Zawsze chciałem obejrzeć Puchar Świata XC. Rzuciłem okiem na mapę no i jakby nie liczyć najbliżej wychodzi Nové Město na Moravě (bliżej niż do RPA czy do Kanady). Klamka zapadła – jedziemy. Minął rok, drugii i nic. W tym roku podszedłem do tematu bardziej systemowo. Kupiłem bilety już w lutym więc nie było wyjścia. Weekend 24-26 maja organizuje tata 🙂
Wyruszyliśmy w czwartek wieczorem wynajętym kamperem. Nocowanie za Wrocławiem i w piątek przed południem byliśmy już na kempingu na imprezie. Polecam takie rozwiązanie bo kemping jest częścią całego kompleksu gdzie rozgrywane są zawody. Dzięki temu wszystko można ogarnąć na piechotę. O dziwo w piątek było jeszcze stosunkowo pusto i z łatwością znalazłem sobie miejscówkę. Po obiedzie zrobiliśmy krótkie rozpoznanie terenu bo o 18 rozpoczynał się Shorttrack (XCC). W planach miałem też zdobycie jakiegoś autografu. Udało się. Natknąłem się na Antona Coopera i mam jego autograf na ramie swojego Top Fuela 😉
Wyposażeni w akcesoria kibica wspięliśmy się na ogromną trybunę górująca nad obiektem i rozpoczęliśmy oglądanie. Najpierw wystartowały panie. Tuż po startowym wystrzale cała widownia zniknęła w lesie by podziwiać zmagania zawodników na zbudowanym torze. Tor jest krótki, można go przecinać w wyznaczonych punktach i każdy znajdzie dla siebie miejsce do oglądania. Jako, że poruszamy się po lesie dość wolno z małymi dziećmi, nie wracamy do trybuny ani na finisz pań, ani na start panów. Zostajemy przy “hopkach” – chyba najbardziej efektywna część krótkiego toru. Chwilę po paniach ruszyła męska elita. Fani tłoczą się blisko pędzących szurterów i venderpoelów. Czuć ich niesamowitą moc na wyciągnięcie ręki. Z jednej strony wiem, że nigdy nie zbliżę się nawet do ich poziomu ale jednocześnie działa to motywująco by przyłożyć się bardziej do tego swojego ścigania i trenowania. Tak, by było więcej satysfakcji i “fanu”. XCC kończy się szybko. Cieszę się, że dzieci i żona zachłysnęły się imprezą i kibicowaniem. Jest fajniej niż myślałem 🙂
W sobotę udało mi się zrobić szybki trening. Odpuszczamy sobie też kibicowanie juniorom i zawodnikom U23 bo popołudnie spędziliśmy na rynku oddalonym od areny o kilka kilometrów. Starsza córka, Kalina, zechciała coś jednak zobaczyć! Udało nam się obejrzeć końcówkę juniorów. Szybka kolacja i wracamy na arenę by rzucić okiem na Night Race. To płaski amatorski wyścig, kilka okrążeń biatlonowego toru. Jedni traktują go poważnie, inni jeżdżą przebrani za żyrafę, mumię, misia, w retro kombinezonie narciarskim, w kombinezonach malarskich itd. Mimo deszczu i późnej pory sporo osób stawiło się na starcie.
W niedzielę na kempingu, na parkingach, na arenie i wzdłuż toru w lesie robi się tłoczniej. Dziś najważniejsze zawody XCO. Oglądamy starty z trybuny. Potem znikamy między drzewami by tam dopingować zawodników z Trek Factory Racing oczywiście! Atmosfera świetna i organizacja pierwszorzędna. Mimo tłumów nie ma tłoku. Zawsze znajdzie się miejsce w najciekawszych miejscach trasy. Raz jestesmy na stromym podjeździe by za chwile udać się do “rock gardenu”. Mamy też więcej czasu bo to nie XCC. Dodatkowo w lesie pojawiły się duże trybuny i gigantyczne ekrany przy najciekawszych odcinkach trasy. Można podziwiać Avanciniego na technicznym zjeździe a potem oglądać pozostałe odcinki w tv. Genialna sprawa! Wracamy na trybuny by obejrzeć finisz panów. Potem dekoracja, hymn i do domu… Wszystko kończy się nagle, arena wyludnia się błyskawicznie.
Podsumowując krótko – warto! Za rok wyruszamy raz jeszcze. Może Maja będzie zdrowa i cała rodzina będziemy zaciekle kibicować nie tylko Bartkowi!
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że na miejscu nie jest drogo (jedzenie, piwo, pamiątki itp.)
Tekst i zdjęcia: Łukasz Momot / JustAnEpic
Link do wyników – Puchar Świata XC (i nie tylko): https://www.uci.org/mountain-bike/results