fbpx

Jak już zapewne zauważyliście, chętnie testuje wszystko co związane z rowerem, a jeszcze chętniej gdy wiąże się to ściśle z treningiem.
Nadarzyła się okazja, zatem od razu na kierownicę wpadł komputerek Wahoo Element Bolt.

W sumie to nawet dobrze się złożyło, ponieważ mój Garmin Edge 820 wysyła mi coraz większą ilość sygnałów o swoim rychłym przejściu na emeryturę… Idealny moment na testy!

Pierwsze wrażenie


Wahoo w swojej obudowie skrywa 6 przycisków, oraz monochromatyczny wyświetlacz o przekątnej 56mm. Dodatkowo nad ekranem producent umieścił rząd 8 diodek, o których poniżej.

Ogólnie jest spoko. Plastik wygląda solidnie, przyciski „ładnie klikają”. Uchwyt z wysięgnikiem przed kierownicę bardzo elegancko wpasowuje się z komputerkiem i po wyraźnym „kliknięciu” stanowią całkiem zgrabną całość. Tu na pewno plusik 🙂

Konfiguracja

Kto nie klął ustawiając wszystkie te ekrany danych niech pierwszy rzuci Garminem..

No właśnie. Ja musiał bym rzucić i to nie raz 🙂

A tu niespodzianka!
Wahoo wyszło na przeciw moim skrytym oczekiwaniom i w zasadzie wszystkie potrzebne elementy można ustawić z poziomu apki na telefonie.

Po prostu… Ściągnąłem aplikację, od razu (bez ponownych prób Garminie) sparowałem urządzenie i przeszedłem do ustawiania wszystkich potrzebnych mi elementów.
Rodzaje aktywności, czy wybór rowerów (jak kto używa), ekrany danych (ile, co w komórkach) itd.
Bez zbędnych ceregieli można było skonfigurować wyżej wymieniony rząd diodek. U mnie naturalnym wyborem było ustawienie ich jako „strefy mocy”, ale jest kilka innych opcji.

Aplikacja pozwala połączyć nasze Wahoo z kontami na innych platformach. Strava, Training Peaks itd. Wszystko działa od razu.
Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że na liczniku pojawił się zaplanowany na dziś trening na krokach z TP. Nie trzeba nic instalować, jak w urządzeniu na G. ze sklepu IQ. Po prostu łączę konta i jest!

Chwila zabawy, dodawania nadajników i Wahoo Element był gotowy do działania. A zatem…

Użyteczność i funkcjonalność.

Wspominałem o przyciskach.

Po lewej jeden, włącz/wyłącz który w czasie „pracy” pozwala wejść do menu urządzenia.
Na głównej płaszczyźnie pod ekranem kolejne trzy przyciski.
Standardowo „lap”, „play/pause” oraz „page” do zmiany ekranów. Co ciekawe każdy ekran można konfigurować na 10 „okienek”, ale wciskając przyciski „up/dn” (znajdujące się po prawej stronie urządzenia) możemy na bieżąco określać ile komórek jest wyświetlane. Każde kliknięcie w „down” ścina jedną linijkę okienek, powiększając pozostałe. Genialne i bardzo przydatne!

Dzięki temu możemy spokojnie dostosować wszystko dokładnie tak, jak potrzeba. Mnie tym kupili 😉

Ekran jest czytelny i wyraźny. Wszystko widać bezproblemowo. Nie można się przyczepić.

Ale czy coś jeszcze?

Trening!

Training Peaks i jednostka wykonana na krokach.

Wychodzę przed klatkę, włączam apkę i widzę zaplanowany trening gotowy do wgrania. „Klik” z kciuka i Wahoo radośnie informuje mnie że jest gotowy by zacząć.
Na ekranie treningu (który automatycznie dodaje się po wgraniu jednostki) jest więcej niż trzeba (tak drogi Garminie- więcej niż trzeba, a nie tylko „zakres intensywności” i czas do końca).
Mamy informację graficzną (!) jak wygląda trening, pola danych do ustawienia (ile trzeb czego kręcić w kroku, ile czego kręcimy w kroku, ile czasu do końca kroku, kadencja, puls, prędkość czy co tam chcesz).
Do tego łatwo można wybrać miejsce w którym chcemy zacząć trening (jeśli z jakiegoś powodu nie chcemy jechać od pierwszego kroku).
Sytuacja na drodze przerwała ważny krok, lub uniemożliwiła rozpoczęcie kolejnego? Żaden kłopot. Dwoma kliknięciami można wrócić do poprzedniego czy którego tam sobie chcemy.

Mało?


Graficzny obraz treningu wraz ze wskaźnikiem „miejsca” w którym jesteśmy można przybliżać lub oddalać. Dzięki temu możliwe jest śledzenie przebiegu w rzucie całkowitym, lub przybliżenie na konkretny krok aby dokładnie widzieć „ile jeszcze bólu” 🙂 I to w kilku stopniowej skali!
Jeśli do tego dodamy że diody nad licznikiem, pokazują nam graficznie poziom intensywności (mocy w moim przypadku) wykonywanej względem zakładanej w kroku, z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, a nawet wykrzyczeć: TO JEST NAPRAWDĘ DOSKONAŁE!!!
Garminie, wstydź się i ucz! Bo daleka Twoja droga. Już teraz zastanawiam się czy firma na G. odrobiła lekcje i modele 530 oraz 830 mnie zaskoczą pozytywnie. Na pewno niebawem jeden z nich wpadnie w moje testowe ręce 😉

Navi

Już na początku konfiguracji połączyłem konto z ridewithgps
Narysowany ślad (i tu uwaga Garminie!) od razu po zapisaniu pojawił się w mojej apce Wahoo i- co naturalne- w urządzeniu. Noszzzzzz…. Kto nie klął importując gpx do Garniaka niech pierwszy… DOBRA, ile można rzucać… 🙂

A zatem jadę sobie po śladzie.
Wahoo ochoczo informuje mnie krótkim monitem (na ekranie oraz sygnałem dźwiękowym) że za 500m skręcam. Po niecałej sekundzie monit znika i pojawia się na stałe, 300 metrów przed planowanym skrętem.
Wyraźnie pokazuje się strzałka określająca kierunek (w którą stronę, prosto na rondzie itd.) oraz płynnie zmniejszająca się odległość do owego miejsca.
Okazuje się że odległość do miejsca może wyświetlać się właściwie. Znaczy że jak jest 2 metry do skrętu, to Wahoo wyświetla 2 metry. Nie 15 czy 30 (Garminie!) ale właściwe i precyzyjne 2 metry. Kurna, jednak się da!
Najwyraźniej samo-naprowadzane wojskowe rakiety korzystają z technologii od Wahoo a nie firmy na G. Inaczej zawsze mijały by cel o 30 metrów ?
Na koniec dodam że po udanym skręcie pojawia się informacja ile metrów/kilometrów do kolejnego i w którą będzie stronę. Baja!

No tak! prawie zapomniałem dopiec jeszcze raz G…. Monity nie zasłaniają połowy ekranu danych, tylko „kompresują” je na czas swojej bytności. Cały czas widać wszystkie dane, z tym że mniejsze. Pfff…

Czy znalazłem jakieś minusy?

Tak. W zasadzie tylko jeden.
Diody nad ekranem są zupełnie nieczytelne w pełnym słońcu. To mała wada, ale jednak.
Na pewno spece w Wahoo to już wiedzą i poprawią niedociągnięcie. Roam nadciąga 😉
Drżyj Gar… z resztą wiecie już kto ma drżeć 🙂

Ok, monity dźwiękowe są troszkę zbyt ciche. W szumie ruchu ulicznego czasem giną…

Czyli oddaje 820 a Bolt zostaje?

Qrna… No nie…

Chyba nie.
Przyzwyczaiłem się do kolorowego wyświetlacza w moim 820. Lubię też fakt że ma dotykowy ekran i że Garmin wypuścił pilot do obsługi swoich urządzeń. Nie wyobrażam sobie życia bez tego pilocika 🙂

Na chwilę obecną nie zamienię ich miejscami, ale…

W przeddzień wymiany konającego Garmina, pilnie przyjrzę się 830 oraz Wahoo Roam.
Oba sprzęty mają u mnie „czystą kartkę”, ale po testach wiatr na Mazowszu wieje trochę w stronę Wahoo 🙂

Pozdrower!


Maciek Puź