Bardzo subiektywna relacja z zawodów Enduro Trail #3, Bielsko-Biała, 6-7 października 2017
Pomysł pojechania na zawody do Bielska pojawił się dość późno i spontanicznie. Kilka dni wcześniej kupiłem nowego Treka Remedy i tak naprawdę to on mnie namówił. Nie spodobało mu się stanie w salonie obok sofy (nowy rower w piwnicy – never!). Chciał pobrykać po korzeniach i skalnych ściankach. Prognozy nie zachęcały, ale hej, nie ma złej pogody tylko nieodpowiednie ubranie 🙂
W tym sezonie z różnych powodów udało mi się pojechać tylko na jedne zawody enduro (Szklarska Poręba). Były to też pierwsze w życiu zawody nie ‘on-sight’ – z możliwością objazdu OS-ów przed zawodami. W Bielsku w przeddzień zawodów odbywa się też prolog, co dodatkowo zachęciło mnie, żeby pojawić się tam dzień wcześniej.
Objazd tras i prolog
Według informacji od bielskich znajomych na trasach padało już od ładnych kilku dni. Nie inaczej było w prologowy piątek. Szczęśliwie okresy mocnych opadów poprzedzielane były ‘okienkami pogodowymi’, ba czasem zza chmur pojawiało się nawet słońce. W tych warunkach udało mi się prawie na sucho zaliczyć większość tras OS-ów i zameldować na czas na trasie Prologu. Jak to w Bielsku, trasy w dużym stopniu pokrywały się z istniejącymi trasami Enduro Trails. Śliskość i błoto na szlaku znacznie podniosły poziom ich trudności. Na szczęście bielskie błoto tylko brudzi, nie zakleja opon robiąc z nich fatbajki jak w Bieszczadach 🙂
O samym Prologu nie ma się co rozpisywać. Był to wspólny początek tras Kamieniołom i Cygan. Około 500m bardzo nierównej korzenisto-kamienistej trasy, z licznymi zakrętami. Odnaleźć na nim flow w śliskich warunkach było nie lada wyzwaniem . ‘Tylko nie naciskaj przedniego hamulca, bo od razu leżysz’ – doradzała Kasia Burek, którą przejechała prolog przede mną. I słuszna to była koncepcja. Trasy prologu nie patentowałem, przejechałem ją on-sight, a wynik rozczarował. ‘Trzeba będzie bardziej postarać się jutro’.
OS1
Trasa OS1 to nic innego jak bielski Kamieniołom bez żadnych modyfikacji od startu do mety. Jego początek to prolog z dnia poprzedniego.‘Dziś pojadę go szybciej’ – pomyślałem. Pewno tak by było, gdyby na jego samym końcu nie zaskoczyła mnie barierka wyhamowująca przed skrzyżowaniem z drogą. Mocny skręt w lewo i… gleba. Ukryty w kałuży korzeń znokautował mnie w trymiga. Całe szczęście ja i Trek cali. Ktoś z obsługi zabezpieczający ten fragment pocieszał, że nie pierwszy tu leżę. No dobra lecimy dalej. Dalsza część Kamieniołomu, łącznie ze słynną ścianką poszła już dość sprawnie. W dolnej części zaskoczył mnie głośny doping. Jak się okazało grupka rajderów z drużyny 2BEnduro Team zrobiła sobie wolne od startów i mocno zagrzewała do walki wszystkich startujących. Poprzebierani (od Śmierci po Wikinga), hałasując starymi obręczami robili super klimat na trasie. Od razu puściłem hamulce i śmielej pomknąłem ku mecie na której… zaliczyłem drugą glebę. Kolejny korzeń tuż przed matą z czujnikiem czasu wytrącił mnie z równowagi i wylądowałem w krzakach. ‘Zaliczyło czas?’ krzyknąłem spod gałęzi. Twierdząca odpowiedź pozwoliła mi wygrzebywać się z rowu bez spiny.
OS2
Osobliwością drugiego OSu była jego długość – 6 km to chyba rekord w Polskim enduro. To już dystans rodem z EWS. Odcinek zaczynał się powyżej schroniska na Szyndzielni. Na podjeździe jak to na zawodach enduro, poznałem kilku fajnych ziomków. Czas miło mijał na podchodzeniu i rowerowych pogaduchach. W pewnym momencie przypomniałem sobie o moim wyznaczonym czasie startu. To już za chwilę, a na szczyt jeszcze co najmniej pół godziny! Pożegnałem kolegów, wskoczyłem na rower i pomknąłem na start. Jak się okazało niepotrzebnie. Poza pierwszym OSem starty odbywały się według formuły ‘kto gotowy ten jedzie’. Na starcie chwila na odsapnięcie, przetarcie gogli, ‘Gotowy?’, ‘Tak!’ 5, 4 ,3 , 2, 1, Dzida! Początkowo trasa prowadziła skrajem drogi, korytarzem wyznaczonym taśmami. Był to jedyny odcinek, którego nie przejechałem dzień wcześniej. Szeroka na pierwszy rzut oka droga w skrajni kryła kolejną porcję zdradzieckich korzeni. Przyhamowałem i zaliczyłem OTB. Podchodzący obok zawodnicy wspierali ‘Nic się nie stało, dajesz dalej’ co pomogło szybko się pozbierać. Nic nie boli, jeszcze rzut okiem na Treka – też cały – zaraz, zaraz, przydałoby się odblokować te amortyzatory przed zjazdem! No dobra dalej może być tylko lepiej.
Ruszyłem. Tuż przed schroniskiem na trasie była kolejna ścianka. Mocny nawrót w prawo i .. udało się. Uff. Schronisko, kamienista droga i w kóncu singiel w lesie. Po chwili trasa dołączyła do Dziabara, który już znałem z objazdu z poprzedniego dnia. W celu urozmaicenia trasy w kilku miejscach taśmy zagradzały oczywiste linie i wyłączały automatyzm lokalsów – plus dla organizatorów. Moim problemem na tym odcinku niespodziewanie okazały się marznące ręce. Mokre rękawiczki, pęd powietrza plus wysokość spowodowały, że coraz trudniej przychodziło mi hamowanie, o obniżaniu sztycy już nie wspominając (to musiałem robić nasadą dłoni). Obawiając się o swoje bezpieczeństwo, na prostszych odcinkach jechałem siedząc, jedną ręką trzymając kierownicę a drugą uciskając niewidzialną gumową piłeczkę 🙂 Te ćwiczenia, odcinek podjazdowy po zakończeniu Dziabara oraz rosnąca wraz ze spadkiem wysokości temperatura pomogły odzyskać czucie w palcach.
OS2 c.d.
Po podjeździe drogą na Cyberniok rozpoczął się najgorszy moim zdaniem odcinek trasy – świeżo wytyczone mocno pokręcone zawijasy po trawiastym zboczu. Ślisko, rozjeżdżone, strome nawroty, ukryte w trawie korzenie – kilka osób łącznie ze mną zrezygnowało tu z jazdy i postanowiło się przespacerować. Dalej moja ulubiona w Bielsku trasa – Dębowiec. Strava, którą miałem odpaloną pokazała później, że nie był to mój najszybszy przejazd. Zmęczenie i warunki robiły swoje,
ale przyjemność jak zwykle na najwyższym poziomie. Na mecie przywitał mnie świetnie wyposażony bufet z przemiłą obsługą i mnóstwo gorących komentarzy padających ze zdyszanych ust. Są bluzgi tych co złapali gumę i zachwyty nad trasą. Ekstra!
OS3
No dobra, jeszcze jeden odcinek i można świętować. Trzeci OS to znany Stary Zielony z małą przedłużką powyżej bramki startowej. W narastającym zmęczeniu i wychłodzeniu najbardziej obawiałem się na nim słynnych sekcji korzeni. Całe szczęście udało się je pokonać w miarę sprawnie i bez gleby. Niemałą w tym zasługę miał znów gromki doping dużej grupy kibiców, wśród których rozpoznałem głosy moich bielskich znajomych. Dzięki! To zawsze dodaje skrzydeł! Uff, meta. Cieszyłem się, że mam to już za sobą. Ilość błota, którą miałem na sobie i rowerze z pewnością pozwoliłaby wprawnemu garncarzowi wyprodukować jakieś naczynie. Marzyłem o gorącym prysznicu!
Dekoracja i afterparty
Dekoracja zaskoczyła mnie dużą frekwencją, imprezowym klimatem napędzanym prze
z tych samych szalonych kibiców 2BEnduro Team …oraz tym, że zostałem wyczytany do odebrania nagrody za 5-te miejsce w kategorii Masters! Niska frekwencja plus fakt, że w Bielsku nagradzane są miejsca 1-6 spowodowały, że mimo słabego startu po raz pierwszy za start w zawodach Enduro otrzymałem dyplom i siatę całkiem fajnych gadżetów! Ale super!
Wieczorem, w pubie Celna 10 odbyło się afterparty. Dobrym zabiegiem organizatorów było połączenie imprezy z dekoracją za wyniki generalne z całego cyklu. Dzięki temu frekwencja dopisała. Znów były emocje związane z dekoracją, a potem tańce, toasty, zabawy ‘rowerowo-pijackie’ (stójka na rowerze po szocie 🙂 i jak zwykle w Bielsku super atmosfera.
Podsumowanie
Tak jak pisałem na początku, były to moje pierwsze zawody nie ‘on-sight’. Ma to swoje plusy i minusy. Na pewno mocno promuje lokalnych endurowców, którzy znają te trasy jak własną kieszeń. Uświadomiłem to sobie podczas objazdu najdłuższego, drugiego OSu jadąc z lokalnym rajderem. Jechałem pierwszy i czułem, że siedzi mi na ogonie. Przepuściłem go i nasze tempo znacznie wzrosło. Linie, które wybierał były .. mocno zoptymalizowane. Pochwaliłem go na dole za świetny wybór linii na sekcji korzeni, co spuentował tylko “długo nad tą sekcją pracowałem”. Ale umówmy się – ma to znaczenie dla garstki tych, którzy walczą o trofea. Plusem bielskich zawodów jest poziom tras – są to w większości (z wyjątkiem trawiastych esów floresów na OS2) trasy enduro z prawdziwego zdarzenia. Ich poziom trudności może być wyższy, gdyż możliwość wcześniejszego objazdu zmniejsza ryzyko wypadku. Na zawodach on-sight jest trochę bardziej XC+ / freeride. Nie ma tam hopek, wyprofilowanych band. Enduro on-sight promuje rajderów kamikaze bez strachu (do których się zaliczam 🙂 podczas gdy zawody w Bielsku sprawdzają większy wachlarz umiejętności. Po tym weekendzie w Bielsku pomyślałem, że chętnie przyjechałbym tam na dłużej i pojeździł jeszcze na tych trasach na nowym rowerze. Na pewno można tam najbardziej podnieść skilla.
Czy warto było jechać do Bielska? No jasne! Pamiętam moment zwątpienia. Padał deszcz, jechałem asfaltem na start pierwszego OSu i myślałem ‘Po co ja to robię? Już więcej w takich warunkach nie startuje’. Zaliczyłem kilka gleb, sponiewierałem nowy rower i siebie. Ale satysfakcja z pokonania trasy w ciężkich warunkach, nowa motywacja do pracy nad umiejętnościami, atmosfera na zawodach, imprezie no i wreszcie niesamowita bielska gościnność (dzięki Syska i Mati!) powodują, że na pewno będę tam wracał! Już nie mogę doczekać się !
Oficjalny Filmik.