11. czerwca przyszedł czas na kolejny już ósmy etap Poland Bike Marathon. Tym razem odbył się on w nieznanym dotąd regularnym uczestnikom cyklu Lublinie. Debiut wypadł jednak stosunkowo dobrze, co potwierdziło profesjonalizm doświadczonego organizatora.
Kolarskie miasteczko zlokalizowane było na nazwanym tak przez mieszkańców stolicy Lubelszczyzny „Słonecznym Wrotkowie”, czyli terenie wokół Zalewu Zemborzyckiego. Sam zalew został wybudowany w czasach Polski gomułkowskiej w celu zapewnienia mieszkańcom Lublina ”wypoczynku” oraz ”rekreacji” w obrębach miasta.
Na starcie dystansów stanęło w sumie 488 osób, Lublin uplasował się tym samym na drugim od końca miejscu co do frekwencji zawodników. Było to najprawdopodobniej spowodowane długą drogą z Warszawy oraz niechęcią rzucania się na głęboką wodę, jechania w miejsce, w którym nie był organizowany dotychczas żaden wyścig.
Pogoda dopisała, zapowiadany był deszcz na sobotę. Ziemia kropli wody jednak nie widziała co wpłynęło także na nawierzchnię, o której wspomnę za chwilę. Start znajdował się na szerokiej wybrukowanej alei „Słonecznego Wrotkowa”. W sektorze można było jeszcze zerknąć sobie na pobliskie pole golfowe i pomyśleć „Co za lenie machają kijkami, my tu uprawiamy prawdziwy sport…”
Ruszyliśmy, na początku do pobliskiej szosy, wąskim chodnikiem rozrywającym sektorowy peleton. Następnie w drogę polną… I się zaczęło, wspomniany wcześniej brak deszczu i wysoka temperatura spowodowały że z ziemi uniósł się kurz. Jechaliśmy we mgle z pyłu a na języku czuło się drobiny piasku. Po kilku kilometrach ciemny las, chwila odpoczynku następna okazja na przetasowanie stawki. Z szerszych dróg robią się wąskie single, mądrzy Ci którzy wywalczyli sobie miejsce wcześniej a nie mądry… Ten, który postanowił wyprzedzać na singielku tym samym wjeżdżając we mnie i psując jak się potem okazało rower. Szybkie pozbieranie się z ziemi i jazda dalej.
Potem znowu na przemian: pole, łąka, las i zwężenie z singlem wspinającym się na najwyższy punkt położony na Mini (220 m.n.p.m.), następnie rozjazd na 17 km, w moim przypadku krótszy dystans. Cztery kilometry leśnymi ścieżkami i końcowe single nie opodal kolarskiego miasteczka.
Dystans Max po rozjeździe pojechał w prawo w kierunku Lasu Mętów a następnie Lasu Dobrzyckiego, Na początku dłuższe podjazdy potem dojazd do wsi Bychówka, po nim osiągnięcie najwyższego punktu na max (240 m n.p.m.). Trochę asfaltu, trochę trawy, oraz powrót na pętlę Mini na wysokości bufetu zakończony tak samo jak na krótszym dystansie singlem do finiszu.
Trasa była ciekawa, nie bardzo urozmaicona. Dużo nudzących się już ścieżek leśnych bez znaczących wzniesień z pewnością na minus. Biorąc jednak pod uwagę to że etap odbył się w tym miejscu po raz pierwszy trzeba przyznać dobrą organizację z zwróceniem uwagi na mały stopień urozmaicenia trasy do poprawy.
Dla mnie ten etap był udano pomimo kolizji na trasie. Na metę przyjechałem 47. open, 4. w kategorii. Już po raz drugi byłem o krok od podium, może następnym razem się uda…
Drużyna MyBike znalazła się na siódmym miejscu w klasyfikacji teamów open co dało średni wynik w porównaniu do poprzednich. Jak zwykle świetna jazda Krysi Żyżyńskiej-Galeńskiej i Krzysztofa Mrożewskiego.
Wyniki MyBike.pl MTB Team na Poland Bike w Lublinie
Tekst: Jeremi Dziedziejko