fbpx

Trochę się wkopałem z tym startem.

Dopiero w sobotę wieczorem zorientowałem się, że start Supermaster jest o 8 rano. Musiałem wstać w niedzielę o 4:30!!! W dwie godziny dojechałem do Kielc pod Halę Legionów. Na starcie kameralnie, wszyscy jeszcze senni i powolni. Ciężko namówić kogokolwiek na ustawienie się sektorze.

Piękne widoki na trasie Supermaster w Kielcach
Ładne widoki, ale nie ma kiedy podziwiać

Wybiła ósma i start.

Oczywiście w świętokrzyskim stylu, bez morderczego sprintu, a nawet wolniej niż zazwyczaj. Chwilę po starcie było wiadomo, że nie będzie to kaszka z mleczkiem. Twarde podjazdy rozpoczęły się dość szybko, za nimi oczywiście odcinki z górki po kamieniach. Towarzystwo rozgrzewało się z minuty na minutę aż tu nagle na piątym kilometrze z krzaków wyskakuje Mazi (nie znam pisowni tego pseudonimu, może Muzzy – ważne, że jest to główny człowiek od tras SLR) i zawraca wszystkich na start. Okazało się, że trasa nie została w pełni oznaczona. Ponowny start o 9:00. Tak, to naprawdę się wydarzyło.

Zjazd do cienia - Supermaster Kielce
Zjazd do cienia…

Wybiła dziewiąta i start.

Oczywiście w świętokrzyskim stylu, bez morderczego sprintu, a nawet wolniej niż zazwyczaj. Chwilę po starcie było wiadomo, że nie będzie to kaszka z mleczkiem. Twarde podjazdy rozpoczęły się dość szybko, za nimi oczywiście odcinki z górki po kamieniach. Towarzystwo rozgrzewało się z minuty na minutę. Po 30 minutach oddaliliśmy się od Kielc i skierowaliśmy się ku Nowinom. Upał na szczęście jeszcze mi nie doskwierał bo byliśmy prawie ciągle w lesie. Kibicowały za to hordy komarów skutecznie dopingując do utrzymywania tempa.

Pod górę w pełnym słońcu - Supermaster Kielce
I podjazd w pełnym słońcu

Trudne chwile.

Po około 150 minutach ciągłej jazdy ukazał się zamek w Chęcinach. Przestraszyłem się, że organizator zafunduje mi tam podjazd. Obyło się całe szczęście bez tego. Pomimo tego, za Chęcinami zanotowałem spadek mocy. Trwał on aż 90 minut, niestety. Wyraźnie się zmęczyłem i organizm odmówił posłuszeństwa. Zostało to skrzętnie zapisane przez garmina. Wszystkie średnie notowane na tym odcinku znacznie poniżej tych z pozostałych części wyścigu. Zanotowałem niższą kadencję, niższe tętno no i oczywiście niższą średnią prędkość. Ocknąłem się dzięki szotowi “power bomb”, zwykły żel by nie wystarczył. Od 60 kilometra wróciłem do ścigania.

Nie wszystko da się podjechać.
Nie wszystko da się podjechać.

Ciepło…

10 kilometrów jazdy zakończyło się spacerem pod Górę Miedziankę. Budujący był komentarz fotografa, że nikt tego nie podjechał. W międzyczasie zrobiło się gorąco. Na szczęście za 5 kilometrów bufet – były co 25km – pierwszy był na 25, drugi był na 50 no i trzeci miał być na 75. Był na 85. W takim upale, z takimi przewyższeniami, przy wymierzonych porcjach z wodą te 10 kilometrów ciągnęło się w nieskończoność. Mogę tylko dodać, że jeden z zawodników przez to odpadł i został ściągnięty z trasy właśnie z 75 kilometra. Na ostatnim bufecie dotarło do mnie, że po porannych zmianach trasy nie wiemy jaki dystans dokładnie jedziemy. Ludzie z obsługi na bufecie też tego nie wiedzieli. Dopiero harcerze na około 95 kilometrze pilnujący ruchu powiedzieli mi, że jeszcze 7 kilometrów. Wyszło 102!

Nareszcie meta.
102 km i już meta!

Supermaster – refleksje i podsumowania…

Trasa Supermaster ładna, technicznie ta z tych zwykłych jak na SLR. Z resztą było to połączenie kilku znanych tras z tej edycji – Kielce, Nowiny i Chęciny. Minąłem kilka znanych mi kamieni, zjechałem/podjechałem lub zszedłem/podszedłem parę znajomych górek. Trudność oczywiście leżała w liczbach. Dystans i przewyższenia nie zaprezentowały jednak  dodatkowego ekstra wysiłku jaki zafundowano zawodnikom. By wyciągnąć te prawie 3000 m w tak niskich górach, mnóstwo zjazdów na Supermaster kończyło się nagłym i ostrym hamowaniem do “0” i zakrętem o 180 stopni by zrobić zadaną wysokość na stu kilometrach. Nie było miejsca na swobodny zjazd ani na sekundę odpoczynku na wypłaszczeniach. Mimo wszystko udało się. Wynik zwycięzcy (6:18) do mojego (7:45) to 81%. To chyba mój rekord na SLR. Pasuje mi to zwłaszcza na tak trudnym wyścigu!

Tekst: Łukasz Momot
Zdjęcia: MTB Cross Maraton

%d bloggers like this: