Piekoszów 4 czerwca
Swoją relację chciałbym zacząć od słów piosenki, której słowa większość powinna znać, tak aby wczuć się w klimat ostatniego maratonu.
U – a – ha – rowery dwa
Jadę swawolnie z góry na rowerze,
Jestem podniecony, czuję się jak zwierzę.
Z boku towarzysz – raźno pedałuje,
Bieg zredukował, siły nie żałuje..
To był pierwszy ŚLR na którym był ostry start. To znaczy, że nie było wozu wyprowadzającego zawodników z miasteczka. Po mimo dużo mniejszej frekwencji było dość nerwowo na początku. Pierwszy kilometr to piach, luźne kamienie i jazda prawą lub lewą stroną. Ten kto nie obejrzał początku trasy był w „plecy”. Co prawda chwilę później był asfalt pod górę, gdzie można było wyprzedzać do woli… ale stawka już się rozciągnęła.
Ja startowałem w jednej linii z Maćkiem, Kasią B. i Kasią K. Kasia B. poszła jak burza, aż się kurzyło i dopiero pociąg ją zatrzymał i to dosłownie… 🙂
Organizator zaliczył małą wpadkę w postaci nie zsynchronizowania startu z przejazdem pociągu – pociąg się spóźnił o kilka minut i rozerwał peleton na pół. Kasia Burek była tą pierwszą, która utknęła… Więc śmiało można powiedzieć, że starty były dwa. Strata czasu pewnie ze 2 minuty.
Tu też chciałbym dodać, że ŚLR jest liczony z czasu brutto, a nie netto – więc może Ci się zdarzyć, że Twoje miejsce w kwalifikacji będzie mocno różniło się od tego jak pojechałeś. Wszystko zależy od tego jak blisko STARTu byłeś ustawiony.
Jeżeli chodzi o trasę to trzeba powiedzieć, że była SUPER! Podjazd, zjazd. Podjazd, zjazd. Jeśli nikt Cię nie blokował to można było rozwinąć skrzydła. Trasa była trudna i bardzo techniczna. Ja tylko raz nie dałem rady podjechać (z resztą nie wiem czy komukolwiek udało się tam podjechać), bo było tak bardzo ślisko, że nawet idąc z buta człowiek mógł wywinąć orła 🙂
Niestety tutaj muszę wypomnieć organizatorom drugą wpadkę. Nie przewidzieli , że FUN na 5km wyścigu (w miejscu gdzie nie było jak wyprzedać) dogonił Family. Było to dosyć frustrujące – musieliśmy wyprzedzać dzieciaki z rodzicami, którzy usilnie próbowali blokować nasze manewry.
Na ten maraton wgrałem sobie profil trasy do Garmina. Jeśli się ścigasz, a nie zwiedzasz to jest to obowiązkowe. Dojeżdżasz do podjazdu, patrzysz czy stromy i jak długi.. gdy widzisz szczyt mobilizacja i wyprzedanie, tak aby nie dać się zablokować przy zjedzie. Widząc profil trasy możesz rozplanować rozłożenie swoich sił – nie wypalisz się bo wiesz na ile możesz sobie pozwolić. A gdy już osiągniesz wszystkie przewyższenia wg licznika pozostaje tylko finish 🙂
Taki Garmin bardzo pomaga, co zresztą widać po moim wyniku – prawie dogoniłem Adriana, który jest o wiele mocniejszy od mnie.
Gdy wyjechałem z lasu do mety zostało mi jeszcze 4km – pomyślałem ok, tylko 10-11 minut i będzie dobrze. Spojrzałem jeszcze co na to Garmin (jest taka funkcja co liczy za ile będziesz na mecie.) I się zdziwiłem. .Bo choć przez cały czas Garmin mylił się co do czasu dotarcia do mety (na moja korzyść), to teraz niestety pokazywał jeszcze 20minut… Lece szutrówką 40km/h bo lekko z górki.. i zapaliła mi się czerwona lampka. Chwile później wjeżdżałem na łąki..
Zaczęło się „ŁĄKOWANIE”. Czy jest ktoś kto lubi jeździć po kępach trawy? Nie sadzę. Piotrek B. to nawet tego nienawidzi 🙂 Tempo spada do 8-10km/h, robi się gorąco i do tego wieje w ryj bez względu na to w którą stronę byś nie jechał. Pocieszam się tylko tym, że mam koła 29”, IsoSpeed w ramie a karbonowa kierownica uśmierza drgania. Ale gdyby ten odcinek był troszkę wcześniej to może by tak nie dołował. A tak w ogóle to po co takie odcinki… 😉 dla mnie MTB to nie jest jazda po łąkach..
Dojeżdżam do METY, a tam ta sama piaszczysto kamienista droga. O maaatko..!
Podsumowania. Jak poszło naszemu Teamowi? Są dwie strony medalu…
Wyniki dziewczyn pozytywnie zaskakujące. Krysia 2 miejsce na Master ( jesteś najtwardsza i najlepsza) Brawo!!! Obie Kasie drugie na FUN w swoich kategoriach. Świetnie!!!
Natomiast Panowie: Piotrek 4 miejsce na FUN ze strata 4 sekund do pudła.. Armagedon na trasie Masters – żaden z facetów nie ukończył wyścigu..
Przetrenowanie? Przeforsowanie sił? Przegrzanie? Przecenienie własnych sił? To są pewnie przyczyny.
Na przegrzanie mam sposób – potówka z technologią 37st. i można tego uniknąć. Z własnego doświadczenia polecam firmę X-Bionic.
Na przecenienie sił proponuje jazdę z profilem trasy.
Na przetrenowanie polecam śledzenie zmęczenia np. Training Peaks lub Stravę. Odpoczynek przed wyścigiem, a nie trenowanie w sobotę.
Na nie przecenianie własnych sił nic nie poradzę 🙂 bo każdy lubi przekraczać bariery, ale ponad 6h wyścig mogę porównać tylko z biegiem na 60km.
Na koniec chciałbym jeszcze napisać o super epickim zjeździe po luźnych kamieniach. To było trudne i jednocześnie zaskakujące. Zsuwałem się asekuracyjnie po tym zjeździe (pewnie następnym razem pojechałbym odważniej), ale widziałem
zwycięzcę Mastera – Marcina Jabłońskiego jak zjeżdżał w czasie drugiej pętli – to był piękny widok. Marcin leciał z 40km/h po luźnych kamieniach, łuna kurzu unosiła się długą smugą. Jak na filmach…
Ogólnie wydaje mi się, że organizator trochę nie widzi tego, że dystans Masters zrobił się za długi i za trudny nawet dla twardzieli. Bo jeśli ktoś przyjeżdża na metę po 6h.. to wtedy praktycznie nie ma tam nikogo… nawet czasami metę zaczynają zwijać… Uważam, że wyścig powinien być trudny.. ale jeśli startuje 55 osób i 15 go nie kończy… z czego pewnie większość nie zgłosiła tego na mecie… to chyba nie jest to zbyt fajne.