O Enduro MTB Series Mieroszów można śmiało napisać, że była to syta porcja enduro przy wspaniałej pogodzie. 6 OS-ów, 1700 m przewyższenia i 47 km.
Czas na trasie to 7:15 h, 3200 kcal, 24 minuty w 5. strefie (czyli jazda do odcięcia), 2:35 h w 4. strefie, czyli mocne pedałowanie. Mój Garmin dodałby jeszcze 5:11 h na rowerze.
Po tych liczbach widać, że było pysznie 🙂
Tekst: Piotr Szlązak
A ktoś – kto nie jest zorientowany – zapytałby, co robiłem przez te 2 godziny, co nie siedziałem w siodle… A więc z 40 minut to czekałem na 3. OS, gdzie padł pomiar czasu, dalej 20 minut na bufecie i po te 10 minut wychodzi na każdy OS. Za dużo czasu na wytchnienie nie było.
Zawody to sprawdzenie siebie nie tylko w technice jazdy, ale także swojej wydolności. Bardzo mi pasuje podejście organizatorów, którzy mieszają te rzeczy tak, że wychodzi z tego coś, czego chciało by się więcej w przyszłości. Ponieważ jestem na etapie, że zwykłe maratony są dla mnie podstawowym cyklem startowym, a Enduro to taki skok w bok, to muszę powiedzieć, że taki układ pasuje mi w 100%. Rozumiem też kolegów z przeszłością DH, którzy nie są przyzwyczajeni tak mocno naciskać na pedały, ale przecież Enduro to właśnie taka pewnego rodzaju hybryda.
Wśród startujących na Enduro MTB Series Mieroszów była też spora grupa „turystów”, którzy cenią sobie walory nowości, na pewno chwilami chcieliby bardziej delektować się widokami, zjazdami i pojazdami.. ale cóż, zawody to jednak rywalizacja.
Poza zgrzytem z pomiarem czasu i opóźnieniem przy starcie dodałbym, że fajnie byłoby wiedzieć przed zawodami, ile razy będzie się na bufecie. Moja żona do dziś się ze mnie śmieje, jak wlałem sobie do bukłaka 1 litr myśląc, że starczy mi to na całe zawody… na szczęście oprócz bufetów są jeszcze sklepy.. oczywiście jak się ma kasę w kieszeni 🙂
Mnie woda skończyła się już po pierwszym OS 🙂
Poza tym piękna pogoda i okolica sprawiły, że odniosłem wrażenie że warto było wybrać na zamknięcie cyklu właśnie tę imprezę. Martwi mnie trochę, że na razie nie ma głównego sponsora na przyszły cykl.. Aczkolwiek wydaje mi się, że jak ktoś robi tak dobrą robotę, to sponsor prędzej, czy później się znajdzie. Zwłaszcza, że fascynacja Enduro rośnie coraz szybciej i widać to gołym okiem. Porównując tegoroczne i zeszłoroczne zamknięcie cyklu w Baligrodzie, widać sporą wymianę sprzętu wśród uczestników.
Chyba warto też napisać kilka słów od siebie o poszczególnych odcinkach Enduro MTB Series Mieroszów.
OS 1
– dla mnie to była mega petarda! Dość długi techniczny i siłowy, było kilka krótkich podjazdów. Był to oczywiście też niezły prysznic, bo spadłem z roweru na wiele sposobów 🙂
OS 2
– szybki i bardzo szybki! Tam padł mój rekord tego dnia czyli 42 km/h. Na tym odcinku doznałem przyjemności pierwszego hamowania na kamieniach zwanych Melachiorem. Uczucie braku przyczepności bezcenne 🙂
OS 3
– dla wielu nie był taki On Side, bo to powszechnie znany zjazd. Tyle że taśmy wyznaczały agrafki i to na pewno była pewna trudność, bo trzeba było umieć zawracać na stromej ścianie o 180 stopni… Ja tego nie umiem… Dowiedziałem się też, że jak jest mega stromo to wskoczyć z powrotem na rower to też nie tak łatwa sprawa. Dla mnie najtrudniejszy odcinek. Bufet był tu pocieszeniem.
OS 4
– wielu nazwało go XC mając w tym sporo racji. Można było się naprawdę zmęczyć, chyba największą trudnością był strumyczek z dużymi koleinami, który pojawił się tak nagle, że nie było czasu na hamowanie. Pewnie domyślacie się jaki miałem super lot w przeciw stok..
OS 5
– jak to było daleko… od OS 4… ale jakie to było super posunięcie, bo na OS 5 wchodziliśmy na górę, by zjechać na OS 2, więc wszyscy wiedzieli jak to będzie. Była taka odwrotność, czyli wchodziliśmy teraz na OS 2 żeby zjechać na drugą stronę. Początek płaski, dużo pedałowania, a później dzida na dół między drzewami. Jedno drzewo nawet ominąłem z innej strony niż rower. Na trasie zapamiętałem najeżoną ostrymi skałami kopę przed samą metą. Ta mnie z resztą pokonała…
OS 6
– czyli miejski. Było z góry, asfaltem, daleko, ale przyjemnie się jechało rozmawiając z nowymi znajomymi. Trochę w tym mieście tylko oznaczenie się pogubiło i wiele osób na start ostatniego OS-a wjeżdżało naokoło. Ja dojechałem „na skróty”. To miała być wisienka na torcie.
Tymczasem najpierw zjeżdżało się z jednej strony, super trasa a’la flow z extra bandą przy wieży widokowej, by z powrotem pedałować pod górę do utraty tchu. Na koniec wjazd przez bramę po schodach na rynek i Meta!
Moi synowie, którzy mnie wypatrywali w tej bramie później stwierdzili, że większość tam skakała… no cóż – to podobno tradycja, jakieś schody na koniec, więc może za rok się odważę 🙂
Lista umiejętności, które muszę poprawić jest długa. Ale choć dnia następnego czułem nogi jakbym przebiegł maraton, to jednak satysfakcja pokonywania stromych zjazdów i przekraczania kolejnych swoich granic jest duża.
Na zawody Enduro MTB Series Mieroszów zabrałem cała rodzinę i to była świetna decyzja. Okolice Mieroszowa miały wiele atrakcji. Moje dzieciaki w wieku 6-8 lat świetnie się bawiły w pobliskim prywatnym Zoo. Zwiedziliśmy też pobliskie Kamienne Miasto w Czechach, a w drodze powrotnej zjedliśmy super czeski obiad, oraz wspięliśmy się na Szczeliniec Wielki. Więc było mega sportowo. Jeśli tylko pogoda sprzyja, całym sercem polecam zabrać rodzinę na taki wypad. Trzeba tylko troszkę poszperać, popytać miejscowych i naprawdę Wilk syty i Owca cała.
Nawet jeśli czujesz się nie tak mocny jak ja, to warto „dostać w tyłek” na zawodach. Można się dużo nauczyć i przekraczać swoje granice. Organizatorzy przywiązują dużo uwagi do bezpieczeństwa. Sam z kolegami i koleżankami na 100% nie zrobisz tak dużo w jeden dzień jak na takich zawodach… zapewniam Cię. Do tego takie zawody to adrenalina i spotkanie towarzyskie. Jeśli jesteś z W-wy to nasz sklep stara się wspierać te osoby, co podejmują takie wyzwania. Zapraszam do kontaktu.
Piotr Szlązak