Wzrost: 185
Rocznik: 1980
Masa ciała: 90 kg
Ilość km w sezonie: ~3-7 tyś
Hobby: kolarstwo, kompozyty, nietypowe rowery, psychologia organizacji i prowadzenia wycieczek rowerowych
Najważniejsze osiągnięcia:
Nie ścigam się dla wyników i rzadko osiągam jakiekolwiek, ale z bardziej ciekawych przytoczę kilka pozycji:
II miejsce na alleycacie Big Bang Alleycat, 28.05.2011 r.,
III miejsce na maratonie 1429 Maraton w Piasecznie, start na fatbike’u własnej konstrukcji,
Zaliczenie Krwawej Pętli wokół Warszawy, 3.08.2014, czas jazdy ok. 15 godzin.
Mój pierwszy, obecny i wymarzony rower: wszyscy zaczynaliśmy od dostępnych na rynku rowerków produkowanych zgodnie z założeniami odgórnej, nie do końca nastawionej na klienta produkcji peerelowskiej i na tym się jeździło bez sporządzania głupich wymówek że coś nie pasuje. Nikt wtedy nawet nie myślał, że rower może być skonstruowany inaczej. Czasy się zmieniły i wybór jest sporo szerszy. Obecnie posiadam kilka rowerów, gdyż nie potrafię się do końca zdecydować na jeden konkretny typ.
Na maratonach startuję na rowerze marki Trek – ze względu na wzrost i masę ciała wybrałem rower na dużych kołach 29”, a dokładniej model X-Caliber wprowadzony na rynek jeszcze pod skrzydłami samego Garego Fishera. Rama tego roweru stanowi uniwersalną platformę pozwalającą stworzyć nie tylko średniej klasy rower wyścigowy, ale także wygodny pojazd do poruszania się po nieznanych szlakach czy szeroko rozumianej turystyki. Mi jednak zależało szczególnie na cechach wyścigowych – obniżeniu pozycji, stabilności i przy zjazdach i podjazdach oraz niskich oporach ruchu. W te założenia dobrze wpisuje się nowoczesny napęd 2×10 biegów (w pozwalającym wjechać w więcej miejsc zestawieniu 36-22 zębów na koronkach przedniej korby zamiast bardziej wyścigowego układu zębów 38-24), uniwersalne, lecz dające dobrze wyczuwalne poczucie przyczepności na mokrym opony Bontrager XR1 i kilka komponentów roweru, które wymieniłem na swoje. Rower będę stopniowo ulepszał, jednakże już teraz czuję się na nim, jakby był zaprojektowany specjalnie pode mnie.
Natomiast marzę o tym, aby mieć w miarę lekki (poniżej 14 kg) rower do (rekreacyjnej) jazdy w terenie, wyposażony w amortyzację tylnego koła na zasadzie elastycznych elementów ramy (konstrukcja softail) o skoku około 8-10 cm, na szerokich oponach o niezbyt agresywnym bieżniku. Wydaje mi się, że rowery w modnym ostatnio standardzie 27,5+ stanowią krok we właściwym kierunku, ale póki co żaden producent nie zdecydował się na radykalny krok przywrócenia idei elastycznego tyłu. Dobrze ocenianą w kategoriach uniwersalności stanowi model Stache ze stajni Treka.
MTB na poważniej: pierwszy start w maratonie miał miejsce w 2009 roku, zdecydowałem się na to ze względu na znajomych z grupy Nocny Rower często startujących w wyścigach. Potem wchodziłem na kolejne poziomy wtajemniczenia, coraz lepsze przygotowanie, coraz mniej elementów pozostawionych samym sobie – najpierw przygotowanie wyposażenia i optymalnego zestawu narzędzi i dupereli. Pamiętać o zabraniu na maraton odpowiedniej ilości wody. Potem, zadbać o odpowiednią ilość energii skumulowaną w organiźmie. Drobiazgi takie jak odpowiedni poziom wytrenowania przyszły później (właściwie to nadal nad tym pracuję), a jednocześnie zarówno posiadany rower, jak i wizja idealnego roweru na maratony XC ciągle ewoluowały. Myślę też o idealnym świecie, w którym trzeba mniej czasu poświęcić na utrzymanie się, a więcej na przygotowaniu do zawodów bądź eksploracji nowych tras.
Dlaczego startuje w MTB: nie lubię jeździć samemu, lubię poznawać nowe trasy. Jednak żadna wycieczka nie dostarczy takich emocji jak wyścig. Pracuje cały organizm, a najbardziej głowa. Polecam chociaż raz wystartować każdemu, kto jest w stanie przejechać na rowerze 50 km. Można się bardzo dużo dowiedzieć o swoim organiźmie, ale również można wyprostować sobie zdanie o wielu sprawach dotyczących rowerów. Start w maratonie to też istotne zdarzenie towarzystkie, sprzyja zawieraniu nowych znajomości w tym pełnym ciekawych osobistości światku.
Dlaczego jeżdżę w teamie MyBike.pl: po kilku startach oczywiste stało się, że lepiej jest się wybierać na zawody w grupie znajomych. Jeszcze lepiej jest, gdy przynależność do grupy jest zaznaczona nie tylko tym, że jedziemy na maraton jednym środkiem transportu czy po maratonie siedzimy razem. Opieka i poczucie wspólnoty, jakie zapewnia przynależność do drużyny dostarczają jeszcze więcej zachęty do startowania w kolejnych edycjach, a jednocześnie bodźców, aby dawać z siebie jak najwięcej. Poza tym, zarówno cały sezon, jak i poszczególne wyjazdy na zawody obejmują fazę planowania i przygotowań, traktowania tego jak istotny projekt, do zrealizowania którego trzeba włożyć wysiłek. Mój tryb pracy nie oferuje takich wyzwań, dlatego uczestniczenie w funkcjonowaniu drużyny stanowi dla mnie ważne uzupełnienie moich możliwości realizacji siebie.