Łomianki – 12h

IMG_8389Łomianki – moje pierwsze pudło – pozwoliłem sobie na dość osobisty tekst

Moją relację z Łomianek pragnę zacząć od podziękowań za każdą najdrobniejszą pomoc, bez której jednak wszystko mogło obrócić się w nic (w kolejności pojawiania się postaci):

– Crazy Racing Team za zorganizowanie pit-stopu w najlepszym z możliwych miejsc, sprawdzanie wyników i doping
– Agacie za pożyczenie czołówki
– MyBike.pl za pożyczenie stojaka serwisowego, pompki serwisowej i namiotu (nieserwisowego)
– Piotrkowi za pożyczenie latarki
– Konradowi za przymocowanie koszyka na bidon i doping w miasteczku
– Małgosi za napełnianie i podawanie bidonów
– Darkowi za doskonałą suplementację na ostatnie okrążenie
– Szymonowi za postawę Fair Play

Rozpisałem się z tymi podziękowaniami, jakbym wygrał Tour de France, ale powiem Wam, że tak się czułem. 🙂

No więc o 12:00 starujemy. Zaraz po starcie lekkie błotko. Po 3-4 km mam pewność, że mój tyłek będzie cierpiał, ale póki co ogień. Trasa fajna, zgodnie z zapowiedzią brak nudy –  praktycznie tylko jeden monotonny odcinek wzdłuż wału, za to przed podjazdem na wał fajny singielek z wyprofilowanymi zakrętami. Trasa składała się z bardzo różnych odcinków – odcinek asfaltowy, drogi szutrowe przeróżnej kondycji, łąki, błotniste ścieżki leśne, na których można było sobie podriftować albo nieźle fiknąć.

Do 6. okrążenia nikt mnie nie wyprzedza – być może robi to w trakcie moje wymiany bidonu lub pochłaniania przepysznego Krysiowego ciastka, ale na trasie ani razu, co daje dobrą motywację. Do tego jeszcze wydaje mi się, że na którymś słyszę jak wypoczywająca nad wodą młodzież (o której będzie pod koniec) mówi do siebie “ten to dobry jest” – ale pewnie mi się przesłyszało. W pit stopie Paweł informuje mnie, że mam 11 minut przewagi. Z początku nie rozumiem, ale po kolejnym sam podjeżdżam do komputera w miasteczku i nie wierzę oczom: prowadzę w M3 🙂 to teraz tylko utrzymać przewagę…

Po 4h jazdy nie mogę już normalnie usiąść na siodle – muszę się za każdym razem delikatnie i dokładnie wpasowywać. Do tego fatalny błąd żywieniowy – makaron z jogurtem… Kolejne okrążenie robię w mękach i lekko wysiada psychika, do tego ten upał… Podczas kolejnego zatrzymuję się nad wodą i mimo braku wygodnego zejścia udaje mi się jakoś ochlapać głowę i ręce. Ulga jest natychmiastowa, moc wraca i kolejne kółka jakoś idą 🙂

Po 6h nie mogę już wcale siedzieć. Moje myśli: “dałeś radę 28 kilometrów ze złamana sztycą – przejedziesz i te pozostałe 6h bez siodełka”. I tak też się stało 🙂 Pomógł mi też w tym inny zawodnik, który stwierdził, że na stojąco zaraz padnę. Nie padłem 🙂

Po 9h próbuję usiąść, choć na chwilkę… Niestety – okazuje się, że już wiem co to jest „jesień średniowiecza”. Na szczęście, o dziwo, w nogach czuję nadal siłę, nic nie dokucza oprócz oczywistych skurczów przy wykonywaniu jakiegokolwiek nietypowego ruchu. Najgorzej ręce – brak amortyzatora nie pomaga w mojej sytuacji.

Zaczyna się ściemniać, chłodna woda z jeziorka przestaje być potrzebna, w zamian za to uzupełniając płyny na chwilowym postoju na wale (od 9. okrążenia i tak podchodzę, szkoda kolan) ryzykuję utratę cennej hemoglobiny wraz z resztkami krwi…

Młodzież, o której pisałem wcześniej odjeżdża bez pożegnania, za to zostawia po sobie miłą pamiątkę – stosy butelek i opakowań po czipsach 🙁

Przedostatnie okrążenie zajmuje mi prawie 50 minut a na zegarze jakieś 45 minut do końca, nie mam czasu sprawdzać jak radzi sobie rywal. Pochłaniam żel, od Darka znanego szerzej jako Elninjo dostaję jakąś tajemną fiolkę z instrukcją kiedy ją odpieczętować i ruszam. Po chwili doganiam zawodnika, który walczy o 3. miejsce w M4, chwilę analizujemy szanse na dokończenie tego okrążenia. Po 2 kilometrach nadjeżdża ktoś z tyłu i pyta:
– które kółko robisz?
– osiemnaste….yyy… Szymon?
– tak
– a Ty które?
– też osiemnaste.
– o skubany, no to ja w takim razie … uciekam (chyba inaczej się wyraziłem)

W nogach nadal czuję moc, jednak staram się jechać ostrożnie na trudniejszych odcinkach, żeby wszystkiego nie zmarnować jednym głupim błędem, ale na każdej prostej wrzucam twarde przełożenie i dzida. Ostatnie okrążenie udaje mi się pokonać prawie 10 minut przed końcem czasu. Ukończenie 18 dwunastokilometrowych okrążeń 28 sekund szybciej od rywala daje mi I miejsce w kategorii M3 🙂
IMG_8385

Oprócz mnie z naszej drużyny dwunastogodzinne wyzwanie podjęła także Krysia, zwyciężając w kategorii Open ze sporym zapasem po pokonaniu 15 okrążeń – gratuluję!

zdjęcia: CRT

Piaszczyste Piaseczno

IMG_1048O maratonie w Piasecznie myślałem od kilku dni. Były to myśli niespokojne. W pamięci miałem cały czas masakrę z zeszłego roku, gdzie maraton odbywał się w deszczu i tonach błota. Tereny na południe od Piaseczna to bardzo ładne lasy, które byłyby idealnym miejscem do uprawiania kolarstwa górskiego, gdyby nie to, że nie ma tu ani jednej górki, a niektóre obszary są regularnymi rozlewiskami, które chyba nigdy nie wysychają. Tam gdzie nie ma błota jest piach. Jednak w te tereny wkradła się cywilizacja i część leśnych dróg jest w tej chwili utwardzona tłuczniem, wodę zaś odprowadzają solidne rowy i przepusty.

No ale w tym roku deszczu nie było od dłuższego czasu przed maratonem, w niedziele pogoda też dopisała, więc zapominamy o zeszłym roku i udajemy się do sektorów. Frekwencja dopisała, przez co start opóźnił się o 15 minut. Oczekiwanie nie należy do najprzyjemniejszych, szczególnie w takich warunkach, gdzie z nieba leje się żar i rypią komary, na szczęście było sporo cienia gdzie można było ukryć się przed tym pierwszym i narazić na to drugie- coś za coś. No ale w końcu przyszedł ten długo wyczekiwany moment, z głośników popłynął Leningrad, Jerzy odliczył i poszło! Na początek blat i ogień! Pierwsze kilkanaście kilometrów było bardzo szybkie, prędkość nie spadała poniżej 30 km/h i towarzyszyły jej niewyobrażalne tumany kurzu. Pierwszą zapowiadaną atrakcją było forsowanie rzeki. Na dojeździe zrobił się lekki zator, w takich momentach moje myśli, nauczone doświadczeniem,  osiągają prędkość światła. Spowodowane jest to tym, że już kilka razy, bohatersko i z uporem godnym słuszniejszej sprawy, lądowałem w różnych kałużach, rzekach i innych bajorach, które dało się łatwo objechać. Tym razem rzeka była do sforsowania, dno chyba było twarde i nawet można się było fajnie pochlapać, jednak ja przeszedłem po kamieniach o których mówił komentator przed wyścigiem. Dalej piaski, szybkie leśne ścieżki, tłuczniowe drogi, trochę asfaltów, trochę gruzu. No i oczywiście, słynne Piaseczyńskie błota. Z racji suchej pogody przybrały one w miarę przyjazną formę i dało się po nich jechać, a przy niektórych były objazdy. Na plus można zaliczyć to, że większość trasy przebiegała przez malowniczy las, gdzie upał tak nie dokuczał.

57 kilometrów z dystansu Mega mogło zmęczyć. Tempo było szybkie, a chwil do odpoczynku mało. Po maratonie zawodnicy przypominali górników, oblepionych potem i brudem, a na wielu twarzach pojawiły się wzory, których nie powstydzili by się nawet członkowie zespołu King Diamond. Gór nie było.

Do zobaczenia na następnym maratonie!
Piotrek

Poniżej wyniki drużyny:

Maja (00:58:32) 1/33 FK2, 1/134 Open (2xPUDŁO – gratulacje!)
Beata (01:23:53) 16/26 FK4, 78/134 Open
Ania (01:35:54) 2/2 FK5, 111/134 Open (PUDŁO – gratulacje!)

dystans Mega (zwyciężczyni Open 02:03:25, zwycięzca Open 01:51:23):

Krysia (02:27:01) 2/18 K3, 6/36 Open (PUDŁO – gratulacje!)
Ela (02:39:59) 6/18 K3, 11/36 Open
Wojtek (02:11:10) 31/186 M3, 90/516 Open
Marek (02:14:59) 27/87 M2, 121/516 Open
Andrzej (02:20:31) 58/186 M3, 171/516 Open
Piotrek (02:22:18) 37/87 M2, 187/516 Open
Bartek B. (02:25:59) 59/144 M4, 224/516 Open
Tomek K. (02:34:13) 84/144 M4, 298/516 Open (nagroda FAIR PALY – gratulacje! – dzięki pomocy Tomka przy zmianie dętki Krysia osiągnęła swój wynik)

SANTINI NORTHTEC MTB ZIMĄ 2013 – REWANŻ W KARCZEWIE !!!

blog1

10 Marca miał być dla większości zawodników czasem rewanżu za nieudany start w Jabłonnej. Nastroje były bojowe, ale zima nie powiedziała ostatniego słowa … Od soboty padał śnieg, a temperatura spadła wyraźnie poniżej zera. Na dokładkę wiał jakże orzeźwiający wiaterek.

ania1

Wyścig w Karczewie okazał się jednak zupełnie inny od tego w Jabłonnej. Trasa była bardzo szybka i nie wymagała biegania z rowerem. Ubity i śliski śnieg w niektórych miejscach powodował niegroźne wywrotki, ale poza tym trasa była chwalona przez startujących.

 

Z grona MYBIKE.PL rękawicę podjęli:

Mega K:
02:12:54 Krysia OPEN-2m     PODIUM – BRAWO !!!
02:28:43 Ela OPEN-7m

Mega M:
01:52:56 Rafał M3-14m, OPEN-48m
01:55:30 Wojtek M3-20m, OPEN-57m

Fit K:
01:40:16 Ania K5-1m, OPEN -25m   PODIUM – BRAWO !!!

Fit M:
00:51:49 Bartek M2-4m, OPEN – 29m
00:55:49 Paweł M3-25m, OPEN -55m

W klasyfikacji drużynowej awansowaliśmy na 6. miejsce !!!

bartek1

 

Zapraszamy do oglądania zdjęć w GALERII (z powodu awarii sprzętu zdjęć z finiszu jest bardzo mało).

SANTINI NORTHTEC MTB ZIMĄ 2013 – druga odsłona – KARCZEW

Zima, zima, zima wiec czas na drugą edycje Santini Northtec MTB Zimą. Widzimy się w niedzielę na dobrze znanej trasie w Karczewie. Ma być zimno i śnieżnie -podobno ostatnie podrygi zimy :)). OGIEŃ // Rafał

Pierwsza zimowa Mazovia za nami …

kloziKrysia na podium !!!

Za nami pierwszy z tegorocznych startów w cyklu Santini Northtec MTB Zimą w Jabłonnej / Chotomowie. Team MYBIKE.PLGEMINUS reprezentowali w pocie czoła:

Mega K:
02:22:00 Krysia K2-1m, OPEN-1m   PODIUM – BRAWO !!!
03:13:13 Ela OPEN-7m
Mega M:
02:05:27 Wojtek M3-9m, OPEN-31m

Fit K:
02:45:55 Ania K5-2m, OPEN -25m   PODIUM – BRAWO !!!

Fit M:
01:18:00 Rafał M3-21m, OPEN-45m
01:20:50 Bartek M2-7m, OPEN – 65m
01:28:43 Paweł M3-67m, OPEN -153m

Jako drużyna zdobyliśmy 1181.90 punktów i aktualnie plasujemy się na 8. pozycji w klasyfikacji drużynowej Santini Northtec MTB Zimą 2013.

Dosyć płaska okolica i ładna pogoda zapowiadały, że będzie to miła, niedzielna przejażdżka w większym gronie rowerowym. Jednak już po kilku kilometrach nasi zawodnicy przekonali się, że tak słodko nie będzie. Duża ilość topniejącego śniegu sprawiła, że szybka jazda była utrudniona, a nawet najmniejszy podjazd wymagał podbiegania. O tym jak trudne były warunki na trasie najlepiej świadczyły zmęczone twarze zawodników po przejechaniu pierwszej pętli, czyli zaledwie 18km.

Długo by opisywać – klimat dzisiejszego wyścigu najlepiej oddadzą zdjęcia w GALERII.