fbpx

Majka Days 2018, tym razem nie na zakończenie sezonu, ale tuż przed jego główną częścią.

Jako impreza cykliczna, każda kolejna edycja powinna być co raz lepiej zorganizowana, ale o tym później.

Pogoda w Krynicy w tym roku dopisała, słońce podczas startu i deszcz tuż po przekroczeniu mety – idealny na schłodzenie po wysiłku.

Tym razem zdecydowaliśmy się na start w indywidualnej jeździe na czas, która odbyła się w sobotę i niedzielny start wspólnym na dystansie 75 km.
Czternasto kilometrowa trasa czasówki dość prosta: podjazd, zjazd, kilka pagórków i finałowy podjazd pod ściankę Jakubik (średnie nachylenie 11%).

Nasz zawodniczka Monika Świerczewska wywalczyła na tej trasie 3 miejsce w kategorii wiekowej, a Mateusz Wyszyński w tej samej klasyfikacji był 5.
Podczas startu wspólnego trasa została zmieniona w porównaniu do tej zeszłorocznej. Tym razem zamiast dwóch dłuższych podjazdów organizatorzy zafundowali dwukrotne pokonanie niezwykle sztywnego podjazdu w Banicy. Dojazd do mety niezmienny, kończący się już wyżej wspomnianym Jakubikiem. Trasa pomimo 1200 metrów przewyższeń była dość szybka.
Mateusz pokonał ją w 2 godziny 16 minut, a Monika pojawiła się na mecie nieco ponad 30 minut później.

 No właśnie…. I tu pojawiły się komplikacje. Organizator przesyła oficjalnego SMSa z wynikiem, według którego jest ona trzecia w kategorii wiekowej. O godzinie 14 podczas dekoracji, wychodzi na podium, zostają wręczone nagrody i…. nagle pojawia się zawodniczka, która wskakuje na najwyższy stopień „spychając” każdą z zawodniczek o jeden stopień niżej. Powstaje zamieszanie, zamienianie się nagrodami, lub ich zwracanie. Monika zostaje ostatecznie czwarta. Mało komfortowa sytuacja.

Podsumowując dwa dni spędzone w Krynicy, możemy śmiało powiedzieć, że zabezpieczenie trasy jest wzorowe, organizacyjnie też jest dobrze, ale takie pomyłki, z którymi się spotkaliśmy pozostawiają duży niesmak.