fbpx

Cykl zawodów ŚLR przyzwyczaił nas do słonecznych pożegnań. Ostatnie dwa lata w Chęcinach na początku października zawsze świeciło słońce… W tym roku w sumie też świeciło… tyle, że to było tydzień temu. Teraz prognoza nie pozostawała złudzeń. Będzie mokro chłodno i być może nie będzie padać. Z trudnością zebraliśmy ekipie minimum na start na ŚLR w Pińczowie w postaci niezawodnej Krysi, kapitana drużyny Mateusza, Piotra B. oraz mnie. Od początku było wiadomo, że prawdopodobnie o tym, czy drużynowo zajmiemy 3. miejsce zadecydują małe punkty. A tak naprawdę to jak słabo pojedzie nasz konkurent, czyli Trybik. Do tego wrócimy na końcu relacji.

Tekst: Piotr Szlązak

Pińczów jest położony na w dolinie na rzeką Nidą. Gdyby nie kominy było by bardzo malowniczo. To najdalej oddalona miejscówka startowa na ŚLR. Niby tylko 15 km dalej niż Morawica, ale jednak. Zaplecze tak wspaniałe jak w Chęcinach, czyli hala sportowa, gdzie można było się wykąpać czekając na ogłoszenie wyników z generalki.

Mateusz na trasie ŚLR w Pińczowie
Trasy, co jest rzadkością, tym razem sprowadzały się do jednej pętli o długości 22,5 km. Czyli Family 1 pętla. Fun 2 pętle i Masters 3 pętle. Na papierze wyglądało dość łatwo na jednej pętli nie całe 400 m przewyższenia. Do tego coś, co wcześniej nigdy za moich startów na ŚLR się nie zdarzyło, to Masters startujący razem z Fun, tyle że w innym sektorze. To w sumie zrozumiałe, bo inaczej Masters musiałby dublować na drugim kółku dużo osób, a wbrew pozorom nie było to takie proste, bo miejsc do wyprzedzania było mało.

W praktyce trasa miejscami była wręcz nie do pokonania na rowerze. Pierwsza przeszkodą był stromy zjazd błotny gdzie żadne ale to żadne opony nie miały trzymania. Gdy tam dojechałem na 1. pętli było komicznie. Ludzie zjeżdżający środkiem na butach i podpierający się rowerami. Były upadki i podcięcia. Chaos totalny. Współczułem każdej osobie co miała inne pedały niż Cranki.

Druga przeszkodą, która była nie tak daleko od tego zjazdu, był lekki podjazd na którym nikt nie miał przyczepności i trzeba było prowadzić rower. To było tylko 300 m, ale wiecie jak jest. Nie po to się jeździ na rowerze, żeby go później prowadzić :).
Dalsza część to fajne single i super przejazd przez kamieniołomy. Piękne widoki na Pińczów. Potem fajny i dość trudny zjazd w lesie, znowu single i zjazd śliskim wąwozem (na drugiej pętli nie było tam ślisko, bo było bardziej sucho – chyba całe błoto nawinęliśmy na koła)

Mimi na trasie ŚLR w Pińczowie

Na końcu przed metą jazda wałem wzdłuż rzeki. To byłą totalna mordęga. Muszę powiedzieć, że nie dość, że tego nie lubię, to rozwala mnie to psychicznie. Nie sadzę też, żeby się kiedykolwiek do tego przekonał. Kępy traw śliskie i cały czas wybijające z rytmu.
W sumie trasa fajna. Do tego pogoda była łaskawa, bo przestało padać przed startem i zaczęło znowu, gdy ostatnie osoby zjechały z dystansu Masters.
Trochę smutno, że sezon dobiega końca ale tak naprawdę to nie jest takie złe. Czas odpocząć od roweru i treningów, żeby zebrać siły i chęci na nowy sezon.

Wracając do Trybika i generalki. Na ŚLR w Pińczowie zdobyliśmy więcej punktów niż rywal. Niestety to było zbyt mało i w generalce ostatecznie zajęliśmy 4. miejsce. Wyszło więc, że ze startami jest jak z treningiem. Więcej znaczy regularność niż jednorazowe świetne wyniki. Gratulujemy rywalom, do zobaczenia w przyszłym sezonie 🙂

Wyniki MyBike.pl MTB Team na ŚLR w Pińczowie:

Krysia – 2. miejsce
Piotr B. – 4. miejsce (czemu nikogo to nie dziwi)
Mateusz – 4. miejsce (chyba się zaraził)
Piotr Sz. 12. miejsce (bywało lepiej)

%d bloggers like this: