Prognoza pogody niestety się potwierdziła i temperatura znacząco spadła w porównaniu z poprzednimi, niemalże letnimi dniami. Całe szczęście deszcz nas ominął. A zatem Poland Bike Serock.
Przyjechaliśmy do miasteczka przed dziecięcym wyścigiem. Pokręciłam się trochę z Julkiem, jednym z najmłodszych zawodników z drużyny a potem pojechałam jako opiekun na dystansie Fan. Trasę przygotowaną dla dzieci odebrałam bardzo pozytywnie i już nie mogłam doczekać się swojego startu.
Po legionowskim spadku ruszyłam z 8 sektora. Zwykle długo się rozgrzewam, więc pierwsze kilometry jechało mi się bardzo ciężko. Jednakże udawało mi się utrzymać w grupie. Nogi piekły, płuca paliły a licznik wskazywał wysoką prędkość, którą rozwijam wyłącznie w czasie wyścigu. Wówczas zastanawiam się dlaczego w ogóle biorę w tym udział skoro już na wstępie nie mam siły kręcić albo obiecuję sobie, że zacznę poważnie trenować. Potem ten stan minął i jechało mi się całkiem nieźle. Zaczęłam odczuwać przyjemność z jazdy na rowerze i rywalizacji. Nawet czasem udało mi się kogoś wyprzedzić. Po mocnym początku trasy przyszedł czas na złapanie oddechu w trakcie dosyć długiego przejazdu płaską, polną drogą. A ostatnie kilka kilometrów po krętych ścieżkach i wzdłuż brzegu sprawiły mi największą frajdę. Nawet zachowałam jeszcze trochę siły, żeby podjechać finalną górkę w dobrym tempie. Na metę wpadłam zziajana, ale zadowolona z wyścigu.
Podsumowując Serock – trasa była szybka, ale urozmaicona. Każdy niezależnie od preferencji mógł z niej wyciągnąć coś dla siebie. Miasteczko kolarskie, ogólnie zawody zorganizowano profesjonalnie. Mój rowerek spisał się na medal. A po wyścigu pyszna zapiekanka i garść krówek z bufetu zjedzonych za jednym razem, czego chcieć więcej?
Tekst: Sylwia Zduniak
Zdjęcia: Zbigniew Świderski/Poland Bike
PS. Gdy zdobywaliśmy Serock, druga część naszego teamu walczyła z deszczem i błotem w Daleszycach. Zapraszamy do lektury.