No i po Daleszycach…

Pierwszy prawdziwie górski maraton za nami. Na starcie dystansu Master pojawili się: Wojtek, Tomek K., Ela i Krysia. Początek to start honorowy, jechaliśmy prowadzeni przez samochód bezpieczeństwa przez ulice Daleszyc, żeby niedługo potem zacząć się rozpędzać.

Nasz start można obejrzeć tutaj:

Z początkowo wolnego tempa zrobiło się coraz szybsze i wreszcie peleton rozerwał się na mniejsze grupy. Mimo wszystko warto było się trzymać na kole, aby uniknąć walki z wiatrem. Tak, czy inaczej siły zawodników zostały zweryfikowane niedługo po wjechaniu w las, kiedy zaczął się pierwszy podjazd. Lekko nie było, ten, kto za bardzo pędził na asfalcie mógł teraz żałować, że stracił cenną energię. Odwrotu nie było, trzeba było jechać, lub jak ktoś nie dawał rady, iść. Po podjechaniu na górę ta przyjemniejsza część, czyli zjazd. Trasa była interwałowa, więc wiadomo było, że jeszcze niejeden taki podjazd i zjazd nas czeka. Po drodze rozjazd na dystans Family – jak sama nazwa wskazuje, odpowiedni dla całych rodzin, choć myślę, że dla dzieci to i tak było nie lada wyzwanie. Niestety, na rozjeździe nikt nie stał, pewnie uznano, że to oczywiste, że zielona strzałka w lewo to dystans Family, a niebieska w prawo dystans Fan i Master… niestety nie dla Wojtka, który podążył za „większą” zieloną strzałką… szkoda, bo mimo awarii napędu na pierwszym podjeździe (i naprawy) na pewno byłby w stanie ukończyć koronny dystans.

Dalej kolejne podjazdy i zjazdy, po niebieskich strzałkach – aż do momentu, kiedy na wprost zobaczyłam 2 osoby wskazujące w dół i wielką czerwoną strzałkę – tak, to tu, decyzja zapadła już przed wyścigiem – jedziemy dystans Master. Był to pierwszy dość stromy zjazd, co mimo trudności sprawiło niemałą frajdę – tak, po to właśnie jeździmy 🙂 tyle, że z czasem było coraz ciężej i trudniej podjechać nawet niezbyt strome górki, a do bufetu jeszcze trochę… całe szczęście, że coś do jedzenia znalazło się w kieszonce. W końcu bufet, czyli ratunek. Tu nie tak, jak w Mazovii – przy 5-godzinnym dystansie krótki postój nie szkodzi, o ile nie jest się Radosławem Rękawkiem. Można spokojnie zjeść 2 połówki banana, batonik, napełnić bidon i dostać jeszcze do kieszonki kolejne 4 batony – bo jak powiedział pan z obsługi, następna okazja do pożywienia się za 25 km. Za bufetem zaczął się łatwy odcinek asfaltowy – wymarzony na odpoczynek (choć nie płaski) i uzupełnienie paliwa, zanim wjechało się w drugą, równie wymagającą (a może nawet bardziej) partię gór. Znów interwał, w górę i w dół, ale te kilometry w nogach powodowały, że co bardziej strome podjazdy jednak prowadziłam rower. Cóż, to mój pierwszy tak długi maraton, a mimo wszystko, solidne pożywienie się pomogło – udało się wyprzedzić parę osób z dystansu Master i w końcu dogonić niektórych zawodników kończących jeszcze dystans Fan. Kiedy na liczniku pokazał się 65 kilometr, sił jakby nagle przybyło – to już blisko, trzeba pędzić, jeszcze wyprzedzić kilku zawodników, a końcówka asfaltem tu już sama przyjemność – byle szybciej 🙂 Dystans Master ukończyłam ja (Krysia) i Tomek Kuchniewski, z którym kilka razy się mijałam na trasie.

Wojtek z powodu pomyłki ukończył dystans Family, a następnie, startując 40 min. po pozostałych zawodnikach, przejechał dystans Fan, mimo wszystko doganiając niektórych zawodników. Ela tym razem również pojechała krótszy dystans – może dlatego, że kiedy dojechała do rozjazdu, nie było już nikogo, kto wskazał ręką w dół „Tam jechać” 😉

Pół godziny po zawodnikach dystansu Master, wystartowali zawodnicy z dystansu Fan, który wcale taki łatwy nie był, bo nawet zwycięzca przejechał go w 2 godziny i 6 minut.
Wyniki drużyny prezentują się następująco:
MASTER (czas zwycięzcy: 3:09:39)
4:58:36 Krysia ELITA K-3m, OPEN-97m
5:07:06 Tomek K. MASTERS I-12m , OPEN-103m
FAN (czas zwycięzcy: 2:06:10)
2:34:59 Rafał MASTERS I-13m, OPEN-45m
2:52:24 Marek ELITA-32m, OPEN-97m
2:58:18 Piotrek ELITA-41m, OPEN-120m
2:58:38 Maja ELITA K-3m , OPEN-123m
3:09:20 Paweł MASTER I-42m, OPEN-153m
3:15:14 Konrad ELITA-62m, OPEN-167m
4:03:54 Wojtek MASTER I-65m, OPEN-256m

Ela – wynik nie zaliczony, ponieważ nie przejechała zadeklarowanego dystansu – może to się jeszcze zmieni.
Wszyscy zmęczeni, ale szczęśliwi. Tutaj można zobaczyć relację filmową z przejazdu Wojtka:

Tutaj można zobaczyć, jak zjeżdżali z Zamczyska nasi zawodnicy:
http://www.youtube.com/watch?v=5_ZhH9H4enE&list=PLGHf2B3OQzA6rjIzeJrgcdye4hb3ZBLeT
Marek 0:00, Piotrek 1:27, Maja 3:48, Konrad 4:51
//Krysia