fbpx

Początek wiosny

Kiedy już się wydawało, że wiosna nie ma zamiaru przyjść i kolejny raz przyjdzie nam się ścigać w zimnie nadszedł ciepły majowy weekend. Idealna pogoda na poważne rozpoczęcie sezonu startowego dla rodzącego się Mybike.pl Road Teamu. Doświadczeni ostatnimi przygodami postanowiliśmy logistycznie zapiąć wszystko na ostatni guzik. Spotkaliśmy się wcześnie rano, na spokojnie zapakowaliśmy rowery do auta i wyruszyliśmy na Memoriał Feliksa Rawskiego w Mińsku Mazowieckim – zmierzyć się z najlepszymi amatorami Mazowsza, ścigającymi się w zawodach ŻTC w serii Super Prestige. Nastroje były doskonałe.

Memoriał Feliksa Rawskiego - peleton na chwilę przed startem

fot. ŻTC

Podczas spokojnej podróży opracowaliśmy plan. Ustalaliśmy cele. Wyznaczyliśmy role. Omówiliśmy, dość prostą, trasę. Wszystko pozapinane tip-top.

Po przyjeździe szybka wizyta w biurze zawodów i odbiór numerów startowych. Potem relaks, przekąska, coś do picia i krótka rozgrzewka. Wszystko zapięte na ostatni guzik.

Kiedy spiker wywołał uczestników zawodów Super Prestige, Mybike.pl Road Team był na miejscu jako jeden z pierwszych. Ustawiliśmy się w szeregu, wymieniliśmy ostatnie uwagi i czekaliśmy na hasło do przejazdu na start ostry. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy grupkę młodzików z klubu Vmax, przyszłych adeptów kolarskiego hobby. Pogoda była coraz lepsza. Słońce świeciło coraz mocniej, a ciepłe powietrze co jakiś czas rozwiewał lekki wietrzyk.

Sędzia zezwolił na przejazd na start ostry i kolorowy peleton ospale ruszył. W grupie można było zobaczyć koszulki najlepszych mazowieckich zespołów. My mieliśmy swój plan, a wszystko było zapięte na ostatni guzik.

Wiatr wschodni

Po dość długim oczekiwaniu na policję, starter rozpoczął wyścig. Kolarze ruszyli. Kolorowa pulpa zaczęła toczyć się po serwisowej drodze w kierunku pierwszego z licznych 90 stopniowych zakrętów. Zwolnienie. Zakręt. Ogień. Zwolnienie. Zakręt. Ogień…

Nie było żartów. To nie była niedzielna ustawka, tylko prawdziwe amatorskie ściganie na wysokim poziomie. Nagle ktoś mnie trącił. Zachwiałem się. Nerwowo.

Kolejny zakręt. Spowolnienie. Ogień.

Spadłem na tył grupy. Brak doświadczenia nie pozwolił mi się wgryźć w jej środek. Nie czułem się pewnie. Przyspieszyłem pod wiatr i próbowałem się wcisnąć. Nie dość zdecydowanie chyba.

Kolejny zakręt. Spowolnienie. Ogień.

“Jak będziemy tak rwać to nie starczy mi sił” – pomyślałem. A to dopiero pierwsze kilometry. Na myślenie jednak czasu nie było, bo zbliżał się kolejny zakręt, a ja na końcu grupy. Koniec grupy nie wybacza. Wszystko musi być zrobione bez zwłoki, bo inaczej peleton odjeżdża. Każdy zakręt naciąga grupę jakby była z gumy, a jak jesteś na końcu to masz najwięcej do odrobienia.

Kolejny zakręt. Spowolnienie. Ogień. Tym razem siły zabrakło. Peleton odjeżdża. Pod wiatr. Nie poddaję się. Jadę. Miernik mocy pokazuje duże liczby. Głowa mówi, że tego tempa nie da się utrzymać zbyt długo. Ale druga część trasy jest z wiatrem, wtedy ich dogonię!

Zakręt. Wiadukt. Ogień. Duże waty. Duża prędkość. Za mała jednak żeby w pojedynkę dojść rozpędzony peleton. Dla mnie wyścig się skończył. Przejechałem jeszcze kilka okrążeń i zszedłem z trasy na mecie pokibicować pozostałym członkom Mybike.pl Road Team.

Memoriał Feliksa Rawskiego - Łukasz na trasie

Fot. ŻTC

Wiatr wschodni, miejscami porywisty

Na mecie spotkałem Szymona. Rower w błocie. Bidony w błocie. Opona rozerwana…

Szymon jechał ostro. Jak to Szymon. Z przodu grupy. Szarpiąc. Za duża moc w nogach może najwyraźniej rozsadzać. Mocne strzały na każdym zakręcie, jazda w czubie grupy jednak kazały za siebie zapłacić. Nie ma nic za darmo. Kolarstwo to sport, w którym zaciągnięty kredyt trzeba spłacić jeszcze w tym samym wyścigu. Chwilowa słabość, strzał na zakręcie i peleton odjeżdża.

W naszym teamie nie ma ludzi słabych. Szymon się nie poddaje. Atakuje. Podłącza się pod kolejną, bardzo mocną grupkę i ciągnie z nimi. Moc w nogach nie daje się jednak opanować i nie pozwala się wyrobić na rondzie. Zawodnik jak w pro-peletonie przeskakuje przez rondo i kończy w rowie. Podbiegają strażacy i pomagają się wygrzebać naszemu alpiniście z chaszczy.

Szybka ocena strat – “nic się nie stało, jadę dalej, uciekają mi!” – wykrzykuje do zdumionych strażaków. Wskakuje na rower i pędzi dalej. Coś jednak jest nie tak. Bidony wyglądają jakby miały kąpiel w bagnie, więc napić się nie da. A koło zachowuje się jakoś dziwnie.

Adrenalina powoli schodzi – tak się nie da ukończyć tego wyścigu. Szymon postanawia poczekać na mecie na resztę zawodników. Po chwili przyjeżdża Łukasz, który po pogoni za peletonem też postanowił się wycofać z wyścigu.

Wiatr w plecy

Maciek od początku jedzie zgodnie z planem. Jest doświadczonym kolarzem i dobrze wie gdzie trzymać się w grupie. Rozgląda się i pilnuje pozostałych członków Mybike.pl Road Team, ale Szymon szaleje na przedzie, a Łukasz obstawia tyły – obaj niedoświadczeni. Nie wiedzą, że najlepiej trzymać się przodu. Nauczą się.

Każdy zakręt Maciek bierze chłodno kalkulując. Kiedy zwolnić. Jak bardzo. Kiedy przyspieszyć. Nie za mocno. Doświadczenie mówi mu jak jechać najefektywniej. Wyścig ma przecież 114km. Do mety daleko. To nie jest czas na walkę o lokatę. Jeszcze nie teraz. Nie na początku wyścigu.

Mijają cztery bardzo długie okrążenia. Maciek skupiony nawet nie zauważa kolegów z teamu czekających z boku na mecie. Jedzie dalej. Według planu.

Piąte okrążenie jest jednak trochę inne. Peleton jedzie już trochę wolniej niż na początku, a Maciek czuje się coraz silniejszy. To jest zwodnicze uczucie. Do mety jeszcze przecież 25 kilometrów, jednak już teraz zaczyna być coraz bardziej widoczny w grupie.

Memoriał Feliksa Rawskiego - Maciek na trasie

Fot. ŻTC

Po kolejnym zakręcie na podjeździe kiedy grupa zaczyna się rwać postanawia zespawać. Za wszelką cenę utrzymać się w pierwszej grupie. Jest silny. Ale kolarstwo nie jest takie przewidywalne. Czasem dobry dzień zamienia się w jednej chwili w mękę. Przed oczami robi się ciemno, a nogi przestają się nagle kręcić. To bomba!

Peleton odjeżdża, a jeszcze zostało jedno okrążenie…

Na szczęście bomba przechodzi. Nogi znowu zaczynają się kręcić. Można gonić. Maciek składa się na kierownicy jak czasowiec i goni grupę, która ma akurat wiatr w plecy. Zamyka kasetę, mknie.

Siła peletonu jest jednak zbyt duża. To tylko 100, może 200 metrów różnicy ale Maćkowi nie udaje się złapać grupy. Po nawrocie uderza wschodni wiatr. W twarz. Maciek się nie poddaje. To ostatnie okrążenie.

To już nie jest walka o pudło. To jest walka żeby ukończyć. Maciek mija kolarzy na rowerach, które kosztują więcej niż nasze rowery i samochód którym przyjechaliśmy. Jednak rower, nawet doskonały, sam nie jedzie. To motywuje do większego wysiłku.

Minuty mijają powoli. Wiatr chyba się jeszcze wzmógł. Jeszcze kilka zakrętów i będzie widać wiadukt. A za wiaduktem jest nawrót i do mety jedzie się już z wiatrem…

Wreszcie nawrót, wreszcie można jechać trochę szybciej. To przynosi ulgę głowie, bo nogi chcą już jedynie odpocząć.

Na horyzoncie pojawia się znak wyznaczający ostatni kilometr do mety. Przyspiesza. Nogi palą. 500 metrów. Płuca płoną. Serce bije coraz mocniej. 300 metrów. Oddychać. 100 metrów. To już koniec. Meta.

Głęboki oddech i radość. Maciek to zrobił. Dojechał do końca tego bardzo trudnego wyścigu. Gratulacje kolegów z Mybike.pl Road Team. Pamiątkowe zdjęcie. Wymiana uwag na gorąco.

Memoriał Feliksa Rawskiego - MyBike Road Team

Fot. ŻTC

Następnym razem będziemy silniejsi. Na pewno mądrzejsi doświadczeniem.

I może nie będzie tak wiało…

Tekst: Łukasz Jarochowski