fbpx

Kielce są nie tylko administracyjną stolicą województwa świętokrzyskiego, lecz także punktem centralnym i wykazują wiele cech właściwych temu rejonowi. W najbliższej okolicy miasta nie brakuje górek – nie trzeba odjeżdżać daleko od centrum Kielc, aby znaleźć się na podjeździe wymagającym znaczącej redukcji przy podjeżdżaniu. I właśnie ten fakt wykorzystują organizatorzy cyklu Metrobikes.pl MTB Cross Maraton, znanego również pod nazwą ŚLR. W niedzielę 25.06.2017 otrzymaliśmy zaproszenie właśnie do Kielc, a relację z tego maratonu przedstawi Katarzyna Kuźma.

Tekst: Katarzyna Kuźma

Zdjęcia: Mateusz Goszczyński, Foto IrmaS

 

Na maratonie w Kielcach zwyczajowo wystartowałam na średnim dystansie (Fan), który tym razem liczył 48 km i 1196 m przewyższeń.

Lokalizacja miasteczka zawodów była bardzo dogodna. Start i meta maratonu zlokalizowane zostały na wzniesieniu przy Centrum Geoedukacji w Kielcach (Geopark). W pobliżu występowały obfite obszary trawiaste, dające rewelacyjny odpoczynek przed i po jeździe. Z tego miejsca rozciągał się widok na stok narciarski na górze Telegraf, a osoby które tu przyjechały na wyścig będą się mogły z tym wzniesieniem bliżej zapoznać – jest wokół niego poprowadzony znaczny fragment trasy.

 

Z nieba lał się żar, temperatura sięgała chyba 30°C, w związku z tym morale było raczej niskie, chęci do szybkiej i ciężkiej jazdy w upale były niewielkie. Wyobrażałam sobie raczej jak miło byłoby położyć się teraz bez obciskającej lycry na chłodnej trawce nad wodą i rozkoszować się piękna pogodą 😉

Plan był, aby przejechać jak najszybciej, aby móc już zacząć się relaksować. Realizacja tego planu jednak nie była już tak łatwa.

Z profilu trasy wynikało, że największe podjazdy będą do około piętnastego kilometra trasy, gdzie zrobimy jedno kółko wzdłuż, wszerz i wzwyż trzech najwyższych szczytów Kielc, czyli jak wskazał organizator: góry Hałasa (398 m. n.p.m.), góry Dymińska (380 m. n.p.m.) i na deser góry Telegraf. Następnie mieliśmy przejechać do drugiej części, ciągnącej się przez około 24 km, skoncentrowanej na i w okolicy Góry Otrocz.

Rozpoczęliśmy około dwukilometrową, dość płaską i szybką rozjazdówką, po czym dojechaliśmy pod trzy szczyty. I tam się zaczęło…

Podjeżdżaliśmy każdy z tych zalesionych szczytów, tak więc były to trzy duże podjazdy, najpierw długo stromo pod górę, potem ostro w dół. Zarówno podjazdy, jak i zjazdy były techniczne. Podjazdy z korzeniami i sporym nachyleniem, zjazdy cudownymi singlami, niektóre z korzeniami i luźnymi kamieniami, inne z duuużą ilością piachu.

Na jednym z takich piaszczystych zjazdów na bardziej płaskiej części nie utrzymałam równowagi i zaliczyłam niegroźny upadek. Lądowanie było miękkie, tylko coś twardego, prawdopodobnie kierownica mojego roweru, uderzyło mnie w kolano, które czułam potem przez dalszą część wyścigu.

To był ciężki, szczególnie zważywszy na warunki pogodowe, ale jednocześnie najciekawszy element całej trasy. Przez chwilę mignęła mi także piękna panorama ze szczytu Telegrafu. Jednak nie było dużo czasu na podziwianie widoków. Mimo dużego wysiłku i bólu nóg jechało się całkiem dobrze i sprawnie. Telegraf to rewelacyjne miejsce do jazdy mtb i ćwiczenia techniki, zarówno w dół, jak i w górę. Trzeba jeszcze dodać, że osoby chcące spędzić tu więcej czasu mogą skorzystać z wyciągu – jego obsługa dobrze wie o co chodzi w grawitacyjnych dyscyplinach kolarstwa, a szeroka rzesza osób chętnych wjechać na górę wraz ze swoją maszyną sprawia, że utrzymywanie uruchomionego wyciągu będzie się opłacać właścicielowi i jeszcze długo będzie można korzystać z tego udogodnienia.

Jedziemy jednak dalej, bo warunki ani trasa nie rozpieszczają. Około czternastego kilometra wyjechaliśmy z tej części trasy na ulicę i przez następne kilka kilometrów terenem dojeżdżaliśmy do kolejnej części. Ta rozpoczęła się na ok. osiemnastym kilometrze bardzo orzeźwiającym przejazdem przez rzeczkę, z którego wjechaliśmy prosto w piaszczysty las.

Przyznam szczerze, że tego fragmentu trasy nie pamiętam dokładnie. Starałam się jechać szybko, żeby już dojechać do mety. Nie zawsze się to udawało, siły opadały, podjazdy się ciągnęły, parę osób wyprzedzało mnie na długich podjazdach, ja próbowałam ich doganiać na szybkich zjazdach, których na szczęście też było sporo. Na pewno było mocno interwałowo –  góra dół, góra dół, w tym kilkukrotny podjazd na Górę Otrocz – a także sporo piachu.

W pamięć zapadł mi trawiasty stok narciarski w Niestachowie. Najpierw szybki długi łatwy zjazd, potem mozolna wspinaczka do góry, ale nie bardzo stroma, spokojnie do podjechania, tempo oczywiście zależne już od możliwości każdego zawodnika.

Ostatnie kilka kilometrów dojazdu do mety to, chyba ulubiony przez organizatora tego cyklu, przejazd przez łąki, sady, pola, czy, jak to się mówi, kartofliska. Zwał jak zwał, jest to teren stosunkowo płaski z trawą i „grudami” w ziemi, po którym rower nie chce jechać. Trudno osiągnąć jakąkolwiek sensowną prędkość, na którym trzęsie, jest niewygodnie i ogólnie jest to bardzo irytujące.

W końcu wyjazd na jezdnię i szybki zjazd do mety. Przez całą trasę dość mocno trzęsło, co było odczuwalne na moim hard tailu z kołami 26 cali. Nieźle mną wytelepało.

Dystans Master robił drugie kółko dwa razy. Bardzo im współczułam i jednocześnie podziwiałam.  Na samą myśl, że miałabym drugi raz jechać to samo, robiło mi się słabo.

Wszyscy startujący zawodnicy teamu MyBike.pl przejechali linię mety.

1. miejsce Kasi na ŚLR Kielce 2017

Z uwagi na stosunkowo niewielką ilość zawodników na trasie dystansu Fan, w szczególności kobiet, udało mi się stanąć na podium, zajmując pierwszy raz w życiu pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej (K3) 🙂

 

Grażyna Czerniakowska zdobyła drugie miejsce w swojej kategorii K4.

Spośród Panów bardzo ładnie pojechali Krzysztof Mrożewski, który przyjechał jako trzeci w kategorii M5, i Piotr Berner, który był czwarty w kategorii M3.

Krysia, którą nieustannie podziwiam za starty w długim dystansie Master, zajęła imponujące drugie miejsce spośród wszystkich kobiet na tym dystansie.

 

%d bloggers like this: