Pomiechówek – wiosenno-zimowe słońce i napęd XT

Wiosna

Drugi maraton z cyklu Santini Northec MTB zimą nie zapowiadał się szczególnie zimowo. Wiosna od kilku tygodni zaskakuje nas bardzo pozytywnie, a i na niedzielę prognozy były obiecujące: słońce, wyż, 10 stopni, czyli wymarzona pogoda jak na tą porę roku. Dzięki wysokim temperaturom od paru tygodni, jak i raportom z trasy wiedziałam, że w przeciwieństwie do Jabłonny, ten maraton będzie całkiem szybki.

Przygotowanie do maratonu

Nie byłam zbyt zadowolona ze swojego poprzedniego wyniku, a ponieważ w trzecim maratonie w cyklu zimowym nie wezmę udziału, to należało przeanalizować, co należy poprawić przed startem w Pomiechówku. Zimy nie przespałam, dzielnie trenowałam, ale ponieważ nie przepadam za marznięciem, to robiłam to na sali wraz z innymi amatorami spinningu. Niestety ten brak doświadczenia na śniegu i błocie odbił się w Jabłonnie. Wniosek był prosty – czas na treningi w terenie. Kolejne 2 weekendy przeznaczyłam na treningi techniczne, m.in. z Elą, która w zimie nie raz wybrała się na leśne ścieżki. Drugi mój problem w Jabłonnie to był rower – również trenując w Lasku Bielańskim przekonałam się, że najwyższy czas na wymianę pancerzy przerzutek, bo na wyścigu po paru kilometrach nie mogłam w ogóle wrzucać łańcucha na dużą tarczę z przodu. Przy okazji dojrzałam do decyzji – czas na wymianę przerzutek, żeby rower ułatwiał jazdę, a nie utrudniał. Tak więc kupiłam przerzutkę przednią XT i tylną XT, dobre pancerze, kasetę i łańcuch, a w ostatnim tygodniu przed maratonem Wojtek wszystko mi wymienił. Dobrze mieć w domu mężczyznę, który się zna na takich rzeczach, bez niego pewnie moje wyniki nie byłyby takie, jakie są. Przed maratonem zdecydowałam się również na wymianę opon. Te, które zastosowałam w Jabłonnie, chociaż przeznaczone na błoto, to raczej mi przeszkodziły swoim ciężarem, a nie pomogły. Okazuje się, że powrót do przedniej Bontrager XR1 i tylnej Duro Miner, oznaczał zmniejszenie wagi kół o ok. 600-700g – to naprawdę dużo. Już w zeszłym roku przekonałam się, że waga kół i opon ma bardzo duże znaczenie, dlatego jeżeli ktoś się zastanawia, na czym zbijać wagę, to moim zdaniem warto zacząć od kół.

Słońce w Pomiechówku

Chłodny poranek i szron na roślinach nie zapowiadał aż tak dobrego startu, ale z każdą godziną temperatura rosła. Tym razem udało się nam dojechać na maraton na tyle wcześnie, że był nawet czas na szybką rozgrzewkę, bardzo potrzebną w taki dzień i na tak krótkiej trasie. Mile zaskoczyła nas organizacja miasteczka. W szkole warunki idealne, wszystko, co potrzeba było, a start i meta bardzo blisko, po drugiej stronie ulicy. Stojąc w sektorze – piątym, razem ze wszystkimi konkurentkami z poprzedniego maratonu – czułam, że jestem dobrze przygotowana, ubrana nie za ciepło, a słońce prześwitujące przez gałęzie nastrajało optymistycznie. Cieszyłam się z takiego układu sektorowego, bo warto wiedzieć, gdzie są konkurentki – za mną, czy przede mną.

Pomiechówek'14 4

fot. Wojtek Wołoszczuk

Start – przedwiośnie w lesie

Jeżeli ktoś ma wątpliwości, jaką mamy porę roku, to przypomnę – jeszcze jest kalendarzowa zima, ale o tym przypominały może ze 3 płaty śniegu na całym maratonie. Ogólnie trasa była raczej sucha poza nielicznymi fragmentami błota, lub zmrożonego błota. Po starcie krótki odcinek szosy, akurat na rozpędzenie i podniesienie tętna, ale bardzo szybko skręcaliśmy po raz drugi – w las. Wiedziałam, że muszę trzymać się z przodu i pilnować rywalek, ale jednocześnie nie przesadzić na pierwszych kilometrach. Myślę, że jazda z pulsometrem jest tu bardzo pomocna, dzięki temu nie spaliłam się na początku, tylko spokojnie wyprzedzałam kolejne osoby. Szybko okazało się, że sektor 5 nie prowadzi tak szybko, jak wyższe – w sumie to całkiem oczywiste, ale dla mnie oznaczało, że będzie trzeba szukać kolejnych grupek w wyższych sektorach. Na szybkim maratonie, z płaskimi odcinkami, bardzo przydaje się jazda w grupie i ja starałam się o tym pamiętać. Sił nie brakowało, więc mam nadzieję, że koledzy raczej nie będą narzekali na zmiany, które czasem dawałam.

Pomimo płaskich fragmentów, maraton raczej zapamiętałam jako dość pagórkowaty. Nie były to oczywiście Góry Świętokrzyskie, ale jak na Mazowsze, trasa naprawdę miło zaskoczyła. Podjazdy niektóre na tyle strome, że nawet małe korki powstały, za to zjazdy m.in. przez wąwóz, naprawdę malownicze. Dla mnie szybki i trochę wymagający zjazd to jest nagroda za włożony wysiłek. Nie brakowało również singli, czy średnio-wąskich ścieżek, które także są kwintesencją dobrze zrobionej trasy. Na jednym z nich spotkałam Monikę, która w tym cyklu zdecydowała się na dystans Fit. Niedługo potem w oddali pojawiły się kolejne dwa zielone stroje – to Wojtek Wołoszczuk, a trochę przed nim Maja Busma. Przez jakiś czas jechałam za ich grupką, do miejsca, gdzie zaczął się błotny odcinek. Niestety w tym miejscu Wojtka dopadł pech – jego kamerka na kasku zahaczyła o drzewa i musiał się zatrzymać, żeby ją poprawić. Minęło trochę czasu, zanim udało mi się dogonić Maję, a w końcu Michała Żurka. Miałam trochę szczęścia, że przez sporą część trasy mogłam współpracować z dwoma zawodnikami, którzy chyba tak jak ja odrabiali spadek do niższego sektora na poprzednim maratonie. Jak się okazało, Michał nie dał się tak łatwo zgubić, ostatnie kilometry pokonywaliśmy razem. Kiedy ja trochę osłabłam, Michał zaoferował swoje koło i aż do mety zmienialiśmy się, korzystając nawzajem ze swoich sił. Dla mnie był to jeden z tych maratonów, kiedy wszystko poszło tak, jak powinno. Przerzutki XT działały idealnie, bez żadnego wysiłku zmieniałam je kiedy chciałam i jak chciałam, nawet jeżeli zdarzyło mi się trochę z tym spóźnić. Jazda w grupie naprawdę się udawała, a do tego moje ulubione zjazdy, po prostu wszystko, czego trzeba na przedwiosennym wyścigu.

Pomiechówek'14 2              Pomiechówek'14 6

 

for. Ewa Lipowiecka                                                                   fot. Zbyszek Kowalski

Tym razem MyBike.pl stawił się w liczniejszym gronie, niż poprzednio. Widać, że sprzyjające warunki atmosferyczne zachęciły sporo osób, żeby skorzystać ze słońca i tej urokliwej trasy. Oto nasze wyniki:

Dystans Fit (czas zwycięzcy 00:37:27):

Monika Wrona 1 miejsce kat. FK2, 2 miejsce open, czas 0:46:28 (czas 1. Open Kobiet 0:44:13)

Ania Galeńska 3 miejsce kat. FK5, czas 1:22:36

Dystans Mega (czas zwycięzcy 1:22:06):

Krysia Żyżyńska 1 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:34:55

Maja Busma 4 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:46:31

Ela Kaca 6 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:50:47

Michał Żurek 26 miejsce kat. M3, czas 1:36:54

Wojtek Wołoszczuk 33 miejsce kat. M3 1:41:06

Pomiechówek'14 3

W Mrozach mnie i Eli nie będzie – czas na krótki urlop, tak więc do zobaczenia na kolejnym, tym razem już wiosennym maratonie.

Relacja ze zgrupowania Calpe 2014 – dzień 1

Po 8 godzinach snu pobudka i lecę na rozgrzewkę. Tak jak pisałem wcześniej, ciężko jest na co dzień znaleźć czas na 30 minut ćwiczeń stabilizujących oraz rozciąganie. Niby można bez tego żyć, ale jeśli przez tydzień, dwa porobimy takie ćwiczenia to zdecydowanie poczujemy różnicę. A na takim zgrupowaniu odczujemy to bardzo mocno w postaci mniejszej ilości skurczy. Prowadzący starają się tak dobrać mieszankę ćwiczeń aby na przestrzeni kilku dni wzmocnić różne zapomniane przez kolarzy mięśnie. Ach gdyby w codziennym kieracie mieć na to czas…

Ćwiczenia stabilizacyjne

Ćwiczenia stabilizacyjne

Rozciąganie

Rozciąganie

I jeszcze nieco rozciągania... =)

I jeszcze nieco rozciągania… =)

Pierwszy dzień jazdy traktuję jako rozgrzewkę i sprawdzenie roweru. Trasa prosta i raczej płaska jak na tutejsze warunki. Tempo rwane, bo a to musiałem dokręcić kierę, a to kółeczka przerzutki. Poniżej profile z treningów.

Wykresiki

Wykresiki

Trasa

Trasa

Pogoda była wymarzona – bezchmurne niebo, słońce i lekki wiatr. Co prawda pojawiały się mocne szkwały, ale nie było tragedii. Aby wyjechać z Calpe trzeba przeskoczyć kilka pagórków i dopiero potem można pobawić się na płaskich terenach. Ruch nieco większy ze względu na weekend, ale nadal większość kierowców nie widziała problemu w grupie 10 osób jadących parami środkiem pasa.

Jazda w grupie.

Jazda w grupie.

Po prawie 3 godzinach wesołego kręcenia wróciliśmy do bazy. Czas na rozciąganie, kąpiel, odpoczynek i obiad. Zapisy na masaż, terapię manualną, bike-fitting i można lecieć do sklepu po zakupy. W końcu w niedzielę sklepy są zamknięte. Potem masaż i wieczorny odpoczynek. Pod koniec dnia można poczytać książki, obejrzeć film czy obejrzeć powtórkę jak Kwiato wklepał Saganowi. Wychodzi też opalenizna czyli jutro trzeba się lepiej kremem posmarować… 😉