MTB CROSS MARATON – SANDOMIERZ 2013

941891_620340741328758_2067490441_n

Kolejna edycja maratonów „górskich”, dawnej Ligi Świetokrzyskiej za nami. Tym razem gościliśmy w malowniczym Sandomierzu. Mając w pamięci ostatnie zawody w Daleszycach, wyruszaliśmy bladym świtem (Zamil ,Pajacyk ,Marek) pełni obaw, co nas tym razem spotka na trasie ale i bogatsi o zdobyte doświadczenia. Jedna z niewiadomych już rano się wyjaśniła, po fatalnym długim weekendzie pogoda zapowiadała się wyśmienicie. Ruch na trasie do Sandomierza niewielki co pozwoliło dość sprawnie dotrzeć do celu. Miasto przywitało nas dość senną atmosferą , która zdecydowanie ożywiała się w miarę zbliżania do celu jakim było miasteczko rowerowe usytuowane centralnie na rynku Sandomierskim. Około 10:00 większość ekipy stawiła się przy samochodzie, celem obgadania spostrzeżeń co do trasy, taktyki na wyścig i pobrania „zaopatrzenia” w formie żeli potrzebnego do przetrwania na w trakcie zawodów. Godne uwagi jest to, że większość ekipy (6 osób) zdecydowała się wystartować na koronnym dystansie Master 80km a reszta ( 3 osoby) na dystansie Fan 50km i wszystkim udało się dojechać szczęśliwie do mety.

Ekipa Master powoli zaczęła się przemieszczać w okolice startu a ja z Zamilem ruszyliśmy na rozgrzewkę. Kilka startów już zaliczyłem ale Sandomierz mnie zaskoczył, ponieważ na rozgrzewce ciężko było znaleźć kawałek płaskiej prostej bo albo w górę, albo zjazd. Było to zapowiedzią tego co nas dzisiaj czeka i jest nieuniknione. Dystans Masters na którym stawiło się 111 osób wystartował z 15-sto minutowym opóźnieniem. Zaraz po nim sektory zaczęły zapełniać się zawodnikami z dystansu Fan i Family. Pierwszych stawiło się 322 a drugich 67 co łącznie dało okrągłe 500 osób i było drugim wynikiem w historii tego cyklu. W związku z taką ilością zawodników po raz kolejny odbył się start honorowy co niestety nie przyczyniło się do zwiększenia jego bezpieczeństwa. Jadąc wąską brukowaną uliczką w dół nie wiedzieć czemu część zawodników co i raz nerwowo naciskała na hamulce powodując spore zamieszanie w tak licznej grupie kolarzy.

Pierwszy osty nawrót, kawałek prostej i peleton zaczął nabierać tempa. Kolejny zwrot i górka mająca ok.1km na której zaczęły się pierwsze przetasowania wśród ścigających. Długi ,szybki zjazd i kolejna górka o podobnej długości. Wiedzieliśmy że po wyjeździe z miasta droga zaczyna się zwężać ,więc oczywistym faktem było, aby do tego momentu zająć jak najlepsze pozycje wyjściowe do dalszej walki. Pierwszą niespodzianką była mała drewniana kładeczka, która jak się okazało sprawiła sporo zamieszania. Zamiast przejeżdżać ją część zawodników zaczęła zsiadać z rowerów i przeprowadzać po niej rower. Wcześniej poszarpany na mniejsze grupki peleton znów się zbił w większą całość i walka zaczynała się na nowo. Wpadliśmy do sadów i zaczęło się to po co tak naprawdę tu przyjechaliśmy. Góra ,dół, góra, dół i tak do ………. . Peleton mocno się porozciągał a w oddali na kolejnych podjazdach widać było pomykających między drzewami zawodników. Ostre zwroty i ciasne zakręty nie pozwalały nawet na chwilę dekoncentracji. O ile na początkowych kilometrach można było jeszcze jechać za innymi to w miarę upływu czasu przerwy pomiędzy zawodnikami robiły się coraz większe i czujność musiała być wzmożona żeby nie przestrzelić jakiegoś skrętu a słuchając relacji zawodników na mecie nie było to takie trudne.

Tu zaznaczę , że moim zdaniem oznaczenie było ok. 13km i pierwszy bufet. Woda, Izo i coś do jedzenia. Obsługa uwijała się jak w ukropie żeby wszystkim podać co potrzeba. Łyk napoju i ogień dalej. Zaraz za bufetem rozjazd na MASTERS/FAN w lewo i Family w prawo. Jedyny słuszny wybór i odjazd w lewą stronę. Pomiędzy jednym a drugim sadem krótki przerywnik asfaltowy, niedający większego wytchnienia. Kolejną małą niespodzianką z pozoru niewielka kałuża na łące. Rzut oka i co tam ja nie przejadę. I tu niemiła niespodzianka. Przednie koło prawie po ośkę poszło pod wodę a pupa przez moment była chyba wyżej niż głowa. Obeszło się bez wywrotki ale ciśnienie skoczyło, a z tyłu słychać „głęboko nie wjeżdżajcie bo koleś prawie się wyj…..”. Faktycznie, pozostali już grzecznie zsiadali z roweru i z buta po wodzie. Po drodze jeszcze był ostry zjazd z podłożem chyba ze wszystkiego. Kamienie, cegły, szkło, jakieś blachy i kupę innego syfu. Efekt raczej do przewidzenia. Po prawej i lewej pechowcy zmieniający złapane przed chwilą gumy. Jedziemy dalej i kolejne zjawisko przyrodnicze. Na łące nagle rower nie idzie. Zaczynają mnie wyprzedzać inni. Myślę sobie kapeć, nic to zmieniam, ale nie . To podłoże które zaczyna dziwnie przysysać moje opony. Time out i spuszczanie powietrza z kół. Na rower i do przodu. Różnica od razu odczuwalna, bo teraz ja jestem wyprzedzającym. Tu podziękowania dla Jolki, koleżanki naszej Majki, z którą parę kilometrów się wiozłem na zmianach ale wspomniane wcześniej utrudnienie skutecznie mnie spowolniły i tylko mogłem patrzeć jak mi znika z pola widzenia.

Około 30km pierwsze ukucie w lewej dwójeczce. Obawy że spotka mnie to co w Daleszycach ( skurcze we wszystko co może się skurczyć od 26km do mety) i lekkie zwolnienie tempa plus wspomagacze doustne. Przede mną nikogo za mną to samo, nie ma szansy żeby się za kimś powieść kawałek a sady w koło. Krótka chwila i ponownie ogień. Ostatni bufet na trasie Fan i skręt w prawo do mety. W tym samym miejscu nasi Mastersi robią skręt w lewo i na drugie kółko. Przy drodze stoi jakiś człowiek z dzieciakami i krzyczy że teraz mocna górka i już tylko 5km do mety. Podjazd i ostro przy płocie w dół i tu kolejna niespodzianka. Zatrzymałem się i myślę sobie to chyba żart. Podejście pod kopiec z buta. Luźno rzucam że może by to podjechać a tym za plecami mówi że jeszcze nikt nigdy tu nie podjechał. Co robić rower w rękę i do góry. Ostry zjazd i strażak krzyczy że zostało jeszcze 2 km. Lekki podjazd który wydawał się nie mieć końca a było tego z 700m. Kawałek płaski, nawrotka i ostatni podjazd po kostce na rynek. Tu organizator nie zadbał o zabezpieczenie bo momentami trzeba było slalomem między spacerowiczami jechać. Linia mety i radość z ukończenia wyścigu. Powolne toczenie się w kierunku samochodu i lekki zgon. Chwilę po mnie pojawia się Zamil, którego wyraz twarzy mówił wszystko. Ostatnim tchem wydusza , że jeszcze w czymś takim udziału nie brał i że to jakaś masakra.

Leżymy na trawie i próbujemy się ogarnąć jakoś. Po dłuższej chwili zaczyna się powolne ogarnianie . Rowery w błocie, ale dla nas nie ma to większego znaczenia. Pakujemy je na samochód i czekamy już tylko na naszych MASTERSÓW. W międzyczasie pojawia się Majka i zdaje nam swoją relację z trasy. Pomimo kapcia jaki jej się przytrafił i szaleńczej pogoni za czołówką kobiet osiąga świetny wynik. Udaje jej się wyprzedzić trzy rywalki i ostatecznie zajmuje 2 miejsce wśród kobiet na dystansie FAN. W międzyczasie dojeżdżają nasi kolejni zawodnicy z dystansu Masters wśród których pierwszym był Wojtek, a Krysia zajęła 3 miejsce w swojej kategorii.247015_620340334662132_577096266_n

Wyniki całej ekipy poniżej:

dystans Master (zwycięzca: 03:05:07)
miejsce open, miejsce w kategorii, czas:
Wojtek Galeński, 53, 16M3, 04:00:47
Marek Sanaluta, 75, 35M2, 04:22:35
Krysia Żyżyńska, 85, 3K2, 04:32:37
Piotrek Mazurek, 92, 42M2, 04:42:05
Tomek Kuchniewski, 94, 10M4, 04:50:39
Ela Kaca, 102, 5K2, 05:19:53

dystans Fan (zwycięzca 02:02:56):
Maja Busma, 141, 2K2, 02:47:44
Paweł Inglot, 199, 53M3, 03:06:08
Paweł Zamilski, 213, 58M3, 03:12:06

Zawodów nie ukończyło około 40 zawodników co pokazuje że łatwo nie było.

Po dwóch maratonach nasza ekipa zajmuje dobre 7 miejsce . Kolejne ciekawe doświadczenia i przeżycia zdobyte i z niecierpliwością czekamy na następne zawody  które już 26 maja w Nowinach.

Warto wspomnieć tu o wielkim nieobecnym naszej ekipy jakim jest „KLOZI”, którego nie łatwo powalić ale dokonał tego atakując z zaskoczenia pod osłoną nocy wyrostek robaczkowy, jednak jego duch walki z nami pozostał i pozwolił nam na kolejne godne zaprezentowanie się jako drużyna MYBIKE.PL na polu walki jakim był tym razem Sandomierz.

P.S. Szkoda tylko, że pomimo nieoficjalnych informacji i przecieków jakie się pojawiały pocztą pantoflową na starcie nie pojawił się Ojciec Mateusz. Pewnie miał jakieś kolejne trudne tematy do rozwiązania .

 

Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie

Pajacyk

935167_620340087995490_1255879710_n