Poland Bike Marathon Otwock, 27 kwietnia 2014r.
Przygotowania
Moje przygotowania do maratonu w Otwocku trwały jak zwykle do północy – smarowanie łańcuchów i ostanie testy nowego systemu zapobiegającemu uciekaniu powietrza z dętek. Ostatnie 5 czy nawet 6 kapci po kolei jak w zegarku, w tym jeden podwójny, bo w pożyczonym na trasie kole, zmusiły mnie do radykalnych działań, jak się okazało skutecznych: wywaliłem z obręczy przesuwające się w trakcie jazdy opaski, co powodowało odsłanianie otworów na nyple, które ostrymi krawędziami przecinały dętki. Następnie delikatnie zeszlifowałem krawędzie otworów i pracowicie zakleiłem każdy z nich podwójnym kawałkiem szarej taśmy 🙂
Karbonowe siodło, łyse (fabrycznie) opony, najnowsze pedały XTR i waga roweru zbliżająca się do psychologicznej bariery 10000 gramów – wszystko nie ważne, ważne, żeby wreszcie ukończyć!
Pogoda
prognozy z dnia na dzień coraz gorsze, w sobotę wieczorem Meteo.pl zapowiadało na niedzielę przelotne opady o intensywności… powyżej skali. Na całe szczęście opady te owszem pojawiły się, ale dopiero podczas tomboli, o czym jeszcze napiszę.
Maraton
Jednym słowem: błoto.
Co do samej trasy to zgodnie z obietnicą Organizatora było całkiem ciekawie – sporo podjazdów, których nie dałem rady podjechać z blatu, było też kilka krętych singli między drzewami, do tego najwyżej 500 metrów asfaltu zaraz za starem i jeden dłuższy odcinek szerokiej, bitej “lasostrady”, na którym miałem wątpliwą przyjemność przydybać na gorącym uczynku kolarza-śmieciarza. Trasa przecinała kilka strumyków i jeden szerszy strumień, znam takich, którzy próbując je przejechać zaliczyli małą kąpiel i bezpośredni kontakt z Matką Ziemią. Na otwockiej trasie nie mogło zabraknąć “kultowego” odcinka z wąską, połamaną kładką i jazdą wyczynową wzdłuż płotu z siatki.
Było tez jedno miejsce, gdzie z niewielka grupka skręciliśmy za bardzo w lewo i musieliśmy wracać jakieś 100m ale wydaje mi się, że to przez czyjeś gapiostwo, bo oprócz naszych nie było tam śladów kół, a droga była gładka jak stół i grząska jak masło – świeżo zbronowana 😉
Był mały problem z lokalizacją bufetów, podobno drugi był przy jakimś szybkim zjeździe, ja np. w cale go nie zauważyłem 🙂
Karbonowe siodło, mimo prawie dwukrotnie krótszego czasu jazdy niż w Daleszycach, dało się trochę we znaki w połączeniu z błotem, które praktycznie bez oporu przedostawało się wszędzie. W zamian za to nowa teamowa (znowu parafrazując “Dzień Świra”) – “bezuciskowa koszulka, zdrowa, bezuciskowa” sprawowała się znakomicie 🙂
Tytułowy sznurek, taki od snopowiązałki, ukrył się w jednej z najgłębszych kałuż w okolicach Otwocka. Rower zanurzył się powyżej osi i zupełnie przestał jechać. Po wydostaniu go na suchy ląd okazało się, że w tylnej przerzutce siedzi kłębek sznurka wielkości sporej pięści – wyciągając go straciłem kilkadziesiąt cennych sekund, kilka miejsc na mecie oraz pewną dozę motywacji do dalszego ścigania. Co ciekawsze okazało się, że ten sam sznurek w tej samej kałuży wkręcił się w napęd mojej osobistej Narzeczonej oraz w napęd naszego osobistego Szefa drużyny Mimiego…
Miasteczko
Bufet w miasteczku jak zwykle na najwyższym poziomie – pyszna kawa, obfita porcja makaronu, pomarańcze, banany i cała masa wszelkiego rodzaju ciastek, cały czas musiałem sobie po cichu cytować współpasażerkę Adasia Miauczyńskiego (“mm, ostatni…. mmm, ooostatni”).
Przyjemności gastronomiczne zbladły jednak całkowicie przy innej przyjemności cielesnej, jaką był niesamowicie gorący prysznic, którego można było zażywać do woli w budynku obok stadionu. To jest właśnie to, czego pragnie umęczone ciało kolarza, pokryte solidną warstwą błota, kurzu i potu!
Bardzo miło i wręcz rodzinnie zrobiło się podczas tomboli, kiedy deszcz tak mocno dał o sobie znać, że nasz niezastąpiony, znający każdego zawodnika z twarzy lub sylwetki, imienia, nazwiska, cech szczególnych oraz stanu cywilnego Bogdan, stłoczył wszystkich oczekujących na szczęśliwy los na scenie pod daszkiem. Wtedy właśnie na mecie pojawił się kolejny (choć nie ostatni!) zawodnik, który spędził na trasie maratonu ponad 4 godziny.
Wyniki (wg kolejności punktowania dla drużyny w klasyfikacji UNIWERSAL)
- 1. Krysia Żyzyńska MAX – K3 1, open 1
- 2. Paweł Partyka MAX – M3 6, open 10
- 3. Bartek Błażewski MAX – M4 12, open 74
- 4. Robert Rola-Janicki MINI – M5 17, open 202
- 5. Wojtek Galeński MAX – M3 14, open 30
- 5. Piotrek Mimi Szlązak MAX – M4 15, open 86
- 5. Tomek Kuchniewski MAX – M4 22, open 112
- 5. Beata Kuchniewska MINI – K4 9, open 39
- 5. Bogdan Wołoszczuk MINI M6 – 14, open 283
- 5. Dominik Szlązak MNI CROSS – CC1 4
- 5. Marcin Szlązak MINI CROSS – CC2 10
I na koniec najlepsze: w Otwocku jako drużyna zajęliśmy 3. miejsce w klasyfikacji UNIVERSAL oraz 2. miejsce w klasyfikacji OPEN 🙂