fbpx

W minioną sobotę 17 czerwca wybrałem się na kolejną edycję Bike Maratonu tym razem w Ludwikowicach Kłodzkich.

Tym startem rozpocząłem długo oczekiwany urlop. Niestety ostatnie stresy korpoczłowieka, brak czasu, trenowanie w godzinach 20-22 i średnio przepracowana zima sprawiły, że forma w ostatnim czasie jest mocno poniżej oczekiwań. Na domiar złego ortopeda we wtorek przepisał zalecenie dwóch tygodni bez sportu w związku z zapaleniem Achillesa. Na moje stwierdzenie, że mam wyścig i jadę na aktywny urlop w góry skomentował to “jak Pan musi, to niech Pan jedzie, ale okłady niech sobie Pan robi”. Zapewnił mnie tylko, że obecny stan nie zwiększa ryzyka zerwania ścięgna uznałem, iż można jechać.

Lokalizacja startu/mety była dla mnie nowa, ale przebieg trasy z grubsza nie był mi obcy. Przejazd przez Wielką i Małą Sowę miał już miejsce z 8-10 lat temu na trasach u Grześka Golonki w związku czym miałem wysokie oczekiwania wobec tej trasy.

Prognoza pogody na Bike Maraton Ludwikowice

Na miejsce dotarłem dzień wcześniej i spędziłem noc w dość kiepskich agrowczasach, ale przynajmniej się wyspałem i miałem ochotę jechać. Niestety burzliwy piątek i prognoza na sobotę nie napawały optymizmem. Wg internetów na Wlk. Sowie miało padać i być ok 7-8 stopni. Kwadrans przed startem było 12 stopni na dole. Dlatego zdecydowałem się wziąć poza rękawkami jeszcze kamizelkę.

Bike Maraton Ludwikowice - upał jakby mniejszy

Start z drugiego sektora przebiegł sprawnie. Wiedząc jaką mam formę w tym roku, do startu podszedłem z nastawieniem, co ma być to będzie. Nie spinać się i po prostu cieszyć się jazdą. Pierwszy podjazd poszedł przyzwoicie, drugi nie tak źle, ale jednak na szczycie Sowy było mega zimno, nawet na podjeździe ręce grabiały. Wtedy zacząłem wątpić w to, czy przejadę giga. Na zjazdach trochę nadrabiałem straty, ale żeby się dobrze i bezpiecznie jechało dwa razy stawałem czyścić zalane deszczem okulary. W przeciwnym razie jazda była dość ryzykowna i traciłem fun. A że start miał być po prostu przyjemnością uznałem, że można sobie pozwolić na takie postoje.

Przy trzecim bufecie na 31 km nie czułem już palców u stóp i kolana stały się ołowiane. To był moment, kiedy podjąłem decyzję o zjechaniu na mega. Pogoda sprawiła, że na giga zdecydowało się raptem czterdzieści parę osób. Na mecie okazało się, że tylne koło ledwo co się kręciło – mocowanie hamulca się odkręciło i było w pozycji pół zablokowanej. Coś ciężko się jechało, ale myślałem że to wina temperatury.

Podsumowując zająłem mega odległą pozycję, ale będąc wypoczętym jechało mi się względnie dobrze jak na ogólnie słabą formę. Czerpałem radość z jazdy i liczę, że kolejne wyścigi uda mi się ukończyć wg filozofii “just enjoy the ride”. Mam nadzieję, że za trzy tygodnie w Szklarskiej pogoda będzie już bardziej letnia.

Bike Maraton Ludwikowice - Just enjoy the ride

Tekst: Mateusz Rybak

%d bloggers like this: