiona do pozycji, jaką trzeba przyjąć przy jego mega szerokiej kierownicy, okazała się ona później bardzo komfortowa. Nie odczuwałam bólu kręgosłupa jaki często zdarza mi się w przypadku mojego roweru. Stabilniejsze trzymanie przydało mi się także w chwili, gdy na pierwszych kilometrach po starcie, przy znacznej prędkości jeden z zawodników za bardzo zbliżył się do mnie i lekko mnie zaczepił swoją kierownicą. Podejrzewam, że gdybym jechała na swoim Kellysie, mogłoby się to skończyć groźną wywrotką. Miałam również podobne odczucia wobec wagi roweru jak Konrad testujący Superfly’a 5. Mimo, iż mój sprzęt również nie należał do najlżejszych, w trakcie jazdy nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z tym związanego. Nie wiem jaką sztuczkę z geometrią zastosowali konstruktorzy Treka, ale miałam wrażenie, że jadę na rowerze dobre 2 kilogramy lżejszym niż w rzeczywistości. Ogólnie rower spisał się świetnie – do tego stopnia, że wystartowałam na nim tydzień później na Poland Bike w Wawrze zajmując 2. miejsce w K2 na dystansie MAX  i po kolejnym tygodniu wciąż nie mogę się z nim rozstać… 🙂

WYNIKI edycji w Płocku:

DYSTANS MEGA -54 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:40:54

Błażewski Bartosz – open 88/340 MM4 22/107 czas 01:58:23

Galeński Wojeciech – open 92/340 MM3 34/118 czas 01:58:41

Mazurek Piotr – open 97/340 MM2 17/40 czas 01:59:02

Wołoszczuk Wojciech – open 138/340 MM3 53/118 czas 02:04:17

Żyżyńska Krysia – open 18/… MK3 3/29 czas 02:11:59

Żurek Michał – open 246/340 MM3 86/118 czas 02:18:33

 DYSTANS FIT -32 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:18:35

Maja Busma – open 1/66 FK2 1/12 czas 01:18:35

Wrona Monika – open 3/66 FK2 3/12 czas 01:21:07

Galeńska Anna – open 65/66 FK6 3/3 czas 02:32:07

KLASYFIKACJA GENERALNA

Zawodnicy drużyny MYBIKE.PL często pojawiali się na podium klasyfikacji generalnej. KrysiaRekordzistką była Krysia Żyżyńska, która zajęła 2. miejsce w klasyfikacji generalnej K3 na dystansie MEGA oraz 1. Miejsce w Superklasyfikacji kobiet (dla przypomnienia, w tym roku wygrała również klasyfikację generalną kobiet na dystansie GIGA – brawo!).Dekorowana była także nieobecna w Płocku Ela Kaca, która zajęła 10 miejsce w K3 dystansu MEGA. Oblegane przez MYBIKE.PL było też podium dystansu FIT kategorii K2 – 1. miejsce zajęła Maja Busma, a drugie ja. Płock301Na podium dystansu FIT dzielnie reprezentowała nas też Ania Galeńska zajmując 2. miejsce w klasyfikacji generalnej kategorii K6.

Drużynowo zajęliśmy 11. miejsce. W tym roku niewiele zabrakowało nam do dekorowanej pozycji, dwie przedziurawione w Płocku dętki odebrały nam szanse na stanięcie drużynowo na podium. Może w przyszłym roku będziemy mieli więcej szczęścia.

Poniżej szczegółowe wyniki klasyfikacji generalnej cyklu Mazovia MTB Marathon 2013.

DYSTANS MEGA

Żyżyńska Krysia – 2/64 K3

Kaca Ela – 10/64 K3

Miśkiewicz Kamil – 53/87 M1 (1 start)

Mazurek Piotr – 18/241 M2

Sanaluta Marek – 19/241 M2

Żurek Michał – 29/637 M3

Wołoszczuk Wojciech – 36/637 M3

Galeński Wojciech – 58/637 M3 (7 startów)

Czapski Andrzej – 141/637 M3 (4 starty)

Błażewski Bartosz – 63/386 M4 (7 startów)

Szlązak Piotr – 108/386 M4 (5 startów)

Kuchniewski Tomasz – 209/386 M4 (2 starty)

Wielecki Michał – 62/94 M5 (1 start)

 DYSTANS FIT

Busma Maja – 1/87 K2

Wrona Monika – 2/87 K2

Galeńska Anna – 2/6 K6

Kuchniewska Beata – 18/75 K4 (5 startów)

FINAŁ MTBCROSS Maraton Kielce 06.10.2013

Sezon 2013 ze względów zdrowotnych jest stracony – startuje dla czystego FANU. A FAN daje mi w tym roku MTBCROSS Maraton. Więc po Sobkowie z niecierpliwością czekałem na finał cyklu w Kielcach. Niestety w tygodniu obaj synowie byli chorzy i czym bliżej startu tym i moje zdrowie było coraz to gorsze.
PA050005

Wyjazd skoro świt, zbieram Pajacyka i tu okazuje się że przy słowie „cześć” nie mam zupełnie głosu, lekka konsternacja i szybkie kalkulacja czy nie wrócić do domu czyli odpuścić coś, na co czekałem miesiąc??? Dobra jedziemy. 7 rano w samochodzie -termometr wskazuje 0 stopni… polska złota jesień….

Do Kielc dojeżdżamy bez problemów, na miejscu robi się trochę cieplej czyli jakieś 6 stopni. Na szczęście świeci słonko więc jest szansa, że z każdą minutą będzie coraz cieplej. Na parkingu spotykamy Majkę, Jolę i Konrada, który coś wspomina, że nie zabrał plecaka, dętki i pompki, a startuje na semislikach i na testowym Treku. Samo miejsce do startu wymarzone – hala, ciepło, mnóstwo toalet i już działający bufet. Start jak zwykle honorowy- bardzo mi się to nie podoba bo jest dożo bardziej  niebezpieczniej niż przy starcie ostrym -gdzie stawka od razu się rozciąga. Start. Ciągła szarpanina i hamowanie a czym dalej od samochodu tym gorzej. Maja, Jola, Marek, Pajac zostają trochę z tyłu a ja cały asfalt jadę z Konradem ;już w tym momencie wiem, że start w dniu dzisiejszym był błędem: cieknie z nosa, kaszlę i zaczynają mnie kłuć zatoki. Plan w głowie pozostaje jeden- nie zajechać się na maxa bo skończę w łóżku – więc zakładam spokojniejszą jazdę na słabszym tętnie niż zazwyczaj – hmm tylko jak utrzymać małe tętno na podjazdach. Gdzieś na szutrach Konrad zostaje z tyłu. Pierwsze km są płaskie, musimy dotrzeć do gór poza miastem. Samopoczucie coraz gorsze a na pierwszej górce umieram. Na zjeździe źle wybieram drogę i ląduję w piachu hamując. Obok mnie przelatuje z pięciu zawodników z Konradem na czele. Jadę na końcu grupy -chyba 10osobowej, którą prowadzi Konrad. Myślę, że mimo wszystko nie jest źle skoro się utrzymuje. Nagle mamy niespodziewaną atrakcje czyli jazdę po kamieniach z nasypów kolejowych, które tworzą metrowe pagórki i przez 3-5 minut nic innego nie robimy tylko śmigamy góra dół po luźnych kamieniach. Tu Konrad odjeżdża a ja zostaje na końcu ekipy bo niektórzy nie radzą sobie z ta atrakcją. Na szczęście koniec kamieni, wjeżdżamy w las i tu zaczyna się esencja wyścigu. Podjazd, zjazd, podejście i następny zjazd a na dole widzę Konrada- stoi z przebitym tylnym kołem więc szybciutko staję, zamieniamy ze dwa zdanie, daję mu swoją zapasową ultralekką dętkę i prowizoryczną pompkę. Zostawiam go i gonię za ekipą. Jesteśmy pewnie w połowie trasy i gnamy sobie jakimś szczytem pasma górskiego. Znów jestem zauroczony- patrzę w prawo i w lewo- super widoki, właśnie po to warto się wybrać w świętokrzyskie. Na którymś zjeździe błagam w myślach aby zjazd się zaraz skończył ponieważ nie mogę już utrzymać kierownicy- tu wychodzi brak jeżdżenia w tym roku w terenie. Meta to znów okolice Kielc- na górkach widać fantastyczną panoramę miasta. Znów przez głowę przelatuje myśl, czemu w Warszawie nie mamy chociaż jednego takiego wzniesienia. Ostatnie 10km bez większych atrakcji poza tym, że ciągle pod górkę więc udaje mi się dogonić jeszcze kilku zawodników a ostatnie 5 km pokonuje z jakąś dziewczyną, która odpada na ostatnim km.

1381442_700212993341532_1538532183_n

Dojeżdżam do mety , jestem cały mokry więc szybko do samochodu przebrać się w suche, ciepłe ciuchy. Jest godzina 13,30 i 13 stopni ciepła- przynajmniej pogoda nas oszczędziła. Prycham, kaszlę i ledwo co mówię ale mimo wszystko jestem zadowolony z tego, że przyjechałem do Kielc. Na tę chwilę plan jest taki aby za rok MTBCROSS Maraton był moim głównym cyklem. Zamierzam olać nudne mazowieckie imprezy lub startować w nich czysto treningowo. Postawić na jakość a nie na ilość. Zobaczymy co nam życie pokaże bo plany i w tym roku były ambitne a skończyło się szpitalem i praktycznie 4 miesięczną przerwą od startów.

1383428_700161550013343_492623103_n

Wyniki Kielce 2013:
MASTER:
czas zwycięzcy ( 03:03:08) 89 starujących
04:06:36 Wojtek G. 22m-M3, 53m-OPEN
04:19:29 Krysia 1m-K2, 1(65)m-OPEN
04:59:12 Tomek K. 12m-M4, 82m-OPEN

FAN
czas zwycięzcy ( 02:05:05) 243 startujących
02:36:26 Rafał 17m-M3, 53m-OPEN
02:43:56 Maja 2m-K2, 2(82)m-OPEN
02:46:12 Marek 35m-M2, 92m-OPEN
03:01:01 Paweł I. 48m-M3, 147m-OPEN
DNF Konrad

Family
czas zwycięzcy ( 01:06:33) 96 startujących
01:34:26 Beata 4m-K4, 16(76)m-OPEN

RAFAŁ

1381606_700299013332930_1288126798_n

 

Moje (fana 26 cali) przygody testowe z rowerami Treka 29 cali …

W sezonie 2013 miałem możliwość przetestowania w boju 2 rowerów z kołami 29 cali ze stajni Treka w MYBIKE.PL . Jako zagorzały fan tradycyjnych kół 26 cali podszedłem do testów dosyć sceptycznie. Co z tego winiknęło przeczytacie poniżej …

28401.jpg.thumb_300x300

Trek Superfly Full Al Elite '2013
Pierwszą maszyną, którą testowałem był full z oferty na 2013. Test nie był to byle jaki, bo trwał równe 24h w potwornym upale i kurzu na trasie wyścigu Mazovia 24h w Wieliszewie.
Sprzęt już na pierwszy rzut oka budził mój respekt – aluminiowa rama z solidnym zawieszeniem w połączeniu z wielkimi kołami dawała poczucie niezniszczalności. W trakcie testu nazwałem tego Treka pieszczotliwie „czołgiem”.
Nie będę się rozpisywał o osprzęcie i wyposażeniu, bo to każdy może sobie sprawdzić w specyfikacji. Wolę raczej opisać wrażenia z długodystansowej jazdy na tym Treku. 1085174_666499903379508_1670549252_o
Trasa wyścigu Mazovia 24h przebiegała po płaskim terenie typowym dla Mazowsza – począwszy od sosnowych lasów, poprzez piaszczyste łachy, aż po rozległe łąki. Ogólnie podłoże było wyjątkowo wyboiste i nieprzyjemne do jazdy.
Na wyścig przygotwłem 2 rowery – mojego wylajtowanego, wyścigowego Cannondale’a F700 i lekko ciężkawego, pancernego Trek’a Superfly Full. Po przejechaniu pierwszego okrążenia wybór padł zdecydowanie na fulla.  Wygodna pozycja i łatwość pokonywania trasy usianej dziurami przemawiały za Trekiem. Dzięki dużym kołom i amortyzacji rower przejeżdżał wszystko co stanęło na jego drodze niczym czołg. Na całej pętli liczącej 14km były zaledwie dwa miejsca gdzie musiałem podnieść tyłek z siodełka, żeby uniknąć wybojów. Resztą trasy zajmowały się amortyzatory Fox’a i koła 29′. Moim zadaniem było tylko napędzanie tej maszynerii. 1011578_10200268538662067_1615612028_n
W sumie w czasie tego testu bojowego spędziłem na siodełku ponad 11 godzin i przejechałem ponad 220 km. W przeciwieństwie do większości startujących w Mazovii 24h nie uskarżałem się na bóle pleców i tyłka. Przez całe 24 godziny utrzymywałem równo tempo jazdy. Razem z Mają, zajęliśmy bezapelacyjnie pierwsze miejsce w kategorii Duo Mix.
Podsumowanie dot. testowanego Treka:
+ świetne zawieszenie
+ porządny osprzęt
+ wysoki komfort jazdy
+/- pozycja na rowerze dostosowana raczej do dłuższej jazdy niż szybkiego ścigania
– wysoka cena

Trek Superfly 5 '2014

39113.jpg.thumb_300x300Ta maszyna była w moim posiadaniu przez równe 2 tygodnie – odbyłem na niej kilka treningów oraz przede wszystkim zaliczyłem 2 starty (Poland Bike w Jasienicy i ŚLR w Kielcach).
Superly 5 to raczej podstawowy model 29 cali z oferty Treka na 2014. Byłem ciekawy jak tej klasy rower spisze się na trasach wyścigów. Jedyną różnicą względem specyfikacji fabrycznej były typowo wyścigowe opony Bontrager 29-0 Team Issue w rozmiarze 1.9 (waga realna 415g), które założyli specjalnie dla mnie w MYBIKE.PL .  Waga roweru oscylowała w granicach 12,5kg co nie zapowiadało rewelacji w czasie ścigania, ale przecież to model za rozsądne pieniądze. Wizualnie sprzęt sprawiał bardzo dobre wrażenie – połączenie czerni i bieli nadawało mu profi wyglądu, co jak wiadomo skutecznie obniża morale konkurentów na starcie wyścigu.
Jak to zwykle bywa, musiałem rower ustawić pod siebie. Mimo odwrócenia i opuszczenia mostka kierownicy, moja pozycja na rowerze była względnie wyprostowana. W tym wypadku było to nawet korzystne, gdyż nie musiałem nadmiernie obciążać kontuzjowanego nadgarstka. testowanie
Już w czasie pierwszej jazdy rower sprawiał wrażenie lżejszego niż w rzeczywistości. Mimo ( a może dzięki) szerokiej kierownicy był dosyć zwrotny. Nie było to może równie zwinne pląsanie na prawo i lewo co na moim Cannonie 26 cali, ale tragedii również nie było. Pewnym problemem dla mojej psychiki była szerokość kierownicy – w ciasnym terenie bałem się, że rower może zostać między drzewami, a ja dalej polecę sam …
Bardzo przypadło mi do gustu to w jaki sposób koło 29 cali przenosiło napęd. Mimo drobnego bieżnika na oponach nie było mowy o zrywaniu przyczepności w czasie sztywnych podjazdów lub sprintów. testowanie2
Jeżeli mowa o sprintach, to Trek nie był w tym przypadku mocarzem. Podejrzewam, że odpowiadała za to duża masa rotująca kół oraz waga całego roweru. Jest tu duże pole do poprawy przy zastosowaniu lżejszych komponentów.
To co się traciło na sprintach można było nadrobić w czasie podjazdów. Zarówno te jechane na sztywno i miękko były przyjemnością. Tylne koło Treka działało niczym koło zamachowe – niemal idealnie niwelowało moment bezwładności w czasie pedałowania. Nie odczuwałem typowych szarpnięć korby. Najlepszym potwierdzeniem tego był ślad jaki zostawiała tylna opona na podłożu – widać, że koło cały czas przenosi napęd i ślad jest jednolity. Przy podjazdach na 26 calach ślad jest na przemian mocniejszy i słabszy – łatwo zauważyć w którym momencie noga naciskała najmocniej na korbę – sztywny podjazd.

Test bojowy nr.1 – Poland Bike w Jasienicy
Trasa PB na północy Mazowsza zapowiadała się dosyć płasko i szybko. Wielkie koła zachęciły mnie do startu na dłuższym dystansie – w końcu miało nie być wspinaczek na szczyty, tylko szybka jazda w pociągach. 1383869_638205129544928_1095486713_n
Od początku Trek spisywał się doskonale. Na pierwszych kilometrach tempo było wyjątkowo szybkie co dawało przewagę rowerom 29 cali. Utrzymanie prędkosci nie stanowiło problemu. Na następnych kilometrach testówka również pokazała się z dobrej strony – piaszczyste odcinki mogłem przejeżdzać środkiem bez zbędnego wybierania najlepszego toru jazdy i to na wąskich semi-slickach 1.9. Myślę, że w takim piachu jedynie koła 26 cali na bezdętkach mogą próbować utrzymać się za 29 calami. Na oponach 2.1 w moim Cannondale’u nie szło by mi tak dobrze.
Kolejne kilometry aż do samej mety to zespołowa gonitwa po lasach i łąkach. Na koniec kilometrowy sprint po asfalcie.
W czasie całego, dosyć monotonnego wyścigu doszedłem do wniosku, że nazbyt wyprostowana pozycja nie pozwala mi w 100% wykrzesać z siebie siły do jazdy. Z kolejnymi kilometrami stawało się to dla mnie oczywiste. Pozycja na rowerze to jednak sprawa indywidualna i wymaga dłuższego czasu do optymalnego ustawienia.

Test bojowy nr. 2 – Finał ŚLR w Kielcach
Ze startem w Kielcach wiązałem duże nadzieje – chciałem zdobyć mozliwie najwięcej punktów do generalki i wymazać z niej słaby start w Daleszycach. Wszystko zapowidało się dobrze – forma dopisywała, pogoda była idealna, a rower dobrze przygotowany. Po doświadczeniach z PB w Jasienicy zmodyfikowałem dodatkowo ustawienie siodełka i kierwonicy – wydawało się być lepiej.
Pierwsze kilometry wyścigu to była szybka jazda po asfaltach i szutrach. Nie mogłem się doczekać prawdziwych górek i trudniejszego terenu.
Gdy zaczęły się pierwsze podjazdy, Trek pokazał swoje zalety –  doskonała trakcja na dziurach i korzeniach pozwalała na bezproblemowe wyprzedzanie. Dopiero na bardzo stromym podjeździe, gdzie trzeba było wpychać rower, zaczęła przeszkadzać spora masa roweru. Muszę przyznać, że wpychanie Treka przez dobre 100m w pionie nie było przyjemnością …
Bardzo chciałem zobaczyć jak Trek będzie spisywał się na trudnych technicznie zjazdach. Po pokonaniu pierwszych kilku zjazdów miałem mieszane uczucia – duże koła dawały spory komfort psychiczny przy pokonywaniu uskoków, kamieni, korzeni i innych przeszkód, ale jednocześnie sprawiały, że rower był mniej zwrotny od tradycyjnych 26 cali. Przy dużych prędkościach pokonywanie ciasnych zakrętów sprawiało trudności i często miałem wrażenie, że nie zmieszczę się w zakręcie. Biorę pewną poprawkę na swój styl jazdy, który jest dostosowany do możliwości mojego roweru na małych kołach. Jestem na 99% pewny,  że po dostosowaniu stylu jazdy do możliwości roweru, Trek nie sprawiałby mi żadnych problemów.
Niestety mój test został brutalnie przerwany przez dwukrotone przebicie tylnego koła. „Papierowe” opony Bontragera okazały się nieco za delikatne na świętokrzyskie kamienie.Controversy_DSC00004 Nie takiego zakończenia się spodziewałem …
Niemniej nie pozwolę o Treku Superfly 5 napisać złego słowa. Według mnie spisał się bardzo dzielnie jak na stosunkowo tani model z oferty Treka. Jestem pewny, że zainwestowanie kilku PLNów w lżejsze graty uczyniłoby z Superfly 5 porządny rower do efektywnego ścigania w wymagającym, górskim terenie.
Podsumowanie dot. testowanego Treka:
+ doskonałe zachowanie na podjazdach
+ rozsądna cena
+ dobrze działające komponenty (napęd, hamulce)
+/- nieco za mała zwrotność
+/- mało wyścigowa pozycja
– wysoka masa jak na rower do ścigania

Na zakończenie chciałbym podziękować MYBIKE.PL za wypożyczenie rowerów do testów i polecam się na przyszłość 😉 Czytelników zapraszam do testowania pod tym ADRESEM.

Uphill & Downhill relacja

up5

Pierwszy dzień jesieni minął niektórym bardzo owocnie.
Na słynnej warszawskiej Agrykoli rozegrano zawody „Uphill Downhill”.
Z racji super gładkiego asfaltu (niczym na drogach oznaczanych w polskiej nomenklaturze wielka literą A) impreza dedykowana była szosowcom. Wystartowali jednak zawodnicy na różnych rowerach. Tuż przed zamknięciem zapisów pojawił się Nikolaj Avierin z Ukrainy, za którego sprawą zawody zyskały rangę międzynarodowych.
Po wymieceniu jesiennych liści z rowerowych ścieżek Agrykoli rozpoczęto zjazdy.
Długo nikt nie mógł przekroczyć magicznej granicy 70 km/h. Pierwszy poradził sobie z tym Michał Cąpała, który wykręcił up270,8 km/h i mimo wielu prób granicy tej już nie przekroczył.
Przegonił go w niedługim czasie Adam Żuber, który wykręcił 70,9 km/h, a potem 72,1 i 73,5.
Każdy z zawodników miał trzy próby. Jednakowoż Tomek Szala pojechał raz i osiągnął 75 km/h, co ustawiło go na pozycji lidera.
Pozostałe próby już sobie odpuścił.
Zjechawszy należało wjechać i to w dodatku na czas.up4
Tu główna walka rozegrała się między Michałem Cąpałą i Tomkiem Szalą. Ostatecznie Tomek wygrał i drugą konkurencję.
Zawodnikiem, którego można określić „Największym Poukładańcem” został Piotr Szlązak, któup3ry w obu konkurencjach zajął 5 miejsce.
Zagraniczny zawodnik, Nikolaj Avierin, którego był to debiut w zawodach, zajął 7 miejsce.

Głównym sędziom w zawodach były urządzenia pomiarowe z linii Edge, dostarczone przez firmę Garmin. A nagrodami za osiągniętą prędkość była zebrana z wpisup1owego kasa, która w całości poszła na nagrody dla najlepszych 3 zawodników w każdej konkurencji. To się nazywa demokracja. Dodatkowo nagrodami rzeczowymi marki Bontrager pierwszą 5 wsparł Trek Polska.

„Uphill Downhill” miał w tym roku swój debiut. Będzie to jednak stały punkt na rowerowej mapie stolicy. Przygotujcie się na pierwszą połowę września.
Do zobaczenia w przyszłym roku!

Mybike.pl

 

Nowy Dwór 22 września Mazovia MTB

Jak ten czas leci końcówka sezonu zbliża się wielkimi krokami. Mi osobiście bardzo chodzi po głowie spróbować jeździć na Fatbike ale to będzie chyba inna relacja.

Na samym początku bo być może nie uda się niektórym doczytać do końca chciałbym pogratulować Krysi za pierwsze bez dyskusyjne miejsce w MEGA OPEN. BRAWO!!!

Do Nowego Dworu zjechało prawie 900 osób i był jedne z liczniej obstawionych edycji. Ja od kolegów słyszałem, że będzie płasko szybko i malownicze widoki. No cóż może widoki były ładne ale krysia na starcienie miałem czasu się rozglądać bo jadąc wałami pilnowałem żeby grupa mi nie uciekła.  To był mój pierwszy start z 3 sektora. Postanowiłem ruszyć bez przeginania bo przecież każdy powinien znaleźć swoje tempo. Ruszyłem razem z Wojtkiem naszym nowym kolegą. On zapowiedział ostrą przepychankę do przodu. Tak też się stało już po pierwszym wirażu mi odjechał ale nie chciałem się z nikim zderzyć. Spokojnie jechałem więc w grupie. Dopiero wjazd na wał nas ustawił w wężyk.

Bardzo żałowałem że nie pojechałem dołem wału gdzie było co prawda po nie równych płytach ale widać było że jedzie się szybciej. Myślę, że ta decyzja nie twojtek na starcieylko mnie kosztowała z minutę… w plecy.

Droga zamieniła się na szutrówkę na której zobaczyłem naszego kolegę Marka po kraksie na poboczu.

Strzeliła mu opona i dwie osoby po nim przejechały ups…  Później trasa wiodła po mokrych łąkach aż wreszcie po krótkim asfalcie wpadliśmy do lasu. Trasa zrobiła się kręta ale były momenty do wyprzedania.  Po  40 minutach czułem się już rozgrzany więc jechałem szybciej wyprzedzając co chwile pierwszych słabnących. W ten sposób wyprzedziłem Wojtka który na jakimś za krecie zapomniał się że trzeba cisnąć do przodu. I to był już jedyny team owiec jakiego widziałem na trasie. Reszta stawki czyli Wojtek G. i Krysia byli poza moim za możliwościami. W lesie zaliczyłem przygodę tzn ktoś z grzybiarzy przestawił znak a ja wraz z 30 osobowym peletonem pojechaliśmy nie w ta stronę. Od razu miałem wątpliwości ale gdy na kole siedzi Ci tyle chłopa to człowiek się nie rozgląda do tego nikt z nich też nie skręcił… W sumie 1km w plecy i kolejne pewnie z 2minuty straty. Byłem bardzo zły że się po prostu nie zatrzymałem bo wtedy była by to mniejsza strata czasu. Ale cóż uczymy się na błędach. W pierwszej chwili siadła mi psycha od tego błądzenia ale gdy wjechałem do lasu a tam zaczęły się ścieżki tzn.,  trasa zaczęła biec po trasie leśnej MTB odzyskałem wigor. Kręta wąska ścieżka to jest to co bardzo lubię.

Jedziesz na „Maksa” a i tak się nie meczysz bo jedziesz za wolno bo szybciej się nie da. Były oczywiście chwile, że można było się zmęczyć na jakimś podjeździe ale umówmy się podjazdy były bardzo krótkie a jedyna trudność to piach. Ponieważ fantazja mnie nie opuszczała na jednym takim pagórku z ostrzeżeniem ze jest nie bezpiecznie. Zlekceważyłem to. Mogania na podiumłem nabrać trochę podejrzeń, że chyba nie da się zjechać bo dwie osoby przed mną gdy zobaczyły zjazd zeskoczyły z rowerów.  Ja za to wierząc w to, że dam rade skoczyłem ze skarpy razem z rowerem w sam środek piaskownicy z okrzykiem UWAGA  JADE. Widok musiał być przedni bo koło wbiło się piach a ja zrobiłem salto przez lewe ramie z jedną wypiętą noga. Pozbierałem się błyskawicznie. Ja cały rower też. Tylko bidonu brakuje od teraz jestem zdany na bufety. Dyskomfort ale tragedii nie ma. To nie był koniec lasu było jeszcze sporo ciekawych miejsc. Jedno które zapamiętałem to podjazd z duża ilością piasku i dość stromy. W 10 osobowej grupie której akurat jechałem nikt oprócz mnie nie podjechał a do tego nikt mnie nie zablokował. Po prostu bajka. Po leśnych duktach na, których w sumie natłukliśmy prawie 300m różnicy wzniesień co na nasze warunki jest już wyczynem nie lada. Zaczęły się znowu łąki przeplatane krótkimi odcinkami asfaltowymi. Na tych łąkach był moment, że opadłem z sił na szczęście ostatni bufet pozwolił znowu mocniej naciskać na pedały. Zacząłem doganiać i wyprzedzać a to jak nic dodaje kolejnych sił. Jak bardzo byłem zadowolony gdy wypatrując mety zobaczyłem znajomy lasek i wiedziałem że to finisz. Nie zapomniane wrażenia zapewnił wiatr w twarz przed samą metą. Mi udało się dogonić jeszcze kilka osób ale na stadionie już bez fajerwerków wyprzedziłem ostatnie dwie osoby by osunąć się z roweru.

 

To była moja ostania mazovia bo do Płocka nie dam rady już pojechać. Za tydzień chyba największe wyzwanie dla mnie w tym roku czyli maraton bez roweru trzymajcie kciuki. I do zobaczenia w Kielcach i Wawrze.