W sobotę, gdy reszta teamu przetaczała krew przed maratonem w Zagnańsku, a Paweł Inglot testował nowe pastylki, które będą uznane za doping w 2035 roku, postanowiłem wybrać się w góry na endurotrophy.pl, którego trzecia tegoroczna edycja organizowana była w Zawoi.
Enduro to jednodniowe zawody, składające się z etapów zjazdowych i podjazdowych, na których liczony jest czas, oraz odcinków dojazdowych, którymi przemieszcza się z odcinka na odcinek. Czas z odcinków dojazdowych nie jest liczony do klasyfikacji, aczkolwiek trzeba zmieścić się w limicie czasowym.
Z W-wy wyjechałem w piątek wieczorem. Atmosfera w samochodzie była wspaniała, ponieważ jechałem sam, a podróż minęła szybko. Prowadziłem bardzo ciekawe rozmowy o ostatnio przeczytanych książkach, najnowszych sztukach teatralnych oraz repertuarze w operze narodowej.
W Zawoi zameldowałem się około godziny 23, szybko znalazłem ciche, ciemne miejsce, gdzie zaparkowałem swój jednodniowy hotel i udałem się do jego tylnej części celem wypoczęcia przed nadchodzącymi zawodami.
Nad ranem zastanawiałem się dlaczego nikt nie niepokoił mnie przez całą noc. W końcu to noc z piątku na sobotę, istniało więc duże prawdopodobieństwo napotkania podchmielonych górali. Cóż, okazało się, że zaparkowałem pod cmentarzem. Czy miałem to odebrać jako przedsmak tego, co będzie mnie czekać na OS-ach?
No dobra, jadę do biura zawodów, pobieram numer, ubieram się, zakładam ochraniacze i w górę.
Opis organiazatora:
Startujemy spod kolejki na Mosorny Groń, jedziemy kawałek asfaltem w kierunku Przełęczy Krowiarki i skręcamy w lewo by wspiąć się na stok narciarski z Mosornego Gronia. Następnie przejeżdżamy pod stokiem i dalej ścieżką w poprzek stoku aż do żółtego szlaku. Kawałek wyżej rozpocznie się pierwszy Odcinek Specjalny.
OS1 – PODJAZD – żółtym szlakiem na szczyt Mosornego Gronia. Podjazd raczej mało wymagający i do podjechania w całości, całkiem stroma ścianka pod koniec, będzie gdzie wyprzedzać.
Moje doznania:
Cieżki dla tych, którzy jechali zjazdówkami. Dla mnie ciężki podwójnie, ponieważ przed wyjazdem wymieniłem sobie klocki hamulcowe w tylnym kole. W Warszawie wszystko było ok, w górach coś się popsuło i jechałem z zaciśniętym hamulcem. Tętno 180 i stoję w miejscu. Na mecie ktoś pyta:
-Który jechał na hamulcu?
– Ja!
– Buhahahaha!
– (no to ładnie się przedstawiłem…)
Miejsce: 89.
Opis organiazatora:
OS2 – ZJAZD – kultowy zjazd znany już z zeszłego sezonu rozpoczynający się traską DH, następnie przecinamy stok narciarski i dalej zasuwamy głęboko w las aż do żółtego szlaku by po chwili z niego zjechać w piękny leśny singlowy odcinek aż do szlabanu pod koniec żółtego szlaku. Następnie już do końca jedziemy żółtym szlakiem i finiszujemy przy rzece.
Moje doznania:
Jazda po odcinku DH bez wcześniejszej znajomości trasy to ciężkie przeżycie. Najtrudniejszy OS ze wszystkich. Żyję. Najważniejsze, że hamulec się dotarł a tarcza zmieniła kolor na fioletowy.
Miejsce: 90.
Opis organiazatora:
Teraz czeka Was mozolny powrót na Mosorny Groń – początkowo przyjemnym singlem a następnie żółtym szlakiem na szczyt gdzie będzie nas Was czekał kolejny zjazd.
OS3 – ZJAZD – w tym sezonie niestety bez objętej już programem Natura 2000 kultowej rynny z Hali Śmietanowej a tylko z Mosornego Gronia by następnie wbić się na również znany Wam z poprzedniego sezonu niesamowity niebieski szlak – znajdziecie tam zarówno Beskidzką Rąbankę jak i bardzo klimatyczne single oraz niespodziewane zwroty akcji a w sporej ilości wystąpi to w mrocznym klimacie gęstego lasu.
Moje doznania:
Przed startem do tego odcinka trzeba było wgramolić się z powrotem na Mosorny Groń. Tragedia. To nie był odcinek dojazdowy a dochodzeniowy. Właściwie najbardziej dające w kość były odcinki dojazdowe a nie same OS-y.
Najłatwiejszy OS zjazdowy. Gdyby nie to, że podjeżdżając zablokowałem sobie amortyzatory (żeby było łatwiej) i nie odblokowałem ich już do zakończenia Os-u. Cymbał ze mnie.
Miejsce: 104.
Opis organiazatora:
OS4 – TRAWERS – ten OS wielu z Wam da mocno w kość, będziecie mieli się gdzie zmęczyć a wszystko to w bardzo zróżnicowanej scenerii i po każdej nawierzchni – znajdziecie tam leśne singielki, Beskidzką Rąbankę, strumyk oraz łąki z owcami. Będzie co robić a tempo jazdy czołówki będzie bardzo duże.
Od Mety trawersu czeka Was ok. 10 minut podjazd na start ostatniego OS’u.
Moje doznania:
Po zakończeniu OS 3 organizator zaplanował godzinną przerwę, którą wykorzystałem na reanimację roweru. Zastanawiałem się nad wycofaniem z zawodów, ale moja niespotykana inteligencja i zmysł inżynierski pozwolił na doprowadzenie roweru do jako takiej używalności.
Pedał SPD wpinał się z jednej strony, a złamana przerzutka radośnie zmieniała przełożenia. OK! Jedziemy!
Miejsce: 38.
OS5 – ZJAZD – to nasza wisienka na torcie tej edycji czyli niesamowicie malowniczy zjazd łąkami w górnej jego części oraz z fenomenalnym technicznym singlem w dolnej części – tego zjazdu długo nie zapomnicie .
Moje doznania:
Z wpiętym jednym butem zsunąłem się na metę zawodów.
Miejsce: 103.
Uffff!!! To koniec. Ręce trzęsły mi się ze zmęczenia do wieczora. Dobrze, że w samochodzie mam automatyczną skrzynię bo nie byłbym w stanie zmieniać biegów. Powrót przez Kraków do Kielc. W Kielcach makaron, „stejk” i nad ranem maraton w Zagnańsku.
Dziękuję:
Rafałowi N. (plecak, pompka, baniak z wodą, pokrowiec na telefon);
Rafał W. (ochraniacze na nogi);
Adam M. (opony);
Piotr S. (kamera, filmu jeszcze nie obrobiłem :().