fbpx

Niedzielny poranek, jest 10 stopni, leje deszcz i prognoza zapowiada się jeszcze gorzej. Co by uczynił typowy Janusz około 10 rano w taki dzień? Pewnie przekręcił się z boku na bok czekając aż typowa Grażyna nakrzyczy na niego, aby w końcu ruszył swoje cztery litery i zrobił coś pożytecznego ze swoim życiem… No cóż – członkowie zespołu MyBike.pl nie reprezentują sobą (przynajmniej przez większość czasu ) typowych Januszy i Grażyn. Dlatego w minioną niedzielę dzielnie stawiliśmy się w 10 osobowym składzie na starcie drugiej edycji Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej – tym razem w Daleszycach.

Łukasz jeszcze w bojowym nastroju.

Wyjazd z Warszawy dawał jeszcze promyki nadziei

na może zimną, ale suchą pogodę. Niestety, od Skarżyska do samych Daleszyc towarzyszył już nam deszcz który zresztą nie chciał ustąpić, aż do końca dekoracji. Z Rafałem na miejsce dotarliśmy niecałą godzinę przed startem. Pomimo tego, że lubię się wcześnie ogarnąć, rozlać izotonik, spakować żele czy banany do kieszonek to i tak maksymalnie opóźniałem moment przebrania się w teamowy trykot. Zresztą chyba nie tylko ja, bo wokół linii startu zaczęło się zagęszczać dopiero na 5 minut przed gwizdkiem startowym.

Na linii startu ciężko było rozpoznać kolegów,

bo wielu z nich postanowiło wystartować w pelerynach deszczowych, kurtkach zimowych czy nawet worku na śmieci przerobionym na pelerynkę… 10:30 ruszyliśmy, spokojnie po asfalcie ale po kilkudziesięciu sekundach chyba każdy był już przemoczony a jazda w grupie była dość irytująca, ponieważ woda z pod kół poprzedzających zawodników leciała prosto w twarz. Tempo było zdecydowanie wolniejsze niż zwykle. Po niecałych 10 minutach wjechaliśmy w teren i na pierwszym podjeździe niektórzy nadali mocniejsze tempo. Ja wiedząc, że jestem nierozgrzany i nie w takiej formie jak rok temu nie spinałem się zbytnio.

Daleszyce - 2/3 podium dla naszych Pań
Nasze koleżanki rządzą 🙂

Niestety mimo suszy deszcz nie chciał zupełnie wsiąkać w ziemię

i podjazdy zrobiły się śliskie, zjazdy jeszcze bardziej a kawałków płaskiego prawie nie było. Dość szybko udało mi się wyprzedzić mistrzów prostej startowej, którzy niezbyt radzili sobie w terenie. Początkowo jechałem wspólnie z mężem koleżanki z pracy, któremu niestety około 20. km skończyły się klocki hamulcowe. Wtedy dogoniłem dwóch zawodników Ocynkowni Chrzanów, z którymi przejechałem niecałe 20 kolejnych kilometrów. Wyścig ten dość szybko zacząłem traktować bardziej jako trening w fatalnych warunkach aniżeli prawdziwe ściganie, więc zarówno z Michałem jak i z kolegami z Chrzanowa sporo czasu sobie przegadaliśmy walcząc, aby nie wylądować w rowie albo wyjechać możliwie daleko na błotnistym podjeździe.

Atmosfera była taka, że nasza rywalizacja sprowadzała się do tego

kto dalej wyjedzie błotnisty podjazd nim zacznie iść, zamiast na urwaniu kogokolwiek na podjeździe. Przed 40 kilometrem jeden z Chrzanowskich współtowarzyszy został z tyłu po jednej z sekcji zjazdowych, zagadnąłem wtedy do tego drugiego:

– chyba ten Twój kolega został gdzieś z tyłu
-co?
– no ten czerwony kapturek, bo nie wiem jak ma imię (a jechał w czerwonej pelerynie przeciwdeszczowej), został gdzieś na zjeździe…
– o, to kiepsko, pewnie go wilki zjadły….


Ten dialog pokazuje absurdalność naszego ganiania się po lesie na rowerach w deszczu i przy sześciu stopniach. Niestety ten drugi zawodnik też później został na jakimś podjeździe. Ja zaś sobie kręciłem w dość mało wyścigowym tętnie tak, aby dojechać bezpiecznie do mety z dłońmi skostniałymi na tyle, że kciuk nie był w stanie zmienić dwóch biegów w manetce na raz. Na kilka kilometrów przed upragnioną kreską udało mi się jeszcze wyprzedzić jednego zawodnika i bezpiecznie wylądować na mecie po ponad 4 godzinach walki w błocie i deszczu.

Ogólnie trasa w Daleszycach jest świetna,

ale pogoda sprawiła, że ten wyścig był zdecydowanie walką o dotarcie do mety w całości, a nie prawdziwym ściganiem na fajnej trasie. Szkoda.
Mnie się udało dowieźć 9. miejsce open, które pewnie gdyby nie pogoda byłoby trochę gorsze. Jednak pomimo braków w śnie i treningu czuję, że forma może nie będzie taka kiepska w tym roku Szkoda, że w kategorii stałem sam na najwyższym stopniu podium. Niestety pozostali konkurenci z kategorii nie dojechali do mety, a i tak frekwencja w M2 była beznadziejna.
Jako drużyna wypadliśmy niestety poniżej oczekiwań bo dystans Master poza mną ukończył tylko Rafał. Nasze Panie za to dzielnie spisały się na dystansie Fan gdzie wszystkie 4 były dekorowane!

Na gorąco wrażenia z mety…

Tekst: Mateusz Rybak
Zdjęcia: MTB Cross Maraton i Mybike.pl

Wyniki Mybike.pl MTB Team w Daleszycach:

Attention: The internal data of table “25” is corrupted!
%d bloggers like this: