23.03.14 Mrozy Mazovia Zimą

Jako, że miałam już zrobioną generalkę na ficie na ostatnim wyścigu zimowego (tylko w nazwie) cyklu Mazovii postanowiłam przejechac dystans mega. Słoneczna pogoda i wysoka temperatura sprzyjały ściganiu. Pierwszą próbę przejechania dłuższego dytansu w tym sezonie i jednoczIMG_4554eśnie nawiązania jakiejkolwiek próby walki z Mają podjęłam 2 tygodnie wcześniej w Pomiechówku. Moje ambicje szybko zostały wtedy zgaszone, dosłownie kilometr po wspólnym z Mają i Michałem stacie. Przez jeszcze jakiś czas Maja majaczyła przede mną, ale szybko odpadłam. Na rozjeździe nawet nie zastanawiałam się który dystans wybrac – byłam zbyt zakwaszona po o wiele za mocnym starcie.

Nauczona doświadczeniami z Pomiechówka, w Mrozach postanowiłam wystartowac łagodniej, Maja spadła sektor niżej, Michał awansował do 2. sektora, więc nie czułam żadnej presji i mogłamIMG_4560 jechac swoim tempem. Spodziewałam się widoku pędzącej Maję bardzo szybko. Tak też się stało. Maja dogoniła mnie około 6-7km i przez jakiś czas jechała kilkaset metrów za mną. W pewym momencie zauważyłam, że jest tuż za mną. Dziwiłam się, że mnie nie wyprzedza, spodziewałam się szybkiego śmignięcia Mai obok. Po chwili dowiedziałam się, dlaczego tak się nie dzieje. Wiozła na kole koleżankę z sektora, która pomimo uprzejmych próśb Mai nie miała ochoty jej wyprzedzic i pojechac dalej samodzielnie.

Po dłuższej chwili szaleńczego pędu za Mają w krzakach przy trasie zauważyłam lamentującego Michała. Kiedy podjechałam bliżej, dostrzegłam, że IMG_4561cały jest umazany mleczkiem uszczelniającym. Michał przed startem deklarował doskonałą dyspozycję i chęc nawiązania walki z samym Arturem Korcem, niestety tym razem zabrakło mu szczęścia. Jestem pewna, że w trakcie następnych wyścigów pokaże na co go stac.

Kilka kilometrów przed metą koleżanka Mai przeskoczyła na koło szybszego żywiciela i niestety nie byłyśmy już w stanie jej dogonic. Zdawałam sobie sprawę, że i tak nie jeIMG_6982stem w stanie nawiązac z nią żadnej walki, bo miałam aż 1 minutę straty. Podobnie wobec Mai, choc ta walczyła o 1. miejsce. Przez większośc trasy jechałyśmy razem – chociaż lepszym określeniem byłoby powiedzenie, że Maja wiozła mnie na kole – za co jej serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że niedługo będę w stanie dac jej równie mocną zmianę i na kolejnych maratonach przestanę pasożytowac. Póki co wciąż jestem pod wrażeniem przejażdżki na jej kole szutrową drogą z prędkością ponad 40km/h. 😀

Ostatecznie dojechałam do mety trzIMG_6983ecia, niecałą minutę za Mają i 1’15” za zwyciężczynią. Zrealizowałyśmy z Mają plan pozwalający naszej drużynie awansowac na 5. miejsce w klasyfikacji generalnej i umocnic pierwsze miejsce w generalce mega nieobecnej w Mrozach Krysi.

 

 

WYNIKI:

Mega:
Nockowski Rafał 01:19:31 – 11 M3
Busma Maja 01:31:01 – 2 K Open
Wrona Monika 01:31:53 – 3 K Open
Żurek Michał 01:40:53 – 52 M3

Fit:
Galeńska Anna 01:14:04 – 3 FK5

KLASYFIKACJA GENERALNA:
Krysia Żyżyńska – 1 K Open       Maja Busma – 3 K Open     Elżbieta Kaca – 4 KOpen

Monika Wrona – 1 FK2
Anna Galeńska – 2 FK5
Michał Żurek – 23 MM3

 

 

IMG_6984IMG_6990

IMG_6991IMG_7384_fw

Pomiechówek – wiosenno-zimowe słońce i napęd XT

Wiosna

Drugi maraton z cyklu Santini Northec MTB zimą nie zapowiadał się szczególnie zimowo. Wiosna od kilku tygodni zaskakuje nas bardzo pozytywnie, a i na niedzielę prognozy były obiecujące: słońce, wyż, 10 stopni, czyli wymarzona pogoda jak na tą porę roku. Dzięki wysokim temperaturom od paru tygodni, jak i raportom z trasy wiedziałam, że w przeciwieństwie do Jabłonny, ten maraton będzie całkiem szybki.

Przygotowanie do maratonu

Nie byłam zbyt zadowolona ze swojego poprzedniego wyniku, a ponieważ w trzecim maratonie w cyklu zimowym nie wezmę udziału, to należało przeanalizować, co należy poprawić przed startem w Pomiechówku. Zimy nie przespałam, dzielnie trenowałam, ale ponieważ nie przepadam za marznięciem, to robiłam to na sali wraz z innymi amatorami spinningu. Niestety ten brak doświadczenia na śniegu i błocie odbił się w Jabłonnie. Wniosek był prosty – czas na treningi w terenie. Kolejne 2 weekendy przeznaczyłam na treningi techniczne, m.in. z Elą, która w zimie nie raz wybrała się na leśne ścieżki. Drugi mój problem w Jabłonnie to był rower – również trenując w Lasku Bielańskim przekonałam się, że najwyższy czas na wymianę pancerzy przerzutek, bo na wyścigu po paru kilometrach nie mogłam w ogóle wrzucać łańcucha na dużą tarczę z przodu. Przy okazji dojrzałam do decyzji – czas na wymianę przerzutek, żeby rower ułatwiał jazdę, a nie utrudniał. Tak więc kupiłam przerzutkę przednią XT i tylną XT, dobre pancerze, kasetę i łańcuch, a w ostatnim tygodniu przed maratonem Wojtek wszystko mi wymienił. Dobrze mieć w domu mężczyznę, który się zna na takich rzeczach, bez niego pewnie moje wyniki nie byłyby takie, jakie są. Przed maratonem zdecydowałam się również na wymianę opon. Te, które zastosowałam w Jabłonnie, chociaż przeznaczone na błoto, to raczej mi przeszkodziły swoim ciężarem, a nie pomogły. Okazuje się, że powrót do przedniej Bontrager XR1 i tylnej Duro Miner, oznaczał zmniejszenie wagi kół o ok. 600-700g – to naprawdę dużo. Już w zeszłym roku przekonałam się, że waga kół i opon ma bardzo duże znaczenie, dlatego jeżeli ktoś się zastanawia, na czym zbijać wagę, to moim zdaniem warto zacząć od kół.

Słońce w Pomiechówku

Chłodny poranek i szron na roślinach nie zapowiadał aż tak dobrego startu, ale z każdą godziną temperatura rosła. Tym razem udało się nam dojechać na maraton na tyle wcześnie, że był nawet czas na szybką rozgrzewkę, bardzo potrzebną w taki dzień i na tak krótkiej trasie. Mile zaskoczyła nas organizacja miasteczka. W szkole warunki idealne, wszystko, co potrzeba było, a start i meta bardzo blisko, po drugiej stronie ulicy. Stojąc w sektorze – piątym, razem ze wszystkimi konkurentkami z poprzedniego maratonu – czułam, że jestem dobrze przygotowana, ubrana nie za ciepło, a słońce prześwitujące przez gałęzie nastrajało optymistycznie. Cieszyłam się z takiego układu sektorowego, bo warto wiedzieć, gdzie są konkurentki – za mną, czy przede mną.

Pomiechówek'14 4

fot. Wojtek Wołoszczuk

Start – przedwiośnie w lesie

Jeżeli ktoś ma wątpliwości, jaką mamy porę roku, to przypomnę – jeszcze jest kalendarzowa zima, ale o tym przypominały może ze 3 płaty śniegu na całym maratonie. Ogólnie trasa była raczej sucha poza nielicznymi fragmentami błota, lub zmrożonego błota. Po starcie krótki odcinek szosy, akurat na rozpędzenie i podniesienie tętna, ale bardzo szybko skręcaliśmy po raz drugi – w las. Wiedziałam, że muszę trzymać się z przodu i pilnować rywalek, ale jednocześnie nie przesadzić na pierwszych kilometrach. Myślę, że jazda z pulsometrem jest tu bardzo pomocna, dzięki temu nie spaliłam się na początku, tylko spokojnie wyprzedzałam kolejne osoby. Szybko okazało się, że sektor 5 nie prowadzi tak szybko, jak wyższe – w sumie to całkiem oczywiste, ale dla mnie oznaczało, że będzie trzeba szukać kolejnych grupek w wyższych sektorach. Na szybkim maratonie, z płaskimi odcinkami, bardzo przydaje się jazda w grupie i ja starałam się o tym pamiętać. Sił nie brakowało, więc mam nadzieję, że koledzy raczej nie będą narzekali na zmiany, które czasem dawałam.

Pomimo płaskich fragmentów, maraton raczej zapamiętałam jako dość pagórkowaty. Nie były to oczywiście Góry Świętokrzyskie, ale jak na Mazowsze, trasa naprawdę miło zaskoczyła. Podjazdy niektóre na tyle strome, że nawet małe korki powstały, za to zjazdy m.in. przez wąwóz, naprawdę malownicze. Dla mnie szybki i trochę wymagający zjazd to jest nagroda za włożony wysiłek. Nie brakowało również singli, czy średnio-wąskich ścieżek, które także są kwintesencją dobrze zrobionej trasy. Na jednym z nich spotkałam Monikę, która w tym cyklu zdecydowała się na dystans Fit. Niedługo potem w oddali pojawiły się kolejne dwa zielone stroje – to Wojtek Wołoszczuk, a trochę przed nim Maja Busma. Przez jakiś czas jechałam za ich grupką, do miejsca, gdzie zaczął się błotny odcinek. Niestety w tym miejscu Wojtka dopadł pech – jego kamerka na kasku zahaczyła o drzewa i musiał się zatrzymać, żeby ją poprawić. Minęło trochę czasu, zanim udało mi się dogonić Maję, a w końcu Michała Żurka. Miałam trochę szczęścia, że przez sporą część trasy mogłam współpracować z dwoma zawodnikami, którzy chyba tak jak ja odrabiali spadek do niższego sektora na poprzednim maratonie. Jak się okazało, Michał nie dał się tak łatwo zgubić, ostatnie kilometry pokonywaliśmy razem. Kiedy ja trochę osłabłam, Michał zaoferował swoje koło i aż do mety zmienialiśmy się, korzystając nawzajem ze swoich sił. Dla mnie był to jeden z tych maratonów, kiedy wszystko poszło tak, jak powinno. Przerzutki XT działały idealnie, bez żadnego wysiłku zmieniałam je kiedy chciałam i jak chciałam, nawet jeżeli zdarzyło mi się trochę z tym spóźnić. Jazda w grupie naprawdę się udawała, a do tego moje ulubione zjazdy, po prostu wszystko, czego trzeba na przedwiosennym wyścigu.

Pomiechówek'14 2              Pomiechówek'14 6

 

for. Ewa Lipowiecka                                                                   fot. Zbyszek Kowalski

Tym razem MyBike.pl stawił się w liczniejszym gronie, niż poprzednio. Widać, że sprzyjające warunki atmosferyczne zachęciły sporo osób, żeby skorzystać ze słońca i tej urokliwej trasy. Oto nasze wyniki:

Dystans Fit (czas zwycięzcy 00:37:27):

Monika Wrona 1 miejsce kat. FK2, 2 miejsce open, czas 0:46:28 (czas 1. Open Kobiet 0:44:13)

Ania Galeńska 3 miejsce kat. FK5, czas 1:22:36

Dystans Mega (czas zwycięzcy 1:22:06):

Krysia Żyżyńska 1 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:34:55

Maja Busma 4 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:46:31

Ela Kaca 6 miejsce Mega Kobiety Open, czas 1:50:47

Michał Żurek 26 miejsce kat. M3, czas 1:36:54

Wojtek Wołoszczuk 33 miejsce kat. M3 1:41:06

Pomiechówek'14 3

W Mrozach mnie i Eli nie będzie – czas na krótki urlop, tak więc do zobaczenia na kolejnym, tym razem już wiosennym maratonie.

Po letargu

Przyroda robi kolarzy w konia. Ci, którzy liczyli na dłuższe zimowanie, biegówki, dopiero co zaczęli szybkie randki z trenażerem, i patrzą badawczo- rozpoznawczym wzrokiem na kłęby mazi niewinnie nazywanej tłuszczem, muszą zmierzyć się z faktem, że jest coraz cieplej. Wszystkiemu ponoć są winni Azjaci, ich anomalie pogodowe zapowiadają wyjątkowo gorący rok. My Polacy meteopaci (przynajmniej ja odkąd jeżdżę na rowerze notorycznie przeglądam ICM i nie potrafię tego zwalczyć) wiemy o czym mowa, żyjemy prognozami pogody. Kolarze też, więc czas na konfrontację ze swoim zaniedbanym przyjacielem i w teren.

My, ekipa Mybike.pl w ramach treningowych stawiliśmy się na zimowym maratonie Mazovii w Jabłonnie. To znaczy ja, Krysia Żyżyńska, Monika Wrona, Michał Żurek, Ania Galeńska. Skład pokazuje, że w naszej drużynie niezłomne są kobiety i błoto im nie straszne.

cov_6206_anna_jablonna

Fot. Zbyszek Kowalski

O proszę, Ania dzielnie jedzie!

A może w nas kobietach jest po prostu więcej romantycznego podejścia wobec własnych rowerów – uważamy, że wszystko zniosą a żaden serwis im nie straszny? Panowie odwrotnie – chłodna kalkulacja kosztów wygrywa. Z perspektywy czasu, tzn. kilkanaście godzin po maratonie nie jestem w stanie ocenić, czy rzężenie w napędzie to poważna sprawa. Nie chcę o tym myśleć. Jak większość kobiet, pomyślę o sprawach technicznych jutro:D

_jablonna_monika i michal

Fot. Zbyszek Kowalski

Monika i Michał w doskonałej formie po.

Trasa maratonu w warunkach letnich byłaby przejażdżką z zamkniętymi oczami. Aura przedwiośnia sprawiła, że płaska trasa (z kilkoma rachitycznymi podjazdami) to była droga z rozmokłym śniegiem, czasem błotem. Równo trzeba było trzymać tor jazdy. Żadnego asfaltu, tylko las. Dwa razy ta sama pętla. Szybko, o ile opanowało się podstawy balansowania w rozmiękłym podłożu i posiadało znośne opony. Trudno było wyprzedzać. Często był jeden optymalny ślad i naiwni ci, którzy chcieli kombinować bokami. W tym naiwna ja. Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka. Nie tym razem jednak… Kilka razy zagrałam na wyrywną i ze skwaśniałą miną trzeba było się wycofać, a spotkanie ironicznego uśmiechu na twarzy potencjalnie wymijanego to był nóż w plecy. Tam gdzie się dało, rwałam jednak do przodu. Opony z przodu Nobby Nick a z tyłu Bontrager dodały mi skrzydeł i co istotne pewności siebie. Dzięki przedniej trzymałam się stabilnie podłoża.

Przedzieranie się z 7 sektora to było wyzwanie. Czułam się jak Tom Cruise z teledysku Mission Impossible. Co chwila się zastanawiałam czy nie mam w polu widzenia dziewczyn, które trzeba by było szczególnie gonić. Natura pełna jest kamuflażu! Krągłe nogi jednego chłopaka zaliczyłam do damskich i dzięki temu spory kawał drogi pojechałam ponad normę:) Dziękuję!

DSC07475_jablonna_pudlo

Aut. Bogusław Lipowiecki

Dzięki tej pomyłce byłam druga, a podium mi się trafia rzadko.

Taktyka na maraton była prosta, jechać od początku jak szybko się da, żeby nikt nie blokował mnie na leśnych ścieżkach. Trzymać miarowy i równy rytm pedałowania i unikać dzięki temu wywrotek. Pięknie to sobie w głowie ułożyłam, nawet uwierzyłam. Plany są piękne, a wyszło jak zawsze. Ambitny kolega, wymijając mnie już na pierwszych km, zaczepił o moją nieszczęsną, długą kierownicę. Wylądowałam w smolistej, ogromnej kałuży. Ale to nie są wybory Miss….na szczęście. Bo potwór z bagien to był przy mnie Harrison Ford.

cov_6917_jablonna bloto

Aut. Zbyszek Kowalski

Zostało to uwiecznione po maratonie, jak czekałyśmy z Krysią na torby z rzeczami.

Chłopak za mną miał świetny refleks, więc nie przejechał po mnie. Oby tak dalej z refleksem u kolarzy! Szybko się otrząsnęłam. Od czasów złotego medalu Justyny uzyskanego ze złamaną stopą, trudno z twarzą pokerzysty mamić znajomych, że to i tamto, były przyczyny obiektywne, które zahamowały mój pęd na maratonie;-)

DSC07424 finish jablonnaDSC07413jablonna finish krysia

Aut. Bogusław Lipowiecki

Ja i Krysia wynurzamy się z bagien na metę.

Ale na szczęście nikt z nas nie zaliczył słabości, daliśmy radę: 4 miejsca na pudle i świetny czas Michała, który objechał mnie i Krysię o 10 minut.

DSC07456_jablonna pudlo _Ania

Fot. Bogusław Lipowiecki

Ania już jest przyzwyczajona do pudła, widać po minie.

Monika Wrona, 1 miejsce na dystansie fit (21 km) w open i kat. K2, 01:07:06

Anna Galeńska, 2 miejsce na dystansie fit (21 km), kat. K5, 02:40:00

Michał Żurek, 01:54:00, (20 miejsce w kategorii M2), czas zwycięzcy 01:33:46

Elżbieta Kaca, 2 miejsce na dystansie mega (35 km), open, 02:03:43, czas zwycięzcy 02:02:51

Krysia Żyżyńska, 3 miejsce na dystansie mega (35 km), open, 02:04:07

Ciąg dalszy 9 marca w Pomiechówku!

pozdrawiam! Ela Kaca

cov_6957_jablonna_bloto2

Finał Merida Mazovia MTB Marathon 2013 – Płock 06.10.2013

Przygotowania

Chciałabym napisać, że solidnie przygotowywałam się do startu w finałowej edycji Mazovii, ale to mocno rozminęłabym się z prawdą. Jeśli ufać temu, co twierdzi Endomondo (roboczo nazwijmy go moim dziennikiem treningowym), to – nie licząc testów Treka orgaznizowanych przez MYBIKE.PL i lansu na Fat Bike w Berlinie – nie trenowałam dobre 4 tygodnie. Tydzień przed startem dałam się za to namówić na trening Cross Fit, ale ten raczej spowodował potworne zakwasy i ból czworogłowego, niż w pomógł w podniesieniu formy. Aha, trenowałam też umiejętność utrzymywania równowagi na rowerze w warunkach podwyższonego stężenia płynów wyskokowych we krwi, ale ta zdolność nie przydała mi się na maratonie… no, może dopiero w trakcie dekoracji.

trek-superfly-8-2014xlPróbując ratować sytuację wypożyczyłam ze sklepu MYBIKE.PL rower testowy – Trek Superfly 8 z kolekcji na nadchodzący rok 2014 we wściekle czerwonym kolorze. Wiadomo, że jak czerwony to musi być szybki. No i te 29 cali… Świetnie spisywał się już na testach organizowanych przez sklep we wrześniu. Chciałam go teraz sprawdzić w warunkach bojowych.

Chwila przed startem

Ostatnia edycja Mazovii odbywała się w Płocku. Startowaliśmy z Orlen Areny. Wyjątkowo tym razem udało nam się dojechać na miejsce chwilę wcześniej, tak więc mieliśmy czas na rozgrzewkę. Nie wierzyłam, że dam radę zrobić dobry czas (patrz: Przygotowania), toteż rozgrzewałam się bardzo ostrożnie (czytaj: bez większego zaangażowania). Przyjechałam tu tylko po pucharek i nagrodę za 2. miejsce w generalce. Ale na owej rozgrzewce, pedałując od niechcenia zauważyłam, że Michał dziwnie zostawał w tyle. Pomyślałam, że na niego „trening” z ostatnich tygodni też nie wpłynął najlepiej, później okazało się jednak, że to nie była wina braku treningu, a sprzętu na którym jechałam.

Start

Wykorzystując swój niewątpliwy urok osobisty ustawiłam się na początku 4. sektora przepraszając stojących tam już od dłuższego czasu zawodników. Panowie nie protestowali. Przynajmniej nie na głos. Ruszyliśmy. O dziwo bez problemu utrzymywałam się po starcie w czołówce sektora, przez moment zastanawiałam się nawet nad dogonieniem wcześniejszego sektora. Po wychyleniu się zza pleców jadącego przede mną kolegi doszłam do wniosku, że to idiotyczny pomysł. Przy moim braku przygotowania nawet superszybki wściekle czerwony Superfly nie byłby w stanie pomóc mi w tym pościgu.

plock-127

Chciałabym napisać coś o wymagających heroicznego wysiłku podjazdach, przeprawach przez rwące potoki, ekstremalnych zjazdach po mokrych kamieniach wielkości telewizora, ale nie napiszę. Płock nie różnił się specjalnie od pozostałych edycji Mazovii w pobliżu Warszawy. Płasko, szybko i ciasno, koło przy kole… asfalt, szuter, autostrada. Pamiętam tylko jeden ciekawy, ale niestety krótki odcinek bardzo krętego singla. 500 metrów przed metą był też niespodziewany morderczy podjazd. To co w nim najlepsze było ukryte za zakrętem – pod koniec nachylenie mocno szło w górę. Pod sam koniec wyścigu była to dla większości jadących bolesna niespodzianka.

To już koniec?

DSC07050Po dojechaniu na metę odebrałam koszulkę finisher’a i czekałam na team-owców jadących dystans MEGA. Niestety nasz czarny koń wśród kobiet – Krysia – złapała 3 km przed metą kapcia. Straciła tym samym szansę na pokonanie gościa specjalnego finału – Gunn-Rithy Dahle Flesja. Michał też miał pecha. 12 km przed metą rozciął oponę, resztę trasy przejechał w tempie emeryckim, bojąc się przedziurawienia zapasowej dętki.

Epilog: jak spisał się Trek Superfly 8?

Superfly dosłownie leciał po trasie – zarówno po asfalcie, jak i na trudnych podjazdach, czy tym bardziej zjazdach. Mimo, że byłam sceptycznie nastawiona do pozycji, jaką trzeba przyjąć przy jego mega szerokiej kierownicy, okazała się ona później bardzo komfortowa. Nie odczuwałam bólu kręgosłupa jaki często zdarza mi się w przypadku mojego roweru. Stabilniejsze trzymanie przydało mi się także w chwili, gdy na pierwszych kilometrach po starcie, przy znacznej prędkości jeden z zawodników za bardzo zbliżył się do mnie i lekko mnie zaczepił swoją kierownicą. Podejrzewam, że gdybym jechała na swoim Kellysie, mogłoby się to skończyć groźną wywrotką. Miałam również podobne odczucia wobec wagi roweru jak Konrad testujący Superfly’a 5. Mimo, iż mój sprzęt również nie należał do najlżejszych, w trakcie jazdy nie odczuwałam żadnego dyskomfortu z tym związanego. Nie wiem jaką sztuczkę z geometrią zastosowali konstruktorzy Treka, ale miałam wrażenie, że jadę na rowerze dobre 2 kilogramy lżejszym niż w rzeczywistości. Ogólnie rower spisał się świetnie – do tego stopnia, że wystartowałam na nim tydzień później na Poland Bike w Wawrze zajmując 2. miejsce w K2 na dystansie MAX  i po kolejnym tygodniu wciąż nie mogę się z nim rozstać… 🙂

WYNIKI edycji w Płocku:

DYSTANS MEGA -54 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:40:54

Błażewski Bartosz – open 88/340 MM4 22/107 czas 01:58:23

Galeński Wojeciech – open 92/340 MM3 34/118 czas 01:58:41

Mazurek Piotr – open 97/340 MM2 17/40 czas 01:59:02

Wołoszczuk Wojciech – open 138/340 MM3 53/118 czas 02:04:17

Żyżyńska Krysia – open 18/… MK3 3/29 czas 02:11:59

Żurek Michał – open 246/340 MM3 86/118 czas 02:18:33

 DYSTANS FIT -32 KM, CZAS ZWYCIĘZCY: 01:18:35

Maja Busma – open 1/66 FK2 1/12 czas 01:18:35

Wrona Monika – open 3/66 FK2 3/12 czas 01:21:07

Galeńska Anna – open 65/66 FK6 3/3 czas 02:32:07

KLASYFIKACJA GENERALNA

Zawodnicy drużyny MYBIKE.PL często pojawiali się na podium klasyfikacji generalnej. KrysiaRekordzistką była Krysia Żyżyńska, która zajęła 2. miejsce w klasyfikacji generalnej K3 na dystansie MEGA oraz 1. Miejsce w Superklasyfikacji kobiet (dla przypomnienia, w tym roku wygrała również klasyfikację generalną kobiet na dystansie GIGA – brawo!).Dekorowana była także nieobecna w Płocku Ela Kaca, która zajęła 10 miejsce w K3 dystansu MEGA. Oblegane przez MYBIKE.PL było też podium dystansu FIT kategorii K2 – 1. miejsce zajęła Maja Busma, a drugie ja. Płock301Na podium dystansu FIT dzielnie reprezentowała nas też Ania Galeńska zajmując 2. miejsce w klasyfikacji generalnej kategorii K6.

Drużynowo zajęliśmy 11. miejsce. W tym roku niewiele zabrakowało nam do dekorowanej pozycji, dwie przedziurawione w Płocku dętki odebrały nam szanse na stanięcie drużynowo na podium. Może w przyszłym roku będziemy mieli więcej szczęścia.

Poniżej szczegółowe wyniki klasyfikacji generalnej cyklu Mazovia MTB Marathon 2013.

DYSTANS MEGA

Żyżyńska Krysia – 2/64 K3

Kaca Ela – 10/64 K3

Miśkiewicz Kamil – 53/87 M1 (1 start)

Mazurek Piotr – 18/241 M2

Sanaluta Marek – 19/241 M2

Żurek Michał – 29/637 M3

Wołoszczuk Wojciech – 36/637 M3

Galeński Wojciech – 58/637 M3 (7 startów)

Czapski Andrzej – 141/637 M3 (4 starty)

Błażewski Bartosz – 63/386 M4 (7 startów)

Szlązak Piotr – 108/386 M4 (5 startów)

Kuchniewski Tomasz – 209/386 M4 (2 starty)

Wielecki Michał – 62/94 M5 (1 start)

 DYSTANS FIT

Busma Maja – 1/87 K2

Wrona Monika – 2/87 K2

Galeńska Anna – 2/6 K6

Kuchniewska Beata – 18/75 K4 (5 startów)

Nowy Dwór 22 września Mazovia MTB

Jak ten czas leci końcówka sezonu zbliża się wielkimi krokami. Mi osobiście bardzo chodzi po głowie spróbować jeździć na Fatbike ale to będzie chyba inna relacja.

Na samym początku bo być może nie uda się niektórym doczytać do końca chciałbym pogratulować Krysi za pierwsze bez dyskusyjne miejsce w MEGA OPEN. BRAWO!!!

Do Nowego Dworu zjechało prawie 900 osób i był jedne z liczniej obstawionych edycji. Ja od kolegów słyszałem, że będzie płasko szybko i malownicze widoki. No cóż może widoki były ładne ale krysia na starcienie miałem czasu się rozglądać bo jadąc wałami pilnowałem żeby grupa mi nie uciekła.  To był mój pierwszy start z 3 sektora. Postanowiłem ruszyć bez przeginania bo przecież każdy powinien znaleźć swoje tempo. Ruszyłem razem z Wojtkiem naszym nowym kolegą. On zapowiedział ostrą przepychankę do przodu. Tak też się stało już po pierwszym wirażu mi odjechał ale nie chciałem się z nikim zderzyć. Spokojnie jechałem więc w grupie. Dopiero wjazd na wał nas ustawił w wężyk.

Bardzo żałowałem że nie pojechałem dołem wału gdzie było co prawda po nie równych płytach ale widać było że jedzie się szybciej. Myślę, że ta decyzja nie twojtek na starcieylko mnie kosztowała z minutę… w plecy.

Droga zamieniła się na szutrówkę na której zobaczyłem naszego kolegę Marka po kraksie na poboczu.

Strzeliła mu opona i dwie osoby po nim przejechały ups…  Później trasa wiodła po mokrych łąkach aż wreszcie po krótkim asfalcie wpadliśmy do lasu. Trasa zrobiła się kręta ale były momenty do wyprzedania.  Po  40 minutach czułem się już rozgrzany więc jechałem szybciej wyprzedzając co chwile pierwszych słabnących. W ten sposób wyprzedziłem Wojtka który na jakimś za krecie zapomniał się że trzeba cisnąć do przodu. I to był już jedyny team owiec jakiego widziałem na trasie. Reszta stawki czyli Wojtek G. i Krysia byli poza moim za możliwościami. W lesie zaliczyłem przygodę tzn ktoś z grzybiarzy przestawił znak a ja wraz z 30 osobowym peletonem pojechaliśmy nie w ta stronę. Od razu miałem wątpliwości ale gdy na kole siedzi Ci tyle chłopa to człowiek się nie rozgląda do tego nikt z nich też nie skręcił… W sumie 1km w plecy i kolejne pewnie z 2minuty straty. Byłem bardzo zły że się po prostu nie zatrzymałem bo wtedy była by to mniejsza strata czasu. Ale cóż uczymy się na błędach. W pierwszej chwili siadła mi psycha od tego błądzenia ale gdy wjechałem do lasu a tam zaczęły się ścieżki tzn.,  trasa zaczęła biec po trasie leśnej MTB odzyskałem wigor. Kręta wąska ścieżka to jest to co bardzo lubię.

Jedziesz na „Maksa” a i tak się nie meczysz bo jedziesz za wolno bo szybciej się nie da. Były oczywiście chwile, że można było się zmęczyć na jakimś podjeździe ale umówmy się podjazdy były bardzo krótkie a jedyna trudność to piach. Ponieważ fantazja mnie nie opuszczała na jednym takim pagórku z ostrzeżeniem ze jest nie bezpiecznie. Zlekceważyłem to. Mogania na podiumłem nabrać trochę podejrzeń, że chyba nie da się zjechać bo dwie osoby przed mną gdy zobaczyły zjazd zeskoczyły z rowerów.  Ja za to wierząc w to, że dam rade skoczyłem ze skarpy razem z rowerem w sam środek piaskownicy z okrzykiem UWAGA  JADE. Widok musiał być przedni bo koło wbiło się piach a ja zrobiłem salto przez lewe ramie z jedną wypiętą noga. Pozbierałem się błyskawicznie. Ja cały rower też. Tylko bidonu brakuje od teraz jestem zdany na bufety. Dyskomfort ale tragedii nie ma. To nie był koniec lasu było jeszcze sporo ciekawych miejsc. Jedno które zapamiętałem to podjazd z duża ilością piasku i dość stromy. W 10 osobowej grupie której akurat jechałem nikt oprócz mnie nie podjechał a do tego nikt mnie nie zablokował. Po prostu bajka. Po leśnych duktach na, których w sumie natłukliśmy prawie 300m różnicy wzniesień co na nasze warunki jest już wyczynem nie lada. Zaczęły się znowu łąki przeplatane krótkimi odcinkami asfaltowymi. Na tych łąkach był moment, że opadłem z sił na szczęście ostatni bufet pozwolił znowu mocniej naciskać na pedały. Zacząłem doganiać i wyprzedzać a to jak nic dodaje kolejnych sił. Jak bardzo byłem zadowolony gdy wypatrując mety zobaczyłem znajomy lasek i wiedziałem że to finisz. Nie zapomniane wrażenia zapewnił wiatr w twarz przed samą metą. Mi udało się dogonić jeszcze kilka osób ale na stadionie już bez fajerwerków wyprzedziłem ostatnie dwie osoby by osunąć się z roweru.

 

To była moja ostania mazovia bo do Płocka nie dam rady już pojechać. Za tydzień chyba największe wyzwanie dla mnie w tym roku czyli maraton bez roweru trzymajcie kciuki. I do zobaczenia w Kielcach i Wawrze.