PROLOG
Rodzinny obiad w sobotę.
Chwila krótkiej ciszy wydaje dziwne odgłosy.
Czy dziwnym można nazwać jednostajny stukot kawalerii powietrznej walącej mokro w szyby?
Szwardrony śmierci – myślę i przerywam milczenie.
– Jutro się ścigam … w Górze Kalwarii – dodaję nieśmiało.
Natychmiastowa i jednoczesna reakcja moich najbliższych przywołuje obrazy z Mistrzostw Świata w zespołowym pływaniu synchronicznym. Z jedną różnicą. Synchrony najlepszych pływaczek z Chin i Rosji są niczym w porównaniu z gestem pukania się w czoło domowników. Co do milisekundy. Czy co do „czegośtam”, czego nie odróżni ludzkie oko. Niesamowite! Szkoda, że tej konkurencji nie ma na mistrzostwach. Milczę. I mam cichą nadzieję, że wodna kawaleria odpuści w końcu kanonadę. Oby! …
WYŚCIG
Jak nie wiadomo o co chodzi to … trudno się wyspać. No właśnie – jaka ma być taktyka na te 50 km w okolicach Wisły? Podobno łatwiej niż w zeszłym roku (łatwiej=szybciej), podobno bez części XC pod koniec. Podobno. Jak nie byłem ani razu to se mogę kombinować. To se tak właśnie kombinuję, że mi się odechciewa spać. No nie w ogóle ale zamiast po królewsku to wstaję z kurami. Do GK mam pół godziny więc jestem z dobrym zapasem. Na miejscu (i po drodze oczywiście) lampa. Na szczęście. Wysuszy się wszystko, nawet jak nie trasa z kałuż to potem ubranie na słońcu … Wdziewam nowe ciuchy teamowe. Żarówa! +100pkt. do lansu czy jak się tam mówi. Szczególnie, że stopień dopasowania rozmiarów zmusza do zachowania przyzwoitości i wciągnięcia mięśni brzucha. Mam wrażenie, że podchodzą mi pod plecy. Te mięśnie. Ciężko będzie tak jechać. Przez 50 km. Dam radę.
Rozgrzewka prowadzi mnie drogą na Sandomierz. Czujnie jednak odbijam na Czersk. Do Sandomierza kolejnym razem. Jadę koło Zamku w dół i się zastanawiam czy już nie wracać. Po 2km w stronę Wisły rozsądek bierze górę. Lepiej na starcie być 5 min. przed niż po. Chyba, że ma się mocną nogę …
Na starcie taka sama lampa jak przed. Witam się z Jankiem z teamu – razem będziemy ruszać z 5 sektora. Będzie raźniej. Środkowy sektor to bardzo dobre miejsce jakby się kto pytał. Mniej więcej w połowie stawki, więc można przyspieszyć i dogonić czub albo nieco zwolnić i pojechać trochę bardziej krajoznawczo. Myśli wycieczkowe odkładam na kiedy indziej. Staję zatem bliżej czoła sektora i … „Jechał Stefan”!
Do rozjazdu max/mini jest 6 km i w tym czasie udaje się dogonić 4 sektor i złapać się w małą ale dziarską grupkę … Jest szybko. Do singla przy torach. Po drodze trochę wertepów, gdzie błogosławię tylne zawieszenie i użalam się nad bolącymi plecami. Tym razem nie ma jednak tragedii. 30 km upływa dobrze. Nadzwyczaj. Jest moc – myślę (trochę przedwcześnie) – i przyspieszam ciągle doganiając i mijając kolejne grupki. Znowu singiel przy torach. Schodami przejściem podziemnym pod torami – ciekawe doświadczenie (jak w Legionowie). Nieco towarzyskie. Singiel z prawej strony torów wydaje się trudniejszy. Ale to nie zmęczenie – pocieszam się w duchu. Znowu wertepy. Jest ciężko ale kozaczę, staję na pedały i mijam po prawej cały skład osobowy. Pociąg w sensie. Dojeżdżam do drugiego składu. Zmęczenie daje się we znaki i ledwo jadę na kole. Do końca zostało jeszcze kilka km. Ludzie! Kto jeszcze ma siłę tak jechać. Odpadam z grupy ale po kilku minutach mobilizuję się ponownie bo widzę, że każdy ma pi-razy-drzwi tak samo i tempo siada… by ponowie zaognić. Kilka zjazdów i podjazdów na koniec. Krótkich ale wyciągających to co jeszcze zostało. A na koniec mini rezerwa się przyda, bo wiadomo, że jest dziarski podjazd po bruku. Rozpoczynam spokojnie i staram się (to dobre słowo) przyspieszać z czasem. Na drodze stoją już kibice. I idzie kilka osób z mini, ale nie ja. Ja jadę do końca i cieszę się tego faktu widząc znaki mety. Patrzę na czas. Jest dobrze ale czy ja wiem. Chyba się cieszę (co dziwne na zdjęciu tego nie widać). Na tętno spojrzę później.
EPILOG
Są dwie wersje powrotu do domu. Zawsze. Z czystym lub brudnym rowerem. Tym razem wybieram tę drugą. Wcześniej robię rozjazd do Czerska. Nie! Nie zjeżdżam przy Zamku jakby się kto pytał. Na serio się zmęczyłem. W domu sprawdzam wyniki. Najpierw swoje. Awans do 3 sektora – jestem zadowolony. Bardziej niż zmartwiony długim okresem rozbiegowym w tym sezonie i bolesną dla mnie inauguracją otwocką. Drużyna zajęła 4 miejsce a w generalce 2. MEGA! Wielkie gratulacje dla Sylwii, Beaty i Krzysztofa za pudło! Brawo! Super pojechali Krzysztof, Radek i Andrzej wraz z Sylwią przywożąc punkty dla mybike.pl. Cieszę się z takiego obrotu sprawy i myślami wybiegam już na północny wschód od Warszawy … za Wyszków … Będzie po piachu!
Tekst: Rafał Piotrowski
Zdjęcia: Zbigniew Świderski