fbpx

Starcie Tytanów

Powiedzmy że odrobinę przesadziłem, ale Garmin jest niewątpliwie jednym z wiodących producentów komputerów rowerowych.
Dzięki uprzejmości sklepu rowerowego MyBike.pl, miałem okazję testować najnowsze dziecko Garmina w świecie treningu rowerowego- Garmin Edge 1030.
Aby jednak mówić o starciu, potrzebny jest przeciwnik. W tę rolę wcielił się wierny towarzysz treningowy- Edge 520
Mój tekst będzie subiektywną oceną wad oraz zalet, z jakimi przyjdzie nam “kręcić” używając 1030stki. Postaram się również zestawić ze sobą oba komputerki.

Do rzeczy:
Otwierając pudełko znajdziemy dość spore urządzenie o wymiarach 58 × 114 × 19 mm. Garmin nie jest lekki. 123 gramy mogą odstraszyć niejednego maniaka odchudzania roweru 🙂 Nie o wagę  jednak tu chodzi, a o czytelność. A ekran jest naprawdę czytelny. Blisko 89mm przekątnej robi robotę. Rozdzielczość doskonała. Wszystko jest zwarte, wyraźne i pozwala bez trudu odczytać wyświetlane wartości. Tu dostajemy produkt na najwyższym poziomie.
Nim jednak dojdzie do jazdy, urządzenie należy najpierw skonfigurować. Każdy posiadacz Garmina odnajdzie się w zawiłościach menu bez trudu. Producent kopiuje układ z poprzednich urządzeń i w moim przypadku, poruszanie się po warstwach było od początku banalne.

Jest idealnie od pierwszego dotyku? Niestety…

Jak to bywało z moją 520ką, tak i tu pojawiły się problemy w komunikacji z telefonem. Synchronizowanie urządzeń było drogą przez mękę. Kilkukrotnie proces komunikacji zawieszał się w pewnym momencie i próżno było czekać postępu.

 Bywa… Po kilku próbach w końcu się udało. Można zacząć się “bawić” 🙂

Żeby nie zanudzać, postaram się w skrócie opisać co myślę o urządzeniu i jak bardzo się polubiliśmy. Wszelakie dane techniczne znajdziecie na stronie producenta. Nie będę się zagłębiał.

Zaczynamy!

Na dzień dobry powinniśmy ustawić profile jazdy, a w nich pola danych. Jest to standard w urządzeniach Edge i w zasadzie we wszystkich wygląda to jednakowo. 1030 pozwolił mi jednak na troszkę więcej w kwestii samego układu rozmieszczenia pól. Tego troszkę brakuje w 520. Nie ukrywam że przy dotykowym ekranie wszelkie konfiguracje przebiegają płynniej i wygodniej, niż w przypadku “klikania” w przyciski 520ki. Czułość dotyku ma 3 stopniową regulację, co również poprawia jakość użytkowania.


Jak przystało na wyższy model, 1030 jest lepiej wyposażony od mojego garminka. Slot na kartę pamięci, WiFi, czujnik światła regulujący automatycznie jasność ekranu, fabryczne mapy z nawigacją znacznie podnoszą możliwości i użyteczność. Działa to dobrze.
Bardzo mile zaskoczyła mnie szybkość uruchamiania, oraz odnajdywania satelitów. Jest znaczący progres w stosunku do 520ki.
Sleep mode też jest przydatnym dodatkiem.

 
Garmin Edge 1030 i jego mniejszy brat - Edge 520 Teraz kilka słów o samym korzystaniu z zabawki. Co jest dla mnie ważne…?
Na początek aplikacja TrainingPeaks, która chyba jest fabrycznie zainstalowana. Pozwala ona pobrać zaplanowany na dany dzień trening bezpośrednio z TP i wykonać go krok po kroku. Miłym dodatkiem jest możliwość edycji kroków treningu na urządzeniu przed rozpoczęciem pracy. Mogę sobie skorygować któryś element jeśli uznam to za konieczne, zamiast odpalać w tym celu komputera i logować się do oprogramowania. Super!
Jedyne czego mi brakuje, to definiowalnego pola treningu. Chciałbym móc zmodyfikować ekran treningu, aby widzieć te odczyty, które dla mnie są istotne. Póki co Garmin nie daje takiej opcji. Nie jest to wielka wada, ale dość często wykonuje treningi właśnie krok po kroku. Lekkie modyfikacje w tej materii znacznie uatrakcyjniłyby ten element.


A jeśli wyskoczyć na przejażdżkę?  Nawigacja pozwala dotknąć palcem w miejsce na mapie, w które chcemy dojechać. Wszystko zostanie zgrabnie przeliczone i asystent poprowadzi nas prosto do celu. Z tym że nie tak “po prostu”. Trasa zostanie wytyczona przez drogi/ścieżki najczęściej wybierane przez innych użytkowników Garminów. Dzięki tej opcji istnieje spora szansa, że pojedziemy najbardziej atrakcyjną trasą do celu. Duży plus 🙂  Naturalnie można stworzyć sobie kurs w domu i wrzucić do urządzenia. To jednak żadna nowość. Nowością jest przeliczanie trasy gdy zjedziemy z zaplanowanego kursu. Nawigacja nie będzie do znudzenia upominać nas że jedziemy źle. Grzecznie przeliczy dalszą drogę uwzględniając aktualną pozycję.
Jak w 520, tak i tu dostajemy możliwość zabawy na segmentach Strava lub Garnmina. Można ścigać się wirtualnie z samym sobą, lub innymi kolarzami na wybranych segmentach.
Co więcej, na mapie możemy zobaczyć gdzie znajdują się nasi znajomi. Garmin wyświetli nam miejsce, oraz prędkość przemieszczania się zaprzyjaźnionych kolarzy, którzy akurat są w okolicy. Tego brakuje mi w 520. Na pewno funkcja  GroupTrack mogłaby zostać dodana do mojego komputera, ale wygląda na to że mam zbyt niski model. Taka polityka firmy.

Bateria trzyma przyzwoicie. Można wyskoczyć na dłuższą wycieczkę bez PowerBank’a w kieszeni 🙂
Standardowo 1030tka poinformuje nas o przychodzących połączeniach i sms’ach. Na plus należy dodać możliwość wysyłania krótkich gotowych odpowiedzi z poziomu ekranu.

Kolejnym fajnym elementem jest dość rozbudowany monitoring wydolności oraz obciążeń. Urządzenie zlicza dane informująć nas jak efektywny był trening dla strefy tlenowej i beztlenowej. Zaawansowany asystent odpoczynku informuje czy i ile powinniśmy odpocząć, jak ostatnie treningi wpływają na poziom naszego zmęczenia itd.

Wyświetlane są sugestie, czy obciążenia którym poddajemy się przez ostatni okres czasu, należy utrzymać, podnieść/zmniejszyć. Jeśli nie mamy rozbudowanej wiedzy w dziedzinie samo treningu, oraz obciążeń treningowych- ta funkcja jest doskonałym dodatkiem.
Jestem jednak zdania że mogłaby znaleźć się w każdym “nowszym” garniaku, poprzez soft Connect. Niestety aby móc z niej korzystać, należy wydać odpowiednią ilość pieniędzy na 1030…
No właśnie, tu docieram do ściany. Urządzenie jest bardzo drogie, jak na nasze polskie warunki finansowe. Daje sporo w zamian, ale jednak ta cena… Dla mnie nie do przeskoczenia. Zwyczajnie nie stać mnie na ten gadżet. Z drugiej strony nie do końca go potrzebuję. 520’ka zapewnia mi możliwość właściwego przeprowadzenia treningu, a nawet poprowadzi mnie po wgranym kursie. Może nie jest tak czytelna jak większy brat, może troszkę mniej wygodnie się z niej korzysta, może brakuje kilku funkcji. Nie mniej na pewno nie tych najważniejszych dla mnie. Treningowo sprawdza się doskonale, a cena jest w zasięgu przeciętnego Maćka- kolarza amatora.


Powoli moja przygoda z Garmin’em 1030 dobiega końca. Cieszę się żę miałem okazję zapoznać się z uzrądzeniem. Polubiliśmy się, mimo pewnych problemów z komunikacją z telefonem, oraz nadajnikami. Zakładam że są to choroby “wieku dziecięcego” i niebawem łatka softu poprawi niedociągnięcia.


Z czystym sumieniem mogę polecić 1030kę, ale czy tak naprawdę jest Ci potrzebna…? 😉

Pozdrower!