Z cyklu „Opowieści Podstarzałego Kolarza”
Krótka opowieść z Modlina
Zimno, mokro, wietrznie, a na parkingu tłok. Wzrokiem szukam biało-czarno-zielonych ludzików z napisami jak na moim grzbiecie…
…nie widzę. Czas na rozgrzewkę…
….boczne podmuchy wiatru grożą wywrotką – trzeba uważać – warunki nie sprzyjają szukaniu naszych.
Oczekiwanie w sektorach startowych nieprzyjemnie przedłuża się do 12:34 co w tych warunkach pogodowych skutkuje schłodzeniem już rozgrzanych mięśni.
Nareszcie start… młodzież ruszyła szybko – ja oszczędzam siły na interwałowe wąwozy. Pierwsze kilometry nuda staram się nie zostać z tyłu, co chwila wyprzedza mnie jakiś młodziak, z lekkością rączego rumaka pomykając do przodu.
O… kończy się wieś zaczynają się zjazdy, las i wąwozy….
… okazuje się że wielu wyprzedzających przed chwilą, buksuje w piasku i piszczy hamulcami na zjazdach.
To niezwykłe zjawisko które spotykam coraz częściej – silni zawodnicy którzy bez wysiłku wyprzedzają innych na odcinkach prostych technicznie, przy niewielkim wzroście trudności w terenie zwalniają znacznie lub zsiadają z roweru blokując jazdę wszystkim z tyłu.
Szczęśliwie trasa wymagająca i ciekawa, daje mi szanse – jak nie kondycją to techniką.
Jazda krętymi wąwozami z góry i pod górę, piasek, kamienie i wykroty – fajnie – może należało jechać do Daleszyc? Ciekawe czy tam też ktoś układa trasę tak aby część pod górę, przebyć piechotą – nie znoszę chodzonych wyścigów.
Kończą się wąwozy, wzdłuż Narwi do miasta i trochę asfaltu pod górę – tu już zdycham… by odżyć na wykrotach w twierdzy. Ech jeszcze chwilka i już na mecie… Czas gorszy niż rok temu, ale i kilometrów więcej…. Tak się zatraciłem w ściganiu że przywiozłem z powrotem wszystkie elektrolity przygotowane rano… poczułem to w drodze do domu.
Zbolały i zakwaszony wracam… siadam przed kompem i… tu szok…. byłem jedynym startującym biało-czarno-zielonym ludzikiem. Inwazja na Modlin nieudała się…
24 w kategorii M5
Robert Janicki