fbpx

Quo vadis kolarzu?

W sumie to sam już wiele razy złapałem się na tym, że odchudzam rower za wszelką cenę. Nasycony przekazem producentów sprzętu, wszechobecnymi testami i reklamami, uznałem że przecież muszę mieć lekki rower.
Zmieniam korbę? Musi być lżejsza.
Sztyca? No wiadomo…
Siodło? Coooo?! 30 gramów więcej?! Nigdy!!!

No to mam. W zasadzie mój górski sztywniak w rozmiarze XL waży 9.2 kg… z pedałami, koszykami i uchwytem pod Garniaka.
Wynik piękny. Nie wybitny, ale piękny…

Tak sobie teraz myślę- czy to miało sens w moim przypadku? Ile daje mi odchudzenie roweru o 1.5 kg w stosunku do wagi fabrycznej.

Bolesna analiza…

Choć jestem w stanie niezliczoną masą argumentów uzasadnić sobie zakup każdej części zamontowanej w rowerze, tak naprawdę podejrzewam że nie dopuszczam do głosu tego gościa z aureolą 😉
On wie dokładnie ile to kosztowało i jak niewiele wniosło do mojego kolarskiego życia.

A czemu…?

Zasada jest prosta. Lekki rower daje zysk w górach. Łatwiej pokonać beznamiętną siłę grawitacji jadąc na odchudzonym sprzęcie. Czyż nie?
Potwierdzi to każdy producent. Dołączy wyliczenia że kolarz X pokonał by przełęcz Y o XY  sekund szybciej gdyby miał rower lżejszy o 250 gramów.

Producent jednak nie powiedział nam ile waży kolarz X. A to może mieć znaczenie…

Posłużę się własnym przykładem.
Uśredniając, w sezonie startowym, ważę 85kg. Dużo? Ano sporo, ale ciężko ważyć mniej licząc sobie 202cm wzrostu 😉
Mój Canyon fabrycznie ważył 10.7kg Krótko mówiąc udało mi się urwać około 14%. WOW!!! Robi wrażenie. Uformowany przez przekaz producentów, w moich myślach przeliczałem już zyski na wyścigach.
Kurna, będę NAPRAWDĘ SZYBKI!!!

 

…z dużego konia boli bardziej…

Ok, może ubarwiam. Nie spadłem z dużego konia w zetknięciu z rzeczywistością… Choć okazało się że nie jestem wcale szybszy jakoś specjalnie. W zasadzie pewnie nie jestem szybszy wcale- lub szybszy nieznacząco.
Czemu więc?
Ano temu że rower jak wiadomo sam nie jedzie. Jak puścić „wolno” taki za 25k oraz „marketa” za pińcet, prawdopodobnie przewrócą się tak samo szybko.
Rower i kolarz to tandem. Czemu więc producenci sprzętu nie podkreślają tego?
Bo musieli by mieć toster albo kaloryfer zamiast dyrektora od marketingu 🙂 We własne kolano lepiej nie strzelać!

Zatem…

  • rower 9.2 kg
  • ja        85 kg
  • pełne bidony- powiedzmy 1.2 kg
  • buty/ubranie/kask- w uproszczeniu 1 kg

To ustawia wskazówkę wagi na 96.4 kg!
Oznacza to że wydając snopek kasy na odchudzanie, realnie zaoszczędziłem ~1,5% masy całości ?

Dla tego apeluję do Ciebie kolarzu! Zanim wpadniesz w szpony przekazu producentów- policz dobrze czy to ma sens 😉
A 1.5% taniej i zdrowiej urwać z siebie ???

Co mi z tego?

Może troszkę rozsądniej podchodzę do mojego roweru szosowego. Naturalnie jest umiarkowanie lekki. Natomiast waga 7,7kg w pełnym rynsztunku, jest daleka od tego co nakazuje „trend odchudzania”.

Lżejszy raczej nie będzie… choć… ?

Wbrew temu wszystkiemu co przeczytałeś, zawsze warto odchudzić koła! Naturalnie nie kosztem sztywności, ale warto!

 

Namieszałem? ?

Masa rotująca to temat na osobny wpis 🙂
Czytał byś ❓❓❓

Maciek Puź