Kiedy poprzednio rozmawialiśmy z Łukaszem, był już spakowany przed wylotem do RPA, by zmierzyć się z trasą Cape Epic. Dzisiaj pytamy o wrażenia i dalsze plany.
Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia więc jakie następne wyzwanie podejmiesz?
Tak, rośnie. Będzie ciężko bo rozpocząłem od głównego dania. Mój plan obejmuje jedną etapówkę w sezonie. Po cichu myślę o Trans Alp 2020. Dopuszczam też polskie Bike Adventure. Tak, wiem, spory rozrzut 🙂
Kiedy pierwszy raz pomyślałeś o tym wyścigu?
Pierwszy raz pomyślałem w 2012 roku. Po drodze pojawiły się polskie etapówki, gdzie nabrałem pokory do tego typu eventów. Pokory ale też i pewności siebie. Obejrzałem sporo zdjęć i filmów z Cape Epic. W końcu zaczęły się pojawiać banalne i przereklamowane dla wielu myśli “dlaczego nie teraz?”, “na co czekasz?”, czy najprostsze “czemu nie?” 🙂 Podziałały.
Co doradzasz osobom które chciałyby pójść w Twoje ślady?
Dwie rzeczy wg mnie są bardzo ważne a niekoniecznie oczywiste. Po pierwsze przejechać etapówkę jakąś inną (tańszą :)) na rozgrzewkę. By nabrać pewności i sprawdzić jak zachowuje się nasz organizm i czy to w ogóle się nam spodoba. Druga rzecz to trener. Etapówki dotychczas w Polsce przejechałem bez jakiegoś specjalnego treningu. Była to walka o przetrwanie.
Co było najtrudniejsze w wyścigu wg Ciebie?
Najtrudniejszy był dla mnie (i jak można było usłyszeć w miasteczku dla baaardzo wielu) etap szósty, prezentowany o dziwo jako etap czysto zabawowy. Było tam mnóstwo singli ale… Kręte, bo po 100 metrach prostej trzeba złożyć się w zakręcie szerokości roweru i zrobić nawrót o 180 stopni. Niby gładka nawierzchnia ale pod warstwą kurzu, który nie pozwalał na złapanie przyczepności było mnóstwo dziur. A to wszystko niejednokrotnie na pionowym zboczu. Było tego bardzo sporo i ciągłe zakręty na maksymalnej koncentracji po prostu chyba wymęczyły mnie mentalnie. Wydolnościowo i siłowo wszystko było ok ale po prostu mój mózg miał dość.
Jak oceniasz wynik swój i osiągnięcia pozostałych rodaków na Cape Epic, w tym Mai Włoszczowskiej?
Maja zgodnie z oczekiwaniami w czubie. Było to dla niej coś nowego więc wynik bardzo dobry. 1 miejsce byłoby niespodzianką a i można odczuwać niedosyt, że nie utrzymała drugiej lokaty. My byliśmy na 333 miejscu czyli połowa stawki. Jestem bardzo zadowolony, zwłaszcza, że pierwsze 50 miejsc to światowa elita. Za nimi kolejne miejsca to najlepsi amatorzy z całego świata. Przed 7, felernym etapem byliśmy na 307 miejscu i myśleliśmy o wskoczeniu do trzeciej setki ale nie udało się.
Ile Tss pokazał Ci Garmin?
500 na pierwszym etapie. Na kolejnych serce już tak mocno nie chciało bić, emocje opadły i spędzałem więcej czasu w niższych strefach HR co składało się na TSS poniżej 400.
Czy Top Fuel Treka 9.8 się sprawdził?
Rower sprawdził się genialnie. A w sumie rowery, bo obaj mieliśmy Top Fuel’e 9.8. Pierwszy raz czułem się tak pewnie na rowerze. Absolutnie nic się wydarzyło, żadnych skrzypień, trzasków. Smarowaliśmy tylko łańcuch i jazda. Genialnie. Szerokie obręcze dodawały sporo pewności na kamienistych zjazdach. Blokada zawieszenia “grip shift” też jest fajnym rozwiązaniem, a byłem do niej sceptycznie nastawiony. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zawieszenie. Prawie cały wyścig przejechałem na odblokowanej amortyzacji – bujanie było praktycznie nieodczuwalne. Muszę dodać, że sporo było takich modeli na trasie. Wg mnie zdecydowanie więcej Treków niż w zeszłym roku.
Kto z Was złapał gumę i jak wygląda koło, bo wiem, że nie zmienialiście dętki?
Gumę złapałem ja. Na szybkim szutrowym zjeździe zapomniałem odblokować zawieszenie i najechałem na poprzeczną nierówność. Taki mały, złośliwy rowek wyżłobiony przez deszczówkę. Nie udało nam się tego załatać Samurai Swordem. Obręcz jest w stanie bardzo dobrym. Zapobiegawczo jechaliśmy obaj na Bangerch. Świetna rzecz. Można przejechać na tym Cape Epic jak widać 🙂 Uściślając – jechać można, ścigać się nie można.
Podsumowująć, jeśli obręcz jest uszkodzona to przez uderzenie o ten felerny rowek a nie przez moją dalszą jazdę na kapciu z Bangerem w środku.
Jak oceniasz zainteresowanie tego typu etapówkami w Polsce?
Zainteresowanie takimi imprezami jest znikome. Nawet w światku maratonowego ścigania wielu nie wie co to Cape Epic.
Jak wyglądało Twoje żywienie w okresie przygotowawczym, jak i w trakcie imprezy?
Unikam słodyczy, wcinania drożdżówek, słodzonych napojów. Nie zajadam się kanapką z szynką przy byle okazji. Jest to dla mnie nie lada wysiłek 🙂 Przejście na specjalną dietę byłoby dodatkowym wyzwaniem i nerwówką.
A na wyścigu… Pod tą wielką plastikową plandeką na Cape Epic kryje się pięciogwiazdkowa restauracja. Na bufetach masz izotonik w dowolnym kolorze. Jako przekąskę możesz zjeść… Hmm… Wymyśl sobie 🙂
Wzięliśmy ze sobą żele i izotoniki. Batonów na trasę nie braliśmy. Do śniadania EnergyPlus a po wyścigu RecoPlus. Myślę, że jadłem około 4 żele na etap. Znam takich, co pochłaniali 14!
Jakie części zapasowe zabrałeś ze sobą?
Mieliśmy spinkę do łańcucha i hak do przerzutki. Praktycznie wszystko jest do kupienia na miejscu.
Co się popsuło (o ile w ogóle coś)?
Zerwałem łańcuch ale chwila moment i pojechaliśmy dalej. Kosztowało nas to minutę.
Czego najbardziej Ci brakowało?
Bakelitowego sedesu.
Czy po takiej imprezie świat nie wygląda już tak samo? 😉
Wróciłem do pracy a w biurze podszedł do mnie Piotr Buczyński i powiedział, że w Legionowie na Poland Bike były fajne single… Jeszcze kilka tygodni i się przyzwyczaję 🙂
Będąc już po wyścigu i jego analizie, co zmieniłbyś w swoich przygotowaniach?
Chyba nie zmieniłbym niczego. Do przygotowań podszedłem z przekonaniem i założeniem, że to wbrew pozorom mało istotna sprawa w porównaniu z pracą i z życiem rodzinnym. Przy planowaniu z trenerem był czas na ferie i na święta. Miałem założone wolne soboty i dłuższe rozjazdy w niedzielne (zimowe) poranki. Plan zrealizowałem myślę w praktycznie stu procentach. Pełna satysfakcja.