fbpx

 

Wolne przemyślenia kolarza amatora


Jeśli tajemnicze skróty typu TSS, IF, W/kg czy NP nie są Ci obce, jestem pewien że rower to dla Ciebie coś więcej niż środek transportu po bułki… Co naturalnie nie wyklucza zakupów w piekarni 😉

Na pewno trenujesz, ciężko i mozolnie. Twój plan dnia/miesiąca ułożony jest pod treningi. Dieta, sprzęt, sportowy tryb życia, regeneracja.
Ufff… No jest tego…


Jeśli tak jak ja, masz już grubo po trzydziestce, raczej nie ma się co łudzić że ktoś zechce nam płacić za jazdę na rowerze… No chyba że kręcisz 5,5W/kg FTP.
Ale czemu w takim wypadku do tej pory nikt Ci nie płacił?

Do sedna.

Zakładając że tak jak moja osoba, jesteś zupełnie przeciętnym kolarzem. Bywają ustawki gdzie jesteś w stanie zerwać kumpli, a czasem trzeba patrzeć jak pociąg oddala się nieubłaganie, nogi płoną żywym ogniem, a w głowie pojawia się ta niezbyt lubiana myśl- Po co ja to sobie robię?!

Jeśli nie jesteś w tej wąskiej garstce kozaków, którzy rozdają karty na lokalnych wyścigach, czemu nadal brniesz w ślepą uliczkę, na końcu której i tak rozbijesz się o ścianę?

No właśnie…

Jakiś niemały fakap na drodze rozwoju człowieka sprawił że postrzegamy świat zero-jedynkowo.
All or nothing

Oglądamy wyścig kolarski który wygra tylko jeden. Najlepiej rozegrał końcówkę, miał lepszy team, wytrzymał próbę sił czy po prostu miał szczęście. Nie mniej wygrał- splendor i chwała!

Dostaje kwiaty, pucharek, całusa od pięknych kobiet.  Szczęście…
Myślisz sobie- też bym tak chciał.

No ba! Kto by nie chciał!

A czy pomyślałeś kiedyś- qrna, chciał bym być tym drugim? Chciał bym być tym czterdziestym, który pomagał zwycięzcy przez 4 kilometry morderczego podjazdu na dziesięć do mety? Nie sądzę…

A ja powiem Ci że czasem chcę. Chcę być tym który nigdy nie będzie na świeczniku. Chcę być tym który będzie wkładał małą cegiełkę na rzecz fundamentu sukcesu kogoś, kto ma talent i ciężką pracą osiągnie więcej niż ja.
Chcę trenować kilkanaście godzin w tygodniu, aby móc przez choć 10 minut w wyścigu wykonać pracę na rzecz lepszego kolegi i umrzeć.
To jest cel w zasięgu, który jest jednocześnie odpowiedzią na zadane pytanie „po co?”.

Dróg do samorealizacji jest wiele, tak samo jak wiele jest celów do których prowadzą.

Myślę że warto złapać dystans i nauczyć się cieszyć tymi mniejszymi osiągnięciami. Nauczyć się doceniać kolarzy którzy przegrali ostatni podjazd po morderczej walce. Nauczyć się doceniać tych wszystkich którzy ciężko pracują aby móc włożyć swój kamyk do całej tej układanki. Nawet jeśli ten kamyk przykryty sukcesami innych.

To chyba moja kolarska droga i tak sobie myślę, że właściwie postawiony cel i dążenie do niego czyni ze mnie gościa PRO, choć PRO nigdy nie będę 😉

Walczymy dalej koleżanki/koledzy Kolarze!

Maciek Puź