Miałem co nieco do udowodnienia SLR’owi. Mój zeszłoroczny rezultat z wyścigów to 2 starty – raz byłem ostatni a drugiego nie ukończyłem.
W tym roku forma z tygodnia na tydzień rośnie, więc z optymizmem ale i z respektem ustawiłem się na starcie. Tradycyjnie w przeddzień startu przejechałem się po Kampinosie by sprawdzić sprzęt. Sprawdziłem i postanowiłem wyruszyć w góry z prawie niedziałającym przednim hamulcem. W upalną niedzielę ruszyliśmy, jak to na górskich maratonach bywa, z godnością i z szacunkiem bez dzikiej gonitwy przez pierwsze kilometry. Wraz ze mną mastera (57km) wystartowali Piotr Berner, Michał Czajkowski, Adrian Socho, Radek Perczyński i Wojtek Galeński.
Piotrek i Michał zniknęli gdzieś z przodu a ja w grupie z Adrianem i Radkiem błyskaliśmy w większej grupie majbajkowymi trykotami. Wojtek był ciut wolniejszy. Zanim wjechaliśmy w las, piekoszowska trasa zaskoczyła mnie sporą ilością głębokiego piachu, który niestety działa destrukcyjnie ponad miarę na moje morale. Całe szczęście szybko opuściliśmy piaskownicę i rozpoczęliśmy kilka ciężkich interwałów góra – dół. Pierwszy ciężki podjazd podjechałem ale zjazd pozostawiał wiele do życzenia. Po pierwsze bez żadnego przetarcia bojowego, to były moje pierwsze downhillowe sekcje w sezonie. No i po drugie z ułamkiem hamulca z przodu. Druga górka, pionowa w dół, już na piechotę. Tutaj gdy na pierwszych metrach okazało się, że nie mam kontroli nad prędkością postawiłem na spacer. Za mną i przede mną kilku spacerowiczów a wśród nich z gracją i elegancją Adrian zjeżdżający z „Przepraszam, czy mogę zjechać?” na ustach.
Potwierdziło się porzekadło „wyścigi wygrywa się na podjazdach a przegrywa na zjazdach”. Sporo czasu kosztowało mnie dogonienie lepszych zjazdowców. Tuż przed rozjazdem na Fan, dogoniłem Adriana a Radek został kilkadziesiąt sekund z tyłu. Właśnie tutaj Adrian pogubił się i skręcił na krótki dystans. Stracił chwilę do mnie i pojechałem szybką dojazdówką sam. Drugi rok z rzędu (mam nadzieję ostatni) na piechotę z Belni nad S7. Radkowi udało się zjechać na rowerze i spotkaliśmy się w bufecie za zjazdem. Kolega zatrzymał się na tankowanie a ja chwyciłem kubek i pojechałem. Od tego momentu jechałem już prawie solo.
Z czasem felerny przedni hamulec przestał mi przeszkadzać i zacząłem odczuwać nieziemską satysfakcję gdy nikt nie doganiał mnie na zjazdach. Podjąłem jeszcze jedną heroiczną próbę pionowego zjazdu ale przeleciałem przez kierownicę. Całe szczęście bez konsekwencji. Ostatnie 9 km to już bułka z masłem, bo po zjeździe z Plebańskiej trasa prawie jak na mazowieckich sprintach.
Wyniki MyBike.pl MTB Team na SLR w Piekoszowie
Na mecie zameldowałem się na 36 miejscu OPEN. Michał był 30 (2 w kat. M2), Radek 45, Adrian 54 a Wojtek 61. Piotrek Berner będąc na siódmej pozycji złapał gumę 10km przed metą i nie ukończył startu.
Na SLR w Piekoszowie w szranki na FAN’ie (35km) stanęli Grażyna Czerniakowska (7 OPEN i 2 w kat. K4), Piotr Szlązak (50 OPEN i 16 w kat. M4) oraz Janek Woźniak (125 OPEN i 10 w kat. M5).
Tekst: Łukasz Momot
Zdjęcia: MTBCross Maraton